I stanął czas
Od wielu lat towarzyszyłem tylko jemu. Max był od zawsze wesoły i spokojny. Lubiłem go i to od momentu, kiedy po raz pierwszy go ujrzałem.
Byliśmy nie rozłączni. Zawsze liczył się dla niego czas. Z wiekiem cenił sobie pośpiech.
Odliczałem każdą minutę i sekundę wolnej chwili, gdy choć na moment był w stanie usiąść i wypić ulubioną kawę.
Zabiegany jak każdy z dorosłych szanowanych ludzi i samotny...
Niestety samotny...
Zawsze jednak towarzyszyłem mu i nie zamierzałem porzucić tej roli.
Choć już tak dawno na mnie nie patrzył.
Tego dnia na drodze było ślisko. Jechał bardzo szybko. Jak zwykle spóźniony, bo przecież czas to pieniądz.
Czas, czas, czas....
Nie wiem czy tylko ja widziałem jak lekko przepływa mu przez palce.
Jeden zły ruch kierownicą i nie zapięte jak zawsze pasy.
Chwilę później leżałem z nim na mokrej jezdni. Spojrzał na mnie.
Tik, tak, tik...po raz ostatni odliczałem sekundy z nim spędzone
I stanął czas w momencie, gdy zatrzymało się jego serce...
I stanął czas, a ja razem z nim jako ten komunijny zegarek na ręce...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top