Dam radę

Narrator

Po skończonej wizycie Marinette mimo dużego  podekscytowania postanowiła dobrze zagospodarować dzisiejszy dzień tak samo jak zaplanowała. Na samiuśkim początku poszła poczytać różne poematy staruszkom.

Za młodych lat dawno temu, kiedy żyli jej rodzice chodziła tam jako wolontariuszka. Naprawdę kochała to wszystko robić i widzieć, że na twarzyach tamtejszych osób pojawia się uśmiech. W niecałe pięć minut doszła do celu.

Stanęła z radością przed niebieskim budynkiem z białą dachówką. Nic się tu nie zmieniło z tego co pamiętała granatowłosa. Jest tu nawet parę znajomych pielęgniarek. Podeszła do jednej z nich, do kobiety o imieniu Lucy.

- Hej Lucy mogłabym w czymś pomóc? - uśmiechnęła się serdecznie.

-O jejku Marinette to naprawdę ty? Nie mogę w to uwierzyć jak wyrosłaś. Ile ciebie tu nie było?Co robiłaś przez ten czas? Bardzo nam ciebie brakowało.- starsza kobieta była bardzo gadatliwa.

-Długo,by opowiadać.Mogę coś zrobić pożytecznego, czy będziemy tak stały i plotkowały? - zmieniła temat młodsza z kobiet.

-Oczywiście! Roboty co niemiara. Nie, zróbmy tak. Ja pozałatwiam wszystkie sprawy związane  ze sprzątaniem, gotowaniem i inne podobne, a ty zajmij czymś staruszków tak jak kiedyś. A jak pani Jolie się ucieszy kiedy cię zobaczy.- Ekscytowała się.

- Zaraz pani Jolie jeszcze żyje? - Marinette nie dowierzała.

- A żebyś widziała, w dodatku trzyma się jeszcze lepiej niż wcześniej, a ma już sto dziesięć lat.- Puściła oczko Lucy.

-Muszę koniecznie z nią porozmawiać.-uśmiechchnęła się.

Perspektywa Adriena

Jezu jak ta laska mi przywaliła. Musiała być chyba jakąś zapaśniczką, albo mistrzem karate. Nawet facet mi tak mocno nie przypieprzył. Właśnie schładzałem sobie lodem obolałe miejsce, a głupi serożerca się ze mnie perfidnie śmiał.

- Trzeba było niewchodzić do gabinetu ginekologicznego podczas wizyty matole. Przez ciebie ta biedna kobieta będzie miała koszmary z twoją twarzą w roli głównej-mówił Plagg.

-Nie przypominaj mi. Całe szczęście, że Marinette mnie nie widziała. Wyszedłem na totalnego debila.- żaliłem się. W przeciwieństwie do innych ludzi, mówiąc o uczuciach, czułem się trochę lepiej, ale niestety trafiłem na niczego wartego kwami, który nie potrafi słuchać.

-Nie będę zaprzeczać.- połknął ogromny kawałek sera.

Całkowicie nie miałem ze sobą zrobić do 18:00. A może, by tak po patrolować Paryż? Nie Plagg się jeszcze nie doładował. Czyli muszę zrobić coś jako Adrien. Ale co? Do pracy nie pójdę bo mam przecież urlop. 

Z nudy wziąłe telefon do ręki. Przejrzałem moje dawne kontakty. Na samej górze ekranu widniał napis; Przyszła dupeczka Ayli. Był to  mój dawny kumpel Nino. Zaśmiałem się z jego dawnej ksywki. Ciekawe jest teraz żyją moi dawni przyjaciele. Możeby do nich zadzwonić? W sumie nie mam nic roboty. Wcisnęłem zieloną słuchawkę.

-Tak słucham? - Ledwo dało się usłyszeć te słowa w szumie spowodowanym odgłosem bawiących się przy muzyce ludzi.

- Nino? - spytałem.

-Tak w jaki sposób mogę panu pomóc? -Takiego zdania się po nim nie spodziewałem.

-Nie poznajesz mojego głosu? -spytałem z nadzieją.

-Nie. Przykro mi to chyba jakaś pomyłka.- rozłączył się. Nie nie tak sobie nie będzie ze mną pogrywać. Zadzwoniłem jeszcze raz tylko inaczej rozpoczynając rozmowę.

-Elo stary jak leci? Co tam u twojej dziennikarskiej lasi?

-Adrien to naprawdę ty? Nie nie wierzę masz inny ton  głosu. Słuchaj nie mogę teraz rozmawiać, ale wyślij swój adres,a za jakąś godzinkę do ciebie wpadnę. Ja kończę. Elo.-znowu się rozłączył. 

Ale tym razem mnie przynajmniej rozpoznał. Zrobiłem co kazał i postanowiłem się położyć na te godzinkę spać. Nastawiłem alarm w telefonie i skoczyłem na miękkie łóżko zatapiając się w poduszkach.

C.D.N.

Dziękuję wszystkim ślicznie za te komentarze.Nawet nie wiecie jak uszczęśliwiają. Pozdrawiam wszystkich  czytających to coś i zabieram się za pisanie następnych rozdziałów.

Buziaki: - *

~ Ninka ~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top