Rozdział 5

-Chyba coś mamy-stwierdził jeden z pomocników Pani Kat, kiedy ta weszła do lochów z nietęgą miną.

-Oby to była dobra wiadomość. Bo nie ręczę za siebie.

-Jego... Ekhem... Donosicielka... Siedzi mu na kolanach w otwartej sali tronowej.

-Proszę?!-ruszyła wściekła do wyjścia.

-Poczekaj! Samantha, moment!

Stanęła jak wryta i wolno odwróciła się do tych robaków. Spojrzała na wyższego-tego, który odważył się zwrócić się do niej po imieniu.

-Dla ciebie pani, kurwisynu.

Na moment go zatkało. Odzyskał głos dopiero po kilkunastu sekundach.

-J-ja... Przepraszam panią.

Zobaczyła strach w jego oczach. Prawdziwy, dojmujący strach człowieka, który jej podpadł i domyślał się konsekwencji.

-To ja przepraszam-bądź co bądź byli jej jedynymi... substytami przyjaciół.-Nienawidzę mojego imienia. Nie używaj go, zwracaj się po prostu na ty. Przepraszam-powtórzyła szeptem.

Mężczyzna uśmiechnął się blado, ale po chwili wesołe iskierki rozbawienia pojawiły się w jego oczach.

-Czyli już nie grozi mi szubienica?

-Co najwyżej baty-uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na mężczyznę, chcąc się upewnić, że zrozumiał żart.

Zrozumiał. Czyli wszystko wracało do normy.

-No, co chcieliście mi powiedzieć?

-Nie kryli się z tym.

-Właśnie. Nie wydaje ci się to podejrzane?

-Cholernik robi mi to na złość, to i się nie kryje-prychnęła ze złością.-Coś jeszcze?

-Ona... Jest cholernie podobna do ciebie. Te same oczy, nos i figura. Ale ona chyba jest trochę młodsza...

-Kurwa mać!

-Czyli wiesz, kto to?

-Wiem. Później pogadamy, najpierw muszę to ogarnąć.

Jeszcze chyba nigdy nie pokonała drogi od lochu do sali tronowej w tak szybkim tempie. Wparowała tam wściekła, a król i jej siostra spojrzeli na nią obojętnie.

-Witaj, Samantho.

-Satina. Z wiekiem cel ci się osłabia.

-A cóż to? Nie wysyłasz mnie na tortury za wypowiedzenie twojego imienia?

-I na to przyjdzie czas.

Król patrzył na to z ironicznym uśmieszkiem zadowolenia. Młodsza kobieta zeszła mu z kolan, rzucając mu zalotny uśmiech. Pani Kat przewróciła oczami z irytacją.

-Zazdrosna, siostrzyczko?

-Jakbym miała o kogo-odpowiedziała sucho.

-I ten kretyn poświęcił się dla kogoś takiego jak ty-powiedziała z pogardą Satina.-Skończony idiota.

-I tu się zgadzamy.

-Opowiedziałam królowi naszą historię.

Samantha z wielkim trudem zachowała kamienną twarz.

-Dodaj jeszcze teraźniejszość. Ja w pałacu, a wy podnosicie bunt wśród plebsu.

-My i bunt? Nie... Chcieliśmy zabić ciebie. Ale... Plany nieco się zmieniły.

Pani Kat spojrzała na zadowolonego króla.

-Bawi cię to, Erasesmisie?

-Twoja historia czy obecna sytuacja?

-Którekolwiek.

-Sytuacja jest zabawna, historia nieco mniej. Wasz ojciec jeszcze żyje?

-Niestety tak, mój panie-Satina uśmiechnęła się lekko.-Ale mamy nadzieję, że to się niedługo zmieni. Ty chyba również, prawda, siostrzyczko?

-Gdyby tylko trafił do mojego lochu...-uśmiechnęła się z teatralnym rozmarzeniem, udając, że wcale nie jest przerażona obecną ilością wiedzy króla na jej temat.

-Właśnie, możemy sobie pomóc.

-Oczywiście, widowisko mogłoby być interesujące-król uśmiechnął się pod nosem.-Samantho, w którą wersję twojej przeszłości powinienem uwierzyć?

-Powód awersji do mojego własnego imienia w wersji Satiny brzmi bardziej wiarygodnie, prawda? I taki jest-wiedziała, że kłamstwo teraz mogłoby jej tylko zaszkodzić.-Przepraszam, Erasesmisie. Musiałam coś powiedzieć.

-I to coś nie mogło być prawdą?

-Nie lubię okazywania słabości.

-Nie rozumiem.

-Sam zaczyna szlochać, kiedy o tym myśli.

-Satina, nie jesteś poza moim zasięgiem. Radzę ci o tym pamiętać.

-A ty poza moim, siostrzyczko. Żałuję, że zadrgała mi ręka. Chociaż widok ciebie skruszonej i bliskiej rozpaczy nad ciałem naszego brata... Satysfakcjonujące.

-Proszę?

-Zostałam szpiegiem króla. Chyba jestem w tym niezła, nie uważasz?

Pani Kat prychnęła.

-Poświęciliście go?

-Sam się poświęcił. Nie pytał nikogo o zdanie. Miał guza, medyk dawał mu tydzień życia. Ostrzegł cię, co?

-Mhm.

-Niepotrzebnie. Mówiłam, plany się zmieniły.

-Wątpię. Po tym co przeszedł...

-Przeszedł baty i normalne bicie, nic czego nie zaznałby wcześniej. Twoi chłopcy trochę za dużo piją w pracy. Łatwo dorzucić im coś na sen.

Starsza kobieta uśmiechnęła się pod nosem.

-Pozwól mi, królu, samej rozmówić się z moimi podwładnymi.

-Masz wolną rękę, wiesz o tym.

-Ależ nagle ci się zmienił ton-parsknęła cicho śmiechem, chociaż myśląc o powodzie tego-mnóstwo zdobytych informacji-wcale nie było jej do śmiechu.

Satina uśmiechnęła się pod nosem.

-Miło widzieć was uśmiechniętych ze szczęścia.

,,... a nie z sadystycznej przyjemności" w domyśle?-pomyślała ironicznie Pani Kat.

-Dobrze, Satino, teraz zostaw nas samych. Przyjdź jak czegoś się dowiesz.

Skłoniła się i wyszła, odprowadzona nienawistnym wzrokiem siostry.

-Zatruje cię przy pierwszej okazji.

-Wiem.

-Co?-spojrzała na niego zdziwiona.

Erasesmis wstał i spokojnie podszedł do czarnowłosej.

-Masz mnie za podstarzałego władcę, który utrzymuje się na tronie tylko przez swoich ludzi. Ale takiej pozycji nie osiąga się w ten sposób, moja droga. Myślenie strategiczne. To klucz do wszystkiego-pogłaskał ją po policzku.-Za ostro cię potraktowałem. To w końcu był twój brat.

-Zero więzi.

-Domyślam się, inaczej nie dałabyś rady. Ale wystarczy sentyment.

-Ta... Co powiedziała, żeby zdobyć twoje zaufanie?

-Najpierw przyznała się do wszczynania buntów wśród prostaków, a później powiedziała, że pozostali przestali jej ufać. I że się pokłócili, a ona trzasnęła drzwiami.

-Miło, że nie wierzysz. To ułatwia mi życie.

-Niekoniecznie, Samantho. W tej chwili nie ufam żadnej z was. Obie musicie na to zapracować.

-Kpisz.

-Gdzieżbym śmiał.

-Obyś nie padł tak szybko jak przewiduję, bo szybko podzielę twój los.

-Dziękuję za troskę-powiedział król z pełną powagą, ale iskierki rozbawienia tliły się w jego oczach.

-Kocham cię, Eras.

-No proszę, od kiedy jesteś w stanie tak po prostu wyrażać swoje uczucia?

-Od teraz-pocałowała go, przymykając oczy, z pełną świadomością, że Satina to wszystko widzi.

Erasesmis nie był taki mądry jak mu się wydawało.






Komentarze, ktoś, coś...?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top