15

Nero ruszył w głąb ciemnego zaułka, przyglądając się odrapanym, starym budynkom. W ich podniszczonych murach łatwo odnajdywał oparcie dla rąk i stóp. Byle tylko nie polecieć w dół, wraz z połową ściany. Spojrzał w górę, oceniając trasę wspinaczki. Na tle budowli zamajaczył księżyc.

Nocny wędrowiec wymacał szparę i podciągnął się w górę. Po chwili był już na dachu. Miał stąd dobry widok na pusty magazyn, w którym znalazł Wilarda oraz na całą okolicę. Popatrzył chwilę za oddalającymi się łowcami.

Ale ja byłem głupi. Gdybym się nie wmieszał, miałbym tego cholernego gnoma z głowy. Pokręcił głową, choć zdawał sobie sprawę, że nie byłby w stanie go tam zostawić.

Wykonał kilka głębszych oddechów, przymknął oczy. Po chwili ponownie je otworzył i spojrzał na swoje dłonie. Wzdrygnął się, widząc na nich świeżą krew. Zabijanie ludzi jest takie łatwe... Pełne nadziei i planów istnienia zamieniały się w mgnieniu oka w niknący ślad przerażenia i żalu na zasłonie świata.

Nero opuścił ramiona, czując ogarniającą go gorycz. Całe życie szkolił się w walce z upiorami. Miał niszczyć je tam, gdzie powstawały i nie dopuszczać do tego, żeby przenikały do materialnego świata. Miał chronić życie, a teraz sam je odbierał.

Powoli zaczynało do niego docierać, że być może popełnił błąd. Mógł zachować przy życiu choć jednego z porywaczy, wypytać, przesłuchać... Nie nadaję się do tego wszystkiego.

Westchnął ciężko i wsłuchał się w rytm miasta. Było to dla niego zupełnie nowe doświadczenie. Wyczuwał tutaj wielu ludzi, ich emocje i energię. Wszystko to trafiało do głowy i upajało jak młode wino, prowokując do nieostrożnych działań. Przepełniało go obcymi uczuciami, sprawiało, że zaczynał się w nich gubić; zwłaszcza teraz, kiedy opuścił osłony, i wcześniej, kiedy szukał tego cholernego, rudego gnoma. Spowodowało, że stał się przez to nieostrożny. Zadziałał pod wpływem impulsu, zabijał, przepełniony morderczymi intencjami innych.

Nero spuścił wzrok i przycisnął dłoń do piersi. Przez chwilę poczuł się chory i brudny. Zatęsknił za ciszą Pustkowia.

Potrząsnął głową. Muszę być bardziej skupiony. Tym razem miałem szczęście, że nie natknąłem się na maga. Gdyby było inaczej, leżelibyśmy tam teraz we dwójkę. Wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. Zaczął wodzić wzrokiem po okolicy, zapamiętując swoje położenie i rozkład uliczek. Wiatr przyjemnie muskał twarz, przeczesywał włosy. Letnia noc była ciepła, lecz wciąż dawała wytchnienie od gorącego dnia.

W pewnym momencie do magazynu podszedł jakiś zakapturzony osobnik. Rozejrzał się, po czym wystukał rytm, uderzając pięścią w drzwi. Odczekał moment i popchnął je. Gdy wrota otworzyły się, nie stawiając oporu, nieznajomy odskoczył w tył i dobył miecza. Rozejrzał się ponownie i powoli wszedł w głąb magazynu. Po chwili wyłonił się z budynku i oddalił spiesznym krokiem.

Nero podążył za nim, przeskakując po dachach. Starał się zanadto nie zbliżać, aby nie zdradzić swojej obecności. Mógł jednak spokojnie trzymać się na dystans, ponieważ zdenerwowanie tamtego wyczuwał z daleka. Mężczyzna przez jakiś czas kluczył uliczkami, aż znalazł się w bogatszej dzielnicy. Tutaj nocny wędrowiec był już zmuszony zejść na ziemię. Ciasno wybudowane kamieniczki zaczęły stopniowo zamieniać się w schludne domki z ogródkami, aż w końcu znaleźli się wśród małych pałacyków otoczonych zielenią.

Śledzony mężczyzna podszedł do bramy muru, otaczającego jeden z nich. Nero przyczaił się w cieniu. Obserwując rozwój sytuacji, zapamiętywał każdy szczegół otoczenia, tak, by móc tu później wrócić. W końcu brama otworzyła się, a mężczyzna został wpuszczony do środka. Nocny wędrowiec wychylił się nieznacznie. Przez bramę miał widok na podjazd i wejście do rezydencji.

Ten, którego śledził, wciąż tkwił na zewnątrz domu. Po chwili wyszedł doń inny człowiek, emanujący gniewem. Nero wyczuł lęk śledzonego w stosunku do osoby, której zdawał relację. Chwilę rozmawiali, gdy nagle mieszkaniec pałacyku uniósł głowę i spojrzał prosto w stronę nocnego wędrowca.

Zauważył mnie? Niemożliwe – pomyślał Nero. Wyczuwając zaskoczenie i nienawiść tamtego, rzucił się do ucieczki. Zdążył przebiec kilka kroków, kiedy jakaś niewidzialna siła uniosła go w powietrze i rzuciła o kamienny mur. Świat eksplodował bólem, w uszach dzwoniło. Nocny wędrowiec wstał nieporadnie, zachwiał się. Zamrugał w próbie pozbycia się ciemnych płatów zasłaniających wzrok. Ignorując stłuczenia, ruszył przed siebie. Za plecami narastały krzyki i tupot nóg. Przyspieszył. Skręcił gwałtownie, przeskoczył przez kolejny mur.

W chwili, gdy znów zrywał się do biegu, ogrodzenie za nim eksplodowało. Duży kamień z impetem uderzył go w bark, wytrącając z równowagi. Nero podniósł się ciężko z ziemi. Choć jego ciało krzyczało o uwagę, zignorował je. Odciął się od bólu na tyle, na ile potrafił. Odgłosy pogoni były coraz bliżej.

W tym samym momencie drzwi domu, przed którym się znalazł, otworzyły się gwałtownie. Wybiegło z niego kilku zdenerwowanych ludzi, oświetlając teren kulami światła.

Cholera, znowu czarodzieje.

Nocny wędrowiec zanurkował w cień żywopłotu. Za jego plecami wybuchła kłótnia. Nie oglądając się więcej, pospieszył w głąb ogrodu. Przycisnął do ciała uszkodzoną rękę, która przy każdym kroku rwała bólem. Z trudem dobiegł do kamiennego muru po przeciwległej stronie posiadłości. Przerażenie pomogło mu się nań wspiąć. Zeskoczył po drugiej stronie i opadł na kolana, gdy pociemniało mu w oczach. Oddychał szybko i płytko, na czoło wystąpił mu pot.

Tym razem na pewno coś sobie złamałem. Jasna cholera! Tylko tego brakowało. Pogoń zaraz tu będzie.

Podniósł się i ruszył chwiejnie przed siebie. Jedynie znajdując przejście na Pustkowie, miał szansę uciec. Opuścił resztę osłon i zaczął szukać ech dawnych tragedii – dramatów, które zostawiły trwały ślad na strukturze zasłony. W końcu udało mu się namierzyć odpowiednie miejsce. Znajdowało się kawałek dalej, bliżej uboższej dzielnicy.

Nero skupił się, dostrajając do energii pozostawionej przez wydarzenie z przeszłości. Stopniowo przestawał być świadomy otoczenia i zaczął dostrzegać przebłyski obcych wspomnień.

Młoda dziewczyna biegnie resztkami sił. Płuca palą ją żywym ogniem, nogi odmawiają posłuszeństwa. Nagle potyka się i przewraca na bruk. Rani kolana oraz dłonie. Słyszy swój urywany oddech, a w ustach czuje posmak krwi. Nie ma już siły, aby się podnieść, ale upiorny śmiech zmusza ją do wysiłku. Wydając coś pomiędzy jękiem a skomleniem, rusza na kolanach przed siebie. Jest nieludzko przerażona. Nagle jakaś siła unosi ją i ciska o ścianę. Dziewczyna, wrzeszczy z bólu i strachu. Uchyla ostrożnie powieki. Przed sobą widzi oprawcę; mięsiste wargi wykrzywione w parodii uśmiechu oraz bezwzględne, stalowo szare oczy. Mężczyzna podchodzi i łapie ją za twarz. Błysk ostrza, przeszywający ból i coś ciepłego, ściekającego po nogach...

Nero zatrzymał się, ciężko dysząc. Emocje, które przed chwilą czuł, zaczęły stopniowo znikać. Otaczała go cisza i mgła. Nocnego wędrowca ogarnęła ulga i przypływ radości. Poczuł się, jakby wrócił do domu. W końcu znalazł się tam, gdzie powinien być. Pomimo napięcia i bólu szczery uśmiech zagościł na jego twarzy.

Niestety nie mógł zostać tu zbyt długo, ani zagłębić się w Pustkowie. Ruszył przed siebie. Miasto, z którego przybył, próbowało mu opowiedzieć swoją mroczną historię. Przez zasłonę przenikały wspomnienia i emocje ludzi, pojawiły się obrazy. Częste przebłyski z materialnego świata pozwalały orientować się w przestrzeni. Nocny wędrowiec rozpoznał w końcu miejsce niedaleko murów miejskich, gdzie postanowił wrócić.

Mały chłopiec wpada pod koła rozpędzonej karocy. Matka otwiera usta do krzyku, czuje, jak cały świat staje w miejscu, a jej serce rozpada się na tysiąc kawałków.

Nero łapał gwałtownie oddech, czując łzy cieknące po policzkach. Podniósł znów osłony, odgradzając się od obcych emocji. Przetarł oczy grzbietem ręki, zagryzł mocno wnętrze policzka i przyjrzał się okolicy. Stał na drodze, która zaczynała się w cieniu miejskich murów i wiła pomiędzy polami w stronę majaczącego w dali lasu. Niebo na wschodzie zaczynało szarzeć. Nocny wędrowiec pomaszerował, przytrzymując uszkodzoną kończynę blisko ciała.

Słońce zajęło najwyższy punkt na niebie, kiedy wykończony dotarł do domu czarodziejki. Pech chciał, że wpakował się prosto na Catrionę. Dziewczyna spojrzała na niego, poczerwieniała z gniewu i wydarła się na cały dziedziniec.

– Co wy, ochleje jedne, po tych karczmach robicie?!! Jakby was z łańcucha spuszczono! Burdy wszczynacie, chlejecie bez umiaru i wracacie poturbowani? W rowie żeś spał czy jak? Wstyd i hańba.

Nero rozszerzył ze zdziwienia oczy i wyminął ją pospiesznie. Nie zdążył zrobić nawet kilku kroków, kiedy przez drzwi wysypali się łowcy na czele z czarodziejką. Czyżby się o mnie martwili? – zdziwił się, wyczuwając ich emocje. Szczególnie intensywne uczucia pochodziły od Tesseithy.

– Już dobrze, Catriona – odezwała się kobieta, kładąc rękę na ramieniu oburzonej wychowanicy. – Chyba czas, żebyśmy wprowadzili cię w szczegóły.

Dziewczyna spojrzała zaskoczona na ciocię.

– Porozmawiamy w środku – powiedziała czarodziejka.

Wszyscy zebrali się w saloniku przydzielonym łowcom. Nocny wędrowiec z ulgą ułożył się na szezlongu i przymknął powieki.

– Wyglądasz okropnie – sapnęła Catriona, stając nad nim.

– Idź sobie gdzie indziej – odburknął.

– Wszystko w porządku? – zatroskała się Tesseitha, podchodząc bliżej.

Nero otworzył oczy i spojrzał na czarodziejkę. Ze zdziwieniem uświadomił sobie, że czuje się w jej towarzystwie zupełnie swobodnie. Przed chwilą uciekałem przed rozszalałym magiem, a teraz, jakby nigdy nic, odpoczywam w domu innego. Ale to życie dziwacznie się układa – pomyślał.

– Nie za bardzo – przyznał zmęczonym głosem. – Obserwowałem magazyn, do którego przyprowadzili rudego. Ktoś się tam pojawił. Śledziłem go, aż spotkał się z jakimś czarownikiem. Nie wiem, jakim cudem ten mag potrafił mnie wykryć. Ledwo udało mi się uciec po tym, jak rzucił mną o mur. Chyba wybił mi bark.

Tesa odwróciła się do zdezorientowanej wychowanicy.

– Nie chciałam cię mieszać w tę sprawę, ponieważ dotyczy kilku wysoko postawionych czarodziejów, w tym rektora Akademii. Bałam się, że narażę cię na niebezpieczeństwo, ale obawiam się, że niewiedza może być równie niebezpieczna – powiedziała poważnym tonem. – Roger i jego drużyna napotkali po drodze istoty, które nie powinny znaleźć się w naszym świecie. Obawiamy się, że zasłona oddzielająca nas od pustki, jest znacznie osłabiona w okolicach posiadłości należącej do Sarezedasa. Dwadzieścia lat temu wydarzyło się tam coś, co być może wciąż wywiera na nią niekorzystny wpływ. Rektor prowadził wtedy badania dotyczące utworzenia przejścia na Pustkowie. Wątpię, żeby był to zwykły zbieg okoliczności.

– Wczoraj próbowaliśmy zebrać trochę informacji na ten temat, jednak komuś bardzo nie spodobały się zadawane pytania i napadł na Wilarda – dodał Roger.

Catriona stała z szeroko otwartymi oczyma. Jej twarz zrobiła się nagle cała czerwona.

– A ja tak na nich naskoczyłam... Nie wiedziałam, przepraszam – wyszeptała dziewczyna, spuszczając wzrok.

– Nic się nie stało mała – odezwał się wesoło Wilard. – Zresztą miałem ci dzisiaj podziękować. Czuję się już dużo lepiej.

Na ustach młodej czarodziejki powoli znów zagościł uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top