𝑹𝑶𝒁𝑫𝒁𝑰𝑨𝑳̷ 𝑰

Dwa miesiące wcześniej...

W miejscu funkcjonowania wielkich organizacji nie ma miejsca na błędy. Federalne Biuro Śledcze w szczególności zalicza się do tego grona - jako ściśle powiązane z prawem oraz bezpieczeństwem narodu nie może pozwolić sobie na nawet drobne przeoczenia. Istnieją jednak pewne tajemnice, które nigdy wcześniej nie ujrzały światła dziennego. Zatajone przed oczami, uszami i uwagą niepożądanych, z czasem zmieniały się w słodkie sekrety. Gorzka prawda była trzymana w ustach nielicznych, bo po wypłynięciu do opinii publicznej mogła wywołać prawdziwy skandal.

Calypso Miller przekonała się o tym dopiero wtedy kiedy koszmar, w którego realność od zawsze tak bardzo wątpiła - a który jednak wciąż wywoływał w niej irracjonalny strach - nagle stał się rzeczywistością. Sprawa Papierowego Łobuza była jedną ze sławniejszych, o ile nie najsłynniejszą w czasie ostatnich dwudziestu lat na terenie całej Ameryki Północnej. Wszyscy chcieli się dowiedzieć, kto taki stoi nie tylko za śmiercią wielu niewinnych ofiar morderstw, ale przede wszystkim jednego, które wstrząsnęło całym światem - śmierć senatora Georga Andersona. Cally jako świeżynka we FBI nigdy nie powinna dostać tej sprawy. Tak ważna, wręcz cenna... po stokroć bardziej należała się pracownikom z o wiele dłuższym stażem i doświadczeniem. Cóż, na ich nieszczęście, całkowicie przypadkowo to w jej ręce wpadły pewne dokumenty, o których nigdy nie powinna się dowiedzieć. Ona ani nikt inny. Równo dwa lata temu udało jej go złapać oraz posłać za kratki do jednego z najbardziej strzeżonych więzień na całym świecie.

Wszystko po to, aby teraz, po dwóch latach, powrócił. Gabriel Aslanov uchodził za przerażającego człowieka i taki właśnie był. Żądał władzy, sięgał po każdą ze swoich kapryśnych zachcianek i uchodził za diabelnie niebezpiecznego. Jego korzenie sięgały Rosji, w której aż roiło się od mafii i podejrzanych interesów - a jego rodzina zdecydowanie w owych kręgach się obracała. Cholernie (niestety) przystojny, silny i chętny do mordu jeszcze na sali sądowej - tak właśnie Cally zapamiętała go po raz ostatni.
Teraz miała stanąć z nim twarz po raz kolejny? Oczywiście to jej oraz jej dawnemu wspólnikowi przypadła rola ponownego rozgryzienia sprawy, tym razem tajemniczego morderstwa. Teoretycznie jego jakiekolwiek działania były niemożliwe, jako że od dwóch latach tkwił w Stanowym Więzieniu we Florydzie. Zero odwiedzin, przepustek czy zainteresowania jego osobą. Oh, Aslanovie zdecydowanie zadbali o to, aby media nie nakręcały się jeszcze bardziej niż to konieczne. Od dnia aresztowania o więźniu wspominała praktycznie tylko sama policja czy podobne organy powiązane z prawem.

Przypadek morderstwa, który wpadł w jej ręce, jakimś cudem jednak wskazywał na coś innego. Dokładnie takie same poszlaki, znaleziony na miejscu jego materiał genetyczny czy wskazówki, które wręcz bezczelnie wskazały jego osobę. To nie tylko było rzucenie wyzwania FBI. Gabriel Aslanov postanowił zabawić się ze swoją słodką Cally w kotka i myszkę, już na wstępie zaznaczając kto, wyznacza zasady tej gry. Detektyw doskonale zdawała sobie sprawę z jego nienawiści do jej osoby. Do samego końca twierdził, że jest całkowicie niewinny, a śmierć senatora nie zalicza się do jego występków. W ostateczności nie znaleziono nikogo innego, kto mógł wpasować się profil mordercy, a znalezione poszlaki wskazały na jego osobę. Zamknięto go za morderstwo kilkunastu osób, więc z pewnością nie był całkowicie niewinny, ale... w tym przypadku chodziło o coś więcej. Cally zyskała jego zaufanie a być może nawet sympatię. Wszystko po to, aby potem go zdradzić.

- Kogo moje oczy widzą - kiedy tylko jasnowłosa wkroczyła do małego, przytulnego pokoju jednego z wydziału dla specjalistów od cyberprzemocy, od razu skierowała się w stronę, z której przywitało ją to jakże słodkie przywitanie. Azure Moore od zawsze należała do wygadanych ludzi. Bezpośrednia, nie zastanawiała się nad tym co należy a co powinna, a przynajmniej tak było w prywatnym życiu. Jako specjalistka od przestępstw w internecie nie zawsze współpracowała z Cally. Czasem trafiały się zadania, w których były sobie wzajemnie potrzebne, ale na ogół obowiązki się nie łączyły. Nie przeszkadzało im to jednak w przyjaźni.

- Ciebie też miło widzieć - Cally odparła z pobłażliwym uśmiechem na ustach i opadła na jedną z materiałowych poduszek tuż przy biurku przyjaciółki. Teczka z raportem, którą oparła na kolanach, nagle wymknęła się z jej rąk. Teraz trzymała je Azure i nie czekając nawet na żadną zgodę, od razu zaczęła przeglądać pliki kartek, na co Cally jedynie w rozbawieniu pokręciła głową. Cóż, trochę nie mogła się złościć. Gdyby faktycznie nie miała żadnej prośby, najpewniej nie pojawiłaby się w jej biurze, a przynajmniej nie w czasie pracy.

- Co tym razem? Podobnie jak ostatnio, urocza masakra piłą mechaniczną przez maskującego się mordercę czy może kolejny powrót zabójcy z północy? - Brązowowłosa wymieniała przekornie. Dopiero w chwili gdy jej spojrzenie padło na tytuł raportu, który trzymała w dłoniach zamilkła. Detektyw przyszło na myśl, że powinna zapisać dzisiejszą datę w kalendarzu pod dopiskiem „Dzień, w którym Azure Moore zatkało". Kobieta nabrała powietrza w policzki i z cichym świstem wypuściła, kręcąc głową z mieszaniną dezaprobaty i rozbawienia. - Szczęście cię naprawdę nie opuszcza... Przyjęłaś to?

Cally jedynie skinęła w odpowiedzi. Patrząc na jej grono bliskich i znajomych naprawdę niewiele wiedziało o tym, jakie relacje w rzeczywistości ich łączyły. Nie sztuką było nie dostrzec ich przyjaźni czy tego, że stosunki między nimi nie ograniczały się jedynie do obowiązku, którym były związane. Panna Moore była jedną z nielicznych osób, które faktycznie były wtajemniczone w większość, a przynajmniej w tą większość życia, którą Calypso była skłonna się dzielić.
Co Azura wiedziała a Gabrielu? Z opowiadań przyjaciółki głównie to, że już od ich pierwszego spotkania bezczelnie się z nią droczył, pyskował i zmieniał tematy. W przerwach od utrudniania współpracy flirtował z nią, chociaż oczywiście nie było to spowodowane ani jej śliczną buźką, ani cieniem sympatii, który jeszcze wtedy między nimi zakwitł. Jego wymysły były zachcianką, zwykłym psikusem z braku lepszej rozrywki. Każde słowo było szczere, ale to nie oznacza, że była to cała prawda.

- No proszę, twój ulubiony zawodnik wraca do gry - podrzuciła jeszcze przekornie Azura, a Calypso nigdy nie poczuła większej ochoty, aby zaprzeczyć. Czy czasem się uśmiechała, po przeprowadzonych przesłuchaniach? Owszem, jednak to nie wyklucza innego, nieco mniej przyjemnego uścisku, które zawsze ciążyło w jej piersi kiedy go widziała. Cień szczerego strachu stał się czymś więcej niż cieniem z każdym dniem kiedy zdobywała coraz więcej informacji na jego temat. To właśnie wtedy zaczęła rozumieć, że ktoś taki jak on nie podda się zwykłemu nakazowi prawa. Tacy ludzie mieli w garści cały świat. To oni ustalali, co jest dozwolone a co nie. - Chwila. To oznacza, że znowu będziesz pracować z ..?

- Nie ekscytuj się tak - od razu ją uprzedziła, świadoma tego co zaraz usłyszy. Oh, ale co ona sobie myślała? Marne nadzieje na to, że przyjaciółka kiedykolwiek ją posłucha.

- A ty nie psuj mi marzeń, marudo - prychnęła, w najmniejszym stopniu niezrażona jej tonem głosu. - Ulubiony duet znowu w grze! W dodatku nad najlepszą możliwą sprawą, z nowymi szczegółami. Cholera, to niczym długo wyczekiwany drugi sezon ulubionego serialu.

Azura rzecz jasna wiedziała o większości, o tym co wydarzyło się dwa lata temu. W odróżnieniu od swojej przyjaciółki nie traktowała tego przestępcę tak... poważnie. Po kilku latach w takiej, a nie innej pracy niektóre przypadki przestawały wywierać takie wrażenie jak na początku. Według niej Papierowy Łobuz był kolejnym rozpieszczonym dzieciakiem z bogatego domu, który w końcu dostał nauczkę za wszystkie swoje grzeszki. O wiele bardziej emocjonowała się kimś innym. Podobnie jak wiele innych, tym przypadkiem zajął się mały trzyosobowy zespół, a jednym z jego członków był Vincent Laurent.

- On ma do mnie po prostu małą słabość. Nic wielkiego - wzruszyła ramionami.

- Nic wielkiego? Tylko mi nie mów, że naprawdę tego nie widzisz. - Ciemnowłosa prychnęła, nie dowierzając własnym uszom. - Jest tobą zauroczony, i to do szaleństwa!

- Azure.

- No co? Facet wskoczył za tobą w ogień - odparła w taki sposób, zupełnie jakby to było wszystko wyjaśniającym argumentem. - Nawet nie próbuj mi robić wyrzutów! Wiesz, że was uwielbiam.

A Cally? Cally jedynie pokręciła głową rozbawiona i rozczulona zarazem. Być może nie miała sił, a być może i nie chciała jej upominać. Prawda była taka, że chociaż z początku stanowczo się opierała zalotom Vincenta, z czasem ten uroczy francuz odnalazł drogę i do jej serca. Skrycie zaczynała lubić go coraz bardziej, a jednocześnie zawsze starała się myśleć o tym jak najmniej, głównie z obaw, do jakiego wniosku mogła dojść.

- Masz dostęp do bazy danych więzień w Ameryce? - Z ust Miller wyrwało się pytanie, chociaż brzmiało ono bardziej jak zadane wypowiedziane dla pewności niż wymagające odpowiedzi. Azure zawiesiła na niej spojrzenie i nachyliła się nad biurkiem, opierając łokcie na blacie, a głowę na dłoni.

- Zbierasz materiały na własną rękę?

- Nie, nie, po prostu mam pewne przeczucia. - Usprawiedliwiła się. Słodkie kłamstwo gładko przeszło przez jej gardło. - Poza tym to żadna tajemnica. Pracujemy w zespole, tu nie ma miejsca na sekrety.

- Dobra, dobra - uniosła dłoń, przerywając jej. Pani od cyberprzestępczości nie była najlepsza w słuchaniu o tym czym zainteresowana nie była. Zresztą, nie pytała poważnie, w końcu jak jej dobra przyjaciółka mogła ją okłamać? Nie tracąc ani chwili zaczęła szukać tego co powinno pomóc. To wszystko trwało być może kilka minut? Calypso sama nie była pewna. Zanim zdążyła się zacząć nudzić już padła odpowiedź

- Co konkretnie chcesz wiedzieć?

- Wszystko, co wyda się podejrzane. Plus wszystkie odwiedziny, jakiekolwiek kontakty czy próby zainteresowania. - Te kilka informacji były nie tylko kluczowe w śledztwie. Dzięki nim mogli się dowiedzieć kto został przekupiony przez Gabriela czy też kto mógł być potencjalnym zagrożeniem. Bo, to było niemożliwe, aby bez pomocy ludzi z zewnątrz udało mu się wydostać, zabić, a potem jakby nigdy nic wrócić na miejsce w więziennej celi. Kilka czy kilkanaście osób - naprawdę nie dziwiła się gdyby przypuszczenia okazały się prawdą. Aslanov od zawsze był uczony tego jak wpływać na ludzi. Jak nimi kontrolować czy też jak owijać ich sobie wokół palca. Strażnicy mogli nie być wyjątkiem w gronie jego ofiar.

Tym bardziej podejrzany okazał się raport, który przysłało więzienie. Detektyw wiedziała już, co oznaczają takie wyniki, a jednak i tak łudziła się, że być może w bazie danych jest inaczej. Mogła rozwiać nie tylko swoje wątpliwości, ale i znaleźć potencjalny trop...

- Właściwie to nic. Zero odwiedzin, zero telefonów. Nie licząc jego nieustannie podejmowanych prób wydostania się na wolność, nie wyróżnia się niczym specjalnym.

Cally westchnęła męczeńsko. Za jakie grzechy trafiła właśnie na niego? Nikt zamknięty w takim miejscu i pilnowany pod całodobowym nadzorem nie mógł wymknąć się ot, tak. Pracownicy z pewnością udaremniliby wszelkie próby zagrażające życiu zarówno jego jak i kogokolwiek innego, chyba że... chyba że Gabriel Aslanov urobił nie kilku czy kilkunastu strażników, a całe stanowe więzienie we Florydzie.

__________________________

cześć wszystkim!! muszę się przyznać bez bicia, że od dawna niczego nie publikowałam, a na tym koncie w zasadzie nic, dlatego witam zarówno tych którzy już wcześniej w jakiś sposób mieli doczynienia z tym co piszę jak i każdą nową duszę! mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy za bardzo a pierwszy rozdział przypadł do gustu

jestem wdzięczna za wszystkie gwiazdki, komentarze i wystawioną opinię - każda uwaga dla mnie jest cenna niczym złoto

a jeśli lektura was wciągnęła, to już niedługo zobaczymy się w następnym rozdziale, gdzie akcja już powoli zacznie się rozkręcać. do następnego!<33

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top