Rozdział 19
Waszyngton, Dystrykt Kolumbii
Carla wyszła z pracy z płonną nadzieją, że Glenn jednak przyjedzie. Nie pamiętała jego numeru telefonu, więc nawet nie mogła pożyczyć komórki od któregoś ze współpracowników i zadzwonić. Dłuższą chwilę stała pod restauracją, rozcierając dłońmi marznące przez podmuchy wiatru ramiona. Poranne słońce schowało się za chmurami, co dodatkowo sprawiło, że odczuwalna temperatura znacznie spadła. Zrobiło się stanowczo zbyt chłodno na cienką kurtkę.
Carla nawet nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim zdecydowała się ruszyć w stronę parkingu, na którym Glenn zawsze zostawiał auto. Jeśli zamierzał po nią przyjechać, to prawdopodobnie postąpiłby tak jak zawsze i po prostu na piechotę przyszedł do restauracji. Zawsze tłumaczył to tym, że pod knajpą ciężko znaleźć miejsce parkingowe, z czym Carla nawet nie mogła się nie zgodzić, a co dopiero kłócić.
Mimo zmęczenia, które jeszcze moment wcześniej doskwierało jej podczas pracy, teraz szybko przebierała nogami. Z każdym kolejnym pokonanym metrem, coraz bardziej wierzyła, że przez ten brak kontaktu Glenn tym bardziej zjawi się, by ją odebrać. Przecież nie pozwoliłby jej tak czekać. Mówił, że się o nią martwi. Nie zostawiłby jej samej sobie.
Rozglądała się przez całą drogę, ale nigdzie nie mignęło jej czarne auto Glenna. Po przejściu na drugą stronę ulicy jej entuzjazm opadł, a myślenie całkowicie się odwróciło. Przecież Glenn mógł uznać, że skoro nie jest w stanie się z nią skontaktować, to nie ma po co przyjeżdżać. Nic więc dziwnego, że po wkroczeniu na teren parkingu, Carla wręcz podskoczyła z radości. Popędziła w stronę znajomego samochodu, modląc się w duchu, by to nie był zbieg okoliczności. Trochę niepokoiło ją, że mimo upływu czasu nikt nie wysiada z pojazdu. Glenn raczej nie czekałby bezczynnie, nie wiedząc, czy Carla się pojawi, czy nie. Nieco zwolniła, by w razie pomyłki nie wyjść na kompletną wariatkę.
Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, gdy sięgnęła do klamki. Odskoczyła, a jej serce na moment się zatrzymało. Ułamek sekundy później gwałtownie przyspieszyło w porywie euforii. Carla rzuciła się w ramiona Glenna tak, jakby już nigdy więcej miała go nie zobaczyć. Ten jednak dość szybko się odsunął i zaproponował, żeby już wsiedli do auta. Bez chwili zwłoki przekręcił kluczyk w stacyjce i wyjechał z parkingu.
– Dlaczego tu siedziałeś? – zapytała Carla, gdy włączył się do ruchu. Jej entuzjazm nieco opadł, przez co przypomniała sobie o wcześniej przyczajonym zaskoczeniu.
– Próbowałem się do ciebie dodzwonić.
– Nie wzięłam telefonu. Zostawiłam go... – zerknęła w kieszeń bocznych drzwi i zmarszczyła brwi – ...jednak nie tutaj. Byłam pewna, że tu go odkładałam.
– Gdyby tu był, to pewnie bym usłyszał, że dzwoni – odparł, spoglądając na nią z politowaniem.
– No i pewnie wciąż by tu był.
– Może zostawiłaś go u mnie?
Carla umilkła, by się zastanowić. Pamiętała, że używała go przed wyjściem z sypialni. Czytała artykuł, potem przyszedł Glenn i rozmawiali. Przypomnienie sobie o artykule utwierdziło ją, że wzięła telefon do samochodu. Wyjęła go z torebki, by jeszcze raz zagłębić się w lekturę o tajemniczym podejrzanym. Ostatecznie wysłuchała wiadomości z radia, a komórkę odłożyła. Nie miała jednak pewności gdzie.
– Nie... Używałam go przez chwile w aucie.
– To może w pracy?
– Też nie – odparła ściszonym głosem, wciąż intensywnie myśląc. – Po drodze zauważyłam, że go nie mam.
– W takim razie musiał ci wypaść – skwitował zrezygnowanym tonem Glenn, dodając do tego wzruszenie ramionami.
– Może.
– Nie martw się. Na urlopie i tak nie będzie ci potrzebny, a potem jakiś kupimy.
– To gdzie jedziemy? – Carla znów się ożywiła. Nie po to tyle czekała na ich wspólny urlop, by teraz zgubiony telefon, który nawet nie należał do najnowszych, zepsuł jej całą radość.
– Do mnie.
– Och... – wyrwało jej się, jednak zaraz zamknęła usta.
– Przygotowałem coś, spokojnie – rzucił ze śmiechem.
Carla głębiej zapadła się w fotel, czując, że jej policzki palą się z zażenowania. Zakryła twarz dłońmi, gdy zauważyła, że Glenn zerka na nią w międzyczasie oczekiwania na zmianę światła z czerwonego na zielone. Nie chciała wyjść na niewdzięczną czy chciwą, ale zdążyła już wyobrazić sobie scenariusze pokroju romantycznego wyjazdu do Paryża. Z tego też powodu nie była w stanie ukryć początkowego rozczarowania. Nawet nie chodziło o to, że wymagała fajerwerków, by uznać ten urlop za udany. To po prostu on obdarowywał ją do drogimi prezentami, a ona szybko się przyzwyczaiła.
– Nie ważne co, ważne z kim – stwierdziła, próbując ratować resztki godności.
– Otóż to, moja droga.
Reszta drogi do domu Glenna minęła im na luźnej rozmowie, przede wszystkim o dniu w pracy. Od miejsca jej pracy do domu ukochanego było niecałe dwadzieścia minut jazdy samochodem, więc nawet nie zdążyli wyczerpać tego tematu.
Zaparkował w garażu, dzięki czemu nie musieli przemykać do wejścia w deszczu. Carla miała bliżej do drzwi prowadzących w głąb domu, dlatego też jako pierwsza dopadła klamki. Ta opadła, jednak nic więcej się nie wydarzyło. Glenn wyjaśnił, że zamyka te drzwi na klucz, po czym pewnym ruchem je otworzył. Gestem zaprosił kobietę do środka i sam, nieco się ociągając, ruszył w jej ślady. W lewej dłoni ściskał pęczek kluczy, przez co wrąbki wbijały mu się w skórę. Mimo tego, gdy Carla obejrzała się na niego przez ramię, bez problemu przywołał na twarz uśmiech, od którego niemal ugięły jej się kolana.
– Zaczekasz tutaj? – zapytał, gdy przekroczyli próg salonu. – Potrzebuję jeszcze chwili.
– Jasne.
Carla zajęła miejsce na kanapie, a on wolnym krokiem przyszedł do kuchni. Na stole leżały plastikowe pudełka, które zaczął po kolei otwierać. Na szczęście przed pojechaniem po kobietę zdążył odebrać wcześniej zamówione od firmy cateringowej jedzenie. Potrafił gotować, ale nie miał dzisiaj na to czasu. I tak ledwo się ze wszystkim wyrobił.
Wyjął z szafki duże talerze i zaczął przekładać na nie dania. Każde z nich po kolei trafiało do mikrofalówki. Nawet nie sprawdzał, czy odpowiednio się podgrzały, lecz od razu stawiał je na stole. Gdy ostatnie z nich kręciło się w mikrofali, pozbierał pudełka i schował je do jednej z prawie pustych szafek. Zamierzał udawać, że sam to wszystko ugotował i nawet nie czuł żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu. Carla i tak kupowała wszystko, co mówił.
Gdy już pozbył się śladów, zdobył się jeszcze na zapalenie trzech zapachowych świeczek. Omiótł wzrokiem całą kuchnię i z satysfakcją stwierdził, że pomieszczenie wygląda dokładnie tak, jak powinno. Szybkim krokiem przeszedł do salonu, by oznajmić Carli, że już wszystko gotowe. Odsunął jej krzesło, a następnie otworzył czerwone wino i nalał im po lampce. W końcu sam zajął miejsce naprzeciw kobiety. Ta uśmiechała się do niego szczerze i szeroko. Z odwzajemnieniem tej drugiej właściwości nie miał żadnego problemu, a pierwszą doskonale potrafił udawać.
Mimo że Carla spodziewała się czegoś innego, i tak była wniebowzięta tym, co zastała. Dawno nikt się o nią nie starał, więc teraz doceniała każdą taką chwilę tak mocno, jak tylko mogła. Z drugiej strony sama przez od jakiegoś czasu nikogo do siebie nie dopuszczała. Nigdy nie mogła narzekać na brak adoratorów, jednak ci przez długi czas wydawali jej się po prostu upierdliwi. Glenn był jednak inny. Nie był nachalny. Na samym początku nawet aż tak nie starał się o jej względy, po prostu okazywał jej sympatię, która jednak szybko przerodziła się w coś mocniejszego. Przynajmniej jej zdaniem, o którego słuszności Glenn często ją zapewniał.
Minęła dobra godzina, a słońce za oknem powoli zaczęło zachodzić. Dopiero w tym momencie przydały się zapalone wcześniej świeczki. Dzięki nim nie trzeba było włączać światła, nie wspominając już o klimacie, który budowały. Glenn dolewał Carli wina za każdym razem, gdy tylko w jej kieliszku pozostawała resztka. Przez to szybko opróżnił pierwszą butelkę i musiał sięgnąć po następną. Sobie nalewał mniej, tłumacząc się zmęczeniem po całym dniu pracy. Duża ilość alkoholu mogłaby szybko go zmorzyć, a przecież żadne z nich tego nie chciało.
Po wypitej połowie kolejnej butelki Glenn oznajmił Carli, że przygotował dla niej jeszcze jedną niespodziankę. By ją otrzymać, musiała jednak zgodzić się na zawiązanie oczu chustą. W końcu cały sens niespodzianki polegał na tym, by nie odkryła jej sensu przedwcześnie. Mimo lekkich zawrotów głowy, Carla nie wahała się ani przez moment. Co więcej, przyjęła tę wiadomość z uśmiechem, a nawet ekscytacją. Przez myśl jej nie przeszło, by odmówić. Poklaskiwała wesoło jak małe dziecko na widok wymarzonej zabawki, mimo że nawet nie wiedziała, co Glenn planował. Gdy po zakryciu oczu prowadził ją w kierunku, którego nie była w stanie zidentyfikować, wierzyła, że jest w dobrych rękach. Pewnie stawiała kolejne kroki, jak gdyby była przyzwyczajona do błądzenia po omacku. Potem usłyszała szczęk zamka, a moment później rozległo się przeciągłe skrzypnięcie. Nie kojarzyła, by którekolwiek z drzwi w domu ukochanego wydawały taki dźwięk. Nie wzbudziło to jednak jej obaw. Poinstruowana przez Glenna zaczęła ostrożniej się przemieszczać. Szybko zorientowała się, że schodzi w dół. Stopnie schodów były wąskie, lecz równe. Zachwiała się nieco, a wtedy mężczyzna wzmocnił uścisk na jej ramionach i spokojnym głosem zapewnił ją, że ją trzyma.
Z każdym kolejnym krokiem Carla odczuwała coraz większy chłód na skórze. Jednak nie to było najgorsze. Jakiś nieznany zapach stawał się coraz intensywniejszy. Nie potrafiła go rozpoznać, kojarzył jej się z potem i czymś na tyle obcym, że nie była w stanie tego z niczym porównać. Cała ta mieszanka sprawiała, że kolacja podchodziła jej do gardła. Może to wypity alkohol teraz się na mniej mścił.
– Co tak śmierdzi? – wydusiła, podnosząc dłoń, by zatkać nos.
– Nic nie czuję.
Uścisk na ramionach Carli jeszcze bardziej się wzmógł, jednak nie do takiego stopnia, by sprawiać jej ból. Moment później, gdy już stała na płaskiej powierzchni, Glenn ją puścił, a do jej uszu dotarł szczęk zamka. Jedna jego dłoń szybko wróciła na jej bark, a w tym samym czasie do Carli zaczęły dobiegać stłumione dźwięki. Zmarszczyła brwi, próbując rozszyfrować ich brzmienie. Podniosła rękę, by zerwać z oczu chustę, ale Glenn chwycił jej nadgarstek i oznajmił, że muszą jeszcze kawałek przejść.
Gdyby nie ściśnięte gardło, nerwowo przełykałaby teraz ślinę. Ciarki przechodziły jej po plecach i naprawdę nie sądziła, by to chłód je spowodował. Raczej ten dziwny odór. Również tajemnicze dźwięki coraz bardziej przybierały na sile. Momentami zdawało jej się, że może rozpoznać w nich pojedyncze słowa. Jednak wciąż bardziej przypominały... może szlochanie, może kwilenie, Carla nie miała pojęcia.
– Możemy wrócić na górę? – Jej drżący głos odbił się echem. Musiała znajdować się w dość pustym pomieszczeniu.
– Nie ufasz mi?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, uścisk na barku i nadgarstku zniknął. Starała się oddychać płytko i powoli, by nie wdychać tego smrodu, ale nie była w stanie. Minęła kolejna chwila, nim dotarło do niej, że może ściągnąć z oczu chustę. Chwyciła ją i gwałtownie podniosła na czoło. W pierwszym momencie przez oślepiające białe światło nie zobaczyło kompletnie nic. Za to docierające do niej odgłosy stały się jeszcze intensywniejsze.
Zamrugała parokrotnie i w końcu zobaczyła źródło tych dźwięków. Sens całej sytuacji jednak do niej nie dotarł. Szerzej otworzyła oczy, wciąż bezmyślnie wpatrując się przed siebie. Poruszyła ustami, lecz nie wydobył się z nich żadne słowo. Nawet te wcześniejsze odgłosy zniknęły, słyszała jedynie swoje tłukące się w klatce piersiowej serce. Nie czuła już smrodu, nie czuła też betonu pod stopami. Bezwładnie przechyliła się do tyłu, ale nie upadla. Nie miała jednak pojęcia, że wylądowała w ramionach śmiejącego się od dłuższej chwili Glenna.
Carla ani na sekundę nie oderwała wzroku od rozpaczliwie wpatrujących się w nią niebieskich oczu. Gdyby ktoś zapytał jej, jak wyglądała ta skulona pod ścianą kobieta, nie potrafiłaby odpowiedzieć. Na ułamek sekundy przed tym, jak jakaś przyłożona do nosa chusteczka utrudniła jej i tak już niełatwe oddychanie, dostrzegła rude pasma włosów po części zasłaniające twarz zakneblowanej nieznajomej. Potem wszystko zniknęło, nawet te szeroko rozwarte oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top