Wolność.

Jakieś 💬💬?❣

Westchnął, zakładając okulary przeciwsłoneczne i kaptur. Schował dłonie głęboko w kieszeniach bluzy, skórzaną kurtkę zostawił w samochodzie. Powoli wszedł do kościoła, zatrzymując się na tyłach. Widział głowy swoich przyjaciół w pierwszej ławce. Cicho przeszedł na górę, na  emporę. Teraz widział więcej. W pierwszej ławce siedział Clint z Natashą, Bruce, Steve z  Buckym...
Cieszył się, że Rogers ułożył sobie jednak życie bez niego. Ale co się dziwić, zniknął rok wcześniej. Steve potrzebował bliskości i padło na Jamesa... Nie mógł go winić. Rzucił go, a następnie zostawił bez słowa.
Mimo wszystko czuł lekki żal, że blondyn tak szybko się pozbierał...
Obok siedziała Pepper oraz Happy. W następnych ławkach dostrzegł agentów T.A.R.C.Z.Y. Widział Coulsona i Hill, A także Fury'ego. Widział Jane. A także mnóstwo dziennikarzy. Ale nie Thora.  Thora nigdzie nie widział.
Widział ich Wszystkich, ludzi na których kiedyś mu zależało i ogromnie żałował, że nie mógł do nich zejść, wytłumaczyć... pożegnać się, jak należy.
Dostrzegł Rhodeya z żoną.  Widział wszystkich. Nie zobaczył tylko rodziców.  Ale nie ruszało go To, że nie żyją. Wystarczyło, że spojrzał w lustro i widział swojego ojca, do którego tak strasznie nie chciał być podobny, A którym mimowolnie się stał przez ostatni rok.
I mimo, że tak strasznie go nienawidził, to nie potrafił wybaczyć Bucky'emu, że ich zabił. I chyba właśnie dlatego bolało go To, że Barnes spotyka się teraz z Rogersem. Jego Rogersem.
- On już nie jest twój- usłyszał chłodny głos za plecami. Spiął się- nie uważasz, że to zły pomysł, abyś Ty tu był? Nie możesz zostać zauważony, A wystawiasz się na tacy.
-Zamknij się w końcu!- syknął, odwracając się przodem do mężczyzny- To twoja cholerna wina, że nie mogę z nim być! Że nie mogę z nimi rozmawiać..
-Sam tego chciałeś, Tony- westchnął cicho bóg, podchodząc do geniusza. Położył mu dłoń na ramieniu- chcesz tego? Chcesz oglądać własny pogrzeb?
Stark westchnął.
-Chcę. To ostatni raz kiedy ich widzę, zanim wrócę z Tobą.
-Chciałbym Ci zwrócić twoje życie, Tony- szepnął cicho.
-Już za późno. Ja już nie mam tamtego życia.
Bóg uśmiechnął się smutno, wciąż trzymając dłoń na ramieniu naukowca. Spojrzał w dół, na trwającą już ceremonię.
-Steve Rogers chciałby wypowiedzieć się o zmarłym.
Kapitan poszedł w stronę księdza i odchrząknął.
- Tony... Tony był specyficzny.  Był samolubnym egoistą. Był draniem, ale był dobry. Był świetnym przyjacielem. Bohaterem świata. Dobrym kompanem. Kochałem go- zawiesił się na chwilę, zamykając oczy- kochałem. Był moim oczkiem w głowie, moją nadzieją i wiarą, moim sercem. Był moimi oczami, uszami, nosem. Umysłem. Był każdym moim zmysłem. Był moim wszystkim i nikt nigdy nie będzie w stanie mi go zastąpić. Tęsknię za nim od roku, od kiedy zniknął i będę tęsknił przez kolejne lata. Umarł jak zwykle dla świata.  Był naprawdę wspaniałą osobą, kimś na kim można było polegać. Więc gdzie jest teraz?
Tony uronił łzę.
-Tutaj Stevie. Wciąż jestem tutaj.. -wyszeptał. Miał straszną ochotę porozmawiać z nim.
-Zapomnij- mruknął mężczyzna obok.
-Loki do jasnej cholery!- syknął- możesz przestać siedzieć mi w głowie?!
-Mogę.
-Dziękuję.
- Nie powiedziałem, że to zrobię.
Stark spojrzał na niego, wściekły.
-Chuj.
-Jesteś w kościele.
-Rozmawiam z "bogiem" - zrobił cudzysłowie w powietrzu- codziennie i też przeklinam. Zamknij się, chcę usłyszeć resztę ceremonii.
Loki przewrócił oczami, ale nie odezwał się więcej.
-Pożegnajmy teraz minutą ciszy Anthony'ego  Edwarda Starka.
Nastała cisza, tak głucha i przerażająca, że aż niewiarygodna.
-Wiesz co, Loki?
-Co?
-Nienawidzę cię.
Młody bóg spojrzał smutno na mężczyznę i skinął. Wiedział.
×××
-Królu! Musimy porozmawiać!- Loki przemierzał szybkim krokiem korytarz w sali tronowej. Spojrzał w jedno oko swojego władcy i klęknął. Jednak zrobił to na ułamek sekundy- kurwa, nie będę przed Tobą klękać.
-Cóż cię do mnie sprowadza?
-Stark.
- Co tym razem?
-Musisz zwrócić mu wolność.
-Loki, rozmawialiśmy o tym. To niemożliwe.
-Kurwa Thor! To twój przyjaciel!
-Wiem, ale taka była wola ojca. Stark miał ponieść konsekwencje swoich czynów przeszłych i przyszłych w zamian za zdrowie i bezpieczeństwo jego przyjaciół. Stark zgodził się na wymiar kary. Ojciec osobiście go wymierzył.
-OJCIEC NIE ŻYJE, THOR! TY JESTEŚ KRÓLEM! TY MOŻESZ ZWRÓCIĆ MU WOLNOŚĆ!
-Przykro mi Loki.
-Bracie, błagam...
- NIE.
-Oddam swoją wolność za jego.
Thor spojrzał na brata.
-Dlaczego ci tak zależy?
- Nie zdradzę swoich powodów. Ale zgódź się.
- Nie mogę. Wybacz mi bracie.
Loki warknął gardłowo i wstał gwałtownie. Opuścił salę z hukiem.
Thor obserwował brata, który dał mu do myślenia. Loki miał rację. Teraz on był królem.
Wpadł na pewien pomysł.
×××
- Co się stało, jelonku? - spytał Tony, patrząc na boga, krążącego po jego komnacie już od piętnastu minut. Naukowiec leżał z rękami pod głową- Loki?
-Thor się nie zgadza- bąknął  w końcu. Stark westchnął.
-Przecież mówiłem Ci. Loki tu nie jest tak źle. Przekonałem się do Ciebie, właściwie się zaprzyjaźniliśmy. Wszystko jest w porządku. Dobre jedzenie i tak dalej... jedyne co, to tylko fakt, że nie ma mnie już na ziemi i nie krzywdę ludzi. Czasem Thor mi każe coś zrobić i to tyle. Naprawdę, naprawdę nie jest źle.
- Tylko tęsknisz za Rogersem- mruknął smutno.
- Tak. Masz rację.  Ale tęsknię za nim jako przyjacielem.  Szans u niego od dawna nie mam.
-Masz i dobrze wiesz.
- No dobrze. Przyznam Ci się. Zerwałem z nim dzień wcześniej, godzinę przed tym jak się dowiedziałem o tym, że Odyn chce mnie widzieć. Nie układało nam się. Już od dawna czułem, że coś nie gra. Wypaliło się. Nie kochałem go już.
- To dlaczego...
-Wiele razem przeszliśmy. To taki sentyment.
- Ale chciałbyś z nim wciąż być - westchnął smutno.
-Nieprawda- potrząsnął głową- co ty taki smutny? Jelonku na pewno chodzi tylko o moją wolność?
Loki zagryzł wargę.
-Hej- Tony złapał podbródek boga i odwrócił jego twarz w swoją stronę- Co jest muchomorku?
Loki westchnął i zamknął oczy, A następnie pokonał odległość dzielącą go ze Starkiem i złączył ich usta w pocałunku.
Tony był zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się w usta boga i przyciągnął go bliżej siebie.
×××
Ranek nastał zbyt szybko. Noc, którą upojnie spędzili mężczyźni była dla nich za krótka.
Loki powoli otworzył oczy. Teraz już w ogóle nie chciał zwracać Starkowi wolności. Wcześniej chciał tylko, żeby był szczęśliwy, teraz nie potrafiłby pozwolić mu odejść...
Wyswobodził się z objęć  śpiącego jeszcze kochanka i szybko się ubrał, opuszczając komnatę. Szedł po śniadanie dla nich obu, jednak zatrzymał go posłaniec Thora, oznajmiający, że król chce go widzieć.
Loki westchnął i udał się do brata.
×××
-Zgadzam się na zwrócenie wolności- zaczął Thor.  Loki zmarkotniał- jednak nie od razu. Poinformuj naszego midgardzkiego przyjaciela, że chciałbym go zobaczyć za godzinę.
-Dobrze. Mogę odejść?
-Bracie...
- Tak?
- Co ty masz na sobie?- Loki dopiero teraz się zorientował, że ubrał koszulkę Starka zamiast swojej. Miał go nikt nie widzieć... spłonął rumieńcem.
-Pomyliłem się rano, jak się zbierałem.
-Pomyliłeś się, jak się zbierałeś? A od kogo się zbierałeś?
-Od Starka - mruknął cicho.  Thor wytrzeszczył oczy, A Loki szybko zniknął.
×××
-Nieładnie tak uciekać rano- tak został powitany Loki z tacą.
- Szedłem po śniadanie, ale najpierw zostałem wezwany do Thora- przygasł nagle- chce Cię widzieć za godzinę.
Tony ściągnął brwi i skinął. Nie spodobała mu się zmiana nastroju kochanka.
×××
-Więc...
-Zwrócę ci wolność i twoje dawne życie, jednak dopiero za rok. Przez te dwanaście miesięcy musisz jeszcze tu zostać. Twoje zadania się nie zmienią, czasem będziesz mi pomagał. Warunkiem zwolnienia jest zakaz produkowania  broni, Anthony.
-Zgoda, jak najbardziej się zgadzam!- uśmiechnął się szeroko, A Loki wyszedł.
×××
Nie widział kochanka od kiedy zaprowadził go do Thora dzień wcześniej. Ściągnął brwi i postanowił pójść do niego. Nie pukał, od razu wchodząc. Loki leżał na łóżku. Nie robił nic poza patrzeniem  w sufit.
- Nie mam czasu- burknął.
-Widzę. Sufit jak widać ważniejszy ode mnie.
-Czego chcesz?
- Co cię ugryzło? Chciałeś przecież, żebym odzyskał wolność.
- Ale potem z Tobą spałem- mruknął.
- No I?
- Nie chcę żebyś odszedł, Tony.
-Oh jelonku. Nie martw się o Steve'a. Przysięgam że to koniec i że liczysz się tylko ty.
-Przez rok.
-Miło, że we mnie wierzysz..
- Nie chce Cię stracić. Po prostu.
- Nie stracisz.
÷÷÷
Po niecałej godzinie, Loki leżał wtulony w klatkę piersiową naukowca.
- Czy teraz jesteśmy oficjalnie razem?
- Na to wygląda, kochanie.
×××
Minęły trzy miesiące od kiedy się związali.  Kłótnie już mieli na koncie. Kilkanaście nawet. Najczęściej chodziło o głupoty, o Rogersa...
Tony był poirytowany ciągłymi oskarżeniami. Tego dnia miał zobaczyć się z ukochanym dopiero późnym wieczorem, gdyż wcześniej musiał wykonać dla Thora zadanie. Towarzyszyć mu miała Sif.
Właściwie już wracali do pałacu, kiedy Tony zapatrzył się w jej oczy. Były niesamowite.  Ogólnie była piękną kobietą. Seksowna i pewna siebie, takie lubił.
-Masz cudowne oczy- zagaił, kiedy weszli do budynku.
-Dziękuję- powiedziała ostro, jednak towarzyszył jej uśmiech.
-Jesteś naprawdę piękna, zdajesz sobie sprawę?- położył jej dłoń na policzku. Kochał Lokiego. Jednak natura playboya i uwodziciela dominowały.
-Tak- szepnęła, a następnie stanęła na palcach i wpiła się w usta naukowca. Stark położył drugą dłoń w dole pleców kobiety i pogłębił pocałunek. Gdzieś w głowie pojawiły mu się myśli o udaniu się do komnaty kobiety, ale odgonił je od siebie. Starał się myśleć o oczach Lokiego. Zanim jednak odsunął się od kobiety, zdążył usłyszeć chrząknięcie. Następnie Sif poleciała na ścianę.
- Nie wierzę!- usłyszał. Spojrzał na zranionego boga- Jak mogłeś?!
-Loki, daj mi wyjaśnić..
-A niby Co? Jak bardzo chciałeś ją przelecieć?!
-Loki, kochanie...
-Daj mi spokój, Stark. Wracaj już lepiej na Midgard.
-Oh Loki...- westchnął i poszedł za bogiem- poniosło mnie. Przepraszam. Już więcej tego nie zrobię.
-Jasne- parsknął.
-Kocham Cię, muchomorku.
-Też Cię kocham -westchnął- zakuty łbie.
- Nie przeginaj.
×××
Minął rok, A potem kolejny. Tony był szczęśliwy z Lokim i strasznie nie chciał wracać. Lecz w końcu chciał się zobaczyć z przyjaciółmi.
×××
- Co?
- Na jakiś czas. Dwa tygodnie. Potem wrócę...
- Tony...
-Kocham Cię Loki. Ale muszę się z nimi zobaczyć.
-Z nimi ? Czy z nim?
- Do zobaczenia kochanie- pocałował go czule- kiedy wrócę, to ci wszystko wynagrodzę.
-Jeśli wrócisz-mruknął.
Tony przewrócił oczami i udał się do Heimdalla .
×××
-Thor?! On coś takiego zrobił?
-Bardziej Odyn, A Thor podtrzymał.
- Ale wszystko w porządku? Wracasz?
- Nie wracam. Moim domem jest teraz Asgard.
- Jak to?
- Mogłem wrócić już rok temu.
- Co?
- Zakochałem się.
-Świetnie... i ona nie może zamieszkać tu?
- On. A nie ona. I nie.
-Dlaczego?
- Nie sądzę, że jest mile widziany tutaj oraz jest potrzebny tam.
-Błagam tylko nie mów, że chodzi o tego zielonego bałwana...
-Tak... chodzi o Lokiego.
×××
Tony nie chciał wracać do Asgardu.
×××
Wrócił po półtorej miesiąca. Obawiał się reakcji Lokiego.
- No proszę, kto wrócił- usłyszał za plecami.
-Hej kochanie- mruknął- chociaż nie wiem czy mogę jeszcze tak mówić...
Loki przewrócił oczami i podszedł.
-Możesz.  Nie znalazłem nikogo innego, nie zerwaliśmy i wciąż cie kocham. Nadal jestem tylko twój. I byłem przez cały czas. Pytanie czy Ty również?
- Nie zdradziłem cię na Ziemi.
-Tylko na Ziemi?
- No ogólnie cie nie zdradziłem od tamtego zdarzenia z Sif.  Ale musimy pogadać.
×××
-Chcesz wrócić... jednak... straciłem cię...
- Nie. Możesz wrócić ze mną.
-Słucham?
-Już poinformowałem znajomych że Cię kocham i że nie wrócę do nich. Ale zaczęli mnie przekonywać. Albo wracasz ze mną albo nie wiem co. Możemy spróbować na odległość... Ale będzie ciężko. Mogę zostać, ale będzie mi smutno. Możemy się roz...
- Nie kończ. Daj mi się zastanowić.
×××
- Czy jest ktoś temu przeciwny?
×××
-Będziemy tu się pokazywać  czasem?
-Możemy w każde wakacje i jak często zechcesz.
-Dobrze.
×××
-Więc nie pozostaje mi nic innego...
×××
Dawno nie był na tej planecie. Czuł się dziwnie w domu, w którym znajdowali się przyjaciele jego ukochanego, którzy chcieli zabić biednego Lokiego.
Usłyszał rozmowę Tony'ego i Steve'a.
-Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
-Oczywiście! Nie byłem niczego bardziej pewien!
×××
-...Jak życzyć wam wszystkiego dobrego...
×××
-Zgadzasz się?
-Oczywiście głupku!
×××
-...Na nowej drodze życia.
×××
I tak to wszystko minęło. Tony odbył karę, podczas której się zakochał. Spędził cudowne miesiące i lata z ukochanym i przyjaciółmi. Jego życie wyszło na prosta, nie musiał się dłużej ukrywać. Zero kar, zero udawanych pogrzebów. Skończone.
×××
-Ogłaszam was małżeństwem. Możecie się pocałować.
×××
Jednak jego głowę wciąż zaprzątały myśli o Lokim, jego dziwnych rozmowach, jego znikaniu.  Myślał o tym, dlaczego to on chciał sprawować nad nim pieczę wtedy. Zadawał sobie Pytanie, po co ta szopka z pogrzebem, dlaczego był dla niego taki miły i jakim cudem się zakochał.
Ale wiedział, że chodzi o Lokiego. I nigdy nie pozna odpowiedzi na te pytania.

Póki był szczęśliwy, nie przeszkadzało mu to.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top