~IX~

Danzō z satysfakcja obserwował rozpadająca się relacje Kakashi'ego z trzecim Hokage. Dzięki misji, która Hatake otrzymał od przywódcy wioski liścia, starzec nie musiał martwić się o to, że szarowłosy zacznie podburzać blondyna co w rezultacie doprowadziło by do utraty jego zabawki. Nie, teraz Kakashi nie miał najmniejszego prawa zadać spotkania z chłopcem w masce lisa co pasowało przywódcy korzenia. To było wygodne. Chłopiec miał już sześć lat, ich partnerstwo i tak musiało by się zakończyć, a teraz nie była to wina Danzō, a Hokage. W dodatku Kakashi zdawał się wierzyć byłemu przyjacielowi Hokage chociaż w małym stopniu, zdał siebie sprawę, że Danzō nie okłamał go ani razu, ba, był bardziej szczery niż powinien być. Dlatego, gdy szarowłosy przyszedł do Danzō z prośbą o ostatnie spotkanie z jego partnerem, starszy jedynie mrukną "rób co chcesz". I udał, że jest zajęty papierami.

Wszystko szło jak powinno!

Kakashi był jedynym który mógł dostarczyć Hokage cenne informacje, a teraz nawet on nie był po stronie Hiruzen'a.

Jednak Hokage dalej pozostawał problemem z którym Danzō ciężko się było uporać.

- Akademia... - Wymamrotał do siebie i roześmiał się, jakby właśnie usłyszał coś naprawdę zabawnego. - By wysyłać demona do akademii...  - Zamilkł na chwilę, wbrew wszystkiemu ten warunek był jedynym ma który Danzō przystał. - Jak sobie życzysz, Hokage-sama.

To nie tak, że Danzō przeszkadzało to w jakimś dużym stopniu, inaczej miała się sytuacja z perspektywy Naruto: chłopiec nie miał pojęcia jak miał się zachować. W dodatku, jakby jego nowy obowiązek nie był wystarczającym problemem, trzeci Hokage zapragną się z nim spotkać.

- Co powinienem zrobić... - Wymamrotał do siebie, Hokage był ważnym człowiekiem którego nie pozna było zignorować, ale coś w jego piersi nie pozwoliło blondynowi zdecydować. Bardzo chciał spotkać się z szarowłosym. - Najpierw Kakashi.

Rzucił do siebie cicho. Podejrzewał, że to ich ostatnie spotkanie.

- Hatake... - Młodszy cicho wymamrotał jego nazwisko. - Ja, ja chciałem...

A Kakashi powoli do niego podszedł, opadł na kolana i mocno przytulił. W oczach blondyna pojawiły się łzy, ale Hatake nie był mu dłużny. Niebieskooki mocno przycisną do siebie mężczyznę ciągnąć go delikatnie za włosy. Jak zawsze niesfornie postawione do góry.

- Tak mi przykro... - Kakashi zdawał się siebie obwiniać. - Tak mi przykro...

- ... - Młodszy pociągną nosem i rozpłakał się na dobre. - T-to nie twoja, nie twoja wina. - Naruto schował głowę w jego szyi i zacisną piątki. Teraz naprawdę wyglądał jak dziecko. Cieszył się, że Kakashi nie mógł zobaczyć jego twarzy, bo na pewno była teraz cała we łzach. - Ja nie chce, nie chce!

- Tak trzeba. - Kakashi przeklną samego siebie. Był bezradny, więc to było jedyne co mógł powiedzieć. - Posłuchaj mnie, mój mały partnerze, obiecuje, że jeszcze się spotkamy. - To równie dobrze mogła być pusta obietnica. - Chce, byś coś wziął.

Oddalili się lekko od siebie a Kakashi wyją z kieszeni dwa dzwonki. Blondyn wiedział, jak ważne były dla jego partnera więc zdziwił się, gdy położył jeden na jego ręce.

- Dlaczego...? - Chłopiec w masce lisa nie rozumiał. - Przecież są dla ciebie ważne... Ja...

-Ty również jesteś dla mnie ważny, więc chce byś go zatrzymał. Kiedyś przyjdę do ciebie go pożyczyć, nawet, jeśli będziesz na drugim końcu świata. - Poczochrał ręka jego włosy. - Chciałem przywiązać ci go do jednego z uszu maski, ale to mogło by być problematyczne. - Jako ANBU musiał poruszać się cicho, więc dzwonek nie był odpowiednią ozdobą.

Mimo tego Naruto niezgrabnie zawiązał czerwony sznurek na masce i potrząsną głową wydając dźwięk.

-To nie będzie problemem. - Uśmiechną się lekko sam do siebie. Nagle kilka metrów dalej pękła gałąź. Nie robili nic zakazanego, ale Naruto od razu pościł rękę mężczyzny. - Powinieneś iść.

Czuł obecność Sasuke, wiedział, że Kakashi teraz zajmował się bratem Itachi'ego i że prawdopodobnie nie mógł odstępować go na krok. A mimo wszystko zdecydował się z nim spotkać. To wiele znaczyło dla przywiązanego do niego dziecka.

Nagle jego maską została zdjęta, a jego łzy otarte.

- Wiedziałem, że Danzō się myli. - Uśmiechną się do niego i gładząc swoją dłonią jego policzek. - Nie ruszaj się.

Naruto od razu zdrętwiał, a Kakashi znów uklękną i zetkną ich głowy czołami kładąc młodszemu rękę na karku.

- To obietnica. — Cholera, zawsze chciałem być starszym bratem. — Pomyślał odwracając się do Naruto plecami, ostatni raz rzucił dziecku ciepłe spojrzenie i odszedł w kierunku drugiego chłopca.

Naruto stał tam chwilę w lekkim szoku. Powinien powiedzieć Kakashi'emu, że przez zetknięcie z nim odczytał jego myśli i poczuł kujący ból w klatce piersiowej z tego powodu? A może powinien zachować to dla siebie? Kolejnym pytaniem było to, dlaczego mógł odczytać myśli kogoś z taką łatwością i bezboleśnie? Otrząsną się przypominając sobie, że musi jeszcze coś zrobić. Nie zostało mi dużo czasu do spotkania z głową Konohy, więc postanowił pomyśleć o tym później. Może lepiej byłoby o wszystkim zapominać... 

Cicho westchną i ruszył w kierunku domu Hokage. Wydawało mu się to co najmniej dziwne, że przywódca wioski ukrytej w drzewach chce spotkać się z nim w jego własnym domu, ale nie miał prawa się kłócić. Zahaczył jedynie o ANBU korzenia, którzy mieli go pilnować i zgubili go, a raczej Naruto zgubił ich, by nie przeszkadzali mu w pożegnaniu. 

- ... - Blondyn stał patrząc na ANBU ogarniętych niepokojem. - Ty... - Jeden odpowiedzialny za jego nadzór zauważył go. - Cholerny demon. 

Młodszy nie odpowiedział na jego zaczepkę, odwrócił się i ruszył przed siebie. Nie czuł do nich nienawiści, nie mógł jej czuć, nie ważne, jak bardzo raniły go jego słowa, raniły, tak naprawdę Naruto nie wiedział, że jest raniony. Nie zdawał sobie sprawy z własnego bólu.

Gdy znalazł się u celu zapukał ceremonialnie trzy razy i uklękną przed drzwiami, nie wiedział, że jest to wymagane, dla niego było to po prostu naturalnym odruchem. Po chwili otworzono mu drzwi, Naruto wiedział, że to nie Sarutobi je otworzył, ale nie zmienił swojej pozycji czekając na słowa "możesz podnieść głowę", blondyn nawet nie pomyślał o wstaniu czy chociażby wejściu do środka. 

- E-eh, em... - Mężczyzna nie wydawał się zaskoczony. - Ojcze! Sądzę, że to ktoś do ciebie.

- Naruto...? - Mężczyzna spytał cicho, ale chłopiec nie potrafił odpowiedzieć, przysiągł sobie nie mówić przy obcych, a Hokage był kimś, kogo Danzō kazał mu się wystrzegać. Naruto pozostało pójść za rozkazem. - Ach tak, Danzō wspominał, że nie mówisz... - Starszy wydawał się być zakłopotany. - Wejdź proszę.

Młodszy zaczął kreślić coś po piasku przed domem, a Hokage westchną.

- To rozkaz, nie możesz zignorować rozkazu, prawda? - Młodszy powoli się podniósł, a wiatr, który akurat zawiał sprawił, że dzwoneczek na jego masce wydał cichy dźwięk. - Czy to nie... - Młodszy zakrył go ręką wyczuwając, że Hiruzen chce go złapać. - Wejdź. Asuma, zrób herbaty! 

Syn Sarutobi'ego nie wydawał się zadowolony, ale wykonał polecenie ojca. 

- Sądzę, że wiesz dlaczego tu jesteś. - Młodszy nie wiedział. - Ten przeklęty starzec, no nic, mam dla ciebie prezent. - Starzec wyciągną jakiś zwój. Nie sądzę jednak, że będziesz wstanie go się narazie nauczyć, jeśli chcesz, mogę przeczytać ci go i wyjaśnić. 

Młodszy nie rozumiał dlaczego Hokage był tak uprzejmy. Napisał palcem na stole. "Nie jestem godzien" i wycofał się w swoją strefę komfortu znów chyląc czoła przed starszym. 

- Twój ojciec chciałby, byś ją umiał, ale nie mów nikomu, bo nawet jeśli jestem Hokage, wykradanie technik z biblioteki nie jest w porządku. - Mężczyzna zaśmiał się cicho. - "Kage Bunshin no Jutsu" jest techniką rangi B i choć jestem pewien, że władasz wieloma potężniejszymi technikami, będziesz miał trudność z podstawowymi. To przypadłość tych z wielkimi pokładami czakry, więc ta technika ci się przyda. - Zwłaszcza, że idziesz do Akademii. - Posłuchasz tego starca?

"Tak, Hokage-sama, ta osoba zamienia się w słuch." I spędzili tak pół dnia, ponieważ Hokage co chwile przerywał naukę rozpoczynając według niego ciekawe historie, a Naruto nie śmiał mu przerywać. 

~1247-słów~

Padam  (┬┬﹏┬┬)

Dobranoc! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top