radioactive

 Riley obudziła się zaplątana w ramiona bruneta – była wycieńczona, a napad płaczu jedynie pogorszył jej sytuację. Fakt faktem wciąż znajdowała się na stacji trwogi, a Calum, chrapiący tuż nad jej uchem, był jedynym towarzyszem niedoli. Była głodna, przemarznięta i wciąż marzyła o powrocie do domu. Poprawiła koszulę, która opadała z jej ramion i odgarnęła posklejane kosmyki włosów. Kąpiel też by się przydała.

- Przestań się wiercić – wymamrotał Calum, zaciskając ramiona wokół jej talii. – Śpij, dopóki możesz.

Próbowała ponownie zasnąć, ale bliskość ciała mężczyzny jej to skutecznie utrudniała – ani na chwilę nie była w stanie wyłączyć myślenia o tym, co musiał przeżyć, by przetrwać. Ile osób zabić i jak sobie z tym radził. A może był taki sam jak inni? Pozbawiony ludzkich uczuć, a jedynym instynktem który mu pozostał był ten zapewniający przeżycie.

- Riley, na boga...

- Przepraszam, po prostu...

Nie pozwolił jej nawet dokończyć, tylko cicho westchnął i podniósł się do pozycji siedzącej. Był pełen zagadek. Nagle utkwił wzrok w martwym punkcie, raz po raz przeczesując włosy palcami.

- Muszę cię nauczyć strzelać – stwierdził po dłuższej chwili ciszy. – I poruszać się, zacierając za sobą ślady. Nie możesz sobie od tak wychodzić. Zgubiłabyś się, albo...

Nie dokończył swojej myśli, tylko zerwał się na równe nogi, nie pozwalając Riley wydobyć z siebie głosu rzucił w jej stronę jeansową kurtkę i butelkę wody. Sam narzucił czarno-białą koszulkę i gestem dłoni ją ponaglił. Kiedy trzymał dwa pistolety wydawał się być jeszcze bardziej niebezpieczny. Zanim trafili do ciemnych korytarzy wytłumaczył zasadę wedle której powinna była się poruszać. Cały czas trzymał dłoń na jej ramieniu, kierując w kolejnych zakrętach. Dotarli do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Lampa wciąż złowrogo mrugała.

Po dłuższej obserwacji w końcu wręczył jej jeden z pistoletów i wskazał na stary znak, oznajmiający, w którą stronę należało się udać aby odnaleźć wyjście. Pierwszy raz trzymała broń w ręku i była zagubiona.

Widząc jej zdezorientowaną minę położył dłonie na jej ramionach. Już wtedy wiedziała, że te lekcje to zły pomysł, Calum był za blisko. Przez cieniutki materiał ubrań czuła wypracowane mięśnie klatki piersiowej, a kiedy ją objął zaczynała tracić zdrowy rozsądek.

- Musisz się rozluźnić. Bierz głębokie wdechy i pod żadnym pozorem nie pozwól emocjom, żeby wzięły górę. – Coś w jego szepcie sprawiło, że jej organizm reagował w najdziwniejszy ze sposobów. I sposób, w który ją obejmował ustawiając jej dłonie w odpowiedniej pozycji. A to przypadkiem jego dłoń otarła się o talię, kiedy odpowiednio ją ustawiał, a to gładziła odkrytą skórę przedramion. Uwaga blondynki była rozproszona przez drobne gesty, które wykonywał.

Znajdował się tak blisko niej, że nie była w stanie złapać normalnego oddechu. Jedyne o czym potrafiła myśleć to przystojny mężczyzna tuż obok, jego oddech omiatający jej szyję i ciche instrukcje szeptane wprost do ucha. Nie była pewna, czy to ona, czy temperatura podniosła się o kilkanaście stopni, ale jego powolne, niemalże seksualne ruchy, były bolesne dla wszystkich zmysłów. Jego dotyk palił. Zapomniała nawet własnego imienia, bo czy to było ważne?

- Chyba nici z naszych lekcji – stwierdził po dłuższej chwili, zauważając, że po dłuższej chwili nie oddała ani jednego strzału. – Riley, cała się spięłaś.

Ręce blondynki drżały – ona cała drżała, a na policzkach wykwitły dorodne rumieńce. Działał na nią dokładnie w taki sposób, w jaki chciał działać, mimo że całkowicie nieświadomie. A Riley w tym czasie chciała skoczyć pod najbliższy pociąg. Sytuacja była beznadziejna – nie powinna była tego czuć, to było złe... ale czyż zakazany owoc nie smakuje najlepiej?

Wtedy po raz pierwszy usłyszała jego śmiech – tłumiony przez dłuższy czas, stopniowo wyciszany przez otaczający świat. A tak pięknie się śmiał. Ten dźwięk nie pasował do całej otoczki złego chłopaka, gotowego postrzelić ją przy pierwszej lepszej okazji. Nie pasował do ran

- Będziemy musieli zrobić to nieco inaczej, maleńka – wyszeptał zmysłowym tonem, obracając blondynkę w swoją stronę.

Kompletnie zatraciła siebie w czekoladowych tęczówkach. I nie wiedziała, czy to ona całuje jego, czy to może on całuje ją.

a.n/ sytuacja na stacji trwogi, jak i pomiędzy riley i calumem powoli nabiera tępa. a swoją drogą - połowa opowiadania już za nami! cieszę się z powodu tak pozytywnego odzewu, wasze komentarze są dla mnie ogromną motywacją. :') x 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top