Pożar [T&L]
Krzyk. Szloch. Strach.
Ogniste języki powoli lizały budynek.
Coraz wyżej..
I wyżej.
Niebiesko-pomarańczowy płomień, który pochłonął wieżowiec w słynnej części Nowego Jorku. To nie sprawa dla herosów. To sprawa dla strażaków.
Ale..
Co jeśli, to nie zwyczajny ogień?Jeśli to nie sprawka natury?
To nie nasza działka. Odpuść.
Mężczyzna w czerwono- złotym skafandrze leciał otulony czarną kurtyną nieba. Była noc.
Mam złe przeczucia. Nie podoba mi się to.
Zbliżał się do źródła światła. Słyszał panikę ludzi i próby uspokojenia przez strażaków.
Stark, do cholery! Daj spokój! To nie jest nasza sprawa! Straż pożarna się tym zajmie!
Mężczyzna prychnął.
Steve, słyszysz się?! Straż? Ufasz tym głupkom? Może i to nie jest sprawa Avengers, ale coś mi tu śmierdzi. Muszę to sprawdzić..
Przyjaciel, który już sam ubierał swój niebieski kombinezon westchnął, mówiąc jakby do powietrza.
Ale co ty chcesz sprawdzić?! Czy to petardę ktoś rzucił, czy może ktoś podpalił?! Nie od tego jesteśmy, Tony!
Anthony Stark przewrócił oczami. Wiedział, że jego przyjaciel się martwi. Ale Stark musiał to sprawdzić. Był jaki był. Ale nie mógł odpuścić.
Od kiedy Loki zniknął..
No chyba sobie żartujesz! Loki jest LODOWYM olbrzymem, Tony! On nie włada ogniem!
Nie. On nie. Ale jego braciszek włada piorunami. Poza tym nasz kochany jelonek ma swoich sojuszników. Więc kurwa pozwól mi to sprawdzić!
Na chwilę zapadła cisza. Tony był już tuż obok budynku.
Zaczekaj na mnie. Zaraz tam będę.
Przykro mi, Steve. Ale ja nie mam czasu, żeby czekać.
Tony rozłączył się, nim Rogers zdążył odpowiedzieć. Powoli wylądował na trawie i podszedł do strażaka stojącego najbliżej.
Tak jak przypuszczał, niczego się nie dowiedział. Nie znają przyczyny. Nie było to podpalenie ani nawet petarda. Po prostu budynek ot tak sobie zapłonął.
-POMOCY!
Na ostatnim piętrze, w oknie zobaczył chłopca. Płakał, był przerażony.
-Tak ewakuujecie ludzi?! -warknął w stronę zaskoczonego mężczyzny. Potem poleciał po małego chłopca, który się zaklinował.
Przygniotła go deska, na którą spadła ciężka meblo ścianka z porcelaną. Chłopiec miał poranione ręce i twarz. Bardzo płakał.
Steve próbował się dodzwonić do Starka, ale nie mógł tego uczynić, gdyż Tony zablokował łącza. Bał się o tego dzieciaka.
Ogień był coraz większy. Obejmował już większą część pokoju. Szafka, przygniatająca dziecko już się paliła. Tony nie potrafił jej podnieść, bo mimo zbroi, zaczynało brakować mu tlenu.
-Czy my umrzemy?-spytał chłopczyk, patrząc zaszklonymi oczami. Tony spojrzał naniego i podjął decyzję.
-Ty nie.
Jarvis, maksymalna moc. Nie patrz na to czy przeżyję, bo małe są tego szanse. I.. Pożegnaj ode mnie Mścicieli.
Tak jest, Sir. Pełna moc za3..2..1..
Dziękuję.
Podniósł mebel,wyciągnął chłopca i podał go strażakowi, który znalazł się przy oknie. Szybko zebrał się, by wylecieć, ale nie mógł złapać już oddechu. Szafa zwaliła się na niego, przygniatając go, a Tony stracił przytomność.
Zabrakło mu tlenu.
*
Kiedy Rogers dotarł na miejsce, było za późno. Zobaczył karetki, przerażonych i zapłakanych ludzi. Słyszał urywki rozmów.
-Ale co z nim?
-Już stamtąd nie wyszedł..
-..Uratował chłopca..
-.. Nie wyleciał..
-..Jeszcze mu się uda..
-.. To przecież Iron..- resztę wypowiedzi zagłuszył huk. Kapitan spojrzał w górę, w miejsce, gdzie podobno był Stark i ledwo powstrzymał krzyk.
Ostatnie piętro było całe w płomieniach. Coś wybuchło, a Tony tam został.
Steve zapłakał cicho, podpierając się na kolanach.
Ratowanie go już nie miało sensu.
Otrząsnął się i pomógł rannym.
Kątem oka dostrzegł ruch. Odwrócił głowę i nie mógł uwierzyć.
Loki, ten sam Loki, który jeszcze niedawno próbował ich zabić, pomagał im ugasić pożar, używając swojej mocy. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
*
Natasha objęła jego szyję, mocząc kombinezon. Bruce stał oparty o ścianę, a jego oczy były szeroko otwarte. Clint stał obok, ciężko oddychając.
-To przecież niemożliwe..
-Dlaczego..
-Udowodnił, że jest bohaterem - szepnął Steve, roniąc łzy i instynktownie obejmując Czarną Wdowę- Ale wiecie co? Myślę, że jest zły na siebie. Był pewien, że to Loki za tym stał.
-A nie?
-Nie. Loki pomagał ugasić budynek -westchnął cicho. Spojrzał na zdjęcie, stojące na komodzie. Zrobili je sobie latem, kiedy wyszli do parku. Było wtedy tak spokojnie. Grupka przyjaciół, bez żadnych zmartwień, po prostu wyszła się powygłupiać. Byli dorośli, ale tamtego dnia pozwolili sobie poczuć się znowu dziećmi.
-Zbroja.. Zbroja powinna go uchronić.. Dostaniemy.. ciało...- wyjąkał Bruce.
Steve pokiwał głową. Usłyszeli szelest, więc Rogers puścił przyjaciółkę i odwrócił się. Thor stał za nimi, ze spuszczoną głową.
-Cześć mięśniaku.
-To prawda? - spytał cicho.
-Niestety.
Podniósł głowę, a oczy uroniły kilka łez.
-Tony Starku- szepnął- będziemy za tobą tęsknić.
Natasha się uśmiechnęła.
*
Loki usiadł na skraju łóżka i schował twarz w dłonie. Westchnął cicho. Był bardzo zmęczony. Nie wiedział jednak czy to było zmęczenie, które sen by zmienił. Nie, to nie było to. Wstał, okrążył parę razy pokój, spoglądając co chwilę na łóżko.Wyszedł na balkon i spojrzał na czarne niebo. Wrócił do komnaty i wszedł do łazienki, której drzwi znajdowały się w złoto-zielonej sypialni.
Spojrzał w swoje odbicie i możliwe, że się wystraszył. Zamknął oczy, przemył twarz zimną wodą i wrócił do pokoju. Usiadł na końcu łóżka, chowając twarz w dłonie. Znowu.
Na podłodze, niedaleko niego leżała rękawica. Czerwona, metalowa rękawica ze zbroi Iron Mana.
-Dlaczego ty? - spytał sam siebie.
Warknął.
Wstał.
-Po co ja poszedłem na ten układ.. Czemu się zgodziłem.. kurwa! - mówił cicho, krążąc po pokoju. Potarł zmęczoną twarz. Podszedł do okna, oparł się o parapet i westchnął.
-Wiedziałem.
Odwrócił się gwałtownie. Spojrzał na mężczyznę leżącego na łóżku,na jego zmęczoną, poranioną twarz.
-Stark-podszedł powoli do milionera. Przysiadł na łóżku, zachowując kamienną twarz, jednak poczuł ulgę- jak się czujesz?
Tony spojrzał na niego z niezrozumieniem na twarzy.
-Dobrze. Gdzie ja jestem?
-W Asgardzie. W mojej komnacie.
-Dlaczego?
-Zabrałem cię z budynku, w którym nastąpił wybuch.
-Dlaczego?
Spojrzał w niebieskie oczy mężczyzny i uśmiechnął się lekko.
-Nie wiem.
*
Tony dopiero po chwili zorientował się, że jest zupełnie nagi. Loki zdawał się to zauważyć, bo zaśmiał się cicho. Na szczęście leżał pod kołdrą.
-Musieliśmy cię wyciągnąć z tej zbroi i zobaczyć jak bardzo jesteś poraniony. Najlepsi medycy nad tobą czuwają.
-Co z..
-Nie nadaje się do niczego. No, może do przetopienia.
Tony zamknął na chwilę oczy.
-Jak długo byłem nieprzytomny?
Bóg spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Dwadzieściasiedem dni.
Tony podniósł się gwałtownie do siadu, czego od razu pożałował, bo zabolała go każda komórka ciała.
-Uważaj-syknął Loki, ale Stark go zignorował.
-Jak..
-Mówiłem,czuwają nad tobą najlepsi medycy.
-Czy Steve i.. i reszta..
-Nie. Nie informowałem ich, ponieważ nie wiadomo było czy się obudzisz. Miałeś poważne obrażenia.
-Dlaczego to robisz?
-Już mówiłem. Nie wiem.
Tony opadł na poduszki.
-Idź spać. Rano sprawdzimy twój stan. Jak tylko się polepszy, będziesz mógł wrócić do Nowego Jorku.
Loki skierował się do wyjścia.
-Czy Thor wie, że tu jestem?
Zatrzymał się przy drzwiach, patrząc na mężczyznę z tajemniczym błyskiemw oku.
-Nie.Tylko ja i lekarze, którzy nad tobą czuwają.
Nacisnął klamkę i wyszedł, z pokoju.
-Loki!-zawołał Tony, zanim drzwi się zamknęły. Głowa boga zajrzała do sypialni.
-Dziękuję.
Skinął,uśmiechając się szczerze i wyszedł.
*
-J-jakto n-nie ma? -wysapał Steve- Musi być! Przecież był w zbroi, on..on.. nie mógł..
-Nie było niczego, panie Rogers. Przykro mi.
Kapitan Ameryka był załamany. Albo Tony jakimś cudem przeżył i się wydostał, co oznacza, że albo żyje albo umarł gdzieś po cichu,albo ktoś zabrał ciało Starka.
Tylko kto i po co?
*
Minęło kilka dni, Tony dochodził do siebie. Loki nad nim czuwał, choć nie zdradzał swojego celu. Właściwie nie wiedział, dlaczego to robi.Po prostu.. Chciał pomóc Starkowi, to wszystko.
Mężczyźni bardzo zbliżyli się do siebie, nie próbowali się zabić, prawie się nie kłócili. Ich relacje były normalne, można by rzec, iż się zaprzyjaźnili.
Loki po siedmiu dniach od kiedy medycy stwierdzili, że jego stan się o wiele polepszył i niedługo
będzie mógł wrócić na swoją planetę, zabrał Tony'ego z komnaty. Oprowadził go po Asgardzie,pokazał wszystko co lubił, kiedy myślał, że on i Thor są naprawdę rodzeństwem.
Zwierzyłmu się. Po raz pierwszy Loki komuś zaufał.
Stark wysłuchał, pocieszył, choć nigdy nie był w tym dobry. Tęsknił za przyjaciółmi, co powiedział Lokiemu. Bóg się nieco zachmurzyłi powiedział, że jeszcze trochę i będzie mógł wrócić.
*
Avengersi patrolowali miasto. Minęło sporo czasu, od kiedy zginął, lub raczej zaginął Tony. Szukali go, ale nie zbliżali się docelu ani trochę.
Steve tego dnia był pod budynkiem, w którym jego przyjaciel ocalił chłopca, poświęcając siebie. I wtedy po raz pierwszy się zastanowił się dlaczego Loki im pomógł i..
Zniknął zaraz po zgaszeniu budynku.
Steve miał pewne podejrzenia.
*
Minęły kolejne dni. Konkretnie dwa tygodnie. Lekarze powiedzieli bogu, że Stark jest już uleczony i może wracać na swoją planetę. Lokiego to zabolało, ale nie zatrzyma Starka siłą. Powiedział mu o tym.Tony od razu zdecydował się na powrót.
Stali obok portalu, patrząc na siebie w milczeniu. Loki nie wiedział co mógłby powiedzieć, żeby Tony został.
-Dziękuję za wszystko, Loki.. -mruknął zakłopotany Tony.- Czy.. Czy teraz wszystko wróci do normy?
Lokiemu chwilę zajęło, zanim zrozumiał co Stark miał na myśli. Ich walkę. Powoli, z żalem, skinął głową.
Tony zmarkotniał.
-Nie musi tak być..- szepnął Stark.
-Musi-uciął chłodno Loki. Nie, nie musi. Tylko zostań ze mną.Przemknęło mu przez myśl. Nigdy by się jednak nie przyznał do tych myśli.
Stark skinął powoli głową, na znak, że rozumie. Portal był gotowy,mógł wrócić. Westchnął, patrząc na drogę. Spojrzał ostatni raz na Lokiego i podjął decyzję.
-Nie musi- powiedział i szybko pocałował Lokiego. I odszedł.
-Ale tak się stanie- szepnął za nim Loki, dotykając swoich ust.
*
-Steve?Natasha? Bruce? Clint? Thor? Ktokolwiek?- spytał, wchodząc do swojego mieszkania, w którym było przerażająco cicho.
No, nie do końca.
Mściciele siedzieli po prostu w kuchni, nie słysząc Starka.
-Tu jesteście! -westchnął, wchodząc do pomieszczenia. Wszyscy spojrzeli na niego, jakby przybył z innej planety. No, właściwie przybył.
-TONY! -Steve rzucił mu się na szyję- Gdzieś ty był do cholery?!
-To..skomplikowane. Ale wiele zawdzięczam Lokiemu.
Spojrzeli na niego zaskoczeni. Potem im opowiedział wszystko. Pomijającj edynie szczegóły, jak szybko się zaprzyjaźnili i że go pocałował. Lepiej ich nie denerwować.
*
Rok. Dwanaście miesięcy. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Osiem tysięcy siedemset sześćdziesiąt pięć godzin. Pięćsetdwadzieścia pięć tysięcy dziewięćset czterdzieści osiem minut.Trzydzieści jeden milionów pięćset pięćdziesiąt sześć tysięcy dziewięćset dwadzieścia pięć sekund.
Dokładnie tyle minęło od pocałunku Tony'ego i Lokiego w Asgardzie.
Tony westchnął cicho. To nie tak, że tęsknił za Lokim. Ale po prostu czasem go wspominał. Nigdy więcej nie spotkał się ze Stevem w wiadomym celu. Nigdy też nie przeleciał przypadkowej osoby. Nigdy więcej. Po prostu nie mógł.
Oddał się pracy.
Tego dnia, dokładnie rok po opuszczeniu Asgardu, Tony ponownie spotkał Lokiego.
Był w zbroi. Zły, może trochę smutny. Patrzył na Tony'ego z pogardą.On tęsknił za mężczyzną.
Tego dnia stali naprzeciw siebie. Tony w swojej zbroi. Loki w swojej. Tony z wyciągniętą ręką w stronę mężczyzny, nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.
-Nie musi tak być- powtórzył to samo co rok wcześniej.
-Musi.
-Nie musi.
Tony co ty odpierdalasz?! Zaatakuj go!
Zignorował przyjaciela, patrząc na Lokiego.
-Co, pocałujesz mnie jak wtedy? -prychnął bóg.
STARK, O CZYM ON MÓWI?!
-To nie musi się tak skończyć, Loki.
-Musi. Zabij mnie. No na co czekasz?
Tony podszedł do niego i spojrzał w oczy. Opuścił rękę.
-Nie potrafię- złapał go pod ramię i odleciał.
*
Leżał patrząc w sufit i bawił się włosami Lokiego. Bóg leżał na jego klatce piersiowej i rysował po niej palcem jakieś nieznane wzorki.
-Nie powinieneś był tego robić, Stark.
-Nie powinienem.
-Więc dlaczego?
Spojrzał na mężczyznę.
-Nie wiem.
Uśmiechnęli się.
-A dlaczego mi pomogłeś?
-Bo chciałem cię poznać- przyznał w końcu.
Tony nie odpowiedział, tylko nachylił się i złączył ich usta wpocałunku.
-Poznałeś.
-Cieszy mnie to, Stark.
-Zostań ze mną- Westchnął w jego usta.- Zostań.
-Stark,dobrze wiesz, że to nie jest dobry pomysł..
-Zostań-spojrzał w oczy Lokiego.
-Zostanę, Stark -westchnął w końcu.
-Jestem Tony.
Loki zaśmiał się cicho.
-Tony,czy masz siły na kolejną rundę?
Stark uśmiechnął się, nie odpowiadając. Pochylił się i ponownie pocałował boga, a dłonią przejechał po jego klatce piersiowej.
-Z tobą zawsze- mruknął.
-----
pierwsza historia za mną :p
napisana w okolicach 20 w Nowy Rok :p
Na kacu, podczas gdy dom obok już był ugaszony (mała inspiracja), zmęczona po całej nocy z bae i nie gotowa na powrót do szkoły.
Coś z tego wyszło, dajcie znać :p
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top