IV
Odłożyła z powrotem na szklany stolik małe urządzenie. Przerwa, pomyślała. Do końca weekendu ustawiła sobie status niedostępna. I taka też była. Jednakże z samego ranka w poniedziałek John, znajomy komisarz policyjny, zadzwonił do niej. Często podsyłał jej rysopisy i inne przydatne informacje o poszukiwanych. Ona dostawała należytą nagrodę pieniężna, a on renomę i szacunek. Często był zadowolony z jej usług. Dlatego i tym razem zwrócił się o pomoc do blondynki.
-Czego?- Westchnęła ciężko do słuchawki popijając dopiero co zrobiona poranna kawę.
-Może by tak milej?
-Nie, mów o co chodzi.
Odchylił się na służbowym krześle. Dopiero co dostał ciekawe informacje. Nie chciał wysyłać nikogo ze swoich ludzi. Wiązałoby się to z większym ryzykiem. Gdyby nie podołali, zmuszeni byliby do wezwania oddziałów specjalnych. A sprawa wyglądała na tak samo poważną. Za to jeśli dziewczyna nie podoła od razu poślą z wyższą ranga na cel. Nie kompromitując się przy tym.
-NN. Wschodnie przedmieścia Los Angeles. Jak najszybciej. Robi niezły raban
-NN? Nieznany? Aż szok, że pieski nie wytropią kto to- wywrócił oczami czego niestety ona nie miała jak zauważyć.- Co takiego robi?- Dodała po chwili milczenia po drugiej stronie. Złapała za podręczna torbę, w której miała wszystko, co przydatne na krótkie jak i długie wyjazdy.- Kopie szczeniaczki?
-Dostaliśmy anonimowy telefon. Pech chciał, że zanim dopytaliśmy, połączenie się zerwało.
-Czyli sracie się jakiegoś frajera, który cholera wie co robi. Może zabrał dziecku lizaka, a wy się tak boicie? Ajajaj, wszystko na mojej głowie- Wyszła z apartamentu, zamykając za sobą drzwi na klucz, które od razu po tym, wrzuciła do sportowej torby przewieszonej przez ramie.- Co z twoimi chłopcami?
-Wszyscy zajęci.- Skłamał.- Jak złapiesz mi typa lub typiarę odznaczę cie jakimś orderem.
-Broń tylko Boże.- Wyszła z budynku. Rozejrzała się za swoim autem. Wyciągnęła z kieszeni kluczki. Usłyszała w słuchawce śmiech.
-Wiem czym ci grozić.
-Nie strasz nie strasz, bo się zesrasz.- Odnalazła wzrokiem auto i udała się w jego stronę. Wyminęła ludzi, zagradzających jej drogę do samochodu.
-Dobra dobra. Nie pyskuj już i jedź.
Rozłączyła się po chwili. Jechała przez ulice miasta słuchając tanecznych kawałków w radiu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top