Kto ICH zagrał najlepiej?

Kreacjami aktorskimi z ekranizacji powieści Jane Austen, Elizabeth Gaskell czy sióstr Brontë zachwycam się bez przerwy, ale takiego ścisłego "TOP ileś" jeszcze nie publikowałam, a że tylko takie tematy trzymają mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach, to chyba najlepszy moment. Zapraszam do zapoznania się z moimi subiektywnymi zestawieniami "TOP 11 najlepiej zagranych bohaterów męskich" oraz "TOP 11 najlepiej zagranych bohaterek żeńskich" (bo TOP 10 to takie oklepane). Tak, dokładnie, żeńskich też. Zamierzam Wam i sobie samej udowodnić, że o babach też umiem długo pisać. Rozbiję to na dwa wpisy. Ograniczę się do głównych bohaterów i bohaterek, bo gdybym miała zajmować się każdym wybitnie komicznym pastorem, ojcem, matką, ciotką czy wredną panną, nigdy bym chyba nie skończyła.

Kto już zapisał się w historii popkultury? Kto wniósł nową świeżość i ożywił nudnego bohatera? Komu nie można było się oprzeć? Kto był słodki, czyj głos dźwięczał wciąż w uszach? Do ukazania zakochanego mężczyzny rodem z kart dziewiętnastowiecznych powieści potrzeba czegoś więcej niż urody i jednej płomiennej kwestii. Te 11 nazwisk w kolejności alfabetycznej to aktorzy, którzy moim zdaniem najlepiej wcielili się w tak kochane przeze mnie postacie.

Richard Armitage - John Thornton, "Północ i Południe" z 2004 r.

Richard Armitage jako fabrykant usiłujący pogodzić bezduszne prawa ekonomii z wrodzoną wrażliwością, to zdecydowanie najsilniejszy punkt tego serialu. Momentami naprawdę brak słów na określenie tego, co on robi na ekranie. Jego John to idealnie wyważona mieszanka twardego, nieugiętego przedsiębiorcy, który nie pozwoli sobie dyktować warunków, oraz wciąż młodego człowieka, który zakochał się i nie może znieść odrzucenia. Spojrzeniem na zmianę chwyta za serce i uwodzi - raz jest zraniony, a w kolejnej chwili stanowi ucieleśnienie kobiecych marzeń. A może stanowi je właśnie ze względu na swoje złamane serce...?

Michael Fassbender - Edward Fairfax Rochester, "Jane Eyre" z 2011 r.

Jedyny nie-Brytyjczyk na tej liście, choć do szkoły aktorskiej chodził w Londynie. Na Rochestera za przystojny, za młody i za wysoki. Jakimś jednak dziwnym zrządzeniem losu znacznie łatwiej wybaczyć smukłego i urodziwego Edwarda Rochestera niż gdyby któryś reżyser próbował wcisnąć widzom brzydkiego, niskiego Darcy'ego po czterdziestce. Nikogo raczej dziwić nie powinno, że Fassbender to dobry aktor. Zresztą, kogo obchodzi, że za dobrze wyglądał, skoro czytelniczce powieści w sumie ciężko uwierzyć, że Edward naprawdę był brzydki, nawet jeśli autorka wypomina mu to co i raz. Samymi pieniędzmi przecież niczyjego serca nie podbije. Rochester z 2011 r., rozedrgany, gwałtowny i opryskliwy, chwilami zachowuje się, jakby grał na teatralnej scenie. Jego przemowy są płomienne, nieco pompatyczne... a potem nagle ten natchniony aktor staje się boleśnie realny, i, brzdąkając na pianinie ze szklanką alkoholu w dłoni, warczy na gospodynię, nawet na nią nie patrząc.

Colin Firth - Fitzwilliam Darcy, "Duma i uprzedzenie" 1995 r.

Żeby była jasność: nie jestem typem wielbicielki "Dumy i uprzedzenia", która wlezie na najbliższą wieżę ciśnień, by wydzierać się, że Colin Firth jest jedynym właściwym Darcym. Bo nie jest. Nie zmienia to nawet odrobinkę faktu, że według mnie jest absolutnie najprzystojniejszym mężczyzną na ziemi, nawet teraz, kiedy ma lat 60. Przystojnych aktorów, szczególnie brytyjskich jest masa, ale do Firtha nikt nie doskoczy. To opinia dotycząca aktora, nie postaci.

Darcy Firtha przeszedł już do historii małego ekranu. Dlaczego?

Głównie dlatego. Niestety. To nie tak, że nie kocham tej sceny. Jak można nie kochać tej sceny??? Piszę: "niestety", bo Firth, jak na genialnego aktora przystało, robi w tym serialu troszeczkę więcej niż samo seksowne paradowanie w mokrej koszuli - tak tylko pragnę przypomnieć. Ta scena jest strasznie słynna, wielokrotnie nawiązuje do niej Helen Fielding w swoich książkach, Sam Riley, i nie tylko on, wskakuje do jeziora... Więc skoro powiedziano o tym już w zasadzie wszystko, to nie ma co strzępić języka.

Darcy nie jest łatwą do zagrania postacią i można go nieźle spieprzyć, czego 15 lat wcześniej dowiódł David Rintoul. Darcy'ego pomysł na flirt to namiętne, acz ukradkowe wgapianie się w swój obiekt pożądania i obrażanie jej rodziny na niemal każdym kroku. Colin Firth robi to wszystko z tak nieodpartym wdziękiem... Kiedy trzeba, jest do tego stopnia aspołeczny, że ma się ochotę go zabić. Potem jak rasowy samiec ćwiczy szermierkę i stojąc w samym szlafroku, patrzy na Lizzy przez okno; a później jeszcze potrafi być czuły, wierny i pełen głęboko skrywanego ciepła. Jego spojrzenie przeszywa na wskroś, tyle w nim niewypowiedzianych uczuć.

Johnny Flynn - George Knightley, "Emma" z 2020 r.

Jego obecność w tym zestawieniu początkowo może nieco dziwić, ale należy sobie uświadomić, że to z powodu najnowszego wcielenia ukochanego Emmy Woodhouse na tej liście nie znalazła się ani jedna rola Jonny'ego Lee Millera - i w sumie niewiele pozostaje już do dodania. 

Kiedy jeszcze przed premiera "Emmy" oglądałam plakaty reklamowe, aktor grający George'a Knightleya zdawał mi się w ogóle nie pasować. Takie dziwaczne odczucie. "On nawet przystojny nie jest", pomyślałam sobie. I w sumie dalej nie uważam go za jakoś powalająco urodziwego, ale poza tym absolutnie przyznaję się do błędu. Był świetny, zresztą jak pozostać nieczułą, gdy jego zrozpaczony i zazdrosny bohater miota się po podłodze? W milczeniu jego Knightleya jest palące uczucie; rzuca on czujne spojrzenia na otaczających go ludzi, ironizuje i prawi Emmie kazania. Jednak pod powłoką tego nieco protekcjonalnego ziemianina kryje się - nawiązując do sceny z filmu - nagi człowiek, którego emocje w końcu wychodzą na wierzch.

Hugh Grant - Edward Ferrars, "Rozważna i romantyczna" z 1995 r.

Wychowałam się w uwielbieniu dla Hugh Granta, jak więc mogłabym nie lubić tego Ferrarsa? Nawet jeśli to facet, który tak usilnie trzymał się idei bycia honorowym, że niemal utracił szansę na szczęście. Zupełnie jakby nie mógł wziąć przykładu ze swojego imiennika, Fairfaxa Rochestera... albo nawet z Darcy'ego i dyplomatycznie udać, że żadne zaręczyny miejsca nie miały. Hugh Grant jest rozczulający, serio. Słodki i uroczy - tak rzadko używam tych przymiotników, że to już powinno mówić samo za siebie. Edward nie jest ani przesadnie namiętny, ani ogarnięty, ale gra go Hugh Grant i to mi wystarczy.

Matthew Macfadyen - Fitzwilliam Darcy, "Duma i uprzedzenie" z 2005 r.

To też w sumie taki najbardziej znany kadr... Każda szanująca się ekranizacja tego typu powieści musi zawierać scenę, jak facet snuje się w porozpinanej koszuli. Jedynie Laurence Olivier był zwolniony z tego obowiązku. Darcy Macfadyena, jak ktoś gdzieś słusznie zauważył w internecie, jest boleśnie świadomy, że nie uda mu się pozostać w towarzystwie niezauważonym, bo jest na to za wysoki i za mocno zbudowany - czyli dokładnie jak Darcy. Ta chorobliwa wręcz nieśmiałość, połączona z niezręcznością, gdy stoi na plebanii niemal bez słowa, a potem zwiewa na widok Charlotte, zawsze prowokuje moją mamę do stwierdzenia, że on to miał chyba Aspergera. Z drugiej strony moment, kiedy pomaga Lizzy wsiąść do powozu, a potem zaciska dłoń, jakby jej dotyk wżerał się w jego skórę, jest jedną z najseksowniejszych scen w historii kina, przyznajmy to szczerze. I na dokładkę głos Macfadyena - jeden z cudowniejszych, jakie znam, niski, głęboki, dźwięczny.

Jeremy Northam - George Knightley, "Emma" z 1996 r.

Najkrócej mówiąc, roztapiam się, kiedy na niego patrzę. Dla mnie to najlepszy Knightley, jedyny właściwy. Kilka nazwisk wyżej jest ten sam bohater w wykonaniu Flynna, ale to jest po prostu inna liga. Northam był najlepszy, dla mnie to nie ulega wątpliwości. Kiedy z półuśmiechem na ustach wodzi wzrokiem za Gwyneth Paltrow, mam ochotę ucałować ekran. Albo przynajmniej klęknąć. Ten Knightley to elegancki, wytworny, pełen wdzięku dżentelmen, ale jednocześnie jest tak słodki i kochany... To też niełatwa postać. Mówi całkiem sporo, ale głównie wbrew swoim rzeczywistym pragnieniom. Dziś byśmy powiedzieli, że facet rozpaczliwie próbował wydostać się z friendzone'u, ale strasznie się bał - odrzucenia i zniszczenia pięknej przyjaźni, która łączyła go z Emmą. 

Laurence Olivier - Fitzwilliam Darcy, "Duma i uprzedzenie" z 1940 r.

Z całą odpowiedzialnością przyznam, że nie był ani trochę kanonicznym Darcym - a potem jakiś niewierny głosik we mnie szepnie, że i tak lubię go najbardziej. W sumie ciężko mi wybrać mojego rzeczywiście ulubionego Darcy'ego. Firth jest klasyczny i zabójczo przystojny, Macfadyena mogę oglądać w kółko, ale coś w mojej duszy wyrywa się do Oliviera. To wcielenie brytyjskości, ta dykcja, a wszystko w atmosferze pewnej teatralności filmów tamtego okresu... Kiedy zwraca się do Greer Garson tym pełnym żarliwego uczucia zdrobnieniem: "Lizzy", to ja jestem bezbronna. Podsumowując jednym zdaniem, pan Darcy w wykonaniu Laurence'a Oliviera to sam cukier doprawiony najczystszą bezczelnością.

Olivier grał również Heathcliffa oraz Maxima de Wintera, przy czym wiadomo - de Winter szalał sto lat później.

Rupert Penry-Jones - kapitan Frederick Wentworth, "Perswazje" z 2007 r.

Penry-Jones dał kapitanowi Wentworthowi nowe życie. Frederick odrodził się w XXI w., nie tracąc ani trochę natury targanego sprzecznymi emocjami marynarza. Lata temu kobieta złamała mu serce, on sam był wtedy młody, niedojrzały... Poszedł na wojnę, dorósł, dużo zarobił, ale rana wciąż się nie zagoiła. W tej ekranizacji doskonale widać, jak bardzo on cierpi, kiedy znowu spotyka kobietę, która go odrzuciła. Chciałby się zemścić, zapomnieć o niej, ale nie potrafi przestać jej kochać. Penry-Jones potrafi bardzo atrakcyjnie milczeć i rzucać chmurne spojrzenia. Pokazuje człowieka o silnej psychice, dumnego, ale czułego i niewyobrażalnie wiernego.

Alan Rickman - pułkownik Brandon, "Rozważna i romantyczna" z 1995 r.

Zmarł prawie 5 lat temu, wielka strata. Jego głos był jednym z najpiękniej brzmiących na świecie. I to właśnie ten głos czyni Brandona tak oryginalnym. To nie jest najromantyczniejszy bohater Austen, jego stosunek do Marianne bywa chwilami nieco wręcz ojcowski. Rickman oddał wyraźnie jedno - pułkownik był człowiekiem głęboko zranionym. Kolejni ludzie wykorzystywali go i odbierali mu tych, których kochał. Jego historia usiana jest tragediami i zawsze niezmiernie mu z tego powodu współczuję. Alan Rickman chwyta za serce, wzrusza, choć jego bohater nigdy nie prosi o litość. 

Toby Stephens - Edward Fairfax Rochester, "Jane Eyre" z 2006 r.

Cóż za godne zakończenie rozważań o męskich bohaterach na dużym i małym ekranie! Stephens był genialny nie tylko jako kapryśny, porywczy, owiany mroczną tajemnicą Rochester, ale również jako niedojrzały emocjonalnie Gilbert Markham w "Lokatorce Wildfell Hall" dziesięć lat wcześniej. A w przerwie między podbijaniem kobiecych serc w ekranizacjach powieści sióstr Brontë, przywdział północnokoreański mundur i stoczył szermierczy pojedynek z Pierce'em Brosnanem - i to dokładnie w roku moich narodzin! Ot, dygresja...

Temu Rochesterowi bez problemu można uwierzyć, że od piętnastu lat zmienia jedną piękną i chciwą kobietę na kolejną - zaś w duszy wciąż pustka i ziąb, aż ONA, ta jedna, niepozorna, nie zauroczyła jego konia. Ten Rochester nie jest po prostu wybuchowy i zmienny, to istna kula ognia. Jego charakter przyciąga do niego ludzi - charyzma, zdecydowanie, nieprzewidywalność oraz wdzięk zmieszany z cynizmem. Słodko-gorzkie połączenie. I, będąc już najzupełniej i nieskrępowanie szczerą, Stephens miał w sobie masę tego dziewiętnastowiecznego seksapilu, który kusi od ponad dwustu lat. Ta scena, kiedy Rochester przyszpila zapłakaną Jane do łóżka, całując ją coraz zachłanniej i zjeżdżając dłońmi nie do końca tam, gdzie powinien, aż kipi najczystszym erotyzmem - a on nie ma nawet rozwiązanego krawata (w ogóle to się chyba halsztuk nazywało).

Tak przedstawia się moja czołówka. Może dziwić brak w niej np. Jonny'ego Lee Millera czy JJ Feilda, ale taka już moja subiektywna ocena - i oczywiście w pełni rozumiem tych, którzy zachwycają się innymi nazwiskami. Odtworzenie postaci z książki to grząski grunt - oceny widzów często zależą od ich stosunku do bohatera powieści, a ogrom ekranizacji tego typu literatury nie pomaga w wybiciu się. Zresztą, podejrzewam, że mi samej zdarzy się polemizować z tą listą. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top