𝑹𝑶𝒁𝑫𝒁𝑰𝑨𝑳̷ 𝑿𝑰𝑽

W społeczeństwie ludzie, którzy mieli zatargi z prawem, zazwyczaj byli przedstawieni w ten sam, powtarzający się sposób. Regularność ta pozwoliła stworzyć schemat, który w następnej kolejności stworzył stereotyp. Złodziej, który nie zabrał ze sobą maski, mógł zostać uznany za złodzieja jedynie przyłapany na gorącym uczynku. Morderca, ubrany w pełną barwę kolorystyczną i z wymalowanym na ustach uśmiechem nie musiał się obawiać zostaniem uznanym za niebezpiecznego.

Calypso doskonale wiedziała, jak zaprezentować się w oczach innych jak najlepiej. Nie bez powodu tego dnia postawiła na skromny, lecz wciąż elegancki komplet. Jasnoniebieski, w kolorze letniego nieba sweterek i klasyczne, delikatnie rozszerzane przy nogawkach czarne spodnie. Postarała się o delikatny, jedynie podkreślający delikatność makijaż i srebrne dodatki - bransoletka i naszyjnik. Oba wykonane się z cienkiego łańcuszka i minimalistycznym symbolem kolibra. Do tego musiała dodać jedynie ciepły, beztroski uśmiech i... w takim wydaniu mogła być podejrzana jedynie dla tych, którzy wiedzieli kogo szukać.

Tak naszykowana była również w pełni gotowa na spotkanie ze swoim starym przyjacielem. O ile mogła go tak nazwać... Dmitrij Belov był człowiekiem, który już dawno powinien być aresztowany. Działał dla jednej z nielegalnych Amerykańskich organizacji, mimo swojego rosyjskiego pochodzenia. Cally poznała go przypadkowo, podczas jednej z akcji w terenie, kiedy musiała działać pod przykrywką. Oczywiście nie od razu wiedziała z kim ma do czynienia - prawda wyszła na jaw dopiero po jakimś czasie. A wtedy... stało się coś nieoczekiwanego. Dmitrij wcale nie trafił do więzienia. Na przestrzeni czasu stał się wręcz swego rodzaju pomocnikiem.

Trudno ocenić czy był z Calypso na tyle blisko, aby ta wyjawiała mu swoje sekrety jednak jako jedna z nielicznych osób, wiedział, że Gabriel trafił do więzienia za czyn, którego nigdy się nie dopuścił. Ukrywana przed światem historia była mu bardzo bliska, a Dmitrij w pewnym stopniu był nawet jej częścią.

- Kogo ja tu widzę... kiedy ostatni raz się spotkaliśmy? - usłyszała sekundę przed tym, jak krzesło naprzeciwko niej zostało zajęte. Nie tylko Cally postanowiła użyć kamuflażu. Belov, który od zawsze preferował sportowy, a przede wszystkim wygodny typ ubrań teraz miał na sobie czarny garnitur. Dobrze zadbany i ubrany w markowe, najpewniej kradzioną biżuterię i zegarek wyglądał jak młody, dopiero zaczynający swoją karierę prawnik.

- Nie mam pojęcia ile - padło z jej ust - ale zdecydowanie za długo.

Czując na sobie czyjeś spojrzenie, ukradkiem zerknęła w bok, dostrzegając w młodą parę, która musiała właśnie rozmawiać na jej temat. No tak... w wielkim, wirtualnym świecie nic nie ginie, a już w szczególności tożsamość tak znanej postaci. Nawet po upływie dwóch lat ludzie doskonale potrafili ją rozpoznać. Rzecz jasna nie była aż tak sławna jak Vincent, który dodatkowo prowadził swoją internetową działalność, ale wciąż na tyle, aby budzić w nieznajomych fascynację.

Widok ten skłonił Miller do kolejnych myśli - czy tym razem również jest to jedynie ciekawość, czy może coś więcej? Do tej pory powrót Papierowego Łobuza był trzymany w tajemnicy, lecz sytuacja miała się zmienić diametralnie przez ostatnie morderstwo. Niestety, ofiara nie została znaleziona przez służby specjalne a prostego człowieka. Mimo natychmiast podjętych środków wciąż istniało ryzyko, że w najbliższej przyszłości pojawią się niezliczone ilości teorii na temat Gabriela Aslanova. O ile już się nie pojawiły.

- Zresztą... praca pracą, ale ile ploteczek mnie ominęło! Naprawdę, mam ochotę udusić cię własnymi rękoma za to, że nic nie powiedziałaś o Vincencie. I to w dodatku o ślubie! Chyba nie zamierzasz mnie nie zaprosić?

- To nie prawdziwy ślub, Dmitrij. Wiesz jak to jest kiedy trafi się trudna sprawa - wyjaśniła, upijając łyk wcześniej zamówionej kawy.

- Ah, tak? Szkoda, facet nieźle nawalił - westchnął teatralnie, opierając się na oparciu krzesła. - A przynajmniej... no wiesz. Jest dobry w łóżku?

Tak samo jak zaczęła się delektować smakiem napoju, tak równie szybko omal się nim nie zakrztusiła, słysząc pytanie.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - starała się bronić co tylko poskutkowało cichym parsknięciem rozbawienia ze strony jej towarzysza.

- Żartujesz sobie? Ty chyba nie widziałaś co się dzieje w internecie - wyznał z uśmieszkiem na ustach, co tylko zaniepokoiło detektyw. Może i nie widzieli się dość długo, ale wiedziała, jaki jest Dmitrij. - A może i nie patrz... niektórych rzeczy lepiej nie widzieć.

Czy istniała szansa, że Cally przegapiła coś tak ważnego? W zasadzie to tak i to całkiem spora. Nigdy nie była typem osoby, która szczególnie interesowały się tym, co wypisują platformy plotkarskie i inne, tym podobne. Co więcej, z nowoczesnej technologii korzystała jedynie kiedy przyszło co do czego i tego wymagała prowadzona sprawa. W domu nie miała nawet telewizora, a jej telefon nie musiał mieć dostęp do niczego ponad możliwości dzwonienia i pisania wiadomości - bo tylko to było jej potrzebne do spokojnego życia. Pod tym względem była całkowitym przeciwieństwem Vincenta, dla którego milion aplikacji i ciągły dostęp do wszystkich platform, na których się udzielał, był absolutnym minimum.

- Co takiego? - burknęła, już sięgając po komórkę. - Przeklęci dziennikarze. Nie da się przed nimi nic ukryć.

- Cóż, tym razem nie do końca dziennikarze są winni - odpowiedział, sprawiając, że zamarła w bezruchu niezwykle zainteresowana tym co Belov właśnie miał zamiar powiedzieć. - To trochę bardziej delikatna sprawa. Nie załatwisz tego od razu, ale jestem pewien, że przejdzie samo, jak milion innych plotek. Potrzeba tylko trochę czasu i...

- Dmitrij - prychnęła równie zniecierpliwiona co niezadowolona z zagrywek mężczyzny. Może i nie ściągał na siebie uwagi w tłumie, ale nigdy nie miał problemu powiedzieć to co chce. Celowo przeciągał, sprawdzając kiedy skończy się cierpliwość Cally. - Do rzeczy. Nie mam całego dnia.

- Skoro tego właśnie chcesz - westchnął cicho. - Obserwatorzy Vincenta są zachwyceni relacją między wami. Właściwie, uwielbiają was na tyle, aby nagrywać pewne filmiki czy pisać o was opowiadania. Masz pojęcie, że w niektórych jest nawet Gabriel? A wyobraźnia ludzka nie zna granic.

Miller nijak nie skomentowała właśnie zdobytej informacji. Nie tylko nie wiedziała, w jaki sposób w ogóle to skomentować, ale również nie chciała tego robić przed dokładniejszym zbadaniem tematu.

- A przechodząc do powodu naszego spotkania, czy przyniosłeś mi mój prezent?

- Jakbyś nie znała odpowiedzi - stwierdził, jednym ruchem kładąc na blacie niewielkie, ale schludnie zapakowane w bursztynowy papier pudełko, ozdobione niewielką kokardką. Ten mały upominek, który w rzeczywistości nie był zwykłym prezentem a jedynym powodem ich spotkania, sprawił, że na ustach kobiety pojawił się uśmiech. Zupełnie jakby właśnie naprawdę dostała coś, czego w zupełności się nie spodziewała.

- A zdradzisz, proszę, co takiego kombinujesz? - spytał, obserwując jak pudełko, ląduje w torebce detektyw. - I nawet nie próbuj mi więcej wciskać tego kitu z policją, słonko. To ,,ściśle tajne" już dawno nie robi na mnie wrażenia.

- To skomplikowane.

- A co w życiu nie jest skomplikowane?

Detektyw ciężko westchnęła. Dmitrij po części miał rację. Czy w życiu było cokolwiek, co nie przynosiło jej kłopotów? Być może większość sama na siebie ściągała jednak zagubiona we własnych uczuciach, nie potrafiła inaczej funkcjonować.

- Tym razem to sprawa prywatna.

- Więc oko za oko? - wyrwało się z jego ust. Powoli nachylił się w stronę Cally, aby następnie dodać przyciszonym tonem - To nie przelewki skoro sięgasz po nielegalne rozwiązania. Kto Ci na tyle napsuł krwi?

- Jestem gliną. To wystarczający powód dla wielu, aby uprzykrzyć mi życie.

- Oczywiście. A ja jestem jasnowidzem, a w wolnych chwilach gram na akordeonie.

- Ja nie kłamię, to prawda. Skoro tak wiele o mnie słyszałeś powinieneś wiedziec, że ostatnio zostałam porwana.

- A więc chcesz zemścić się na porywaczach?

- Co? Nie. Każdy z nich już dawno poniósł karę za ten wyskok.

- A więc, kto? Masz dość Zhao? A może Azura? Tak wspaniała przyjaźń, a jednak dobiegła końca... a może to Laurent?

Calypso nic nie odpowiedziała, jednak zdradziła ją jej własna reakcja. A może to nie ona była winna a Belov wiedział od samego początku i jedynie się z nią bawił? Niezależnie od odpowiedzi, młody mężczyzna zaśmiał się z niedowierzaniem, kręcąc głową.

- Ty naprawdę lubisz komplikować sobie życie - westchnął, znów opierając się na oparciu. - Szczęście chyba nigdy Cię nie dogoni.

Przy stoliku numer dziewięć nagle zapadła niepokojąca cisza gdyby nie hałasujący tłum w kawiarni, ta dwójka mogłaby usłyszeć swoje wzajemne myśli.

***

Telefon Vincenta od rana był przepełniony najróżniejszymi, niezwykle podejrzanymi wiadomościami. Dwie pierwsze nie wzbudziły w nim wielkich podejrzeń, tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że ich treść nie była zbyt precyzyjna. Trzecia i każda kolejna była wyraźnym sygnałem, że coś jest nie tak. Zaczęły się tajemnicze, niepokojące połączenia. Wszystko to sprawiło, że podczas badań na miejscu zbrodni z ostatniej nocy Vincent nie rozejrzał się nawet przez pięć minut w spokoju.

- Deuxième fois?* - mruknął, odchodząc na bok. Tym razem po drugiej stronie usłyszał coś o wiele gorszego niż groźby. Nie minęła nawet sekunda od odebrania połączenia, gdy z telefonu rozległ się przeraźliwy płacz. Laurent wiedział, co powinien teraz zrobić - znaleźć kogoś z wydziału cyberbezpieczeństwa i dowiedzieć się skąd jest wykonywany telefon - a jednak nie potrafił się ruszyć. Zamarł niezdolny do jakiegokolwiek ruchu w obliczu rozpaczliwego krzyku i wołania o pomoc oraz regularnego dźwięku, łamiących kości uderzeń. Nim ocknął się z szoku i zdążył jakkolwiek zareagować, po drugiej stronie odezwał się męski głos. Kilka słów, które padły najprawdopodobniej były w języku włoskim, ale detektyw nie mógł dokładnie tego określić przez ciężki, niezrozumiały akcent nieznajomego. Sekundę później połączenie zostało zakończone.

Cisza nagle nabrała zupełnie innego wyrazu. Laurent dopiero słysząc doskonale znajomy mu dźwięk, poczuł, jak jego mięśnie napinają się, a on jest gotowy do reakcji, zupełnie jakby scenka, której był świadkiem, działa się tuż obok, a nie w zupełnie innym miejscu na świecie. Pierwszy szok minął, lecz telefon zadzwonił po raz drugi. Kolejny obcy numer, który pochodził z zagranicy tak jak poprzedni.

Tak wiele połączeń do samego agenta FBI... oczywiście w historii zapisały się przypadki, kiedy to poszukiwany sam się kontaktował z policją, ale były to pojedyncze przypadki, a nie cała seria. Vincent szybko doszedł do wniosku, że w jakiś sposób jego dane musiały trafić w ręce tej grupy ludzi, której lepiej było nie spotkać na ulicy i nie tylko. Najlepiej dla swojego bezpieczeństwa, spokoju i - przede wszystkim - życia.

Jednak jak to było możliwe? Jego dane były dokładnie strzeżone. Numer prywatny, którego używał w pracy, nijak się nie miał do drugiego numeru, z którego korzystał do działalności w internecie. Informacje musiały wyjść od kogoś, kto doskonale je znał. Kogoś z kim w całej swojej karierze chociaż raz współpracował przy sprawie albo kogoś bliskiego, kto był dla niego jak rodzina...

I wtedy, w całym tym zamieszaniu i chaosie, jego spojrzenie padło na Calypso.

Podczas ich ostatniego spotkania padła jasna groźba. Potem co prawda wiele wyjaśnili, a atmosfera nie była już tak napięta. Cally przyznała, że poniosły ją nerwy i wcale nie chciała tego powiedzieć, ale... co jeśli słowa wcale nie szły w parze z czynami?

Vincent nie mógł mieć pojęcia, jak blisko prawdy był. Ziarno niepewności, które zostało zasiane w nim, w tamtej chwili wydało swój plon jeszcze tego samego dnia, kilka godzin później, kiedy pilnie został wezwany do biura, a na jego dłonie została złożona pewna informacja. Prosta, krótka wiadomość, była jak wielokrotnie wbijany w sam środek serca sztylet.

Vincent Laurent oficjalnie został odsunięty od sprawy Gabriela Aslanova znanego pod pseudonimem ,,Papierierowy Łobuz''. Jego ostatni udział został wyznaczony na ponowny wyjazd do Los Angeles, gdzie razem z Detektyw Miller dokończy wątek działalności ,,Czarny Łabędź''. Do tego czasu jednak dostał zakaz ingerowania w postępy i jakiekolwiek tajne akta.

Calypso postawiła na swoim. Wykluczyła Laurenta - i nawet jeśli zrobiła to jedynie z troski - intencje nie wykluczały faktu, że zrobiła to, raniąc go w najgorszy możliwy sposób.

***

Kilkuminutowe spotkanie z Gabrielem wystarczyło, aby detektyw na resztę dnia pogrążyła się w myślach. Ku zaskoczeniu główny powód jej refleksji nie dotyczył jednak osoby Aslanova, a tego co w związku z nim planuje góra. Bez jej wiedzy została mu złożona propozycja, którą odmówił po konsultacji z Cally. Co miało być następne? Czy od dziś powinna się mieć na baczności, aby kolejna taka sytuacja przypadkowo nie wydarzyła się bez niej?

Detektyw oderwała spojrzenie od widoku za oknem w chwili, gdy drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Zhao zawsze tak robił, kiedy chciał pokazać swoją wyższość. Był zły za to, że nakłoniła więźnia, prawdopodobnie niwecząc jego wspaniały plan.

- Jesteś z siebie zadowolona?

- Co masz na myśli? Działamy w drużynie - przypomniała ze spokojem, nie dając mu się wytrącić z równowagi. - To ja mogłabym zadać to pytanie. Czy ty jesteś z siebie zadowolony? Działasz bez mojej niewiedzy!

- Skandal - mruknął z ironią.

- Naprawdę nie widzisz w tym nic złego?

- Oczywiście, że nie. A wiesz dlaczego? - spytał nieco ciszej, wciąż ostrym tonem. - Bo to nie przeze mnie Aslanov trafi do więzienia Verum.

Kilka słów sprawiło, że Calypso na moment straciła oddech. Więzienie Verum było owiane złą sławą od początku swojego istnienia. Opowiadano o nim w przechodzących z pokolenia na pokolenie historiach i straszono najgorszymi metodami przesłuchań. Podobno tortury, których człowiek tam doświadczył, sprawiały, że traciło się rozum. Umieszczano tam psychopatów, seryjnych morderców i ludzi, dla których zwykły wymiar kary to było za mało. Verum było jak pułapka. Kiedy ktoś już w nią wpadł, ona owijała się wokół kostek, bioder i ramion, aby w końcu sięgnąć do szyi - tej części ciała, przy której jeden zły ruch oznaczał śmierć.
Nie bez powodu nikt nigdy stamtąd nie wrócił.

Cally wiele słyszała o tym mrocznym miejscu. A właściwie... słyszała nieco więcej od innych. To właśnie te informacje pozwoliły jej, mimo jej młodego wieku, na pracowanie przy tak ważnej sprawie. Nawet jako pracownik FBI nie powinna wiedzieć niektórych rzeczy, a prawda o więzieniu zdecydowanie do nich należała. W całej swojej istocie Verum było również praktycznym narzędziem wykorzystywanym przez ludzi u władzy. Szczególnie dbano o to, aby nikt przypadkiem się nie dowiedział, że wielkie, rygorystyczne więzienie, ratujące ludzkość w rzeczywistości jest małym, umieszczonym na odludziu pokojem. Nigdzie nie przetrzymywano tych, którzy zostali do niego zesłani. Ci, którzy stawali się nieprzydatni albo stracili rozum, po cichu usuwano.

- Blefujesz. Czemu mieliby go tam wysłać? Tam trafiają szaleńcy, nie tacy jak Gabriel.

- Z takiego samego powodu, dla którego złożono mu propozycję. Jego pobyt w Waszyngtonie działa na niekorzyść. W dodatku... oh, nie mów tylko, że sama na to nie wpadłaś. Jest członkiem jednej ze słynniejszych rodzin mafiozów. CIA z chęcią go wykorzysta do własnych celów.

Te wiadomości rzucały całkowicie inne światło na aktualną sytuację. Co więcej, a raczej co ważniejsze, diametralnie zmieniały zarówno przyszłość Łobuza jak i obraz działań, które właśnie podjęła.

- Cholera. Muszę to naprawić. Na pewno da się coś zrobić, cokolwiek co będzie nam na rękę...

- Może tak. Może nie. Najpewniej nie - padło z jego ust z dziwaczną satysfakcją, której Cally nie potrafiła zrozumieć. - Chyba że uda ci się zdobyć dowody do jutrzejszej nocy. Jeśli się nie uda, o tej porze już za dwadzieścia cztery godziny będzie za późno.

2371

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top