Wstęp

Piątek. Trzynasty października.
Jeden z najbardziej deszczowych i ponurych dni w historii Seoulu.
O godzinie dwunastej trzydzieści dwie deszcz się wzmógł, a ulice opustoszały. Pozostali na nich tylko bezdomni i ludzie, którzy szybkim, przypominającym bieg krokiem wracali do domów.

SeungRi wszedł do starego budnyku ślamazarnie przemierzając zakurzone, brudne korytarze.
Przejechał swoją kościstą dłonią po drewnianej, powoli pruchniejącej ścianie od której odklejała się wolno i sukcesywnie tandetna tapeta w wytłaczane wzory, przypominające niegdyś kwiaty. Kostką palca wskazującego uderzył w nią delikatnie.
Stuk.
Stuk.
  Stuk.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy natrafił na pusty dźwięk. Uniósł kościsty, odziany w rękaw białej koszuli łokieć i jednym, szybkim ruchem wybił dziurę w ścianie. Tynk opadł na zimną podłogę i ciężkie buty bruneta, lecz on nie zwrócił na to uwagi. Jego brązowym oczom ukazał się żelazny klucz otulony zmiętą, białą kartką. Wyjąwszy je rozwinął zawiniątko.
Jego źrenice rozszerzyły się w zdziwieniu, a pełne usta otworzyły, chcąc coś powiedzieć, ale szybko zostały zamknięte i wykrzywione w złośliwym, pełnym satysfakcji uśmieszku.

"Na strychu. Znajdziesz mnie na strychu".

Morderca wiedział, że SeungRi przyjdzie.

To nie może być tak łatwe. Musi coś kombinować.

Mimo to poszedł na strych po starych, skrzypiących schodach.
Drzwi były zamknięte, a zamek -sam w sobie - zardzewiały.
Włożył do środka klucz i przekręcił. Otwarte.
Wyjął zza paska pistolet, wszedł do pomieszczenia odsuwając drzwi barkiem.
- Sta-- - Zaczął odruchowo, lecz nie było w pokoju nikogo.
Nikogo, poza średniego wzrostu mężczyzną po trzydziestce, znajdującego się kilka metrów nad podłogą. Chwiał się w rytm walca, delikatnie, a jego brązowe włosy zwisały swobodnie.
Sina twarz nieboszczyka mówiła nie więcej o przyczynie śmierci, niż SeungRi nie mógłby zauważyć po pierwszym spojrzeniu na wisielca.
Podszedł powoli do zmarłego.
Za paskiem miał kartkę, którą brunet szybko wyjął.

"Znalazłeś mnie!"

Chłopak spojrzał ponuro na treść, zgniótł liścik i rzucił gdzieś w kąt. Przyjrzał się dokładniej ciału i zauważył, że nie jest to świeży trup. Był już na tyle zimny, że życie musiało ulecieć z niego dwa lub trzy dni przed przyjściem Seungriego.

Cholera, spóźniłem się.

Odwrócił się na pięcie i ruszył ku wyjściu, ale powstrzymał go donośny łomot.
Ciało spadło na podłogę, a SeungRi dostrzegł coś, co przeoczył.
Tekst na zielonej bluzie mężczyzny.

"Gangnam. Stary dom. Domyśl się, który".

Zmarszył brwi i ruszył do wyjścia.
Wiedział już, gdzie szukać. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał odwiedzać tego miejsca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: