Rzygać mi się chce cz.I
Perspektywa Adriena
Z tego wszystkiego, aż usiadłem na kanapie. Dlaczego Marinette mi nic nie powiedziała? Przecież jestem ojcem i to już nie tylko Emmy. Chce jej w tym wszystkim pomagać i wspierać.
Muszę jak najszybciej z nią o tym porozmawiać. Tylko jak? Przecież zerwała ze mną kontakt. No chyba, że będę czatował przed szpitalem, ale do zbyt czasochłonne zajęcie. Lepszym miejscem jest już jej mieszkanie.
- Ej stary ja już muszę iść odebrać moją córeczkę z przedszkola.- odezwał się w końcu Nino.
- Spoko. Ale, czy przedszkola nie pracują tylko do 16?
- Ola chodzi do prywatnego.
- Acha. Wszystko jasne. -Mój przyjaciel tak jak szybko się pojawił tak samo też zniknął zatrzaskując za sobą drzwi. Spojrzałem na zegarek.
Wskazówki ułożyły się w trójkąt prostokątny informując mnie, że już za piętnaście minut wybije osiemnasta. Oznaczało to tylko jedno, a mianowicie spotkanie z Lilą.
W tym momencie byłem pewny, że nawet gdy wypowiadam jej imię sobie w myślach, mój wewnętrzny głos wręcz emanuje czystym jadem.
Nie wiedziałem, iż kiedykolwiek tak kogoś do tego stopnia znienawidzę. Zarzuciłem na siebie dżinsową katanę, spryskałem się perfumami i wyszedłem z domu zmierzając do tej feralnej kafejki.
Po drodze jak zwykle miałem pecha, bo oczywiście musiałem natrafić na Chloe. O zgrozo za co to wszystko. Nie dość, że kłamczucha to jeszcze dziwka księżniczka, gorzej już dzisiaj nie będzie.
Krótkie spodnie sięgające jej do połowy tyłka, bluzka z odkrytym brzuchem oraz bardzo dużym dekoltem i jak zwykle mocny makijaż. To nieodłączny opis Chloe.
Aż się dziwię, że ludzie wciąż co roku głosują na jej ojca w wyborach skoro jego córka promuje taki wizerunek. Miała w dłoni aparat ciekawe po co jej on, jak i tak nie wie pewnie do czego służy.
- O witaj Adiś! -Rzuciła się na mnie.
- Hej Chloe. - Odepchnąłem ją. - Co u ciebie?
- A wiesz to co zwykle. Zakupy, imprezy i takie podobne. Ostatnio nawet mam czas. Może chciałbyś go w pewną noc zagospodarować? - Chwyciła za mój pasek od spodni. Nosz kurde co to ma być!? Ale spokojnie Adrien musisz być opanowany. Wcale nie chcesz jej w tej chwili uderzyć, to tylko małe pragnienie, które lada chwila zniknie.
- Przepraszam Chloe, ale się śpieszę. Pogadamy kiedyś dłużej.- Ominąłem ją i szybkim tempem odszedłem udając, że gdzieś naprawdę się śpieszę dopóki nie zniknąłem z zasięgu wzroku blondynki. Obym już nigdy więcej w swoim życiu jej nie spotkał, to był jakiś koszmar.
Postanowiłem już więcej nie ryzykować i schowałem się do zaułka tam przemieniając. Bo nigdy nie wiadomo, czy Chloe nie postanowi zawrócić się do jakiegoś sklepu na promocję. Istne piekło.
Wybiłem się wysoko na kocim kiju i spojrzałem na miejski zegar. Za pięć minut miała wybić osiemnasta. Musiałem się pospieszyć żeby zdążyć. Było już naprawdę późno.
Kontrolując mój szybki bieg jakoś na szczęście udało mi się zdążyć. Jednak pech nadal mnie nie opuścił. Czego ja się spodziewałem licząc, że będziemy tam tylko my?
Ogłosiłem to jako Czarny Kot w telewizji, więc w sumie po głębszym zastanowieniu to nic dziwnego, że przed kafejką było mnóstwo reporterów.
Teraz tylko musiałem jakoś znaleźć w tym tłumie Lile i zabrać w inne, jakieś bardziej zaciszne miejsce. Tylko, czy takie w ogóle istnieje?
A no tak. Już wiem. Ale będzie to trochę dziwne, bo jak na razie zabrałem tam tylko Marinette. To tam właśnie ona powiedziała mi, że zostanę ojcem.
To było nasze miejsce i od tamtego czasu przychodziliśmy tam codziennie, aż do jej porodu. Teraz nie pozostało mi nic innego do wyboru, musiałem to zrobić.
Odmieniłem się w odległej na kilka metrów od kafejki uliczce. Zawsze trzeba mieć jakąś pewność, że jeden z prasy cie nie zobaczy.
Przezorny zawsze ubezpieczony jak to mówią. Jednak nie pomyślałem też o tym, że jako cywil również jestem dość znany i parę osób zdążyło mnie wypytać o parę rzeczy. Wybiła punkt osiemnasta.
Na placu przed lokalem punktualnie pojawiła się brunetka w krwistej sukni i równie wysokich wręcz bordowych szpilkach. Jej zakręcone, rozpuszczone włosy rozwiewał letni wietrzyk, a na różanych ustach widniał chytry uśmiech zawsze goszczący na tej jej dziwkarskiej twarzy.
Mało kto wiedział, że dorabiała sobie tak samo jak i Chloe, kryła się z tym. Byłem niestety kiedyś z jednej z osób, która jeden jedyny raz skorzystała z jej usługi i dlatego o tym wiem. Później bardzo tego żałowałem.
Musiałem do niej podejść, musiałem zmusić się do udawania. Nie miałem wyboru, to znaczy tak naprawdę miałem, ale chciałem jej po prostu pokazać gdzie raki zimują i potraktować tak jak nikt inny wcześniej. To miała być najpodlejsza rzecz w moim życiu i rzeczywiście taka była.
Podszedłem do niej łapiąc ją pod rękę.
- Witam szanowną panią. Olśniewająco dziś pani wygląda. Przepraszam bardzo za moje maniery, ale chciałbym spytać, czy mogłaby pani zmienić ze mną miejsce pobytu azaisz jest między nami zbyt dużo ludności cywilnej?- Wow to było najbardziej żenujące zdanie wypowiedziane w moim życiu.
- Nie ma problemu. - Powiedziała głośno po czym przysunęła się do mnie szepcząc..- Nie miałabym nawet nic przeciwko jeżeli byłoby to łóżko w pokoju szlachcica. -Przygryzła płatek mojego ucha. Musiałem powstrzymać się od wzdrygnięcia. Ta kłamczucha jest pojebana. Ale muszę dalej to wszystko ciągnąć niestety.
- Podyskutujemy nad tym w trochę bardziej odosobnionym miejscu maleńka. - Jezu wybacz mi proszę za tak straszne słowa i czyny.
Zacząłem ją prowadzić na skraj miasta, aż doszliśmy pod las dokładnie na zieloną, pokrytą różnokolorowymi kwiatami łąkę. Było tu dokładnie tak jak ostatnim razem.
Osamotnione drzewo stojące na środku polany z białą ławką pod swoją zieloną koroną. W pobliżu żadnej żywej duszy jednak i tak miałem jakieś nieodparte wrażenie, że nie jesteśmy tu całkowicie sami.
Usiedliśmy pod tym drzewem. Z pagórka był świetny widok na zachodzące nad Paryżem słońce. Było magicznie. Szkoda tylko, że nie trafiłem tutaj z Marinette, która zapewne teraz komuś pomaga, a to jest bardzo prawdopodobne. Ona zawsze była aktywna.
- No to mów czego chcesz kocurze bo z jakiegoś powodu chciałeś się ze mną przecież spotkać. - Spojrzała na mnie wymownie dziewczyna.
- Chciałem ci podziękować. - Musiałem być bardzo realistyczny mówiąc to wszystko, żeby się nie zorientowała.
- Ale jak to?- Widocznie ją zdziwiłem.
- Bo widzisz dzięki tobie i twojemu listowi nareszcie czuje się wolny. Zniknęło narzekanie, problemy, odpowiedzialność, a wróciła zabawa i wolność. Dziękuję ci Lila. Gdyby nie ty dalej żyłbym zaślepiony nieprawdziwą miłością do Marinette, a teraz gdy jej już nie ma mogę poszerzać swoje choryzonty. - Z każdym słowem zbliżałem swoją twarz do brunetki, a serce pękło.
Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziałem. Stałem na równi z nią w tej chwili. Największą kłamczuchą na świecie. Mój głos nabierał pewności, byłem gotowy i nie mogłem się cofnąć.
- Ty jesteś jednym z moich nowych choryzontów.- wyszeptałem gwałtownie łącząc nasze usta razem.
Były zimne, bez uczuć, całowane pewnie przez miliony osób wcześniej. Mało nie schaftowałem gdy oddawała pocałunek. Była dobra w tym wszystkim, doświadczona, ale nie robiła tego tak jak Mari.
Ona była nieśmiała, delikatna i cieszyła się każdą sekundą, a Lila wręcz przeciwnie. Zachłanna, łapczywa, chciała coraz to więcej. Nie miałem innego wyboru te słowa nieustannie krążyły mi po głowie... Nie miałem innego wyboru....
C.D.N.
Moi drodzy witam was długim rozdziałem po równie długim odstępie czasu. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale pierwsza klasa liceum okazała się być bardziej wymagająca niż myślałam.
Strasznie mało mam czasu przez to wszystko. Dostaje strasznie dużo zadań domowych i kartówek. Nie wyrabiam po prostu. Dlatego weekendy to jedyne odstępy czasu kiedy znajduję czas dla siebie, a tym samym na wattapada. Dlatego rozdziały będą pojawiać się właśnie w tych odstępach czasu.
Bardzo przepraszam za nie poinformowanie was o tym wcześniej i zapraszam do dalszego czytania moich prac. Mam nadzieje, że ktoś z was tu jeszcze został. Piszcie swoje opinie w komentarzach i gwiazdkujcie. Bardzo mnie to ucieszy. 😆
Do napisania 😘
~ Ninka ~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top