2
Gdy Nat wyszedł ze swojego domu, otworzył ponownie księgę, aby Charline mogła w pełni poczuć otaczający ją świat i tak szedł chodnikiem udając, że jednocześnie jest pogrążony w lekturze. Przemówił do księgi cicho:
- No więc w tej chwili znajdujemy się w mieście Cambridge. To taka wielka metropolia słynąca głównie ze studentów, bo znajduje się tu...
- Słynna uczelnia, zbudowana setki lat temu – Dokończyła za niego dziewczyna.
Nat uśmiechnął się szeroko.
- Otóż to. W tej chwili to bardzo, bardzo stary budynek i rzeczywiście, imponuje swoją bogatą historią. Wielu ludzi z całej Anglii zjeżdża się tu na naukę. Zresztą nie tylko z Anglii. Nasza szkoła jest powszechnie znana w całej Europie.
- To wspaniałe, że ta uczelnia przetrwała. Ja też wiele o niej słyszałam, mimo że w Paryżu również nie brakowało znamienitych uczelni – Odparła księga, wypełniając słowami stare strony.
- Czy gdy byłaś człowiekiem, chodziłaś do szkoły? - Zapytał Nat.
- Ależ nie. Kobietom nie wolno było pobierać nauk na uczelniach. Nawet, gdy to były szlachcianki.
Nat zdumiał się na te słowa.
- Dlaczego??
- Nie wiem. Takie były wtedy zwyczaje. Dlatego miałam prywatnego nauczyciela, który uczył mnie pisać, czytać oraz nauczał historii. Również nauczyłam się władać kilkoma językami, choć bardziej to była zasługa mojego czytania książek.
Chłopak prychnął cicho pod nosem.
- Co za durne czasy. Dobrze, że obecnie takich bzdur już nie ma. Teraz w szkołach nie brakuje kobiet, a nawet same są naukowcami i profesorami. Zajmują wysokie stanowiska i wiele z nich jest nawet znacznie lepsza niż co niektórzy mężczyźni.
- To cudowne. Więc świat zmienił się na lepsze.
Nat uśmiechnął się nieznacznie.
- Cóż, zależy od której strony się na to spojrzy. Jedni mówią, że jest lepiej, a inni, że gorzej. A jeszcze inni mają to wszystko głęboko w dupie i żyją chwilą. Ludzie są różni, tak jak różne są obyczaje.
- W sumie masz rację.
Gdy tak szli, w pewnej chwili obok Nata przejechało parę samochodów, furkając głośno spalinami z rur wydechowych i trzęsąc na wszystkie strony metalową karoserią. Natychmiast w księdze pojawiły się pośpieszne słowa:
- Co to było?! Usłyszałam jakieś dziwne odgłosy, jakby ktoś strzelał. Mamy wojnę?!
Nat roześmiał się.
- Spokojnie, żadnej wojny nie ma. To tylko zwykłe samochody. Choć niektórzy lubią wciąż jeździć starymi modelami, które robią dużo hałasu. Samochód to takie coś, co samo jeździ bez użycia żywych koni. Jak to wyjaśnić... ktoś wpadł na pomysł by zbudować z metalu i mnóstwa rur pojazd, który napędzany jest paliwem. Najpierw to była zwykła woda. Potem kombinowali z różnymi innymi środkami, elektrycznością i tak dalej aż w końcu powstał obecny samochód, napędzany głównie naftą. Dużo by wyjaśniać. Choć obecnie ludzie szukają alternatywnych, zdrowszych paliw. Wiesz, podróżując samochodem jest znacznie, znacznie szybciej niż piechotą, a nawet konno.
- Och, niesamowite. Naprawdę wiele się zmieniło. A więc już nie używa się koni?
- W sumie to nadal można jeździć konno, tyle że głównie rekreacyjnie. Są też konne bryczki dla turystów. Czyli możesz sobie zamówić taką bryczkę, by pozwiedzać okolicę. Mamy też konną policję. Czyli stróżów prawa, którzy na koniach również pilnują porządku. Ale obecnie to bardzo rzadki widok. Zwykle się ich widuje przy okazji dużych imprez i zgromadzeń ludzi.
Charline umilkła, jakby analizując to, co powiedział Nat i przez jakiś czas nowe słowa już więcej się nie pojawiły.
Nat skierował się do głównej części miasta; hałaśliwego centrum, w którym było bardzo dużo ludzi, mnóstwo samochodów oraz typowo miejskich odgłosów, których z pewnością Charline nigdy nie słyszała. Czasem chłopak podsuwał bardziej księgę, by usłyszała wesołą muzykę, wygrywaną przez niektóre sklepy, aby przyciągnąć ludzi, czy też donośnie odgłosy bicia miejskiego kościoła. Dla dziewczyny to wszystko było bardzo oszałamiające i niezrozumiałe, ale jednocześnie zachwycające, mimo że nie mogła zobaczyć niczego na własne oczy. Nat domyślił się jej reakcji po jedynie sposobie pisania. Litery na stronach księgi zaczęły szybko się pojawiać i równie szybko znikać i niemal czuł jej kotłowaninę emocji.
- To niesamowite... czy to były dzwony?? ... Jak to jest, że słychać muzykę, ale dźwięki nie przypominają żadnych mi znanych instrumentów... Och, nie znam tego języka. Co to byli za ludzie?... Czy to były te samochody? Rzeczywiście robią dużo hałasu...
Nat uśmiechnął się do siebie czytając jej rozdygotane słowa. Tak bardzo by chciał pokazać jej naprawdę ten świat... tyle rzeczy mogłaby poznać, tyle się dowiedzieć. Nie mówiąc już o ludziach z różnych stron świata i kultur, którzy są tu obecni. Czuł ucisk w gardle, że Charline mogła tylko wsłuchiwać się we stłumione odgłosy i nic poza tym. Wszystko musiał jej opisywać. A tyle mogłaby zobaczyć, gdyby tylko była w stanie...
- Tyle się zmieniło... Chciałabym wiedzieć, na ile zmienił się Paryż. Czy tam jest tak samo jak w Anglii...
- Niestety, tego nie wiem, bo nigdy nie byłem w Paryżu – Odparł Nat – Ale podejrzewam, że raczej wygląda dokładnie tak samo jak wszystkie inne wielkie miasta. Z tym wyjątkiem oczywiście, że panuje tam nieco inna kultura niż w Anglii. Ale też jest dużo ludzi, samochodów i tak dalej. No i macie też słynną Wieżę Eiffla.
- A co to takiego? - Zapytała Charline.
- Nigdy jej nie widziałaś? - Zdziwił się Nat – Hm, no tak. Pewnie jeszcze nie było Wieży w twoich czasach, bo powstała dopiero pod koniec dziewiętnastego wieku. Mówiąc w skrócie, to po prostu ogromna żelazna konstrukcja, która obecnie jest symbolem Paryża. Widziałem ją wiele razy na zdjęciach. Jest piękna i zarazem imponująca. Ponoć to szczyt ówczesnej inżynierii. Bardzo jest popularna wśród turystów.
- Chciałabym ją zobaczyć. Na pewno jest wspaniała...
Nat znów poczuł supeł gdzieś w środku i lekko ścisnął dłońmi księgę. Gdyby tylko mógł jej to wszystko pokazać na własne oczy... gdyby tylko mógł zobaczyć ją...
Nagle rozległ się znajomy głos, który wołał jego imię:
- Hej, Nat!
Chłopak uniósł głowę i zobaczył jak biegnie do niego jeden z kolegów z uczelni, rudowłosy młodzieniec, który miał na sobie koszulkę jakiegoś ulubionego zespołu. Nat prędko zamknął księgę i uśmiechnął się lekko w stronę kumpla.
- Siemka, Josh. Co tu robisz?
Josh uścisnął z nim dłoń i odparł wesoło:
- O to samo miałem ciebie zapytać. Od kiedy to spacerujesz sobie po mieście z książką w ręku? Ty lubisz czytać?
- A co w tym takiego dziwnego? To mój podręcznik od... od historii naturalnej. Uczę się właśnie.
Josh popatrzył na niego podejrzliwie, na co Nat próbował schować księgę za plecami, ale nie zbyt mu się to udawało. Rudowłosy chłopak kręcił głową chcąc się jej przyjrzeć.
- Co ty powiesz. Tym bardziej to brzmi dziwnie jak na ciebie. Pokaż mi to.
Nat prychnął lekko.
- Po co chcesz oglądać zwykły podręcznik? To naprawdę taka sama książka jak każda inna. Lepiej się zajmij własnymi sprawami. Pewnie idziesz znowu do jakiegoś pubu na piwo, co?
Josh wyszczerzył się szeroko.
- Może. Jutro weekend to chyba wolno mi iść na piwo. Zresztą podobno ma być impreza u Clair. Idziesz, co nie?
- Chyba tak, jeszcze nie wiem. A może tym razem sobie daruję. Wolę posiedzieć w domu – Odparł wymijająco Nat, na co jego kumpel uniósł brwi jeszcze wyżej.
- Wolisz posiedzieć w domu?? Ty się dobrze czujesz? Zwykle jesteś pierwszy, jeśli chodzi o imprezy. Od kiedy to wolisz siedzieć sam w weekend?
- A kto powiedział, że będę sam? - Fuknął Nat nieco poirytowany – Zresztą to nie twoja sprawa. Będę zajęty uczeniem się. W końcu niedługo egzaminy, więc...
- Taaa, jasne, bo jeszcze uwierzę – Powiedział Josh, po czym znów się wyszczerzył – Ściemę wyczuję na milę, stary. Chyba wiem, co tu się święci.
Nat schował jeszcze bardziej księgę za siebie, a Josh pochylił się, wpatrując uważnie w kumpla.
- Spotykasz się jutro z jakąś dziewczyną! Przyznaj się, że tak!
Nat poczerwieniał cały na twarzy i od razu odparował:
- Wcale nie! Nie ma żadnej dziewczyny! Kto ci powiedział, że spotykam się z jakąś dziewczyną? Będę tylko ja i moje książki do nauki, nic więcej.
Josh roześmiał się.
- Jasne, jasne, ale te rumieńce mówią już wszystko. Spokojnie, nic nie wygadam. Myślisz, że ja nie zapraszam do chaty lasek? Dobry plan. Ale wolę iść na imprezę. Clair też jest niczego sobie.
Nat nic na to nie powiedział i w końcu ruszył się z miejsca wymijając Josha.
- No to baw się dobrze. Narka.
Ale rudowłosy chłopak popatrzył jeszcze na niego i prędko się zbliżył. Nim Nat zdążył zareagować, już Josh wyszarpnął mu z rąk księgę i uniósł ją sobie do twarzy.
- To nie jest podręcznik. Co to za dziwna książka? Wygląda staro.
Otworzył ją i zdumiał się na widok pustych kartek.
- Co jest? Przecież tu nie ma żadnego tekstu, nic. Same puste strony. Po co czytałeś jakąś starą, pustą książkę??
Nat zakipiał z gniewu i podskoczył do niego.
- Nie twój interes! Oddawaj mi ją!
Ale chłopak wciąż patrzył na niego ze zmarszczonym czołem i odsuwał dłoń z księgą.
- Zachowujesz się dziwnie. Nie chcesz iść na imprezę, czytasz pustą książkę... Chyba masz jakąś gorączkę, czy coś. Nie poznaję cię. Zwykła strata czasu z tobą.
Zmarszczył nos patrząc na księgę, po czym wyrzucił ją za siebie. Książka przeleciała w powietrzu furkocząc kartkami i spadła na ziemię, prosto w mokrą trawę.
- Co ty wyprawiasz, kretynie?! - Krzyknął Nat i prędko podbiegł do księgi. Uniósł ją ostrożnie i zaczął oglądać tomik w poszukiwaniu uszkodzeń. Robił to z takim namaszczeniem, że Josh znów skrzywił nos i mruknął tylko:
- Dziwak.
Po czym oddalił się w końcu w swoją stronę. Nat popatrzył jeszcze za nim, piorunując jego plecy wzrokiem i otworzył księgę. Z ulgą stwierdził, że nic jej się nie stało, a wszystkie kartki były całe.
- Wszystko w porządku? - Szepnął.
Minęło kilka sekund nim otrzymał odpowiedź, ale w końcu kaligraficzne słowa pojawiły się na czystej stronie:
- Tak... chyba nic mi nie jest. Przez moment poczułam ból, ale wszystko jest dobrze.
Nat uśmiechnął się z poczuciem ulgi i pogładził delikatnie palcami pergaminowe kartki.
- To dobrze. Wybacz za niego. Debil. Josh zawsze był nieco... obcesowy. W sumie nigdy za nim nie przepadałem. Cała książka to... twoje ciało, prawda?
- Można tak powiedzieć. Okładka jest jak moje włosy, a kartki wydają się być wykonane z mojej skóry. Czuję jak je dotykasz. Jakbyś dotykał moje prawdziwe ciało.
Twarz Nata momentalnie zalał gorący rumieniec i natychmiast oderwał palce od kartek ze wstydem. Jakoś wcześniej nie pomyślał o tym, że faktycznie dziewczyna musiała czuć coś będąc książką.
- Przepraszam. Mam nadzieję, że cię to w jakiś sposób nie uraziło...
- Skądże. Przywykłam już. Tak naprawdę cieszę się, gdy mogę poczuć czyjś dotyk. Czuję wtedy radość, że nie jestem sama. Że jestem blisko jakiegoś człowieka. Że jest ktoś obok mnie...
Nat znów się uśmiechnął czując jak coś drgnęło w nim na sercu. Bardzo żałował, że nie mógł dotknąć jej naprawdę. Jednocześnie uświadomił sobie, że Charline musiała naprawdę być bardzo samotna, jeszcze za czasów swojego ludzkiego życia. Trochę przypominała mu jego samego. Po prawdzie był raczej towarzyską osobą, ale poza uczelnią i imprezami przesiadywał tylko w domu i grał w gry na komputerze. Czasem też brakowało mu jakiegoś bliskiego towarzystwa. W tym momencie dotarło do niego, że Charline pomału stawała się czymś w rodzaju przyjaciółki, której nigdy nie miał. I jeszcze bardziej zapragnął jej pomóc odzyskać dawną postać.
- Wiesz co, spróbuję znaleźć sposób, abyś wróciła do swojego dawnego życia. Niestety minionego czasu już nie cofniemy, ale jeśli magia istniała naprawdę, to może... może zostało coś jeszcze po niej w tym świecie. Obiecuję ci, że nie spocznę dopóki nie trafię na jakiś ślad – Powiedział w końcu Nat.
Charline skreśliła wyraźnie zdumione słowa.
- Naprawdę? Zrobisz dla mnie? Ja... naprawdę ci dziękuję. Jednakże jestem gotowa pogodzić się z tym, że nie ma już żadnych magów. Nie chcę abyś poświęcał się na próżno...
- Charline, nie ma o czym mówić. Serio – Uśmiechnął się młodzian – Naprawdę chcę ci pomóc. Musi być jakiś sposób. Cambridge to bardzo stare miasto. Bardzo wiekowe. Istnieje cień szansy, że znajdziemy jakieś ślady magii, ale muszę pomyśleć, od czego zacząć...
Charline również chwilę, jakby się namyślała, po czym napisała:
- Ta szkoła... sądzę, że gdy jeszcze istniała magia, chodziło do niej sporo czarodziejów na nauki. Jestem niemal tego pewna.
Nat uśmiechnął się lekko.
- Obawiam się jednak, że obecnie nie mamy żadnych czarodziejów ani przedmiotów związanych z magią. A przynajmniej ja nic o tym nie wiem.
- Jednakże mogły tam zostać jakieś ślady. Chodźmy do niej.
Nat skinął głową i zawrócił kierując się na uczelnię Cambridge. Szczerze wątpił, aby Charline coś tam znalazła. Może i gmach był bardzo wiekowy, ale to najzwyklejsza szkoła taka jak inne. Choć nie ukrywał, że na myśl, iż kiedyś mogli do niej chodzi jacyś czarodzieje, od razu poczuł cichy entuzjazm. „Jak jakiś Hogwart...", pomyślał sobie z rozbawieniem i nawet nie miałby nic przeciwko.
Po niedługim czasie dotarli na tereny kampusu i Nat skierował się do wielkich, stalowych drzwi prowadzących do wnętrza potężnego, gotyckiego gmachu. Z kolei na samej uczelni krzątało się jeszcze wielu studentów, jak i profesorów. Mimo, że było późne popołudnie, niektóre zajęcia nadal trwały i kończyły się dopiero wieczorem. Nat co chwilę uprzejmie witał się z mijanymi nauczycielami i szedł korytarzem udając, iż miał coś jeszcze do załatwienia.
W końcu zatrzymał się, krótko rozejrzał i otworzył księgę.
- I jak? Wyczuwasz coś? - Szepnął do jej stronic.
- Nie jestem pewna... mnóstwo tu różnych strumieni energii. Wszystko się ze sobą miesza i ciężko mi wyczuć obecność magii – Odparła Charline.
Chłopak westchnął lekko i zaczął zastanawiać się, czy na uniwersytecie jest jakieś miejsce, które było chętnie oblegane przez uczniów czarodziejów. Charline, jakby czytając mu w myślach, napisała:
- A może biblioteka? Macie tutaj bibliotekę?
- Jasne, że tak. Biblioteka Uniwersytecka – Przytaknął Nat – Ale myślisz, że będzie w takim miejscu jakaś magia?
- Zawsze warto spróbować. Może są jakieś księgi o magii. One same już wydzielają subtelną aurę.
Nat powątpiewał nieco w jej słowa, ale mimo wszystko skierował się do biblioteki. Otworzył kolejne drzwi i wślizgnął się do środka. Od razu zewsząd uderzyła ich cisza i spokój, a Nat rozejrzał się tylko upewniając, że nie ma zbyt wielu studentów. Skinął lekko głową bibliotekarce i pośpiesznie wtopił się w tło zawalone ogromnymi półkami ksiąg. Znów otworzył swoją księgę, ale nim się odezwał, Charline już zaczęła szybko wypisywać w niej słowa, które zdawały się nosić za sobą jej entuzjazm.
- Jak wygląda ta biblioteka? Dużo tu książek? Jakie macie gatunki? Czy można czytać wszystko, co się w niej znajduje?
Nat stłumił śmiech rozumiejąc, że dziewczyna na pewno bardzo by chciała osobiście pooglądać te wszystkie stare tomiska i odparł cicho:
- Jest dość sporawa, a książek tyle, że nie byłabyś w stanie nawet ich zliczyć. W sumie chyba mamy książki na każdy istniejący temat. Zarówno stare, jak i nowe, choć starych jest więcej. No i pełno tu kurzu.
- Ach, ile bym dała, aby to zobaczyć...
- Kurz? Czy bibliotekę? - Zażartował Nat.
Znów miał poczucie, że Charline roześmiałaby się, gdyby naprawdę była obok i zobaczył jej pośpieszne, błyszczące słowa.
- Oczywiście, że bibliotekę! Choć to prawda, że w takich miejscach kurzu nie brak. Chwileczkę... Czy możesz unieść mnie nieco wyżej?
Nat zrobił tak jak prosiła i wyciągnął rękę nad sobą, wraz z otwartą książką. Po krótkiej chwili opuścił dłoń z powrotem i przeczytał:
- Tak, czuję ją. Obecność magii.
Zdumiał się.
- Naprawdę? Tu, w bibliotece??
- Tak. Jestem pewna, że w dawnych czasach przebywało tu bardzo dużo czarodziejów. Nie tylko czytali księgi, ale pewnie też używali w tym miejscu zaklęć. Od kąd zostałam przemieniona w książkę, potrafię wyczuć pozostałości po magicznej energii. Wprawdzie są to bardzo znikome ślady i bardzo subtelne, ale są.
Nat wpatrywał się z szerokimi oczami w księgę i rozejrzał się po bibliotece, jakby licząc na to, że on również coś poczuje.
- Łał, super – Szepnął – Wciąż ciężko mi uwierzyć w istnienie magii, ale w końcu ty jesteś najlepszym na nią dowodem. Ale oddałbym wszystko, by zobaczyć magię.
- Jeśli odnajdziemy jakiegoś maga w tym świecie, jestem pewna, że zobaczysz w praktyce magię. Ale jeśli nie...
- Charline, nie martw się. Jeszcze się nie poddałem. Zobaczmy czy są tu jakieś książki zaklęć, czy coś w tym guście.
I pomału zaczął się przechadzać pomiędzy regałami wypatrując jakiś ciekawych tytułów. Książek rzeczywiście było bardzo, bardzo dużo i chłopak wiedział, że to była dość mozolna robota. Wszystkie regały były utrzymane w nienagannym porządku. Podpisane gatunkami literatury oraz alfabetycznymi oznaczeniami. Ale już po kilku minutach zdał sobie sprawę, że jedyne książki o magii to zwykła proza do czytania. Mnóstwo powieści fantastycznych i przewodników po ich uniwersach. Nic poza tym więcej nie było. Powiedział to Charline, na co ta pomału skreśliła:
- Rozumiem. Rzeczywiście miałeś rację. Tu niczego nie znajdziemy.
W końcu Nat wyszedł z biblioteki i z braku lepszych pomysłów, opuścił również uniwersytet. On i Charline zgodnie stwierdzili, że po prostu pospacerują jeszcze po mieście, a dziewczyna spróbuje wyczuć źródła magii.
Gdy jednak minęły dwie godziny, Nat klapnął zmęczony na ławce w parku i sapnął, odkładając na bok księgę. Charline znów pośpiesznie wypisała parę słów.
- Skończymy na dziś. Jesteś zmęczony. Nie chcę nadużywać twojej serdeczności.
Nat spojrzał na książkę i od razu pokręcił głową przecząco.
- Nic mi nie jest. Trochę odpocznę i...
- Nie, nalegam. Już wystarczająco dużo dziś dla mnie zrobiłeś. Jestem ci wdzięczna. Pewnie sporo czasu minie nim znajdziemy jakiś kolejny trop. Nie wyczułam nawet odrobiny magii. Najmniejszej drobiny...
Słowa urwały się nagle i Nat poczuł znajomy ucisk w gardle. Wszystko się w nim rwało, aby jakoś pocieszyć nową przyjaciółkę, ale sam miał związane ręce. Chciałby umieć wyczuwać magię, jak ona. Delikatnie pogładził dwoma palcami pożółkłą, gładką kartkę w księdze i szepnął:
- Wiem, Charline, ale dotrzymam swojej obietnicy i będziemy szukać aż do skutku. Jutro też jest dzień. Odpocznę, wyśpię się i od razu po śniadaniu pójdę znów na miasto.
Przez chwilę księga nie odpowiadała, aż w końcu pojawiły się dwa, krótkie słowa:
- Dobrze. Dziękuję.
Nat uśmiechnął się, po czym zamknął księgę i jeszcze raz pogładził ją lekko po skórzanej okładce, próbując dodać nieco otuchy dziewczynie.
W domu chłopak zjadł pośpiesznie kolację, po czym zamknął się w swoim pokoju oznajmiając rodzinie, że idzie już spać. Ale tak naprawdę nie miał jeszcze ochoty na sen. Zajął się odrabianiem prac domowych i sporadycznie zerkał na książkę, która spoczywała na biurku. Gdy skończył pisać ostatnie wypracowanie, sięgnął z powrotem po stary tomik i otworzył go.
- Charline?
- Tak? - Zabłyszczały atramentowe słowa.
Przez moment Nat bił się z myślami i zastanawiał się, czy nie zabrzmi dla Charline zbyt... bezpośrednio, jako że dziewczyna pochodziła z zupełnie innej epoki. Ale w końcu zdobył się na odwagę i zapytał:
- Czy opowiesz mi coś jeszcze o sobie? Chciałbym... chciałbym cię poznać. Jeśli nie masz nic przeciwko. Nie mam na myśli oczywiście czegoś nieodpowiedniego – Dodał pośpiesznie – Po prostu wydajesz się bardzo ciekawą osobą, a też ciekawią mnie twoje czasy, gdy jeszcze no, byłaś człowiekiem.
Ku jego zdumieniu odpowiedź pojawiła się błyskawicznie.
- Oczywiście. Nie mam nic przeciwko. Ja też... chcę cię bliżej poznać. W moich czasach nasza rozmowa byłaby rzeczywiście nieodpowiednia, a nawet wręcz uznana za... no, wiesz...
Nat zaśmiał się nieco.
- Wiem, rozumiem co masz na myśli. Na całe szczęście i pod tym względem świat sporo się zmienił.
Po raz pierwszy zobaczył jak kartki książki lekko zafalowały, jakby poruszone niewidzialnym wiatrem. Nat od razu poczuł, że Charline chyba w ten sposób wyraziła swoją radość. Naprawdę prawdziwą radość, jakiej jeszcze nie okazała odkąd ją znalazł podczas praktyk na wykopaliskach. Rozpromienił się w środku.
- A więc poza czytaniem książek, co lubiłaś robić? Jak wyglądał twój dom? No i czy miałaś jakieś ulubione miejsca we Francji?
- To dużo pytań.
Nat zarumienił się lekko.
- Wybacz...
- Nic się nie stało. Tylko żartuję.
Chłopak roześmiał się wesoło, a tymczasem Charline zaczęła opowiadać, pomału układając na kartach księgi piękne, kaligraficzne słowa.
📖
Nat obudził się, gdy słońce było już dość wysoko nad horyzontem. W sumie to wybudził go odgłos jego telefonu, który głośno zagrał rockową melodię jego ulubionego zespołu muzycznego. Chłopak otworzył leniwie oczy i jeszcze na wpółprzytomny wymacał ręką smartphona, który leżał niedbale rzucony na pościeli. Spojrzał na ekran i dostrzegł wiadomość od Seana. Kliknął na nią i przeczytał sennie: „Weźmiesz do Clair te płyty z Rolling Stones? Damian pewnie przytarga znowu jakiś badziew techno-electro. Trzeba rzucić nieco klasyki." Nat mruknął cicho i postanowił, że później mu odpisze. Uniósł głowę i ziewnął szeroko. Teraz dopiero zorientował się, że leżał na łóżku i to w ciuchach, a obok niego spoczywała zaklęta księga, w tej chwili zamknięta. Zamrugał oczami i zrozumiał, że musiał zasnąć, gdy rozmawiał z Charline, a rozmawiali ze sobą przez prawie pół nocy. Pewnie w pewnym momencie głowa mu oklapła i zwyczajnie odpłynął. Usiadł na pominiętej kołdrze i uśmiechnął się patrząc na książkę. Dziewczyna rzeczywiście dużo opowiedziała mu o sobie, a i on nie omieszkał odwdzięczyć się tym samym. Im dłużej z nią rozmawiał, tym czuł coraz większą radość. Pomimo dzielących ich epok, zadziwiająco dobrze się rozumieli. Dla Nata było to szczególnie zaskakujące, gdy dziewczyny z jego otoczenia były, z kolei, wszystkie takie same i gadające o tym samym. Charline logicznie była zupełnie inna. I nawet nie przeszkadzało mu to, iż zupełnie nie znała się na obecnych czasach i nie wiedziała, co to jest rock and roll. Naprawdę stawała mu się bliska i wyczuł, że on chyba dla niej również. Jeśli nie uda mu się odczarować dziewczyny, to na pewno nie porzuci codziennych rozmów, gdy oboje w końcu znaleźli pociesznego towarzysza. Było to nawet sto razy lepsze niż rozmawianie z kimś przez internet. Zaklęta księga była jak jedna z jego ulubionych gier fantasy, która na jego oczach zmaterializowała się poza ekranem. Aż się zaśmiał do siebie na tą myśl. Wciąż to wszystko było dla niego jak sen...
W końcu Nat zsunął się z łóżka i szeroko przeciągnął. Odłożył pieczołowicie księgę na biurko, a sam zgarnął z szafy jakieś czyste ciuchy i powędrował do łazienki, by wziąć w końcu prysznic.
Po jakimś czasie, gdy obudził się na dobre wypiwszy kubek kawy i zjadając śniadanie, wrócił do pokoju i podszedł do księgi. Już ledwo ją otworzył, a pojawiły się magiczne litery:
- Bonjour, Nat.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Hej, Charline. Przepraszam, że trochę się pewnie naczekałaś. Zasnąłem w nocy, gdy rozmawialiśmy i nawet nie zorientowałem się, że spałem dłużej niż zwykle. Musiałem jeszcze wypić kawę, żeby otrzeźwieć.
- Nic się nie stało. Gdy jestem zamknięta dłuższy czas, też zapadam w coś podobnego do snu. Choć bardziej to przypomina letarg. Jakbym była zawieszona pomiędzy światem snu a jawą.
- Rozumiem. Trochę smutno to brzmi. Ale już możemy iść dalej na poszukiwanie magii. Pomyślałem sobie, że możemy odwiedzić wszystkie stare miejsca, jakie znajdują się w mieście. Katedrę, park przy uniwersytecie i te małe, rustykalne uliczki, które porozsiewane są wokół centrum. Wczoraj już nie zdążyliśmy do nich zajrzeć.
- Dobrze. Zdaję się na ciebie. Gdy coś poczuję, dam ci znać.
Nat skinął głową i tylko jeszcze zgarnął telefon, wpychając go sobie tradycyjnie do tylnej kieszeni dżinsów, a do przedniej włożył trochę pieniędzy, gdyby zachciało mu się kupić drugą kawę. Chwycił księgę i wyszedł z pokoju.
Jak na wiecznie zalany deszczem kraj, znów było całkiem ciepło i słonecznie. Wiosna pomału rozkręcała się i wszędzie wyrastała świeża zieleń oraz mnóstwo kwiatów. Z tego względu Nat, kierowany przyjemną atmosferą, powędrował najpierw do jednego z parków. Opisał Charline wspaniałe krzewy i rabatki z kwiatami, na co dziewczyna od razu zachwyciła się i napisała, że kocha kwiaty.
- A najbardziej lubię róże. Choć to pewnie nic nowego, w przypadku kobiety.
Nat zachichotał lekko.
- Fakt. Chyba większość kobiet lubi róże. Jeśli uda mi się cię odczarować, dostaniesz najpiękniejszy bukiet róż, jaki uda mi się znaleźć.
Księga na chwilę zamilkła, jakby Charline zawstydziła się jego słowami, po czym niepewnie napisała:
- To... to naprawdę miłe, Nat...
Chłopak znów się uśmiechnął.
- Na pewno od dawna nie czułaś zapachu kwiatów. Chciałbym tyle ci pokazać...
- Wiem. Ja też tego pragnę.
Nat przeszedł przez cały park, ale Charline nie wyczuła niczego specjalnego, choć przez ułamek sekundy miała wrażenie, że gdzieś unosił się maleńki strumyczek magii. Jednakże, gdy Nat wrócił w te miejsce, te odczucie zniknęło. Oboje sposępniali i wyszli z parku. Następnie młodzieniec skierował się ponownie do centrum miasta i zaczął się uważnie rozglądać po wszystkim, co tylko wydawało mu się kojarzyć z magią. Ale mimo że Cambridge obfitowało w epokowe budynki i kamieniczki, nie było to nic szczególnie niezwykłego.
- Wiesz, teraz mi przyszło do głowy, że może tylko mag jest w stanie dostrzec to, czego nie dostrzegają inni ludzie? W pewnej książce też było coś takiego. Ludzie nie obdarzeni nie mogli zobaczyć, na przykład, zaczarowanego posągu.
Charline chwilę się namyślała, po czym odpisała:
- Jest taka możliwość, faktycznie. Choć nie mogę stwierdzić tego z pełnym przekonaniem. Ja nie posiadałam talentu magicznego, więc jedyne z czym miałam czasem do czynienia, to z innymi magicznymi ludźmi. Nie przypominam sobie, abym nie mogła zobaczyć czarodziejskich przedmiotów, ale też i nie wiele takich znam. Jednakże jeśli w twoich czasach magii jest bardzo mało, może być ona ukryta.
Nat pogrążył się w myślach na te słowa. Jeśli magia jest widoczna tylko dla wtajemniczonych, sprawa jeszcze bardziej się utrudnia. Charline nie jest w stanie oglądać świata własnymi oczami, a on to już w ogóle nie nadaje się do szukania magii. Tak naprawdę cała ta sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna. Brak większych wskazówek uniemożliwiał im poszukiwania. Dotychczas Charline wyczuła magię tylko w niektórych punktach miasta. Najpierw na uczelni, potem na jej błoniach, dziś w parku, a jeszcze po drodze wspomniała o jakiejś wątłej energii przy kawiarni z cynamonowymi bułeczkami. Jednakże to było stanowczo za mało i zdecydowanie nie wskazywało jasno na obecność czarodziejów. Jeśli gdzieś oni byli, to doskonale wiedzieli jak się maskować przed wzrokiem ludzi niemagicznych.
Nagle Charline pośpiesznie skreśliła w księdze słowa, których Nat nie dostrzegł od razu, zajęty rozglądaniem się po ulicach.
- Nat! Zatrzymaj się!
Chłopak tak też zrobił i zdziwiony szepnął:
- No co jest?
- Czuję magię. I to wyraźnie. Czuję ją! Gdzieś niedaleko. Bardzo blisko, ale nie wprost.
Nat uniósł brwi jeszcze wyżej zupełnie zaskoczony i zaczął kręcić na wszystkie strony głową. Ale po ulicy przechadzało się tylko mnóstwo innych ludzi, którzy zdecydowanie nie wyglądali mu na magów. W tej chwili znajdowali się na jednej z wielu gwarnych ulic, na której było mnóstwo różnych sklepików i usług. Ale były to raczej zwykłe, kolorowe sklepy oferujące markowe ubrania, elektronikę, czy też nudne spożywczaki. Szczerze wątpił, aby Charline wyczuła magię w takich miejscach.
- Jesteś tego pewna? Nie ma tu niczego wyróżniającego się.
- Tak, po raz pierwszy nie mam co do tego wątpliwości. Strumienie magii są znacznie silniejsze niż nawet w tamtej bibliotece. To musi być coś, gdzie znajdują się magiczne przedmioty lub przebywa tam czarodziej o silnej mocy – Napisała pośpiesznie Charline.
Nat wpatrywał się w tekst ogłupiały, ale w takiej sytuacji postanowił wycofać się i przejść ulicę raz jeszcze.
- Dobra. Krzycz, gdy wyczujesz te miejsce. Idę.
Uważnie rozglądał się dookoła, ale wciąż nic mu nie przypominało magicznego miejsca. Zerkał jednym okiem na księgę, czy Charline czuje obecność owej energii i już po chwili ujrzał atramentowy tekst:
- To tutaj! Tu czuję magię! Jesteśmy bardzo blisko!
Nat stanął gwałtownie i znów obrócił się na wszystkie strony. I dopiero teraz ujrzał, że zatrzymał się dokładnie obok starego antykwariatu. Od razu zrozumiał, dlaczego wcześniej nie zwrócił na niego uwagi. Jak większość tego typu przybytków, tak i ten był mały i mocno ściśnięty obok innych sklepików, które jarzyły się kolorowymi witrynami. Antykwariat miał dużą, mocno zabrudzoną szybę, a na wystawie leżało jedynie mnóstwo wielkich, starych książek. Również w stanie pozostawiającym wiele do życzenia. Nad drzwiami błyszczały złote, brudne litery układające się w napis: „Antykwariat Złota Kula". Nat skrzywił nieco nos, ale w sumie sklepik rzeczywiście oferował bardzo stare i bardzo wiekowe przedmioty. Czyżby nie był to zwykły antykwariat?
- Rozumiem – Szepnął do księgi – Antykwariat. Możemy spróbować. Choć nie będę pytał, czy mają księgę czarów, bo jeszcze uznają mnie za wariata.
Uśmiechnął się pod nosem, po czym pchnął równie brudne, co cała reszta, drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top