Chmury

   — Jesteście piękni — zaczęła cicho.

   Patrzyła na chmury formujące różnorakie postacie, sunące po niebie; i na samo niebo, myśląc o tym, czego nikt nigdy nie będzie w stanie pojąć, czego jest na świecie więcej i bardziej, niż by mógł sobie wyobrazić ktokolwiek.

   — Nie dajcie sobie wmówić, że nie.

   Mówiła cicho, choć przez chwilę chcąc docenić to, co było wspaniałe aż po horyzonty. Niewielu pamiętało o tym dziś. Czuła, że mogłaby się tak wpatrywać w podniebne przedstawienie godzinami, widząc znów coś innego w poznanych już białych postaciach. Kolejne, nieskończone historie. Chmura raz była Adamem ze słynnego fresku, a raz ogromnym ptakiem z rozłożonymi skrzydłami.

   Ale nikt już nie przyglądał się tak niebu, nawet ona nie potrafiła. Ludzie mieli ciekawsze rzeczy do roboty. Szybsze, żywsze, głośniejsze, większe. Książki, filmy, seriale, muzykę. Nikt już nie zajmował sobie czasu niebem, było co innego do zrobienia.

   — Jeśli... cokolwiek was... obchodzi... zdanie człowieka — Bo dlaczego miałoby? Świat nie istnieje dla ludzi, tylko dla własnych celów. Kiedy idziesz ulicą, nie przejmujesz się tym, co pomyśli o tobie kostka brukowa.

   Mówiła wolno, z długimi i nieszczególnie składnymi odstępami pośród słów, bo choć wyrażała się cichutkim, delikatnym szeptem, miała wrażenie, że jej głos odbija się echem wśród miękkiej bieli i całkowicie wyraźnie dociera w odległe zakamarki okolicy. Chciała to powiedzieć, ale wstydziła się jednocześnie, że ktoś naprawdę mógłby ją usłyszeć. Lepiej dokończyć to szybciej, czy wolniej? Nie wiedziała. Fakt, że mimo niepodłączonych do niczego słuchawek tkwiących w jej uszach nadal wyraźnie słyszała pogłos swoich słów, nie pomagał i tylko dodawał nerwów.

   Powiedziała to, co zamierzyła, a chmury niezmiennie płynące po nieboskłonie chyba ją wysłuchały. Nie oczekiwała odpowiedzi, która i tak by nie nadeszła. Zamknęła okno, na powrót odkręciła kaloryfer i zostawiwszy jasną biel śniegu na zewnątrz, rzuciła się na łóżko, żeby wrócić do lektury i zająć nowymi myślami, bo jak długo mogłaby niby mielić w umyśle tę jedną.

z życia, 5 lutego 2020 r.
popołudnie, przed osiemnastą.

A.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top