12. EPILOG


Nie spotkaliśmy się.

Od naszego ostatniego spotkanie minęły dwa miesiące. Od tego czasu nie miałem z nim jakiegokolwiek kontaktu. Mogłem chociaż poprosić go o numer telefonu..

Od tego czasu stałem się zagorzałym pracoholikiem. Nie chciałem wracać do domu z myślą, że jego już tam nie ma. Nigdy bym nie przypuszczał, że puste mieszkanie będzie wywoływać u mnie taka nostalgię, że jeden zwykły nastolatek zmieni moje życie o 180 stopni.

Spojrzałem w niebo i zarzuciłem walizkę na plecy. Było dzisiaj słonecznie. Mógłbym go zabrać na spacer czy gdzieś w ustronne miejsce... Dlaczego to wszystko tak się potoczyło?

Poczułem jak coś z impetem mnie uderza w brzuch przez co upadłem na chodnik. Wokół mnie leżały porozwalane kartki.

- Przepraszam! - usłyszałem zdyszany, piskliwy głos.

Westchnąłem i nie patrząc na winowajcę tego zdarzenia zacząłem zbierać kartki.. Dobra, sam też byłem współwinny... Mogłem nie odlatywać. Po zapiskach mogłem stwierdzić, że to jakieś szkolne materiały. Czyli potrąciłem licealistkę lub nauczycielkę. Jeszcze mnie o coś posądzą... Baby zawsze znajdą sobie wymówkę.
Podałem zebrane kartki osobie naprzeciw, która patrzyła na mnie z rozszerzonymi tęczówkami. Dwukolorowymi tęczówkami.

- S-Shiro? - szepnąłem. Chłopak wyrwał z mojej ręki papiery i szybko wstał.

- Dzięki! - krzyknął, po czym zaczął uciekać.

- Zaczekaj! - wrzasnąłem za nim czym zwróciłem na siebie uwagę przechodniów. Zacząłem biec za nim. Lecz zamiast przybliżać się do niego coraz bardziej się oddalałem. - Shiro!



Zerwałem się i zacząłem ciężko dyszeć. Spojrzałem na godzinę. Cholera... Spóźnię się. Ostatnio mam same rzeczywiste sny... Wszystko twoja wina ty pudełkowy zaszczańcu, który mnie opuścił bez żadnego ważnego powodu.

Zacząłem w pośpiechu się ubierać i zbierać dokumenty z biurka. Wsadziłem je niedbale do walizki. Wybiegłem z sypialni do łazienki gdzie jedną ręką myłem zęby, a drugą układałem włosy. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył nakręciłby niezłą komedię. Zwłaszcza, że mam niedopiętą koszulę i spodnie naciągnięte do połowy ud... Tsa...

Opłukałem zęby i biegiem udałem się do kuchni. Z lodówki wyjąłem parówkę i wkładając ją do ust ponownie znalazłem się w sypialni. Zabrałem niechlujnie spakowaną walizkę. W mgnieniu oka znalazłem się w przedsionku zakładając buty. Błagałem w myślach by nie spóźnić się na autobus lub złapać jakąś taksówkę.

Wybiegłem z domu. Ludzie patrzyli na mnie jak na psychopatę. Może to przez mój zabłąkany wzrok, źle pozapinane guziki marynarki, dwie różne skarpetki, niedbale odstające po bokach włosy lub walizka z niemal wysypującymi się dokumentami... Co zrobić? 

- Cholera... - szepnąłem do siebie rozglądając się za jakąś taksówką. - Czy na tym zadupiu nie ma ani jednej wolnej taryfy?! No do kuaaa!!!

- Przepraszam! - przepraszać to ty będziesz mojego szefa za trzecie spóźnienie w tygodniu! Mój tyłek.. Jeszcze rozsypały mi się te pieprzone karteczki... Ugh!

- Nic się nie stało. - wysiliłem się na jak najbardziej miły ton, który pewnie mi i tak nie wyszedł.

- P-przepraszam.. J-Ja nie-e chciałem... - uniosłem wysoko brwi. Spojrzałem na osobę zbierającą roztrzęsionymi dłońmi dokumenty. Te cudowne długie, jasne włosy.. Uniósł głowę i spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem. - Masz!

- Czekaj! - złapałem go za nadgarstek zatrzymując chłopaka. - Shiro?

- Musiałeś mnie z kimś pomylić.. - szepnął nawet nie obdarzając mnie wzrokiem. 

- O nie, nie, nie! - szarpnąłem go do siebie. Chłopak wylądował ma moim torsie patrząc swoimi dwukolorowymi tęczówkami. - Nie ma mowy, że pozwolę Ci po raz kolejny odejść. Masz ty szacunek do starszych?! Nie zostawia się tak poszkodowanego na środku ulicy w ulewę!

- Nath... Ale ja..

- Idziesz ze mną. - warknąłem. - Odpokutujesz za swoje grzechy.

- Jakie grzechy?! - Parcel próbował się wyszarpać. - Puść mnie, bo zacznę krzyczeć!

- Nie zaczniesz! - krzyknąłem i szybko go pocałowałem. - Kocham Cię i nie chcę byś mnie opuszczał. Zwłaszcza, że nie miałeś żadnego powodu, tylko Twój sekret wyszedł na jaw.

- A to nie powód?! - krzyknął zdziwiony. - Nie jesteś spóźniony? 

- Właśnie! - złapałem się za głowę. Zapomniałem. Shiro chwycił jedną z kartek i wyjął długopis z mojej walizki.

- Kończę o siedemnastej. - wręczył mi kartkę. - Nie spóźnij się...

Uśmiechnął się delikatnie, po czym pobiegł przed siebie. Znowu mnie zostawił, prawda? Spojrzałem na papier, gdzie był zapisany adres szkoły. Mój szeroki uśmiech zrzedł, gdy coś do mnie dotarło.

- TO BYŁ KOSZT ROZLICZENIOWY ZA OSTATNI MIESIĄC! - krzyknąłem za nim.

Przystanął. Odwrócił się i mrugnął wystawiając przy tym język...




***

Hey!

I dobiegamy do końca Parcela.

Nah nah... Ktoś pytał o tytuł (kiedyś dawno nawet nie pamiętam gdzie xD)
Więc drobne wyjaśnienie. Fakt, że Shiro ma na nazwisko Parcel, ale Parcel z angielskiego znaczy przesyłka, paczka itp. A jak wiadomo z początku był on w kartonie. xD Więc to dlatego <3

Dziękuję Wam za wszystko i szczególnie za dotrwanie <333 

Dziękuję za każdy komentarz, gwiazdkę i wyświetlenie, które dawało mi kopa na pisanie :D

Mam nadzieję, że jeszcze z wami spotkam się w innych opowiadaniach <3 (a jest jedno w drodze ^^, więc liczę, że spotkamy się w This Town).

Kocham Was ;*

Da napisania,

Sashy ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top