5. Oj, głupiutki Josh i jeszcze głupszy Teddy
To było dziwne, że po bzykanku Colin nie robił mi już zdjęć, tylko usnął, a ja po prostu go przytulałem. Był słodki, a seks z nim był, jak bajka. Taka erotyczna bajka dla dorosłych, gdzie byliśmy głównymi gwiazdami. Tylko, że ja nie byłem dostawcą pizzy... Albo hydraulikiem.
Stop.
Po prostu było fajnie. Nie. Coś bardziej, niż fajnie. Ale nie mogłem tego ciągnąć i nie wiedziałem, jak wyleźć z sytuacji cało, tak aby nie skrzywdzić Colina. Chuj wie, co mu siedziało w głowie, czy nie pomyślał sobie za dużo. I co z tego, że ja pomyślałem sobie ZDECYDOWANIE ZA DUŻO. To wystarczało. Dlatego kiedy nadarzyła się okazja, po cichu wymknąłem się z jego domu, tak aby go nie obudzić.
Cała sytuacja trochę męczyła moje sumienie, a moje sumienie męczyło mnie, dlatego nie mogłem spać i następnego dnia byłem martwym trupem, a nie najseksowniejszym kolesiem w szkole.
I właśnie szkoła. Ubrałem się tak, aby nie wrzucać się w oczy, po prostu na czarno. Zajebałem się w akcji i wyruchałem Brooksa po nic. Zamiast zmniejszać liczbę swoich problemów, tylko je powielałem i brnąłem w kłamstwa dalej. Na głowie nie miałem już tylko wkurwionego Josha i chuja Taylora. Teraz do tego wesołego grona dochodził prawdopodobnie zakochany we mnie Brooks z nadzieją na coś więcej. Tak. ,,Dochodził" to o dziwo bardzo dobre słowo.
Ta, byłoby ,,o dziwo", gdybyś nie zaruchał, Teddy. Pogratulować mózgu w chuju, nie we łbie.
Czułem się trochę, jak zwykły skurwiel. Colin, mimo wszystko był bardziej niewinny, niż myślałem. W końcu był też młodszy. Nie znał się tak bardzo na przyjemnej zabawie, jak Teddy Tucker fuckboy szkoły, robiący worek na spermę ze wszystkiego, co rozkładało przed nim nogi.
Biedny Colin. Jestem skurwielem. Zapłacę za jego psychologa.
Kontynuując, w szkole nie wrzucałem się w oczy. Unikałem wszystkiego, co się dało. Na przerwę wychodziłem z sali jako pierwszy, po przerwie przychodziłem, jako ostatni, ten spóźniony. Nie wiedziałem do końca, ja zachować się w obecnym stanie rzeczy, z kim pogadać najpierw i jak załatwić sprawę tak, aby nikt nie ucierpiał. Chyba się nie dało.
W szkole, jakoś dałem radę unikać wszystkich, ale problem pojawiał się wraz z nadchodzącym treningiem siatkówki. Przecież tam czekał mnie Josh, na hali obok Taylor że swoim treningiem, a na trybunach Colin.
Jednak musiałem stawić czoła złu.
Mimo wszystko i tak bardzo odwlekałem pójście na trening. Z godziną jego rozpoczęcia dopiero schodziłem do szatni po strój, a po drodze zahaczyłem sklepik szkolny i kupiłem wodę. Spóźniłem się z dziesięć minut. Chłopcy już się rozgrzewali, dlatego w szatni mogłem być sam. Przebrałem się już trochę szybciej, bo mimo wszystko miałem ochotę pograć i odstresować się trochę.
Bo obecnie żyłem w stresie w chuj.
Wyszedłem z szatni i od razu spotkała mnie miła niespodzianka.
Wkurwiony Josh.
- O, bro. - powiedział zaskoczony trochę moją obecnością przed sobą.
- Nie nazywaj mnie tak, zdradziecka kurwo.
- Co cię ugryzło, cipko? Jadowity chuj Brooksa?
- A chuj cię to obchodzi. Wypierdalaj do Taylora.
- A ty wypierdalaj do swojej dziwki.
- A żebyś wiedział, że ,,dziwka" to świetne słowo. - prychnąłem i przepchnąłem się z nim, wymijając go i idąc w stronę hali.
- Co? - szybko złapał mnie za ramię, zatrzymując mnie w progu.
UPS. Chyba się wygadałem trochę.
- To co słyszałeś. Czego nie rozumiesz? Mam ci definicje objaśnić? - prychnąłem, patrząc na niego bardzo wyzywająco.
Josh uniósł brew, a zaraz po tym zaczął się śmiać. Nie rozumiałem z czego cieszy mordę, ale wkurwił mnie tym tylko bardziej. Złapał się na chwilę za policzki, a potem znów zwrócił się do mnie.
- Ogarnij się, Tucker. Twoje żarciki są na poziomie gimnazjalisty.
- Tylko, że to nie są żarciki, Josh. - i tym mniej lub bardziej pozytywnym akcentem zakończyłem wymianę zdań z tym dupkiem.
Wyszedłem na halę. Nie musiałem patrzeć na trybuny, aby wiedzieć, że Colin tam jest.
Ale spojrzałem.
Siedział, tam gdzie zwykłe, z tym swoim szkicownikiem i gryzł wargę.
Zrobiło mi się gorąco, kurwa.
Mimo wszystko wspomnienia z poprzedniego dnia były całkiem przyjemne. Kurewsko przyjemne. Nie sądziłem, że sam widok Brooksa tak bardzo mnie podgrzeje. Rozpali. Napali. Na niego znów.
Ale nie żałowałem. Czułem dziwną satysfakcję, że Colin jest tu tylko dla mnie. Wyłącznie z mojego powodu. Wszyscy o tym wiedzieli, ale tylko ja i on wiedzieliśmy, że za tym niepozornym zjebaniem Colina kryło się coś więcej, i tak naprawdę nie tylko Brooksa ciągnąło do mnie... Ale mnie do Brooksa też.
No i teraz jeszcze Josh, ale wyjebane w niego.
Kiedy tylko spojrzałem na Colina, przypomniał mi się ten zajebisty orgazm. Może był potęgowany świadomością o nadzwyczajności naszych pieszczot, bo tak kurwa, były nadzwyczajne. Tak samo, jak seks. Seks z facetem, jasne?
A może... Seks z Colinem Brooksem.
Trening trwał w najlepsze, kiedy kolejny duży, wręcz kolosalny problem napatoczył się na moją ścieżkę życia, powodując nie małe zamieszanie, wręcz olbrzymie, tu i ówdzie.
Nie, nie mam na myśli swojego kutasa. To jeszcze nie ten czas.
Po prostu skurwiel Taylor, niezdarne gówno rozjechane walcem przez koparkę na autostradzie, gdzie znalazło się przypadkiem, i tak to bardzo ważny fakt, że przypadkiem, bo właśnie przypadkiem ten dupek wyjebał swoją piłkę pod moje nogi i myślałem, że go rozpierdole, kiedy złożył mi pokłonik, kiedy ją podnosił. Nie wiem dlaczego, ale oboje brzydko na siebie spojrzeliśmy. Bardzo brzydko. Ewidentnie on też miał do mnie problem. Spojrzał mi przez ramię, bo to właśnie niedaleko za mną znajdowało się miejsce na trybunach, które zajmował Brooks i pomachał do niego, uśmiechając się, niczym hollywoodzka gwiazda.
- Hej, Colin!
Hej Colin. Co to ma być. Wypierdalaj Taylor.
Spierdalaj dopóki cię nie dojechałem.
Życie ci nie miłe?
I odbiegł. A ja się wkurwiłem tak, że chyba bardziej się już nie dało. Jeszcze mój wyrodny bro pierdolnął mi piłką w twarz.
Dzięki, stary.
Od dziś się nie znamy.
Nadużywam przekleństw przez stres, oraz złość, proszę o zrozumienie i wybaczenie.
Amen.
Bolał mnie przez niego nos. Może chciał go złamać, żebym choć w małym stopniu był tak brzydki, jak on?
Trening zleciał dość szybko, szło mi zajebiście o dziwo. Musiałem się wyżyć i moje ściny były wyjątkowo nie do odbioru. A Colin chyba był bliski orgazmu na widok mojej siły. O tak. To mi wyszło. Udało mi się przed nim pokazać.
Kurwa, stop. Miałem z niego zrezygnować. Ogarnij się, Teddy.
Chowaliśmy sprzęt, jak zawsze. Wszyscy zwinęli się do szatni, a ja nie bez powodu zostałem, aby powycierać podłogę. Musiałem pogadać z Colinem. Teraz. Nie mogłem odkładać tego w czasie. Nie kiedy zaczął prawdopodobnie robić sobie na nas nadzieję, a my nie mieliśmy przyszłości.
Zacząłem powoli kierować się w jego kierunku z tym mopem. Byliśmy na hali sami, chwilowo, ale sami. On gryzł wargę, jak zwykle, bujał nogami i o kurwa wystawił swoje obojczyki, gdzie widniały bardzo pokaźne malinki mojej roboty. Znaczy, o kurwa, bo te obojczyki były seksowne.
- Cześć, tygrysku. - spojrzał mi głęboko w oczy.
Bardzo głęboko. Nigdy nie patrzył na mnie w taki sposób. NIGDY.
Wymiękłem momentalnie.
Miałem z nim to zakończyć, ta? Zamiast tego oparłem się o trybuny tak, że on był pomiędzy moimi ramionami. Natychmiast objął mnie w pasie, a zaraz po tym jego dłonie zjechały na moje pośladki. Nienawidziłem kiedy ktoś łapał mnie za dupę, ale teraz błagałem, aby Colin nigdy nie przestawał. I wymacał ją lepiej.
Nic nie powiedziałem. Po prostu spojrzałem mu w oczy i uśmiechnąłem się. Totalnie mnie zatkało, bo wyglądał ślicznie.
Przeniósł jedną z dłoni na moją klatkę i zaczął sunąć nią w dół. Dwa razy potarł mojego sutka, na co zagryzłem wargę, bo wiedziałem, że zrobił to celowo, ale nie byłem w tym miejscu tak wrażliwy na dotyk.
- Ale byłeś męski, Teddy. - szepnął i zaczął dotykać mnie po brzuchu. - Włożyłeś dzisiaj tyle... Tyle siły. - znów zagryzł wargę, ciągle mnie masując.
Jego ton był kurewsko seksowny. Nikt nigdy nie podniecił mnie głosem tak bardzo, jak zrobił to on. Modliłem się, żeby mi pała nie stanęła.
Drugą z dłoni, tą która została na pośladku, ułożył teraz na moim karku i przyciągnął mnie bliżej do siebie.
- Następnym razem... - wyszeptał mi do ucha, a jego głos totalnie zadrżał. - Pieprz mnie tak ostro, Tucker.
Mój oddech załamał się, a dłoń Colina zjechała jeszcze niżej. Wsunął ją w moje spodenki i złapał mnie za krocze przez materiał bokserek, delikatnie je ściskając. Sam zagryzłem wargę i westchnąłem. O tak.
Miałem ochotę zrobić mu jeszcze kilka malinek na tych obojczykach. Dlaczego tak bardzo mi się podobało? To jak mówił o mnie, jak mówił o sobie, jak... Kurwa.
Jednak jebany dzwonek musiał zadzwonić i przerwać wszystko, a to oznaczało, że jakieś leszcze zaraz wejdą na halę na wf. Brooks wyciągnął dłoń z moich spodenek, bo najwidoczniej dbał o moją reputację, mimo wszystko i nie chciał, aby ktoś nas przyłapał. A ja...
A ja zrobiłem coś, czego nie robiłem nigdy w związkach.
Bardzo czułe pocałowałem go w czoło. Tak. Miałem ochotę go jebać na tych trybunach, ale to było silniejsze.
Odsuwając się, uśmiechnąłem się do niego, puściłem mu oczko i powoli zacząłem kierować się w stronę szatni.
Jego mina? Bezcenna. Nie spodziewał się tego.
Jeden zero dla mnie, mój słodki Colin.
- Teddy, rodzice są dzisiaj w domu. - powiedział donośnie.
- W domu tak. - dopiero teraz odezwałem się po raz pierwszy.
Przecież nie musieliśmy bzykać się w domu. Ja mogłem nawet na masce samochodu sąsiada.
I tak, chciałem go znów bzykać.
A miałem to zakończyć.
W co ty brniesz Teddy Tucker?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top