Klopsiki i inne zjawiska pogodowe

Śnił mi się pojebany, długi sen.

Zaczęło się od tego, że byłam jakby naukowcem z "Klopsiki i inne zjawiska pogodowe", i z tą dziewczyną z tej serii miałam gromadkę dzieci. Wymyśliłam nowy wynalazek, który pozwalał zmieniać człowieka w cokolwiek, ale i podróżować gdziekolwiek na świecie, i w inne wymiary. Nagle zamiast naukowcem byłam jego córką, i okazało się, że on jest na jakimś wyjeździe pracowniczym od bardzo dawna, jako wybitny naukowiec. Wrócił po kilku latach, a ja tak naprawdę nie pamiętałam go, i "poznałam" go pierwszy raz, i byłam bardzo szczęśliwa i podekscytowana. Ciesząc się, że on się zjawił, i w ogóle, użyłam na nas obojgu wynalazku służącego do zwiększania rozmiarów.

I to był błąd. Zauważyli nas różni ludzi, i wezwali wojsko, a ono wyglądało jak... w kreskówce Johnny Test. Było tam wojsko, pod władzą dokładnie takich agentów i generała jak w tej bajce. Nasza matka i żona, którą teraz byłam, ukryła nas za płotem, licząc na to, że nas nie zauważą, bo jednak ojciec był naukowcem, wyjeżdżał na lata i robił różne wynalazki, ale nie chcieliśmy, żeby nas wojsko zamknęło w strefie 51 czy cokolwiek, więc próbowała nas ukryć, nakryła nas też jakimś kocem, jednak bardziej mnie, żeby to mnie głównie ukryć. Ja zasnąłem wtedy jako takie dziecko-gigant lat 5, nie pamiętam, co robił ojciec, ale leżeliśmy za tym płotem, gigantyczni, ja cała zakryta, on w połowie. 

Zjawiło się to wojsko, częściowo zaczęło wyglądać jak wojsko prezydenta USA w Ricku i Mortym, a mój ojciec naukowiec zaczął wyglądać trochę jak Rick. Przez chwilę był tamtejszy prezydent, ale nagle prezydentem okazał się generał z kreskówki Johnny Test. Ludzie prezydenta zaczęli rozkładać swój teleport i sprzęt do zmniejszania się (ci co oglądali odcinek z prezydentem USA w Ricku i Mortym wiedzą o co chodzi) i nawet ten mój ojciec/naukowiec jako ja rzucił słynnym tekstem, ale pamiętałam tylko początek "Bardziej uleczalnego raka dostaniecie...". Chcąc się ratować, mój ojciec, kiedy się ocknął, zabrał siebie i mnie, i do tego mniej lub bardziej przypadkowo kilka innych osób, naszych przyjaciół, sąsiadów, bliskich, w ten wynalazek, który nas rozsiał po różnych czasach, miejscach i wymiarach.

I tutaj dopiero zaczęło się szaleństwo. Rozsiało nas wszystkich po tych różnych czasach, miejscach i wymiarach, ale w każdym z tych miejsc wyskakiwaliśmy z gigantycznej plazmy, i wystarczyło, że wskoczyliśmy do niego z powrotem, to znajdowaliśmy się w innym, nowym miejscu. I tak, okazało się, że jest tam postać wyglądając trochę jak jakaś drewniana wersja Ryjka z Muminków, oraz druga postać, wyglądająca jak wyższa wersja Mitcha ze Zwyczajnego Serialu. Poza tym również chyba Skips ze Zwyczajnego Serialu gdzieś tam był. 

No i zaczęły się przygody. Okazało się, że Mitch chce dorwać mnie, i Ryjka, bo od zawsze chciał się z nami zaprzyjaźnić jako nasz sąsiad, i my go niby wzięliśmy tutaj jako sąsiada-przyjaciela, ale on uznał, że jednak nie traktowaliśmy go dobrze, przyjaźnie, i nie zakumplowaliśmy się z nim pomimo jego prób i bycia miłym, i wciągnęliśmy go w to, nie mógł wrócić do domu, więc chciał nas dorwać i dojechać, z pomocą jednego z ludzi, którzy zostali w to wciągnięci, chociaż nie pamiętam go. Znaleźliśmy się kilka razy w podobnych lokacjach i musieliśmy się ukrywać, raz w jakimś labiryncie z drzwi, i okazało się, że Mitch dowiedział się, że Rojek ma kufel z piciem z pianą, i postanowił dorwać osobę, która będzie taki miała. 

No i ja się o tym dowiedziałam, spotkałam w tej lokacji Ryjka, i powiedziałam mu o tym, i okazało się, że Ryjek dał ten kufel swojej babci, która też tutaj była. Ja chyba byłam już z powrotem tą dziewczynką, i uznaliśmy, że musimy odnaleźć jego babcię, zabrać ten kufel, i dac komuś innemu, żeby zmylić pościg, ale i komuś, kto sobie poradzi, jeśli zostanie napadnięty przez Mitcha i jego współpracownika. Musieliśmy, uważając na nich, odnaleźć w tej lokacji jego babcię, na szczęście się udało, zabraliśmy jej kufel, i w ostatniej chwili uciekliśmy. Tym razem trafiliśmy do lokacji wyglądającej jak sklep odzieżowo-supermarketowy. I tam ganialiśmy się pomiędzy alejkami. Okazało się, że ekspedientka była jedną z osób, które tutaj wciągnęliśmy, ale nie miałam nic za złe, i zaczęła nam pomagać uciekać przed Mitchem i tym drugim. 

Ostatecznie uciekliśmy przez plazmę, co widzieli Mitch i jego gostek, po czym wróciliśmy jakoś niezauważeni, a po nas teleportu używali inni, więc nie mogli przenieść się do ostatnio używanej tutaj lokacji, a nie wiedzieli, gdzie my się dokładnie udaliśmy, więc no, zgubiliśmy ich, z pomocą tej ekspedientki, po gonitwie pomiędzy regałami sklepowymi. 

Okazało się jednak, że ktoś po nas użył jakiejś lokacji bez sensu czy coś, i oni wrócili w końcu tutaj, więc trzeba było zwiewać, i ostatecznie uciekłam na Saharę, gdzie ukryłam się, zmieniając się wyglądem w jedną z żon jakiegoś Araba, korzystając z tego, że one tam całe zasłonięte chodzą i traktują swoją żonę jako swoją własność, to miałam taką myśl, że przynajmniej dobrze się ukryłam i jak Mitch będzie próbował mnie zaczepiać, to go mój jakby "mąż" dojedzie.

Tutaj kończy się ten wątek snu, bo jeszcze jest ten z moim ojcem-naukowcem. On też uciekał przed tymi ludźmi co byli na niego wkurzeni, głównie prezydent USA i wojsko. W międzyczasie naukowiec wynalazł sposób na powrót do prawdziwego, naszego świata. Nagle z dupy w tym, w którym się znajdowaliśmy, ludzie podróżowali w zabawkach, zobaczyłam prezydenta USA jadącego z agentem Black i White w jakiejś żółtej gąbce. Złapałam ich i użyłam na nich wynalazku, ale okazało się, że wyparowało ich i zmieniło prezydenta w USA w jakąś białą skórkę...

Jakoś tam znaleźliśmy się w naszym świecie, i nowy generał ogarnął, że ta skórka (to wyglądało jak skórka z kurczaka czy coś XD) to pozostałość po prezydencie. Uznali więc, nie bez powodów zresztą, że... zamordowałam prezydenta USA. Więc no, generalnie, miałam przejebane.

Jako naukowiec już z powrotem z "Klopsiki i inne zjawiska pogodowe", zdobyłam tą resztkę prezydenta, którą wsadzili w jakąś zamkniętą probówkę. No oczywiście bycie mordercą prezydenta USA i wykradzenie jego resztek nie było czymś, co stawiało mnie w dobrym świetle... Użyłam więc mojego mniejszych wynalazków, żeby zacząć latać i stać się niewidzialnym. Ale okazało się, że miałam takie jakieś wspomnienie, że oni już raz mnie tak gonili, ale zdołali latać za mną i mnie wyśledzić, m.in. dlatego, ze ja stałam się niewidzialna, ale nie to, co ze sobą miałam...

Tym razem jednak nauczona doświadczeniem, kiedy agenci zaczęli mnie gonić, użyłam kolejnego wynalazku, żeby również to, co trzymałam, ta probówka z resztkami prezydenta USA, również stała się niewidzialna, a nawet spróbowałam użyć jakiegoś wynalazku, żeby też przenikać przez przedmioty, ściany itd., żeby uciec. Agenci jednak siedzieli mi długi czas na ogonie, uciekanie, a nawet używanie moich wynalazków, nie było aż tak łatwe.

Ostatecznie jednak udało mi się uciec, i jakoś odkryć, że muszę tą pozostałością, tą skórką, walnąć jakby w oryginał danej postaci na tym świecie, bo nagle okazało się, że zamiast każdego, kto zniknął zniknął w moim wynalazku między wymiarami, miejscami i czasem, to w naszym świecie z tych ludzi zostawały jakby skamieniałości, resztki, jakieś drewniane figurki, wszystko na raz XD W każdym razie, coś pozostawało po tych ludziach, i okazało się, że mój wynalazek działał tak, że zamieniał tego, na kim go użyłam w tym innym świecie w taką jakąś właśnie dziwną, kolorową skórę, jak skórka kurczaka albo jak glut, którego w 2 części Shreka, Shrek wysmarkał na grzyba po zażyciu eliksiru "Żyj długo i szczęśliwie" XD

Odkryłam, że to tak działa, więc ludzie się tam w miarę ucieszyli, oddałam im żywego, bezpiecznego, zdrowego prezydenta USA. Jakby, no nadal byłam dziwnym, być może niebezpiecznym naukowcem, który wywołał taką dość niebezpieczną "przygodę" i jednak naraziłam na niebezpieczeństwo różnych ludzi, w tym prezydenta USA, ale w miarę ucieszono się, że znalazłam sposób, żeby to naprawić, no i na razie pozwolono mi po prostu działać, żeby naprawić to wszystko i przywrócić ludzi do tego świata. 

Po kolei więc strzelałam moim wynalazkiem, który wyglądał jak śmieszny, kolorowy pistolet, jak jakiś pistolet na wodę, w ludzi i rzeczy podróżujących w zabawkach, i skórki powstałe z nich, odpowiadające mniej więcej kolorom tych ludzi, rzucałam po prostu na ich odpowiedniki w prawdziwym świecie, żeby wrócili tam, odżyli itd.

No i druga rzecz, na jaką trafiłam, to był samochodzik pełen pluszowych, niebieskich piesków, okazało się, że to zabawki, które zabrałem przypadkiem części dzieciom z prawdziwego świata, no i ich zabawki się zmieniły, i nie mogły się nimi z jakiegoś powodu dalej bawić, musiałyby wrócić te konkretne zabawki, które miały, więc uznałam, że im je zwrócę, i po prostu po kolei strzelałam do każdego pluszowego, niebieskiego pieska, on zmieniał się już dosłownie w 1:1 gluta jak ze Shreka 2, o którym już pisałam, ale to było jako taka skórka, rzucałam tym w zabawki dzieci w prawdziwym świecie i one się zmieniały w te pluszowe pieski-zabawki już w prawdziwym świecie. 

Potem moim planem było kontynuowanie tego, aby zestrzelić swoim wynalazkiem w tym świecie każdą wysłaną tutaj przypadkiem przeze mnie osobą, i wysłać ją z powrotem do prawdziwego świata. W tym momencie mój sen się skończył, nie widziałam już, jak to robię, jedynie miałam taki plan i miałam przystąpić do wykonywania go, i koniec. 

Pojebane jak nigdy.

Nie chciało mi się opisywać tego snu, bo długi w chuj, ale uznałam, że jednak muszę to zrobić, żeby go nie zapomnieć, bo jest to tak pojebane sen, że uznałam, że należy go upamiętnić dla samej mnie w przyszłości, żebym mogła sobie wrócić i zobaczyć, jaki kolejny, pojebany sen miałam.

KONIEC 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top