control
Biegli przed siebie, a głośne kroki rozlegały się echem po korytarzu, zwracając uwagę niewielkich żyjątek. Ich niewielkie łebki odwracały się w ich stronę, a z gardeł wydobywał się głuchy warkot. Wkroczyli na nieodpowiedni teren. Wkroczyli na ich teren. Co swoją drogą było dobre – pożywienie od dłuższego czasu nie postanawiało się zapuszczać na ich teren.
- Riley, musisz być teraz bardzo ostrożna – wyszeptał Calum, zwalniając kroku. Intensywny bieg był męczący, a droga do wyjścia wciąż daleka. – Nie rozglądaj się, nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Trzymaj się blisko mnie.
Blondynka przytaknęła, nie mając nawet w zamiarach oddalania się bardziej niż na odległość wyciągniętego ramienia.
Korytarz posiadał ogromną ilość odłóg, ale dzielnie kroczyli naprzód, ignorując pomniejsze korytarzyki. Calum doskonale wiedział, co robi. A przynajmniej sprawiał takie wrażenie – w pewien pokręcony sposób Riley mu zaufała. Nie prowadziłby ich obojga na śmierć. Prawda?
- Riley, czego najbardziej się boisz? – spytał nagle, zatrzymując się w pół kroku.
Zamarła. O to chodziło w ucieczce. Skonfrontowanie się z największym lękiem. Ale jak miała się z nim skonfrontować, jeśli jej największym lękiem...
- Boję się umrzeć, Calum – wymamrotała, spuszczając wzrok. – Boję się śmierci, bardziej niż niczego innego.
Miała nadzieję, że jeśli wypowie to na głos to stanie się chociaż troszeczkę mniej przerażające. Jednak wciąż tkwiła na stacji trwogi, a Calum przegryzał dolną wargę. Wymamrotał pod nosem ciche 'musimy iść dalej' i pociągnął ją za ramię. Z sekundy na sekundę rozumiała coraz mniej, a ciągłe mamrotanie bruneta wcale jej nie pomagało.
- Pamiętaj, czegokolwiek doświadczysz... To nie będzie prawdziwe. To tylko iluzje stworzeń, chcących pożywić się twoim strachem... - urwał w połowie zdania, gdyż przeszkodził mu głośny krzyk Riley.
Stworzenia się pojawiły - Riley nawet nie potrafiła opisać ich zdeformowanych ciał. Każda możliwa kość wyglądała na złamaną, a w czerwonych oczach widziała zew krwi. One pragnęły ich strachu. Tym się żywiły. Poruszały się na czterech kończynach, a każdemu kolejnemu ruchowi towarzyszył odgłos łamanej kości.
- Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów, ani nie okazuj strachu...
Nie posłuchała – strach zaczął powoli przejmować nad nią kontrolę. Łzy spływały po zaczerwienionych policzkach, a z ust wydobywał się stłumiony szloch.
Ona umrze. Takie jest jej przeznaczenie – bolesna śmierć. A ty znowu zostaniesz sam. Znowu sam. Samiutki jak palec. Co tym razem zrobisz? Znowu stchórzysz zanim pociągniesz za spust? A może tym razem za niego pociągniesz? Bo żadne z was nie może zostać uratowane.
- Ona nie umrze, a wy nie zawładniecie moim życiem – wycedził przez zaciśnięte zęby. Głosy umilkły. Jednak Riley wciąż krzyczała. Może nawet płakała.
Złapał ją za dłoń i ignorując cały opór, który napotykał pobiegł przed siebie. Nie bał się. Nie mógł się bać. Nie kiedy miał dla kogo być nieustraszonym bohaterem.
- Riley, posłuchaj mnie. Ty nie umierasz. Jesteś cała.– mówił do niej głosem nieco monotonnym, cały czas próbował uspokoić oddech. – Jesteś silniejsza niż te stworzenia. Będziesz żyła długim i wspaniałym życiem. Oboje będziemy żyli.
- Nie, Calum...
Sięgnęła do broni ukrytej za paskiem spodni i włożyła lufę do ust.
To ona miała zdecydować o swoim końcu.
Riley, śmierć może być jedyną odpowiedzią.
a.n/ przed nami pozostał jedynie ostatni rozdział/epilog - i teraz naprawdę jestem ciekawa waszych teorii, Riley umrze, a może się rozmyśli i postanowi zabić Caluma? ;)
dziękuję wam za te wspaniałe kilka tygodni - za komentarze, za głosy. jesteście niesamowici. swoją drogą, planuję kolejne opowiadanie w podobnych klimatach, jednak tym razem wyjdziemy na powierzchnię :) stay tuned! x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top