6
Tego, co stało się później, nie spodziewał się nikt. Nawet sam Will. A co dopiero Nico, który skulił się do ziemi, zakrywając twarz dłonią.
Alkohol jakby wyparował z krwi blondyna, kiedy zorientował się, co zrobił. Popatrzył z przerażeniem na swoją pięść i na chłopaka, którego dłoń zdążyła przepuścić trochę krwi.
Dziewczyna uciekła, chciała zawołać pomoc, ale bała się. To przecież zwykłe nieporozumienie. Nie chciała robić im kłopotu.
– N-nico... – Podszedł do niego, ale di Angelo cofnął się. – Przepraszam... Przepraszam...
– Zamknij się... – Zrobiło mu się słabo, ale nie chciał tego po sobie dać poznać.
– Daj się opatrzeć chociaż...
Czarnowłosy popatrzył na niego złowrogo. Już chciał zaprotestować, ale nie miał nawet siły. Prawie się przewrócił, ale Will przytrzymał go pod ramię. Objął go i otworzył drzwi samochodu, sadzając Nico na siedzeniu, przodem do wyjścia. Obszedł pojazd i wyciągnął ze schowka apteczkę. Wrócił do chłopaka i kucnął przed nim.
Złapał go delikatnie za kark i nachylił do siebie. Przez alkohol, który jednak nadal buzował w jego krwi, nie potrafił wyczuć odległości i przyciągnął głowę chłopaka trochę zbyt blisko swojej. Przynajmniej tłumaczył to etanolem.
Nie przejął się tym jednak i zaczął delikatnie, namoczoną w wodzie utlenionej gazą, ścierać krew z jego nosa i ust. Nakleił plaster uciskowy i odsunął się, czując wreszcie trochę przestrzeni. Nie, żeby miał coś przeciwko bliskości bruneta, ale w odwrotną stronę nie był pewny, czy "pacjent" sobie tego życzy.
– Nie jest złamany... Um, odwieźć cię?
– Czy ty jesteś niepoważny, Solace? Czy alkohol i dragi już całkowicie wyżarły ci mózg? Nigdzie nie pojedziesz w takim stanie. Kluczyki. – Wyciągnął dłoń w jego stronę. Will posłusznie odłożył kluczyki na jego dłoń. – Idziesz od strony pasażera.
Blondyn nawet nie protestował. Nie chciał pogarszać swojej sytuacji. Di Angelo ruszył z piskiem opon spod domu znajomego.
Will widział smutną minę towarzysza, chociaż mogło mu się wydawać. W końcu nie byli ze sobą blisko.
– Co się stało? – Zaryzykował Solace, ale chwilę później tego pożałował. Bynajmniej przez to, że Nico się nie odezwał. – Gdzie jesteśmy?
– Pod cmentarzem.
|•••••••••••••••••|
Dum, dum, duuuuuum!
Rozdział miał pojawić się wczoraj,
A nawet przedwczoraj.
Ale po prostu nie miałam już na to sił.
Planowałam dzisiaj dodać dwa
I może do wieczora bym się wyrobiła, gdyby nie fakt,
że będę świadkowała na bierzmowaniu
Więc wrócę dosyć późno
A dzisiaj nie jest fajny dzień, więc padnę od razu po powrocie.
Dlatego postaram się jutro dodać rozdział.
I pojawią się wskazówki co do następnej książki.
Ale ja nic nie mówię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top