Ostra

Niektórzy łatwo oceniają innych. Tak na przykład Kaja. Nigdy nie pozwalała zbliżać się do siebie innym, bo preferowała samotność. Nie chciała mieć przyjaciół, bo gdy się kogoś ma, łatwiej jest go stracić. Chciała być sama, by nigdy już nie cierpieć tak jak wtedy, gdy jadąc na motorze ze swoim ukochanym pozwoliła mu przyspieszyć mimo słabej widoczności na drodze i dość później pory. Nie wiedzieć skąd pojawił się tamten samochód z naprzeciwka.

Nawet nie byli w stanie zjechać na bok. Choć Sebastian, który prowadził motocykl usilnie próbował coś zrobić prędkość jaką osiągnął motor była zbyt duża, by w porę zahamować. Potem Kaja widziała już tylko ciemność, a kiedy ocknęła się w szpitalu Sebastiana już nie było.

Nie było go nigdzie. Nie mogła się pogodzić z tym, że odszedł. Jednak pozwoliła zbliżyć się mi. Byłam jej podporą. Kiedy miała już dosyć kilkoma ruchami pozbawiałam ją smutku. Szybko uzależniła się ode mnie.

Nie byłam przyzwyczajona do tego, co robiła wraz ze mną. Potrafiłam to jednak zrozumieć. Nie było dla niej zabawy. Wciąż tylko ostre cięcie. Zabawa na granicy życia i śmierci.

Krwawa zabawa...

Jej rodzice udawali, że niczego nie widzą. Nie widzą, że ona nie je. Z nikim się nie spotyka. Nie widzą tego, że nic nie mówi i ucieka do swojego pokoju jakby był jej azylem. Tylko w chwilach, gdy siedziała przed grobem ukochanego jej emocje wreszcie się odsłaniały. Płacząc uderzała dłońmi o marmurową płytę.

,,Dlaczego to nie byłam ja?!!!" Te słowa często wykrzykiwała klęcząc na ziemi i patrząc w szare zdjęcie jego twarzy. Po wyjściu z cmentarza znów byłam jej potrzebna. Ostatnio miałam mnóstwo pracy w jej towarzystwie. Nie dbała już o delikatność.

Kiedy pieszo dotarła do miejsca, gdzie kilka miesięcy temu mieli wypadek czuła wściekłość, że nie zostało tam choćby jednego śladu. Nic. Pustka. Zwykła droga za miastem i las. Wszędzie ten cholerny las.  Usiadła na mokrym od deszczu asfalcie i przycisnęła mnie do siebie. Wiedziałam, że zbiera się do ostatecznych kroków. Przez chwilę sądziłam, że chce mnie od siebie odsunąć, ale przywarłam do niej mocniej. Znaczyłam jej dłonie ostrymi, piekącymi pocałunkami. Bardziej nachalnie i namiętnie niż zazwyczaj.

Grała w grę z która mogła się skończyć tylko w jeden sposób.
W końcu upadła puszczając mnie z dłoni wprost w sporą kałużę szkarłatu zmieszanego z czernią asfaltowej jezdni. Z miejsca w którym leżałam mogłam dostrzec jak otwiera coraz szerzej usta szukając odrobiny powietrza i jak jej oczy rozszerzają się ze strachu, by w końcu zgasnąć zlane szarością.

Mimo tego co zrobiła, jakoś nie sądziłam, by na jej nagrobku napisano, że zginęło wykrwawiając się przez rany dokonane żyletką.
Nie sądzę, by w ogóle mogła mieć normalny grób i pogrzeb.
Czy samobójcy trafiają do nieba??

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top