Rozdział 1
Dom państwa Torres jak zawsze po brzegi wypełniony był drogocennymi przedmiotami, poustawianymi niemal wszędzie.
Drucilla wchodząc do jego środka przypominała sobie chwile, gdy jako nastolatka potykała się o nie niemal codziennie. Trzeba przyznać, że w młodości była wyjątkowo niezdarna. Nie było dnia, żeby czegoś nie zrobiła - czy to podpalenie szaty czy upadek nawet na prostej drodze.
Przez takie sytuacje dorobiła się wielu siniaków, a nawet blizn. Szczególnie odznaczała się ta ciągnąca od szyi po obojczyki, po której właśnie błądziła długimi, ozdobionymi pierścieniami palcami.
- Mamo! Tato! Już jestem! - zawołała, informując o swojej obecności dwójkę czarodziejów, którzy już po chwili zjawili się w holu.
- Cilla! - zawołała z uśmiechem niska kobieta, z kręconymi, czarnymi włosami.
- Cześć mamo - blondwłosa dziewczyna objęła swoją rodzicielkę. - A ty tato już się nie przytulisz? - zapytała elegancko wyglądającego mężczyznę, który stał nieco z tyłu.
Widziała, że się wahał, w końcu nie lubił zbytnich czułości, lecz po krótkim zastanowieniu dołączył do uścisku.
- A więc jak tam w nowej pracy? - zapytała Lillian, odrywając się od córki. - Auror. To tak poważne stanowisko - dodała z dumą.
- Mamo, mówiłam ci, że zaczynam dopiero od jutra. Przyjechałam, aby spędzić z wami trochę czasu. Dobrze wiecie, że wraz z rozpoczęciem pracy będę to robiła coraz rzadziej, dlatego chcę w pełni wykorzystać ostatni dzień wolności - uśmiechnęła się szeroko. - Tak dobrze być w domu.
- A może znalazłabyś pracę gdzieś bliżej? Londym jest przecież tak daleko - Lillian spojrzała na swoją jedyną córkę z nadzieją.
- I moje wszystkie wysiłki i mieszkanie mają się zmarnować? Wiem że się martwisz mamo, ale jestem dorosła i nie mogę cały czas mieszkać z wami. Londyn wcale nie jest tak daleko - zaśmiała się.
- Nie sądzicie, że lepiej wejść do środka? - wtrącił Eliot, patrząc na swoją żonę i córkę.
- Oh, no tak - powiedziała Lillian. - Wejdź dziecko, wejdź.
- Nie jestem dzieckiem. - Drucilla przewróciła oczami, idąc za rodzicami.
Weszli do bogato zdobionego salonu, urządzonego na złoto i granatowo, gdzie od razu przywitał ich skrzat - Accio.
- Życzą sobie państwo herbaty?
- Jakbyś mógł trzy z mlekiem - poprosiła Lillian, a skrzat skinął głową i zniknął z cichym pyknięciem.
Cała trójką zajęli miejsca przy ciemno brązowym stole, na którym już leżały sztućce i różne rodzaje ciast.
- Nie sądzisz, że auror w tych czasach to niebezpieczne zajęcie? W końcu Grindelwald nie jest łatwym przeciwnikiem i będzie bardzo ciężko - powiedział Eliot z poważnym wyrazem twarzy.
Drucilla cicho westchnęła.
- Zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale jeśli mogę jakoś pomóc to to zrobię. Właśnie teraz jest najlepszy czas na to, żeby się wykazać.
- Wierzę w ciebie, Cilla - jej tata pokiwał głową.
- A jak ci poszły szkolenia, kochanie? - zapytała Lillian.
- Było ciężko, ale dałam radę. Mimo wszystko bardzo mi się przydały. Obronę Przed Czarną Magią mam wyćwiczoną w stu procentach - parsknęła Drucilla, bawiąc się kosmykiem jasnych włosów.
- A twój szef? - kobieta wiedziała, że jej tata nie wytrzyma i prędzej czy później zada to pytanie. W końcu musiał wiedzieć z kim miała pracować jego jedyna córka.
- Przecież już Wam o nim mówiłam - Cilla przewróciła oczami.
- Nic ci nie zaszkodzi powiedzieć o nim jeszcze raz - powiedział ponaglająco Eliot.
- Oh, na pewno go znasz, Szef Biura Aurorów, słynny Tezeusz Scamander.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top