Dotyk śmierci #rozdział 6

Mija przeklęty tydzień od zniszczenia moich relacji z Danielem przez Kamilę. Co pięć minut zerkałam na telefon czy może napisał. I jak zwykle chuj z nadziei wychodził.
Mój psychoterapeuta zaproponował mojej mamie terapię grupową. Stwierdził, że może to sprawi iż się otworzę.. Ta.. Sranie w banie.. Ale cóż.. Nadzieję może mieć.

Dziś jest wtorek. Ciężko było mijać go na każdej przerwie bez powiedzenia sobie "cześć". Widzieć jak gada z innymi dziewczynami.. Podrywa je.. To było jak męka! Ale na co liczyłam? Że ktoś taki jak on mógłby być z kimś takim jak ja? Za duże masz dziewczynko wyobrażenia..
Zaraz po lekcjach mama czekała na mnie na parkingu w samochodzie. Postawiła sobie za cel dostarczenie mnie na spotkanie nawet, gdyby to wymagało związania, skneblowania i siłą rzucenia do sali. Wsiadłam do samochodu bez słowa i pojechałyśmy. Zatrzymałyśmy się przed wielkim niebieskim budynkiem. Spojrzałam się błagalnie w stronę matki, a ta jedynie pokręciła głową. Przeklinając w duchu wyszłam z czerwonego auta trzaskając drzwiami. Weszłam do tego piekielnego budynku i w recepcji zapytałam o miejsce spotkania. Zaczęłam iść jak na skazanie długim białym korytarzem. Gdy doszłam do drzwi z numerem 11 się zawahałam. W końcu zapukałam mocno do drzwi.

- Proszę - rozbrzmiał męski głos.

Wchodząc do sali ujrzałam wolne miejsce obok blondyna z pochyloną głową. Po jego lewej stronie siedziały dwie dziewczyny, ale były zajęte obmacywaniem siebie i całowaniem nawzajem. Zadrżałam na ten widok. Usiadłam po cichu obok chudego chłopaka. Miał na sobie czarną bluzę i długie dżinsy.

- Może zaczniemy od tego, że się przedstawię. Jestem Maciek i uwielbiam komiksy. Opowiecie coś o sobie? - powiedział prowadzący zwracając na siebie uwagę.

Spojrzałam na niego. Był łysiejącym mężczyzną koło czterdziestki. Miał spory piwny brzuch, który ukrywał pod niebieskim swetrem. Zadrżałam na ten odrzucający widok. Rozsiadłam się wygodniej wyciągając nogi. Chłopak obok mnie poruszył się i podniósł głowę.

- Jestem Artur - zaczął. - I uważam to spotkanie za chujowe.

- Zgadzam się z kolegą - powiedziałam lekko się uśmiechając.

- A ty to kto? - zapytał blondyn patrząc na mnie szarymi oczami.

- Jakby ci to do szczęścia było potrzebne - powiedziałam drwiąco się uśmiechając. - A tak szczerze jestem Laura.

- Pogadacie sobie po zajęciach. No dobrze.. Czy wiecie, że co ósma osoba miała problem z samookaleczeniem się? Czy uważacie samobójstwo za głupotę? - mówił chodząc po sali.

- Nie - powiedziałam się prostując. Oboje na mnie spojrzeli. - Wiecie co jest głupotą? Krzywdzenie osób tak bardzo emocjonalnie, że zaczynają one twierdzić, że samobójstwo jest dla nich jedynym rozwiązaniem.

Prowadzący wywalił oczy z otwartą szczęką. Wydawał się po prostu widzieć ducha, a nie szesnastoletnią dziewczynę. Przez długi moment nie potrafił powrócić do poprzedniego rytmu, a ja już do końca zajęć się nie odzywałam obserwując Artura. Zajęcia skończyły się pół godziny przed oczekiwanym końcem. Dziewczyny i prowadzący od razu się zmyli.

- Zaczekaj - powiedział Artur. - Spieszy ci się gdzieś?

- Nie - odparłam z wahaniem. - A co?

- Możemy pogadać? - powiedział niepewnie z wahaniem.

- Jasne - powiedziałam siadając na krześle. On niepewnie usiadł obok.

- Ja.. Chciałbym cię poznać. Powiesz coś o sobie?

- Mogę opowiedzieć ci krótką historię chcesz? - z ociąganiem skinął lekko głową. - Był sobie młody chłopiec, który lubił rysować. Rysował różne obrazki, których nikt nie widział na oczy. Był najbardziej kreatywny poza zasięgiem wzroku, to co robił sprawiało mu ogromną przyjemność. Dotrzymał swojego sekretu, sekretu którego nikt nie znał. Nie powiedział duszy o uczuciu, które go dręczyło, a jego galeria wciąż rosła i rosła. Jego rysowanie było inne, bez papieru czy długopisu. Ale potrzebował bandażu od czasu do czasu, aby sekret się nie wydał - zerknęłam na jego ręce zakryte długimi rękawami. Zesztywniał.

- Skąd wiesz? - powiedział niepewnie. Podciągnęłam rękawy ukazując blizny i rany. Speszony opuścił załzawione oczy, bym nie zobaczyła jak wymykają się z jego oczu i paląco płyną po policzkach. Było mu tak bardzo wstyd, że ktoś odkrył jego sekret tak bolesny, że aż nie do wysłowienia.

- Bo ja też rysuję, a poza tym byliśmy jedynymi osobami w gorącej sali z opuszczonymi rękawami. - powiedziałam wstając. - Masz. Pisz kiedy tylko zechcesz - odparłam dając mu swój numer i wychodząc w ciemną noc. Wsiadłam do mamy samochodu. Wróciłyśmy do domu. Wykąpałam się, ubrałam w piżamę i położyłam do łóżka. Przed snem dostałam smsa. Było w nim tylko jedno słowo "dziękuję". Odpisałam "w porządku Artur. Już gorzej być nie może". Zaraz potem zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top