Teraz.
Hehe, jak widać nie poszło dobrze i brak zarówno prologu jak i jakiegoś shota :))
Przepraszam za to.
Teraz oficjalnie mówię, że dzisiejsza praca jest ostatnią do lipca, a prolog jak i dwa rozdziały mam napisane, jednak nie wstawię nic póki nie będę miała DZIESIĘCIU. Ale idzie. Obiecuję, że na początku lipca wrzucę już to opowiadanie, wtedy będzie wszystko gotowe. Tym czasem zapraszam na krótki shocik:)
^^^^
Powoli otworzył oczy. Westchnął cicho, siadając i rozciągając spięte mięśnie. Był 29 maja, jego urodziny.
Wstał i skierował swoje kroki do łazienki. Odkręcił kurek z zimną wodą i zrzucając uprzednio spodnie z piżamy, wszedł pod chłodny, przyjemny strumień.
Nie lubił urodzin. Wręcz nienawidził. Czuł, że się starzeje, czuł oddech śmierci na karku, choć miał dopiero dwadzieścia siedem lat.
Bał się dnia, w którym miał umrzeć, bał się śmierci. Nie chciał umierać , chciał być długowieczny jak jego ukochany. Chciał być już zawsze z Lokim.
Otrząsnął się z wspomnień. Lokiego nie ma. Już prawie pół roku.
Rozstali się dawno, kiedy na jaw wyszły wszystkie kłamstwa młodego boga. Właściwie, jedno główne: Loki go wykorzystał. Oszukał, że kocha, podczas gdy tak naprawdę potrzebował go tylko do zawładnięcia światem. Chciał zdobyć jego zaufanie, by dowiedzieć się czegoś o Avengers. Szpiegował ich. Miał plan, którego się doskonale trzymał. Wykorzystał jego słabość do Rogersa, poznał jego słabe punkty i w nie uderzał z całą siłą. Dla chorego celu, którym było podbicie Nowego Jorku, był w stanie zrobić wszystko. Nawet dać dupy... Pomyślał gorzko Stark.
Loki oddał mu się przez jakiś cholerny plan. Nie czuł do niego kompletnie nic, a już na pewno nie miłości...
Jedyne, co w nim widział, to kopalnię informacji. I może trochę dobrej zabawy przy okazji.
"Tony, kocham cię! Tak, to prawda, że chciałem zdobyć informacje, ale tylko na początku! Pokochałem cię! Proszę, Tony, wysłuchaj mnie... Zrozum, wybacz... Błagam, nie zostawiaj mnie..."
Jasne, że ci wierzę. Kłamco.
Wyszedł spod prysznica i wysuszył swoje ciało ręcznikiem. Skierował się do kuchni, gdzie zrobił sobie mocnej kawy.
Do pomieszczenia wszedł Clint.
-No siemasz, staruchu.
-Przypominam, jesteś starszy.
Barton pokazał mu język i podszedł do niego.
-Wszystkiego najlepszego, braciszku- szepnął i wręczył mu małe pudełko, a następnie go wyściskał.
-Mówiłem, bez prezentów- jęknął.
-Nie marudź tylko otwieraj.
Stark westchnął cicho i otworzył pakunek. W środku był grawerowana, srebrna bransoletka męska.
Ozdobnym, pięknym pismem było napisane: Nazwa, jak nazwa. Liczy się ekipa.
Tony uśmiechnął się.
-Dziękuję- powiedział cicho i przytulił mocno przyjaciela. Od razu założył biżuterię.
Barton uśmiechnął się i wyszedł z kuchni, a zamiast niego pojawił się Banner.
-Tony! Staruchu jeden!
-Ty też jesteś starszy!
-Czepiasz się szczegółów. Wszystkiego najlepszego. Obyś już więcej nie wpadł na żaden durny pomysł, jak z Ultronem....
-Dzięki- mruknął. Bruce wyszczerzył zęby w uśmiechu i wyjął zza pleców torebkę ozdobną- Kolejny..
-Otwieraj!
Westchnął ponownie i wyjął z torby czarną koszulkę z nadrukiem Avengers.
-Serio? - zachichotał- dzięki.
-Spójrz dobrze.
Rzeczywiście, na dole torebki była jeszcze butelka szkockiej i jakiś karnet.
-Ohhh- bąknął, kiedy przeczytał, że to występ striptizerki z usługą...- dzięki..
-Nie ma za co!- cmoknął go złośliwie w policzek i wyszedł.
Tym razem w kuchni pojawiła się Natasha.
-Wszystkiego najlepszego, braciszku- mam déjá vu, czy jak?- więcej świetnych pomysłów i mniej tych głupich, no i żebyś w końcu znalazł ta prawdziwą miłość.
Wręczyła mu torebkę ozdobną, w której znajdowało się małe pudełko. Otworzył je i zobaczył piękny srebrny łańcuszek, z przywieszką R.
-R jak Romanoff?- spytał że śmiechem.
-Nie, idioto. R jak Rodzina.
-Oh. Dziękuję, jest piękny- bąknął zawstydzony. Kobieta pokręciła głową i z uśmiechem wyszła.
Tony westchnął i napił się w końcu tej kawy. Wyszedł z kuchni, wpadając prosto w ramiona Rogersa. Spiął się. Unikał go, od kiedy rozstał się z Lokim.
-Cześć- uśmiechnął się Steve, jednak w jego oczach widać było smutek- mam coś dla ciebie. Wiem, że nie cierpisz urodzin i nie chciałeś żadnych prezentów, jednak nie mogłem się powstrzymać. Gdy tylko go zobaczyłem, pomyślałem o tobie. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Wszystkiego najlepszego- niepewnie go objął, a następnie wręczył mu niewielkie pudełko. Tony z małym ociąganiem, otworzył wieczko i go zamurowało. W oczach zebrały się łzy. W opakowaniu znajdował się srebrny wisiorek. Nie była to jednak zwyczajna zawieszka. Był to jego reaktor łukowy, połączony z tarczą kapitana Ameryki (zdjęcie w mediach. Łańcuszek jednak jest bez kolorów, a nie jak na zdjęciu- po prostu całość ze srebra).
-Jest piękny, dziękuję- musnął jego policzek. Nie skierował się do windy i zamknął w swojej sypialni. Spojrzał w niebo i uśmiechnął się sennie. Tęsknił.
***
Tego dnia mijał dokładnie rok, od kiedy odszedł. Broń na niego była od dawna gotowa, trzeba tylko ja było dać Fury'emu. Chociaż wątpliwe,żeby była jeszcze potrzebna.
Stark już prawie nie siedział w warsztacie. Tylko, kiedy musiał. Większość czasu spędzał w swojej sypialni albo poza domem. O ile jeszcze mógł nazwać tamto miejsce swoim domem. Tyle się przecież zmieniło...
Po prawie pustym warsztacie rozległo się pukanie do drzwi. Odbijało się echem od ścian. Stark podniósł powoli głowę, patrząc w kierunku, którego dobiegał dźwięk. Dziwnie było w pracowni bez tych wszystkich maszyn.
- Proszę- powiedział cicho, pakując narzędzia do torby. Zamknął ją i odłożył na czysty, drewniany blat. Sięgnął po drugą torbę i zaczął pakować pozostałe projekty. Podniósł głowę i spojrzał na kapitana.
-Cześć, jesteś gotowy?
Westchnął cicho.
-Jeszcze parę rzeczy- mruknął przygnębiony. Rogers podszedł do mężczyzny i kładąc dłonie na jego biodrach, złożył na jego ustach czuły pocałunek.
-Dasz radę, skarbie. Kocham cię. Zaczekamy w salonie.
-Okej- uśmiechnął się smutno. Steve odsunął się i wyszedł, nieświadomie przesuwając dłonią po broni na Lokiego. Stark uronił łzę. Wciąż brakowało mu boga.
Związał się ze Stevem, miesiąc temu. Wcześniej nie był w stanie i dopiero przy Rogersie uczył się żyć na nowo i powoli zapominał o Lokim.
Nie wierzył, że tak to się potoczyło. Loki pojawił się jednego wieczoru, by wyjaśnić wszystko raz jeszcze, a następnego dnia już nie żył, zabity przez jakiegoś olbrzyma, który pragnął zemsty.
Loki również został pomszczony- olbrzym został brutalnie zabity przez Iron Mana.
Wtedy Tony zrozumiał, jak bardzo kochał boga i jak wielki błąd popełnił, nie próbując go nawet wysłuchać. Ale i tak było za późno...
Spakował ostatnią kartkę, sięgnął po broń i wyszedł z warsztatu, kierując się do pokoju, gdzie czekali jego przyjaciele. Wyszli ze Stark Tower, samochód już czekał, zapakowany. Tony wrzucił swoją ostatnią torbę do bagażnika, reszta Avengersów powoli wsiadała do samochodu. Stark zajął miejsce kierowcy. Spojrzał ostatni raz na budowlę z smutnym uśmiechem, po czym odpalił samochód i ruszył.
-Friday, teraz.
-Miło było z panem współpracować- odezwała się SI.
-Nam również- szepnął, ale w tym czasie rozległ się wybuch. W lusterku zobaczył ogień. Uronił łzę.
Dłoń, którą trzymał na drążku zmiany biegów, przykryła inna- należąca do Steve'a.
-Będzie dobrze.
-Przecież musi.
Dojechali do bazy TARCZY, gdzie zostali na jakiś czas. Przez ostatni rok, może dłużej, Avengers, nie istnieli. Niby razem mieszkali, niby załatwiali sprawy TARCZY, a jednak nie było ich. Była nazwa, ale bez członków.
W dzień, kiedy piajwili się w bazie, na powrót stali się zespołem. A może mieszanką wybuchową, jak to zawsze określał Bruce. Tamtego dnia stali się ponownie rodziną. Tamtego dnia wróciło Avengers.
A potem pojawił się Loki.
^^^^^^
Każdy kto oglądał Thora wie, jak to bywa z Lokim 😂
See ya w lipcu!
Udanych wakacji/ zakończenia roku! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top