Ślub.

Zachichotał, po czym zakrył usta dłonią. Nikt nie mógł ich usłyszeć, bo mogłoby się to źle skończyć. I to dla obojga. Wziął więc poduszkę i ukrył w niej twarz, podczas gdy mężczyzna siedzący na nim wciąż go łaskotał.
-To..ny! - wysapał pomiędzy spazmami śmiechu- ktoś nas usłyszy...
-No i?
- Jeśli Steve to zobaczy, nie będzie zadowolony...
-Przesadzasz.
- Powiedziałeś mu?
Humor naukowca uległ nagłej zmianie. Zszedł z boga i podszedł do barku, nalewając sobie do szklanki whiskey.
- Nie powiedziałeś...
- Bierzemy ślub.
Loki zamarł, a po chwili podniósł się z łóżka. Z jego palców wystrzeliły iskierki magii.
- Co?!
Tony wziął głęboki wdech.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?!
- Nie wiem...
- Dlaczego... Dlaczego zgodziłeś się i dalej spotykałeś ze mną ?
- To ja się oświadczyłem.
Bóg usiadł na łóżku. Po jego policzku spłynęła łza.
- Dla.. czego..
- Loki, ja potrzebuję stabilizacji! Nie mogłem dłużej trwać w nicości!
- A ja?!
- Przecież to tylko jebany romans! Sam to powiedziałeś!
- Kocham cię, ty debilu! I jeszcze pięć minut temu miałem pierdoloną nadzieję, że będziemy razem! Że w końcu mu powiesz!
-Ale.. ja.. kurwa, Loki! Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?!
-A co by to zmieniło?- parsknął.
Stark milczał. Nie wiedział, czy to by cokolwiek zmieniło.
Z transu wybudził go trzask drzwi. Westchnął.
Oprożnił szklankę i wyszedł z sypialni, kierując się do swojego narzeczonego.
***
Leżał i patrzył się w sufit, na policzkach widniały zeschnięte ślady łez, a kolejne płynęły z oczu.
Zrozumiał.
Nie chciał z nikim rozmawiać, wrócił do Asgardu zaraz po rozmowie z Tonym. Był gotowy, żeby powiedzieć mu prawdę, ale Tony miał gorszą wiadomość.
Odszedł.
Nie zamierzał wracać na Midgard. Postanowił, że już się tam nie pojawi, nie licząc ślubu. Niezależnie od tego czy zostanie zaproszony.
Stracił.
Wstał i wyszedł na taras, patrząc w świecące wysoko, na czarnym aksamicie nieba, gwiazdy. Na blask księżyca i uśmiechał się smutno.
Może i nie są ani nie będą razem, ale wciąż patrzą w to samo niebo. Widzą te same gwiazdy.
Żałował.
***
Stał przed ołtarzem w czarnym, dopasowanym garniturze i uśmiechał się. W pierwszym rzędzie siedzieli jego przyjaciele.
Clint stał za nim i trzymał obrączki, a sam Tony czekał aż jego narzeczony do niego podejdzie.
Pojawił się na końcu sali, w również czarnym garniturze i z lekkim uśmiechem, błądzącym po ustach. Jego czarne loki opadały delikatnie na ramiona, a blada skóra kontrastowała z czernią aksamitu. Biały krawat zawiązany na szyi odbijał się od klatki piersiowej, z każdym stawianym krokiem. Zielone oczy błyszczały.
Powoli podszedł do ukochanego i zatrzymał się za nim.
Steve idący za Lokim w białym garniturze stanął naprzeciw swojego narzeczonego.
-Czy na sali jest ktoś, kto jest przeciwny temu małżeństwu?
Nikt się nie odezwał.
- Świetnie. Zatem czy ty Stevenie Grancie Rogersie bierzesz sobie tego oto mężczyznę Anthony'ego Edwarda Starka za męża i od tego dnia przyrzekasz trwać z nim na lepsze i na gorsze, w zdrowiu i chorobie, w szczęściu i w smutku, w bogactwie i w biedzie oraz ślubujesz kochać i pielęgnować aż do śmierci?
- Tak.
- Czy ty Anthony Edwardzie Starku bierzesz sobie tego oto mężczyznę Stevena Granta Rogersa za męża i od tego dnia przyrzekasz trwać z nim na lepsze i na gorsze, w zdrowiu i chorobie, w szczęściu i w smutku, w bogactwie i w biedzie oraz ślubujesz kochać i pielęgnować aż do śmierci?
- Tak.
- Zatem ogłaszam was małżeństwem.
Pocałowali się, a wokół rozbrzmiewały brawa.

Obudził się spocony i z trudnością łapał oddech. Spojrzał na narzeczonego pogrążonego we śnie i Westchnął cicho. Skierował się na balkon, żeby zapalić.
Było późno, niebo stało się już czarne, a gwiazdy świeciły wysoko. Nie widział Asgardu i żałował, że nie porozmawiał z Lokim wcześniej.
Spojrzał na śpiącego Steve'a. Wiedział, że powinien zerwać zaręczyny, że powinni się rozstać, ale coś go blokowało i nie potrafił tego zrobić.
Spojrzał na piękną pełnię księżyca i przypomniały mu się wszystkie wieczory i noce, które spędził z Lokim.
Ich znajomość nie opierała się jedynie na seksie. Właściwie, ich znajomość w ogóle nie opierała się na seksie. Sypiali ze sobą, ale także rozmawiali, wychodzili razem, bawili się ze sobą i po prostu spędzali czas. Żaden z nich nawet nie zauważył faktu, że zakochał się w drugim.

A jednak Loki wiedział, że jest tym drugim.

Tony wolałby żeby był jedynym.
***
Stał przed ołtarzem w czarnym, dopasowanym garniturze i uśmiechał się. W pierwszym rzędzie siedzieli jego przyjaciele.
Clint stał za nim i trzymał obrączki, a sam Tony czekał aż jego narzeczony do niego podejdzie.
Pojawił się na końcu sali, w również czarnym garniturze i stresem wymalowanym na twarzy. Jego czarne loki opadały delikatnie na ramiona, a blada skóra kontrastowała z czernią aksamitu. Biały krawat zawiązany na szyi odbijał się od klatki piersiowej, z każdym stawianym krokiem. Zielone oczy błyszczały.
Powoli podszedł do ukochanego i zatrzymał się za nim.
Steve idący za Lokim w białym garniturze stanął naprzeciw swojego narzeczonego.
-Czy na sali jest ktoś, kto jest przeciwny temu małżeństwu?
Nikt się nie odezwał.
- Świetnie. Zatem czy ty Stevenie Grancie Rogersie bierzesz sobie tego oto mężczyznę Anthony'ego Edwarda Starka za męża i od tego dnia przyrzekasz trwać z nim na lepsze i na gorsze, w zdrowiu i chorobie, w szczęściu i w smutku, w bogactwie i w biedzie oraz ślubujesz kochać i pielęgnować aż do śmierci?
- Tak.
- Czy ty Anthony Edwardzie Starku bierzesz sobie tego oto mężczyznę Stevena Granta Rogersa za męża i od tego dnia przyrzekasz trwać z nim na lepsze i na gorsze, w zdrowiu i chorobie, w szczęściu i w smutku, w bogactwie i w biedzie oraz ślubujesz kochać i pielęgnować aż do...
- Nie! To nie może dojść do skutku. Wiem że jest za późno na to, że przed chwilą było pytanie. Ale ja nie mogę pozwolić, aby Tony wziął ślub ze Stevem!
- Co ty wyprawiasz Clint?!- warknął geniusz, odwracając się do przyjaciela.
- Rozejrzyj się, Stark! Nie brakuje ci tu kogoś?!
- O czym ty...
- Gdzie jest Loki? Wyszedł, bo nie mógł na to patrzeć!
- Clint, co masz..
- Jasne! Pieprzyć go przez ponad rok umiałeś, ale jeśli chodzi o jego, nie, nie jego, o WASZE uczucia to nagle masz go w dupie?! - warknął- przepraszam- zwrócił się do pastora.
- Tony? O czym on mówi?
Stark Westchnął.
- Nie możemy się pobrać, Steve. Przepraszam.
Tony wybiegł z kościoła i zaczął szukać Lokiego.

Siedział samotnie pod drzewem, a łzy swobodnie płynęły po policzkach. Usłyszał kroki, ale nie zareagował. Wiedział do kogo należą.
-Nie powinieneś brać ślubu?
-Już po ceremonii- powiedział, siadając obok.
Skinął.
- Szukałem cię.
-Wiem.
- Loki, ja...
- Wracam na Asgard. Nie zobaczymy się więcej. Obiecuję.
- Loki...
- Żegnaj, Tony. Kocham cię- szepnął i wstał- no i gratulacje.
Odszedł.
-Loki! Ale ja nie wziąłem tego ślubu!
Ale boga już nie było w zasięgu wzroku ani słuchu.
Odszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top