Maj
Maj był miesiącem odpoczynku. Odizolowywaliśmy się od siebie często i chętnie. Nie tęskniliśmy jak zawsze i nie potrzebowaliśmy swojego ciepła. Zachowywaliśmy się jak dorośli, choć do nich było nam daleko. Przeważnie spotykaliśmy się wieczorami. Dnie nie były nam pisane. Rozmawialiśmy wtedy spokojnie, a ty krytykowałeś papierosa w moich ustach. Przynajmniej nie byłam uzależniona tylko od ciebie. Noce były równie spokojne. Inne. Nie tak namiętne i uczuciowe jak zwykle. Czasami zostawałeś, czasami wychodziłeś. Moi rodzice preferowali drugą opcję. Ja czasami cię wypuszczałam, a czasami marudziłam i prosiłam, żebyś nie wracał tej nocy do swojego domu. Zawsze słuchałeś.
— Pchasz się, Andreas. — Boże, jak bardzo tego nienawidziłam. Czułam się błogo kiedy zasypiałam w twoich ramionach, ale nie kiedy rozpychałeś się na całe łóżko, zabierając mi kołdrę. Nie lubiłam zimna.
— Mhm — mruczałeś praktycznie nieprzytomny. Zawsze zasypiałeś niczym dziecko, a ja przepychałam cię na drugą stronę łóżka. Pozostając w krainie morfeusza mimowolnie oplatałeś mnie chudymi ramionami. Przyciągając do siebie, gładziłeś jeszcze po plecach, dopóki sama nie odpłynęłam. Spokój ogarniał całe moje ciało.
A teraz, nie mogę spać. Zawinięta w puchową kołdrę, przekręcam się z boku na bok. Gwiazdy świecą zbyt jasno. W pokoju jest zbyt zimno. Ja jestem zbyt zmęczona. A ty jesteś zbyt daleko, a co gorsze to nie jedyny powód, dla którego nie ma cię teraz obok. Ale jestem spokojna, bo maj nadal jest miesiącem odpoczynku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top