fireproof
- Riley, obudź się, do cholery. Musimy się zbierać, tym razem mi pomożesz. – Obudziło ją szarpanie za obolałe ramię i gardłowe pomruki, wydawane przez Caluma. Kiedy zareagowała cichym pomrukiem dostała szarym swetrem prosto w twarz, który sam do niedawna nosił, a także polecenie, żeby się pośpieszyła.
Kompletnie zdezorientowana wcisnęła na siebie miękki kawałek materiału i niechętnie podniosła z niewygodnej leżanki, służącej wcześniej za łóżko. Calum w tym czasie zdążył przygotować się do wyprawy, między innymi załadować dwa pistolety. Nie chciał żeby ten drugi był przydatny, ale w tym miejscu wszystko było możliwe.
- Czasami mógłbyś być odrobinę milszy – stwierdziła, przeciągając się niczym niezadowolona kotka. Podał jej mniejszą broń, by schowała ją za paskiem spodni. – A co jeśli odstrzelę sobie tyłek?!
Calum wywrócił teatralnie oczyma, po czym sam schował broń.
Riley wyglądała przynajmniej komicznie w za dużym swetrze, króciutkich szortach, które miała na sobie w dniu przyjazdu i bynajmniej czystymi włosami. Brunet powstrzymał się od zbędnego komentarza – zastanawiała się jakim cudem potrafił wyglądać tak dobrze w prostej, czarnej koszulce i dopasowanych jeansach. Zdobył sporo ubrań podczas poprzednich dostaw, co znacznie ułatwiało sprawę. Blondynka musiała się jeszcze sporo na ten temat nauczyć, między innymi tego jak przeżyć i że dostawy były niezbędne. A fakt, że dostanie się do nich niekiedy było misją samobójczą, postanowił zostawić na koniec.
- Przestań mamrotać pod nosem, ja wszystko słyszę – zganił ją niczym małego dzieciaka. Z oburzenia odebrało jej mowę, a kiedy już miała się odszczeknąć przypomniała sobie, że to on lepiej posługiwał się bronią.
Dotarcie na stację zajęło im dłuższą chwilę, ale zanim się tam dostali Riley czuła zmianę – wciąż pozostawała pusta, ale jednak tętniła życiem. Coś było na rzeczy, cienie nagle stawały się żywe, a strach miał własny kształt. Uczepiła się dłoni Caluma tak, jakby miał sprawić, że one znikną.
- Riley... pamiętaj czego cię nauczyłem. Złota zasada, kiedy ktoś do ciebie mierzy, nie wahaj się nacisnąć spustu – mruknął, całując ją w czoło. Niby prosty gest, ale jakimś cudem dodał jej otuchy. – Nie daj się zabić, maleńka.
Zaczęło się nagle – pojawił się pociąg, ale cisza panująca na stacji wciąż pozostała nieprzerwana. Wyciągnęła broń i była gotowa do wystrzału, Calum dał jej pojedynczy sygnał i wpadli do przedziału, zachowując ciszę. Minuty zdawały się być godzinami – musieli ważyć każdy krok. W pociągu znaleźli wszystko, czego potrzebowali – broń, żywność, Riley dostrzegła nawet tabliczkę czekolady. Żołądek blondynki przypomniał o swoich potrzebach. Kochała czekoladę.
- Bierz to, co jest niezbędne i się zmywamy – zalecił, wrzucając do plecaka dwie butelki wody, puszki z gotowymi daniami i zapas naboi.
Riley pakowała puszki i kolejne zapasy amunicji. Udało jej się nawet złapać parę długich jeansów, mając nadzieję, że się w nie wciśnie. Już miała chwytać czekoladę, kiedy rozległy się pierwsze strzały, a szyba pociągu rozkruszyła się w drobny mak.
- Zwijamy się, maleńka. Pierwszy tunel po prawej. Nie zatrzymuj się, nie oglądaj się za siebie. Spotkamy się w naszej kryjówce, zrozumiano?
Przytaknęła powoli, nie spuszczając wzroku z błyszczących tęczówek Caluma. Poczuła jak położył dłoń na jej ramieniu i ścisnął. W przeciągu kilkunastu godzin stali się sobie dużo bliżsi – ten przestał łypać spode łba za każdy niewybredny komentarz, a ona nauczyła się akceptować jego ponury nastrój.
- Wierzę w ciebie, Riley.
Równocześnie wypadli z przedziału, jednak Calum nie pobiegł w kierunku, w którym początkowo zakładała. Zatrzymała się zdezorientowana, nie mając pewności co powinna zrobić.
- Biegnij, do cholery – ryknął brunet, oglądając się przez ramię.
W tym samym momencie rozległ się kolejny huk wystrzału i krzyk blondynki przedarł ciszę, panującą na stacji. Niewiele myśląc sięgnęła po broń i, korzystając ze wszystkich rad Caluma, wystrzeliła.
I, co było najgorsze, trafiła. Prosto między oczy.
Nie posłuchała jednej z rad – pozwoliła aby strach i emocje przejęły nad nią kontrolę.
a.n/ zostało nam cztery rozdziały do końca - macie już jakieś typy, co do zakończenia? ;) swoją dziękuję za tak pozytywny odzew pod rozdziałami - wasze komentarze nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać! :') x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top