𝑹𝑶𝒁𝑫𝒁𝑰𝑨𝑳̷ 𝑿

Serce Calypso przyspieszyło o dwa uderzenia. W chwilach takie jak te miała ochotę głośno przeklinać media, które ukazywały zawód pracownika FBI w zgoła inny sposób. Z jednej strony nie mogła obwiniać reżyserów za spełnianie swojego zadania, którym było dostarczenie rozrywki. Z drugiej... chyba jeszcze nigdy nie czuła tak przygnębiającego ciężaru, jaki dopadł ją tego dnia. Od chwili zgłoszenia nietypowego morderstwa nosiła w sobie dziwaczne przeczucie, że to wszystko ma jakiś związek z nią. Wydarzenia, które spotkały ją, potem zdawały się tylko potwierdzać tę wersję, a więc... co jeśli za śmierć Matildy również była po części odpowiedzialna?

- Kawy? Herbaty? - zapytał młody mężczyzna. Niejaki Ishaan Sharma, czyli bliski przyjaciel i mężczyzna, z którym Panna Keres od dwóch lat mieszkała. Cally nieco mocniej ścisnęła dłoń Vincenta i powoli przesunęła spojrzeniem po niewielkim pomieszczeniu. Utrzymane w minimalistycznym stylu, czyste i zaskakująco proste jak na dom tak młodych ludzi. Gdyby nie gdzieniegdzie pozostawione kłębki sierści po pięknym po pięknym perskim kocie, który wraz z nadejściem gości przerwał smaczny sen, śmiało, można  było porównać to miejsce do tych z gazetki współczesnych wnętrz.

- Kawy czarnej, a dla tej Pani herbatę czarną - odparł Vincent, w jednej chwili ją zaskakując. Panna Miller nie przypominała sobie, aby zdradziła mu, na co w ostatnim czasie nieustannie miała ochotę. A więc... musiał sam zauważyć. Kąciki jej ust uniosły się w delikatnym uśmiechu, a wpatrzony w nią mężczyzna zupełnie jakby w odpowiedzi na ten gest uniósł ich wciąż złączone dłonie i złożył pocałunek na wierzchu jej dłoni. 

- Zdziwiona? - spytał z nutą rozbawienia, odsuwając jej krzesło przy stole.

- Odrobinę - przyznała szczerze.

- Zawsze mam oko na to, co ważne.

Dla detektyw świat na krótką chwilę właśnie się zatrzymał. Odkąd sięgała pamięcią, zawsze szukała dla siebie miejsca na świecie i chociaż od jakiegoś czasu była przekonana, że udało jej się tego dokonać, tak teraz, topiąc się w jego intensywnym spojrzeniu, wiedziała, jak bardzo się pomyliła. Jej dom, nie był miejscem. Bezpiecznym miejscem, którego od zawsze szukała, był właśnie on.

Magiczny moment zaczął się równie szybko co został przerwany - Ishaan odchrząknął z powagą i pewnym specyficznym spojrzeniem obrzucił partnerów. No tak... Calypso dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie, w jakiej sytuacji właśnie postawili tego mężczyznę. Zaledwie kilkanaście dni temu dowiedział się, że jego przyjaciółka padła ofiarą morderstwa. W takich okolicznościach oglądanie zakochanych par najpewniej nie było szczytem jego marzeń. Poza tym jako przedstawiciele Federalnego Biura Śledczego powinni zachować profesjonalizm.  

- Piękne mieszkanie - odparła pośpiesznie, zaczynając nowy temat. Vincent najwyraźniej dotarł do tych samych wniosków, ponieważ jedynie lekko skinął głową, słysząc jej uwagę i skierował ich w stronę stołu, gdzie odsunął jej krzesło i niczym poczekał, aż usiądzie, zanim zajął swoje miejsce. Krótko po tym wcześniej wymienione napoje pojawiły się przed nimi, a detektywi mogli zacząć swoje małe przesłuchanie.

- Może zacznijmy od początku... Gdzie i kiedy się poznaliście? - zapytał Vincent. W tym samym czasie jasnowłosa odpaliła niewielkie urządzenie, które miało nagrać ich rozmowę. Następnie wyciągnęła niewielki zeszyt i długopis, powoli przygotowując się do zapisania ważnych szczegółów na, które - jej zdaniem - powinni zwrócić szczególną uwagę.

Ishaan z cichym westchnieniem wypuścił powietrze. Nie trzeba było znać się na mowie ciała i nieświadomie wysyłanych w ten sposób sygnałów, aby odgadnąć, że nie przejawiał szczególnej ochoty do rozmowy na temat ofiary. Strata ukochanej osoby wpływała na przeróżne sposoby na ludzi, a ignorancja bolesnego faktu była jedną z wielu dróg, którą wybierali poszkodowani.

- To było wiele lat temu. Poznaliśmy się jeszcze w szkole. Kiedyś... byliśmy nawet parą, ale skończyło się szybciej niż się zaczęło - wyznał treściwie Ishaan, aby po krótkiej chwili dodać własny komentarz. - Jestem podejrzany? Chyba nie sądzicie, że to możliwe.

- Nie masz się o co martwić. To standardowa procedura, poza tym chcemy zrozumieć wszystko jak najlepiej - Laurent wyjaśnił pokrótce i szybko powrócił do odpowiedniego kierunku rozmowy. - Z tego co wiemy ofiara była w poważnym związku. To trochę zaskakujące, że nie mieszkała z narzeczonym.

- Nie takie niespodziewane, gdy w grę nie wchodzi miłość. Percy jako czterdziestolatek i światowej sławy prawnik miał wszystko, co mógł zapragnąć z wyjątkiem pięknej narzeczonej. Do Matildy z jakiegoś powodu miał słabość, a poza tym, podobno ona jako jedna z nielicznych zgodziła się na jego warunki.

- Warunki? - Laurent pociągnął temat zainteresowany. - Wiesz na ten temat coś więcej?

- Nie. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym zbyt długo - wypłynęło z ust Ishaana, gdy na dłuższy moment się zamyślił. Detektywi dostrzegli wahanie w jego zachowaniu, dlatego również zamilkli. Rosnąca w nich nadzieja na to, że mężczyzna będzie z nimi współpracował, nie okazały się złudne. - Właściwie, być może nawet celowo unikała tego tematu.

- Rozumiem. Opowiesz nam coś więcej o Pani Keres? Jaka była? Czy miała jakichś wrogów?

- Matilda jest... Była bardzo bezpośrednia. Nie zrozumcie mnie źle, nie na zły sposób. Była odważna i nie raz pakowała się w niebezpieczne sytuacje, ale nigdy nie chciała dla nikogo źle. Nie wydaje mi się, aby ktoś ją nienawidził. Była lubiana w praktycznie każdym towarzystwie.

Panna Miller mimochodem pomyślała o swojej przyjaciółce. W jej oczach Azura była dokładnie taka sama. W wielu sytuacjach bywała zbyt szczera, przez co czasami była negatywnie odbierana. Ale wystarczyło dać jej szansę. Ta niezwykła, optymistyczna i lekka energia, która od niej biła, w końcu łamała każdego. Nawet jeśli wychowywały się w dwóch różnych środowiskach, podobieństwo między nimi wciąż było doskonale widoczne.

- Ktoś mógł mieć korzyści z jej śmierci?

- Wątpię - odparł lakonicznie Ishaan.

- Rozumiem. Z jakiego powodu Pani Keres odwiedziła okolice Waszyngtonu?

- Od roku pisała swoją pierwszą poważną powieść. Podobno akcja jej powieści toczy się właśnie w Waszyngtonie. Od dawna planowała odwiedzić to miasto. Aby lepiej oddać klimat czy... jakoś tak.

Wymiana zdań między całą trójką nie trwała długo. Detektywi byli przygotowani, dzięki czemu doskonale wiedzieli jakie pytania powinni zadawać. Ishaan natomiast nie rozwlekał się z odpowiedziami, nie tracił zbędnych minut na przemyślenie tego co powinien powiedzieć. Obojętnie dzielił się wszystkim, co sam wiedział z cichą nadzieją w środku, że te okrutne męczarnie w końcu dobiegną końca. Sama Cally czuła na ramionach jeszcze większy ciężar, gdy spotykała jego smutne i zmęczone spojrzenie. Nie chciała niepotrzebnie go męczyć, ale tuż po rodzinie zawsze przychodziła pora na przesłuchanie przyjaciół, w szczególności tak bliskich. Mimo najlepszych chęci Ishaan nie mógł tego uniknąć.

Kiedy Calypso wraz z Vincentem opuścili mieszkanie Pana Sharmy wspólnie skierowali się do samochodu po drodze rozprawiając o dwóch niezwykle ważnych kwestiach, które niespodziewanie wyszły podczas przesłuchania. Faktem bardzo podejrzanym, który jednocześnie w znacznym stopniu rzucał cień podejrzeń, na samą ofiarę było wyznanie dotyczące jej młodości. Jako jeszcze chodząca do szkoły nastolatka wciągnęła się w bardzo nieodpowiednie środowisko, na skutek czego przez dwa długie lata zajmowała się nielegalnym handlem narkotykami. Podobno całkowicie zmieniła ją znajomość z przyjacielem i dla niego postanowiła opuścić szemrany interes, ale... Cóż, nawet jeśli Ishaan miał rację to i tak musieli dowiedzieć się, dla kogo pracowała. Lokalni sprzedawcy najczęściej wliczali się w siatkę mafijną, chociaż byli jej bardzo odległym elementem. Tacy ludzie najczęściej sami nie mieli dokładnie pojęcia, dla kogo pracowali. Nie bez powodu tak trudno było dostać się FBI do głównych rodzin przywódczych, takich jak ród Aslanov.

Inną kwestią był całkowicie nowy i wyjątkowo podejrzany ślad. Gdy na sam koniec padło pytanie o jakąkolwiek podejrzaną rzecz, osobę czy miejsce Ishaan wyznał, że Matilda i Percy niedługo mieli wziąć ślub. Rzeczą, która zaskoczyła go najbardziej, jednak nie był pośpiech, w jakim podjęli taką decyzję, ale wybór miejsca zaślubin. Sharma był pewien, że ktoś taki jak Percy zorganizuje eleganckie, a przede wszystkim bogate wesele, które szybko stanie się wydarzeniem opisywanym przez wszystkie prasy w Los Angeles. Po zapoznaniu się z jego osobą detektywi podzielali to zdanie. Ciche święta raczej nie były w stylu prawnika, a ku zaskoczeniu wszystkich, zdecydował się na miejsce tanie i proste, daleko na obrzeżach miasta. Co prawda sama sala była przepiękna - mała i skromna, ale obsypana kwiatami i w starodawnym stylu. Nie wyróżniała się niczym specjalnym, a przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Bo kto mógł pomyśleć, że to samo miejsce, które powinno dawać im nowy, piękny początek w życiu, w rzeczywistości jest największą zgubą? Mężczyzna dopiero po kilku dniach po wyjeździe przyjaciółki usłyszał pewne nieprzyjemne plotki. Podobno niska cena miała być spowodowana pechem, które spadało na zaręczone pary. Percy nie miał dla niego znaczenia, ale Matilda to już zupełnie inna sprawa. Od tej chwili Ishaan miał okropnie złe przeczucia, a kiedy z dnia na dzień kontakt ucichł... przez kilka dni oszukiwał się i rozpaczał na zmianę. Żałoba przygniotła go, a smutek podsuwał niebezpieczne myśli. Nie zdążył odpowiedzieć na komunikat i zgłosić się na komisariacie - ubiegła go sama rodzina jego Keres, a do jego drzwi pewnego dnia zapukała policja.

Detektywów jednak zastanawiało jedno - złe fatum? Nieszczęście? Czy coś takiego mogło być możliwe? Calypso była twardo stąpającą po ziemi realistką, więc z góry odrzuciła tę opcję. Tak samo jak w dzieciństwie odarto ją z marzeń, tak teraz nie potrafiła sobie wyobrazić działania jakiejś niesamowitej, nadnaturalnej siły, która mogła sabotować miłość. Vince jako marzyciel nie negował tej wersji całkowicie. Nie twierdził od razu, że zgadza się z tym co usłyszeli od Ishaana, ale jednocześnie jasno nie negował jego opinii.

- A więc prawdopodobnie jutro czeka nas wycieczka pod przykrywką - wyznała z cichym westchnieniem Cally, opadając na miękkie posłanie w pokoju Vincenta. Żadnej stronie specjalnie nie spieszyło się do zakończenia tego dnia, dlatego wspólnie zdecydowali się na wieczór filmowy. Wcześniej zrobione zakupy wylądowały na kolanach detektyw, a ona zajęła się rozpakowaniem słodkości i dwóch butelek wina zakupionych w drodze powrotnej.

- Masz na myśli... - Vince nawet nie dokończył. Z jakiegoś powodu założył, że to nie oni będą odwiedzać to miejsce. Skoro sala „Czarny Łabędź" miała przynosić pecha, to istniały też szanse na to, że przyniesie go i im, prawda? I nawet jeśli były to jedynie jego głupie wymysły Laurent za żadne skarby świata nie chciał ryzykować. Nie po tym jak w końcu los się do niego uśmiechnął, a sama Calypso Miller zwróciła na niego uwagę, o którą tak długo walczył.

- Tak. Nie widzę innej opcji niż pojechanie i przyjrzenie się wszystkiemu tam pod przykrywką.

- Oczywiście, że jest inna opcja. Możemy kogoś wynająć do tego zadania - odparł, opierając się ramieniem o framugę drzwi do hotelowej sypialni. - Będziemy bezpieczniejsi, gdy będziemy obserwować sytuację z daleka.

Detektyw na krótką chwilę zamilkła. Nie podzielała podejścia Vincenta z jednego powodu. On ufał bezgranicznie Federalnemu Biuru Śledczemu i jego skuteczności. Nigdy nie miał do czynienia z wewnętrznymi intrygami tej organizacji, więc ani trochę takiego podejścia mu się nie dziwiła, ale jednocześnie sama była zaznajomiona z nimi aż za dobrze. W końcu nie tylko miała świadomość o istnieniu tajemnic nawet we FBI, ale i sama była ich częścią. Wiedziała, że im bliżej sedna się jest, tym łatwiej manipulować innymi, co w obecnej sytuacji mogło oznaczać... im więcej zaufania do innych tym rosła szansa na nowe problemy i utrudnienia.

- Nie, to zbyt poważne. Nie możemy polegać na innych. - zaprzeczyła, co wywołało ciche westchnienie irytacji u Vincenta. Oczywiście, że ją kochał, a w ostatnim czasie z każdym dniem zakochiwał się coraz bardziej, ale czasem miał dość tego jak bardzo pozostawała skryta mimo jego wysiłków. Nie wątpił, że właśnie dzięki tej pracowitości i braku zaufania wspięła się tak wysoko w swojej karierze, ale zdrowemu związkowi nijak takie zachowanie nie służyło. A jemu zależało przede wszystkim właśnie na tym.

- Porozmawiajmy o tym jutro - zaproponowała, na co Vince ochoczo się zgodził. Tym razem już o wiele luźniejsza wymiana zdań szybko przeszła do tematów lekkich i przyjemnych. Wspólnie, chociaż nie od razu, wybrali film na ten wieczór - padło na jeden ze świątecznych klasyków z racji powoli zbliżających się świąt Bożego Narodzenia - i usadowili się na wygodnej kanapie. Zaczynając od niekiedy rzucanych komentarzy szybko przeszli do rozmowy, a lecąca w tle komedia stała się sporadycznie wypełniającym między nimi ciszę dźwiękiem.

- Chyba nie mówisz poważnie... - Calypso zaśmiała się, gdy Vincent skończył opowiadać jedną ze swoich historii z dzieciństwa kiedy to jeszcze jako brzdąc na wszelkie możliwe sposoby dokuczał swoim starszym siostrom, przy okazji okropnie je tym irytując.

- Oczywiście, że tak. Nawet nie wiesz jak poważnie - zawtórował jej śmiechem. Wspólne towarzystwo było czymś, co przede wszystkim wprawiło ich w niezwykle dobry nastrój, ale niewykluczone, że wędrująca z rąk do rąk butelka wina miała w tym swój udział. Tym razem Vincent lekko nachylił się w stronę Miller, wręczając szklaną butelkę ze słodkim, czerwonym winem w jej dłonie. - Twoja kolej. Co ciekawego nabroiłaś w dzieciństwie? 

Nad tym pytaniem detektyw przez chwilę musiała się zastanowić. W końcu jej dzieciństwo nie było ani łatwe, ani przyjemne. Pierwsze lata swojego życia spędziła w domu pełnym przemocy, jednak z tego okresu pamiętała zaledwie urywki. Potem czas, w którym poszukiwano dla niej nowego domu a cudowna rodzina, która zdecydowała się dać właśnie jej dach nad głową... Wtedy Cally nigdy nie odważyła się zrobić cokolwiek wbrew zastępczym rodzicom. Zbyt obawiała się, tego, że nieposłuszeństwo skłoni ich do przemyślenia swojej decyzji albo - co gorsza - oddania jej ponownie do przytułku. Dlatego mało mówiła, zawsze prezentowała się z jak najlepszej strony i nigdy nie sprawiała problemów. Nawet jeśli Violet i Henry Miller nigdy nie dali jej powodu do takiego zachowania, szczególnie ojczym, dla którego stała się małym oczkiem w głowie.

I taka była prawda - nawet jeśli brutalna i bolesna nie tylko dla Calypso. Od zawsze miała ojca, ale dopiero w dniu adopcji dostała tatę. 

- Chyba nie mam żadnej ciekawej historii. Wiesz, jako dziecko zawsze zachowywałam się wzorowo - odparła. Te wszystkie myśli, które właśnie przemknęły przez jej głowę, sprawiły, że magiczny stan, w który wprowadzał alkohol, nagle wyparował. Wzięła kolejne dwa łyki i szybko zaczęła główkować nad czymś, co mogła opowiedzieć w ramach rekompensaty.

- Serio? W takim razie chyba nie mam po co liczyć na jakieś ciekawe historie... Teraz tym bardziej jesteś wręcz wzorem do naśladowania.

Cally jedynie uśmiechnęła się zawstydzona. Oh, gdyby tylko Vince wiedział coś, z czego jeszcze nie zdawał sobie sprawy, w życiu tego by o niej nie powiedział.

- A więc masz szansę zapytać się mnie o jakąś inną prawdę - zasugerowała.

- A może wyzwanie? - odparł Laurent, śmiało idąc we flirt, który między nimi się nawiązał. Właściwie żadne z nich nie zarejestrowało momentu, w którym odległość między nimi się zmniejszyła, a długie spojrzenia wędrować od oczu do kuszącej krawędzi ust.

- Wyzwanie - potwierdziła, czując jak zalewa ją fala ciepła. To samo dziwaczne uczucie, które było jej nieznajome i obce, teraz sprawiło, że mieszało jej się w głowie. I jakim cudem Vince  jest tak spokojny? - Rozmyślała, nie potrafiąc pojąć tego co się z nią działo. Do tej pory była przekonana, że wie, jak wygląda etap zakochania, lecz teraz, gdy wszystkie objawy tej choroby zaczęła odczuwać po stokroć mocniej, czuła się zupełnie jak ktoś inny.

A może to wszystko było winą tego słodkiego, czerwonego wina?

- Zrób to - odparł ciszej, aby kolejne wyszeptać jej wprost do ucha-  Dokładnie to na co masz ochotę już od jakiegoś czasu.

I wtedy Cally go pocałowała, a świat po raz kolejny tego dnia na ten krótki moment po prostu się zatrzymał.


Ponownie nie zaszalałam z długością ale nie chciałam przesadzić z nowościami. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że w tym rozdziale pojawiły się nie tylko nowości w sprawie ale i przełomowe wydarzenie u Cally i Vincenta.
Tym razem, dodatkowo przychodzę do was z pytaniem! Macie już może swoje podejrzenia co do dalszych losów bohaterów? A może teorie dotyczące samej fabuły?

2434

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top