o1

BUSAN, 31 PAŹDZIERNIKA

Powiedzmy sobie jasno - futro, które miała na sobie Ho Eunjung wcale nie pomagało. Wciąż szczękała z zimna zębami, ani odrobinę nie wychodząc na seksownego Króliczka Playboy’a, za którego się przebrała. 

Och, żeby nie było nieporozumień - wciąż wyglądała szałowo w tym czarnym stroju, kabaretkach, szpilkach i charakterystycznych króliczych uszach, które z daleka wołały za kogo właściwie się przebrała (a także Sangeun, obejmujący ją w talii - szczerze wątpiła, żeby ktokolwiek nie rozpoznał charakterystycznej fajki i satynowego czerwonego szlafroka Hugh Hefnera).  Takie ubranie jednak zdecydowanie nie należało do najlepszych pomysłów na ostatni dzień października. Busan nie należało przecież do najcieplejszych miejsc, przez co jej usta praktycznie całkowicie pozbawione zostały krwiście czerwonego pigmentu. Do tego, by upodlić pogodę i halloweenowy nastrój, który tak bardzo uwielbiała, brakowało jedynie deszczu. 

Tamtego dnia bowiem wszystko szło nie tak. Najpierw podarła rajstopy, przez co musiała założyć kabaretki, Yisoo złamała obcas, Tonny po wczorajszej bójce w barze miał przepiękną śliwę pod okiem, Haneul użerał się z Baerin - której sama obecność sprawiła, że miała ochotę krzyczeć i wsiąść w pierwszy lepszy samolot. Im dalej od tej panny, przebranej za Dzwoneczka (co swoją drogą pasowało idealnie, bo ona też pewnie by umarła, gdyby ktoś jej nie poświęcił uwagi przez dziesięć minut). Jedynie Hideshi zachowywał się jak przystało. Znaczy się, był dziwnie podekscytowany i uśmiechał się szeroko, przez co Kwon prawie wpadła w panikę, ale chłopak nie miał żadnych objaw dżumy czy febry, także Ho postanowiła go zostawić w spokoju i skupić swoją uwagę na planie dekapitacji Baeshit. W głowie miała już co najmniej dziesięć różnych, niezwykle tragicznych wypadków. No bo nie czarujmy się - z Haneula żaden dżentelmen i pozwalał swojej pannie iść przy krawężniku. A szpilki to niestabilne obuwie, więc w każdej chwili Baerin mogła po prostu się zachwiać i zupełnym przypadkiem zahaczyć głową o rozpędzoną ciężarówką. 

Przecież przypadki chodzą po ludziach, a jezdnia jest bardzo niebezpieczna. 

Idąc jednak u boku Sangeuna, nie miała niestety dużego pola manewru by jakoś zepchnąć Yoo na jezdnię. Zwłaszcza, że nie widziała żadnej szybko jadącej ciężarówki. Mogła jedynie ten błogi scenariusz odtwarzać w głowie, by po chwili stanąć jak wryta. Z daleka już widziała, gdzie panowie chcieli je zaciągnąć i zdecydowanie jej się to nie podobało. 

Przed przyjazdem do Busan, zaraz po obrobieniu jakiejś brytyjskiej hrabiny, spędziła chyba całą noc na oglądaniu relacji z tutejszych domów strachów. I wszystkie z pewnością plasowały się w najstraszniejszej dziesiątce, gdzie chyba tylko sami samobójcy chcieli wejść. Stojąc przed klubem PANDORA, gdzie mieścił się nawiedzony labirynt, będący na niechlubnym pierwszym miejscu, Eunjung gwałtownie nabrała ochoty na obrócenie się na cieniutkim obcasie szpilki i pójście jak najdalej od tego miejsca. Kwon jednak, jakby przeczuwając jej zamiary, mocniej przycisnął ją do siebie, obejmując w talii. 

- Obiecałaś, że pozwolisz się zabrać gdzieś - powiedział, puszczając jej perskie oko, podczas gdy Tonny zaczął rechotać niczym hiena. Eunjung ich obu spiorunowała spojrzeniem. 

- Owszem, ale racze miałam na myśli klub lub jakąś cholerną restaurację, a nie tor przeszkód dla samobójców! - Spróbowała się wyszarpnąć, ale Yisoo - ta przeklęta, mała zdrajczyni, solidaryzująca się z tymi dwoma nieudanymi plemnikami, klepnęła ją delikatnie w tyłek. 

- Nie panikuj, będzie fajnie! Każdy lubi się bać! - zawołała, wyprzedzając Ho i biorąc Alsona za rękę, jednocześnie przyspieszając kroku. Najstarsza z dziewcząt zmrużyła oczy niczym żmija, przeklinając pod nosem przyjaciółkę. A raczej byłą. 

Ho Eunjung nie przyjaźni się z jędzami większymi niż ona sama. 

Trochę więcej niż zirytowana dziewczyna, irytująco wolnym krokiem wlekła się za przyjaciółmi. Demonstracyjnie co jakiś czas wzdychała, mówiła jak to świetnie by było iść do klubu, albo chociaż do tego dziecinnego wesołego miasteczka, które znajdowało się naprzeciwko liceum Yisoo. Ale nie. 

Oni wszyscy postanowili ją tamtego cholernego dnia zwyczajnie zabić. 

Z jednej strony zdecydowanie nie powinna narzekać, bo było to w sumie jedno z nielicznych świąt, które mogli spędzać razem. Na Boże Narodzenie czy Wielkanoc wszyscy rozjeżdżali się do swoich rodzin i poza Nowym Rokiem, to właśnie w Halloween mieli okazję na wspólną zabawę. Albo samobójstwo, jak kto woli. 

Już z zewnątrz klub nie wyglądał na przyjemne miejsce. Pajęczyny, paskudne figury troli i innych szkaradztw, a także (prawdziwe, jak sądziła) pająki sprawiały, że praktycznie uwiesiła się na ramieniu Sangeuna, w duszy składając modlitwy do wszelkich znanych jej bóstw. Żaden bóg czy bogini jednak się nie zlitowali, bowiem PANDORA nagle nie została porażona piorunem i obrócona w perzynę. Stała jak stała, wciąż mroczna, straszna oraz paskudna. Ciemność, panująca w środku, również nie napawała Euny optymizmem, przez co z wielką ulgą odetchnęła, gdy najpierw skierowali swoje kroki do palarni. Z obrzydzeniem jednak zauważyła, że i tam organizatorzy postarali się o halloweenowe ozdoby. Głównie też dlatego usiadła swojemu Heffnerowi na kolanach, zamiast na okurzoną i oklejoną Bóg wie czym ławkę. Poza tym nigdy nie wiedziała czy właściciele nie postanowili również w tym miejscu straszyć klientów. Wolała nie ryzykować, że coś ją złapie za kostkę, a ona ze stresu zwyczajnie przecieknie. 

Matka natura była zdzirą, każąc się dziewczynom wykrwawiać raz w miesiącu. 

- I jak tam Euna? Gotowa na zabawę? 

Zmierzyła roześmianego Alsona morderczym spojrzeniem, którego z pewnością mogła pozazdrościć jej sama Gorgona i rzuciła w jego kierunku rynsztokowe określenie, na które jedynie się zakrztusił dymem z papierosa. 

- Język! Jak ty się wyrażasz młoda damo! - Yisoo teatralnie się oburzyła, perfekcyjnie naśladując swoją matkę, przez co Ho nie mogła się nie zaśmiać.  Zaraz po tym jednak wycelowała w nią srebrny paznokieć.

- Wciąż tobą gardzę, zdrajczyni. Jajniki powinny się trzymać razem, co ty sobie w ogóle wyobrażasz.
Kwon posłała jej tylko buziaczka, na którego Eunjung przewróciła oczami. 

Naprawdę lubiła Halloween, tylko, że nie lubiła się bać. Nienawidziła tych małych, ciasnych domów strachów, z której z każdej strony czaił się jakiś psychol, który czerpał nieopisaną radość ze straszenia bogu ducha winnych ludzi. No bo spójrzmy prawdzie w oczy - ludzie, którzy pracowali w tych bagnach, zdecydowanie nie mogli należeć do normalnych. Tak samo zresztą jak jej rodzina, ale to już była rzecz na tyle oczywista, że raczej nie warto było nawet o tym wspominać. 

- Ej, Soo. - Hideshi zgasił papierosa o kant stołu. - Ty znasz wszystkich w Busan, prawda?

Dziewczyna, poprawiając czarny woal, który ponownie przykleił się jej do szminki, skinęła głową. 

- Znaczną większość, a czemu pytasz?

Japończyk podbródkiem wskazał na grupkę osób, która stała po drugiej stronie palarni i bezwstydnie wpatrywała się w Kingdome. Eunjung przez chwilę rozważyła opcję zapytania się ich, czy nie chcą przypadkiem zdjęcia. Powstrzymało ją jednak ciężkie westchnięcie Kwon oraz fakt, że ukryła twarz w dłoniach. 

- Księżniczki z Kyungnam. Boże, litościwy, spraw, żeby one tu nie podeszły i mnie nie rozpoznały…

Jak widać, Bóg, również ten chrześcijański, postanowił sobie wziąć wolne, bowiem kolorowa zgraja chwilę później pojawiła się przy ich stoliku. 

I Eunjung nagle nabrała naprawdę złych przeczuć.

Dla ludzi z Kyungnam, Halloween było niczym najważniejsze święto. Suli organizowała w szkole konkurs na najlepsze przebranie, Cynthia wraz z chłopakami ozdabiali szkolne korytarze sztucznymi pajęczynami i własnoręcznie wykonanymi dekoracjami, a czasem zdarzało się nawet, że reszta uczniów sama przynosiła coś z domów. Trzydziestego pierwszego października lekcje były bardzo luźne, a cały dzień był zupełnie inaczej zorganizowany. Od dziewiątej do dwunastej odbywały się normalne zajęcia, a osoby w przebraniach w ten nie dostawały żadnych złych ocen. Później odbywały się jakieś luźne konkursy i zajęcia. Drążenie z dynii, lepienie upiornych lampionów, malowanie groteskowych portretów, no i wielki marsz przez otwarte boisko do rugby ze szkolną orkiestrą na czele.

Między innymi dlatego brak przebrania w tej części Busan było zwyczajnym społecznym samobójstwem. Nawet kadra i panie ze stołówki zawsze były upaprane sztuczną krwią, albo robiły sobie siniaki cieniami do powiek. Na stołówce zamiast zwykłego lunchu podawali palce czarownicy, pajęcze babeczki i lasagne, która polana z wierzchu sosem pomidorowym wyglądała jak wyprute jelita. Nie było mowy o tym, aby ktokolwiek zignorował, lub zapomniał o wielkim święcie Halloween, o którym Jung Chaeyeon pisała przecież już przez ostatnie dwa tygodnie na stronie szkoły.

- No chyba cię posrało już do reszty - Shinhyun jako jedyny z towarzystwa nie oszczędzał w słowach, marszcząc mocno brwi. Jego wzrok wędrował po sylwetce znienawidzonego chłopaka, niekoniecznie zastanawiając się nawet nad jego obecnością w PANDORZE. W końcu gorsze od samego towarzystwa Lee Taeyonga było towarzystwo Lee Taeyonga w Halloween i to bez kostiumu. W końcu, jakby był w przebraniu, to mógłby udawać, że to ktoś zupełnie inny.

- Dlatego mam jedynie nadzieję, że któryś z aktorów okaże się prawdziwym mordercą - wtrąciła się Hana, która skrzyżowała ramiona na piersi. Przez wyprostowane plecy i uniesiony podbródek tym bardziej wyglądała jak Morticia Addams, a całej reszcie zespołu Angry Virgins nagle rozjaśniło się, dlaczego Nicolas tak bardzo chciał przebrać się za Gomeza. - Albo chociaż, że tasak kolesia przy wejściu jest na tyle twardy, żeby zrobić mu poważną krzywdę.

Pomimo wielu gróźb (których zdołał już usłyszeć setki w drodze do klubu), Taeyong wydawał się być dziwnie niewzruszony. Jego wzrok był obojętny, a na jego twarzy co jakiś czas pojawiał się jedynie kwaśny uśmiech, który posyłał do Johnny’ego, śmiejącego się z tego, że przecież Lee i tak nie potrzebuje kostiumu.

- Moglibyśmy się już ruszyć? Zaraz zrobię wam darmowy dom strachów, jeżeli się nie ruszymy w przeciągu minuty - Odezwała się Régine, machając ręką, aby jak najmniej dymu od papierosów leciało w stronę Sori w świecącym stroju aniołka. Byul szczerze zaczynała żałować, że zgodziła się na tak huczne wyjście z grupą najmniej ogarniętych ludzi, jakich znała (no i Lee Taeyongiem, któremu nadal miała ochotę wydłubać oczy własnymi rękoma). Tym bardziej żałowała, że postanowili poczekać na całą resztę towarzystwa w palarni. Ale niestety, to właśnie było jedyne miejsce, gdzie mogli siedzieć ile wlezie i przy okazji nie zamarznąć na kość.

- W życiu, widziałam przed klubem naszą panią przewodniczącą i chcę zobaczyć, z kim tu przyszła - Chaeyeon przeczesała palcami idealnie wyprostowane włosy i uśmiechnęła się złowieszczo. Régine już miała wywracać oczami i zacząć całą scenę, czując, że Sori z każdą chwilą nasila swój uścisk wokół jej talii. Dziewczyna była przerażona na samą myśl o upiornym spacerze i to całe przedłużanie działało jedynie na jej niekorzyść.

Całe szczęście, zanim starszy z braci Woo zdążył zgasić papierosa, drzwi od palarni otworzyły się szeroko, wpuszczając do środka nieco zimnego, świeżego powietrza. Luźna sukienka Mulan, która była przebrana za Carrie podwinęła się przez to na tyle mocno, że gdyby nie Samia, to świeciłaby majtkami nie tylko przed znajomymi, ale również przed grupą zupełnie obcych jej ludzi.

I pomimo tego, że ze wstydu poczerwieniały jej nawet uszy, to i tak udało jej się obrócić całą sytuację w zwykły żart.

- Matko, nigdy więcej nie wyjdę z domu - wymruczała, chowając się za przyjaciółką, która sama wydawała się być jeszcze bardziej zakłopotana od samej Mulan.

W sumie, jedynie dzięki spostrzegawczemu oku Chaeyeon, reszta towarzystwa była w stanie rozpoznać Kwon Yisoo. Jej twarz była zasłonięta koronkową woalką, ale nawet i bez tego nikomu by nie przeszło przez myśl, że to właśnie ich przewodnicząca szkoły, panna idealna, siedzi przy jednym stoliku z samym Hugh Hefnerem i jego króliczkiem.

- Błagam podejdźmy do nich - wyjąkała Jung, ciągnąc brata za rękaw i ciesząc się w duchu niczym dziecko, że w końcu spotkała swoją ulubioną koleżankę ze szkoły poza szkołą. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. W końcu miała jakikolwiek temat o tajemniczej Yisoo, o którym mogłaby napisać na aplikacji Kyungnam.

- Pojebało cię - wtrącił się Taeyeong, który znów został zmierzony wzrokiem przez większość znajomych. Nie, żeby ktokolwiek lubił być tematem plotkarskim Chaeyeon. Nie, zwyczajnie nienawiść do Lee była o wiele większa.

Régine już chciała zabrać słowo w całym tym sporze i znów ponaglić grupę, aby rozpoczęli w końcu ten“NAJBARDZIEJ PRZERAŻAJĄCY SPACER HALLOWEENOWY W CAŁEJ KOREI!!!”, jednak nawet to nie było jej dane. I to nie przez Chaeyeon, czy Shinhyuna, który niemal dosłownie ślinił się na widok długich nóg w kabaretkach. O dziwo to najmniej pozorny Dundersztyc nagle stanął przy stoliku Yisoo i jej znajomych, witając się nadzwyczaj wesoło z zupełnie obcym dla wszystkich chłopakiem. 

- Czy ja dobrze widzę, że Heinz mnie zdradza? - Andrés zmarszczył brwi i wstał gwałtownie, zaczynając się kiwać na boki. Nagły przypływ emocji nie pozwalał mu długo stać w miejscu, więc w przeciągu kilku kolejnych sekund, pojawił się nad Jaewonem. Następnie w ich kierunku ruszyła reszta Angry Virgins, Chaeyeon, aż w końcu reszta grupy z Kyungnam, która niemal uwiesiła się na malutkim stoliku, wgapiając się w nikogo innego jak Kwon Yisoo. Nawet sama Régine nie mogła oderwać od niej wzroku, czekając w milczeniu na jakiekolwiek słowa ze strony przewodniczącej.

Pomiędzy grupami zawisła niezręczna cisza… No, może nie do końca. W końcu Dundersztyc i jego kolega ciągle rozmawiali z sobą niezwykle żywo, przejęci niespodziewanym spotkaniem. A Andrés ciągle wpatrywał się w nieznajomego z niezadowoleniem wypisanym na twarzy. I całe szczęście, że postanowili wcześniej z chłopakami nie palić, ani niczego nie pić (do czego ostatecznie przekonała ich Regine), bo inaczej Woo pewnie by zaczął okładać kogoś pięściami. Albo leżałby zapłakany u stóp Jaewona.

- To są w ogóle moi znajomi. W sensie, częściowo. Taeyonga nie lubimy, ale jesteśmy zbyt mili i pozwoliliśmy mu dołączyć do imprezy - wyjaśnił Dundersztyc, wskazując mało kulturalnie na chłopaka o którym mówił. - To są chłopaki z zespołu, a Shinhyun zaprosił dziewczyny, żeby zapłacić mniej za grupę. A to jest Hideshi.

Japończyk skinął głową, rozpoznając niektóre twarze ze zdjęć i opowieści Jaewona. Nie sądził jednak, że świat okaże się być na tyle mały, aby okazało się, że większość tego towarzystwa to znajomi Yisoo ze szkoły. Chociaż, trudno było stwierdzić, czy aby na pewno są znajomymi, przez dziwnie napiętą atmosferę.

- Hmm, w końcu się wyjaśniło, dlaczego spotkaliśmy się w takiej grupie - Sabrina wysiorbała przez słomkę ostatnie kulki tapioki, unosząc nieco brwi. W końcu, naprawdę, kto przy zdrowych zmysłach zapraszałby na jakiekolwiek wyjście Chaeyeon i Suli, wiedząc, że Taeyong jest niczym ich narośl. Bo trzeba było przyznać, że Johnny był przesympatyczny. Zrzeszał z sobą ludzi, zdecydowanie był pacyfistą i najbardziej ogarniętym chłopakiem z ich grupy. Jaehyun był nadętym kretynem, ale nawet z nim dało się zwyczajnie dogadać. Jednak znając historię, która miała miejsce nie tak dawno temu, trudno było połączyć fakty, dlaczego Shinhyun tak szybko zgodził się na wspólne wyjście ze znienawidzonym przez wszystkich Lee Taeyongiem.

- Dla pieniędzy zrobię wszystko - Choi wzruszył ramionami, nie ukrywając więcej swoich intencji. - W takim razie, chcecie się dołączyć? Wyjdzie wtedy po sześć trzysta na osobę. - Chłopak uśmiechnął się dumny z siebie, wyciągając w stronę nowych znajomych telefon, gdzie szybko na kalkulatorze obliczył dokładne koszta za wspólne wyjście.

W końcu, Choi Shinhyun nie był tak głupi, aby płacić więcej niż siedem tysięcy won za jakiś kiczowaty spacer po czyjejś piwnicy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top