ROZDZIAŁ I
TE ŚWIĘTA
20 grudnia 1994, Gronostajka
Drogi Pamiętniku,
dzisiaj znowu zasypało naszą szosę. Zostałam w domu. Matka uznała, że przydam się w domu jako pomoc kuchenna. W końcu już tylko cztery dni do Świąt. Gdy bracia odśnieżą drogę, jadę z nimi po ciotecznych na dworzec.
Zimne pocałunki,
bo w tym śniegu
trochę brakuje
prawdziwego ciepła
Tete
•••
— Ewka, nie kręć się, gałganie! Zaraz ci krzywo zaplotę i będziesz brzydko wyglądać.
Teofila usiłowała zapleść równy warkocz młodszej siostrze, która już teraz nie mogła się doczekać spotkania z kuzynostwem, chociaż jeszcze nie wzeszło słońce. Między resztą rodzeństwa dzieliło ją ponad dziesięć lat i ciężko było jej znaleźć prawdziwą nic porozumienia. Wiedziała, że kochają ją na swój sposób, ale chociaż miała dopiero sześć lat, nie mogła się pozbyć wrażenia, że do nich nie pasuje, więc jeszcze mocniej cieszyła się na przyjazd krewnych: rudych bliźniaków, Aloszy i Aleksego. Oraz Tamary, której dla odmiany nie lubiła, ponieważ miała zawsze piękne fryzury i ubranka. Wyglądała jak prawdziwa porcelanowa lalka, które Ewka widywała w tym drogim sklepie koło deptaku. Dziewczynka ogromnie zazdrościła urody kuzynce, ciemnych warkoczy i długich rzęs okalających brązowe oczy.
Ona miała niebieskie, podobnie jak jej siostra, ale Teofila była jej zdaniem śliczna. Nie tylko jej zresztą. Mamuś też często tak mówiła, na co Teosia przewracała oczami i wykrzywiała usta. Robiła to ogólnie dosyć często, a jeszcze częściej nie robiła żadnej miny.
Kiedyś jednak Ewka wymknęła się z domu za siostrą, która wyszła ponoć do przyjaciółki. Jednak na rozwidleniu, na którym powinna skręcić w lewo, poszła w prawo, w kierunku lasku za ich gospodarstwem.
Ewka słyszała od wuja, że lasek prowadzi nad jezioro, a później do boru, gdzie mieszka pan Szymon Gajowiec z rodziną, jego stary druh, jeszcze z wojska.
Dziewczynka już wcześniej podejrzewała, że siedemnastoletnia wówczas Wirska nie wybiera się na naukę do przyjaciółki. Nie zabrała ani jednego zeszytu czy książki! To z góry śmierdziało podstępem, a czuły nosek Ewki łatwo taki zwietrzył.
Postanowiła, że sprawdzi dokąd idzie jej siostra. Chociaż jeszcze świeciło słońce, to robiło się chłodno i zimniejsze powiewy wiatru wywoływały gęsią skórkę. Mimo to Ewka uparcie szła za siostrą.
Trzask!
Sucha gałązka złamała się pod niewielką stopą sześciolatki, zdradzając jej obecność niczego do tej pory nieświadomej siostrze. Teofila odwróciła się nagle w kierunku dźwięku i ujrzała dziewczynkę nieudolnie próbującą ukryć się między świerkami.
— Co ty tu robisz, Ewka? Do domu, już! I ani mi się waż wspominać, że mnie tu widziałaś, rozumiesz?
Chwyciła małą za szelki od spodni i spojrzała jej głęboko w oczy. Dziecko patrzyło hardo, wydymając usta.
— Miałaś iść do Kaśki — oznajmiła.
— Idę okrężną drogą, co ci do tego, gałganie? Czemu nie siedzisz w domu, tylko łazisz za mną?
— Czemu mam nie mówić, że cię tu widziałam? — Ewka uniosła podbródek jeszcze wyżej. — Też chcę iść. Nie powiem nikomu, jak mnie zabierzesz.
— Nie powiesz i tak, bo mogę się założyć, że cię matka nie puściła, a ty przelazłaś tu opłotkami bez jej wiedzy.
Ewka spuściła głowę. Siostra wygrała bezsprzecznie. Znowu.
— Idź lepiej do domu i to szybko. Może nikt jeszcze nie zauważył, że się włóczysz — poradziła Teofila, której trochę zmiękło serce na ten widok. Rozluźniła uścisk trzymający ubranie młodej. — Mam agarki w komodzie.
Na tę ostatnią wiadomość humor Ewki wyraźnie się poprawił. Oczy jej zabłyszczały, a uśmiech rozciągnął jej usta.
— Mogę?
— Tylko już stąd idź.
Za sobą usłyszały czyjeś kroki. Teofila odwróciła się, by sprawdzić, kto taki idzie w ich stronę.
— Już zacząłem się martwić, że coś ci się stało.
Ewka nie znała tego chłopaka. Był wysoki jak jej bracia, z brązową czupryną, w dżinsowej kurtce. Miała czerwone mankiety i była przekonana, że kiedyś Teofila wróciła w niej do domu, ale jednocześnie ciężko było jej w to uwierzyć.
Chłopak podszedł jeszcze bliżej, pogładził jej siostrę po plecach, a wtedy ona uśmiechnęła się lekko. Ten jedyny raz ją taką widziała. Szczęśliwą, bezpieczną i na swój sposób podekscytowaną.
•••
Teofila założyła uprane dżinsy, narzuciła na plecy sweter i ciepłą kurtkę po jednym z braci, który z niej wyrósł dwie zimy wcześniej. Mimo jego dosyć dzikiego trybu życia, nadal była w świetnym stanie.
Włosy miała jak zwykle pokręcone, a oczy podkreśliła czarną kredką i wytuszowała rzęsy. Była w stu procentach gotowa do wyjazdu na dworzec po rodzinę z Białorusi.
Zeszła na dół, by z kuchni zabrać kilka kromek chleba dla siebie i braci. Zawsze lepiej się jechało wozem z jedzeniem w ustach.
— Będziem jechać — rzuciła.
— To uważajcie tam i mi siostrę szybko przywieźcie.
— Dobrze, dobrze.
Pomimo odległości i, przede wszystkim, granicy dzielącej siostry Sverdlove miały ze sobą bardzo zażyłą relację, której nie jedno rodzeństwo mogłoby im pozazdrościć. Gdyby nie małżeństwo Eleny z Jerzym Wirskim, pewnie mieszkałyby w sąsiednich domach, ponieważ gdy Eliza wyszła za mąż, jej siostra nie pozostawała obojętna sąsiadowi swego szwagra (i z wzajemnością!). Jednak silniejsze uczucie do handlującego Polaka przesądziło o dalszych losach sióstr i kochanków.
Rodzina Sverdlovów należała do majętniejszych w Brześciu, więc obie siostry były doskonałymi partiami, w szczególności, że majątek ich rodziców dziedziczyły na spółkę. Jednak ojciec Eleny był tradycjonalistą i nie chciał oddawać swego majątku byle komu. Czekał więc na równie majętnych co on sam kandydatów do ręki swoich córek. O ile jedna z nich wybrała jego zdaniem właściwie, druga popełniła co najmniej mezalians i nawet pod groźbą wydziedziczenia nie chciała zerwać zaręczyn.
Ostała się* więc Elena w Gronostajce, w gospodarstwie rodzinnym męża i tam wiodła życie matki i swego czasu sekretarki w różnych firmach. Nie miała szczęścia i nigdzie nie udawało się jej pozostać na dłużej.
Teofila jeszcze przed rokiem była przekonana, że nie pójdzie w ślady matki i nie porzuci majątku dla faceta. Teraz nie była tego taka pewna. Ile mogła by zrobić dla tych ciemnych oczu pełnych radosnych iskier?
Uśmiechnęła się w duchu na ich wspomnienie, jednak wyobrażenie rozwiało się pod głosem brata.
— Fiśka, jedziesz czy zostajesz? Już zaprzęgliśmy Zochę!
Paweł był najmłodszym ze starszych braci Teofili. Dzielił ich rok, a swego czasu chodzili do jednej klasy, gdy Paweł kiblował jeden rok. Mieli między sobą układ o całkowitej dyskrecji po wspólnej akcji z kradzieżą benzyny.
Teofila usadowiła się obok Pawła na szerokim koźle.
— Słyszałem, że Gaj był ostatnio u jubilera — zagaił konspiracyjnym szeptem. — Podobno zmniejszał jakiś pierścionek.
— Naprawdę?
— Toż żartuję sobie z ciebie, Fiśka! Nie mam pojęcia o tym, co robi Gaju. — Poklepał siostrę po kolanie. — Ale nie trać nadziei, to że jesteśmy ostatnimi legalnymi i wolnymi członkami tej rodzinki to nie świadczy o dobrym braniu tylko o genetycznym puszczalstwie i dobrze o tym wiemy.
— Marek i Krzysiek nie jadą?
— Nie, muszą z obory u Marka śnieg zwalić, żeby dach się nie zapadł. Jesteś na mnie skazana, siostrzyczko. I wio, Zocha! — Pogonił kobyłę lejcami, by ruszyła stępem ku bramie
— Skoro tak, to powiedz, jak się miewa Weronika.
Teofila błysnęła zębami w złośliwym uśmieszku, zahaczyła o drażliwy temat zakochanych w Pawle dziewczyn, a tych było sporo.
— To długa, nudna i bezsensowna historia.
— Mamy czas.
— Wobec tego... hejta!
•••
*
tu: osiadła
Bardzo spontanicznie podczas edukacyjnego dołka napisałam rozdzialik opowiadanka, które kiedyś tam sobie zarysowałam. Nie zapowiadam regularności, to raczej taki sposób na odskocznię od rzeczywistości, ale mam nadzieję, że dobrze się przyjmie. Nadal dziwnie się czuję z pisaniem, ale z czasem ten nieco pokraczny styl się wypracuję, tak myślę.
Dajcie znać, co u Was słychać i jak się stanowicie do tej historii!
Ściskam,
Lola
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top