2. Bougler
Alice jak zwykle nie mogła spać.Czemu? Tego nie wie nikt. Zmrużyła oczy dopiero gdy zegary już jakiś czas temu wybiły północ. Ma tak od ........... nawet nie pamięta kiedy. Co się z nią dzieje? Nie wiedziała. Miała nadzieję, że to wkrótce minie. Tylko nadzieja jej pozostała. Gdyby ciotka jej się o tym dowiedziała zapewne by ją zaraz gdzieś woziła. Jednak ona wolała cierpieć w milczeniu.
-Wszystko dobrze Alice? - spytał Rot, gdy ta prawie spała nad zadaniem z matematyki.
-Sama nie wiem.
Następnego dnia o dziwno wstała sama. Gdy jednak spojrzała na godzinę przeraziła się. Za 10 minut dzwonek na lekcje. A ona zasnęła nad zadaniem. Jeśli chciała to potrafiła się szybko uwinąć rano. Jednak i tak do szkoły przyjdzie spóźniona. Na szczęście pierwszą lekcją był w-f a pani Curie nigdy nie sprawdza obecności tylko jeśli ktoś ją na prawdę zdenerwuje. Wczoraj miała dobry humor więc dzisiaj zapewne tego znów nie uczyni. Wiedziała jednak, że musi zdążyć na lekcję matematyki do pani Pieree. Ona do dopiero jest wymagająca. Jak zwykle biegła na złamanie karku. Dobrze, że chociaż ma do niej tylko kilka kilometrów. Znów wbiegła do szkoły, lecz od razu pobiegła pod klasę. Niespodziewanie poczuła, że na kogoś wpada. Siła uderzenia była taka że padła na ziemię, uderzając głową o podłogę.
-Nic ci nie jest.
Powoli otworzyła oczy i niewyraźny obraz zaczął nabierać ostrości. Pierwsze co zobaczyła to te niezwykłe piwne oczy.
-Chy....chy.....chy..chyba nic. - udało jej się wykrztusić.
-Przepraszam. - rzekł wyciągając do niej dłoń a ona z ochotą ją przyjęła.
-Nie to ja przepraszam. To moja wina. - zaczęła się tłumaczyć.
-Nie. To tylko moja.
I oboje się zaśmiali.
-Mam na imię Treg.
-Jestem Alice. Jesteś tu nowy?
-Tak właściwie to przyjechałem na wymianę. Jestem z Francji.
-Rozumiem. Zatem witam cię w Alice Springs.
-Dzięki.Wiesz może gdzie ma teraz lekcję klasa pani Delacour?
-Tak. Ja się w niej uczę. Chodź za mną.
W tej chwili czuła się po raz pierwszy szczęśliwa, że się spóźniła do szkoły. W jej głowie wciąż krążyła myśl, że może w końcu znalazła kolegę. Jednak wiedziała, że to niemożliwe. Kto chciałby się przyjaźnić lub w ogóle przyznawać się, że zna taką pomyloną dziewczynę jak ona. Jednak pozostawało jakieś ziarenko nadziei w jej sercu.
-To tu. - wskazała salę 123. - Pierwszą lekcją jest matematyka. Uważaj na panią Sévère. Jest najtrudniejszą nauczycielką w całej szkole. Nie raz dała uczniom w kość.
On tylko na te słowa uśmiechnął się.
-Znam ten ból. W mojej szkole też jest taka nauczycielka. Tylko, że uczy chemii.
-,,On jest spoko. Tylko ja....." - i od razu na jej usta znów wrócił smutek.
-Treg! Treg! Tutaj jesteś!
Zaskoczona czarnowłosa odwróciła się i zobaczyła biegnącą ku nim dziewczynę o brązowych falowanych włosach i złotych oczach.
-Selen.....
-Kto to jest? - spytała się go cicho.
-To moja przyjaciółka. Przyjechała na tą wymianę razem ze mną i Rodionem. Poznasz go później. Cześć Selen.
Widać było, że dziewczyna musiała już trochę się przebiegnąć, gdyż ciężko łapała oddech.
-Tutaj...... Jesteś.......Wszędzie......Cię............Szukałam.
-Sorki. Zgubiłem się. A ona mi pomogła. - wskazał na Alice, na co ona trochę się spłoszyła. - To jest Alice Village. Uczy się tutaj i jest z nami w jednej klasie. Alice, to jest Selen Cèsaire. Moja przyjaciółka z Paryża.
-Miło cię poznać Selen.
-Ciebie również Alice.
Niespodziewanie zadzwonił dzwonek na lekcję.
-Powiedz Alice....... Siedzisz może sama?
-Tak. A co?
-Mogę usiąść z tobą? Bo zapewne Treg będzie siedział z Rodionem.
-Dobrze.
-Dzięks. - i uśmiechnęła się do niej miło.
Zielonooka nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Czuła się po raz pierwszy jak normalna dziewczyna. Nie wiedziała czy to sen czy jawa, lecz czuła się wspaniale. Może w końcu nie będzie czuła się samotna. Jednak nie mogła się do nich za bardzo przywiązać. Wymiana trwa tylko jakiś czas. Wówczas wyjadą a ona znów będzie samotna. Weszła do klasy i usiadła w swojej ławce na samym końcu klasy. Wszyscy byli zdziwieni, że do tej dziwaczki przysiadła nowa, całkiem spoko dziewczyna. Coś tu nie grało dla reszty klasy.
-Na co oni się tak gapią. - szepnęła Selen do Alice.
-A grom ich wie.
Zaśmiały się cicho by nie zwróciła na nie uwagi pani Sévère, która pisała na tablicy jakieś wzory na rozwiązanie logarytmów.
W końcu Alice mogła poczuć co to jest przyjaźń. Dzień upłynął bardzo dobrze. Wręcz idealnie. To był najlepszy dzień w jej życiu. Jednak to co dobre musi się w końcu skończyć. Gdy była przerwa obiadowa zaproponowała by wyskoczyli do piekarni, która leżała kilka kroków od ich szkoły. Z ochotą podążyli za nową przyjaciółką ( nawet Rodion - wysoki blondyn o niebieskich oczach ). Gdy otworzyli drzwi myśleli, że oczy ich mylą. Tylko Alice wydawała się być całkowicie na luzie.
-Cześć Kevin.
-Witaj Alice. To co zwykle?
-Tak. Tylko dziś razy cztery.
-Już się robi.
Za lada stał chłopak o kilka lat starszy od nich. Miał czarne włosy sięgające ramion. Pół głowy miał wygoloną a w miejscu miał wytatuowane zieloną łodygę która ciągnęła się przez szyję. Na sobie miał schludną niebieską koszulę z kołnierzem i ciemny jeans. Po paru minutach wrócił z zamówieniem wpakowanym w brązową torbę.
-Dzięki. Dopisz to do rachunku mojej ciotki.
-Jak zwykle. Do zobaczenia. - uśmiechnął się gdy wychodzili z piekarni.
Wrócili pod budynek i usiedli na schodach zajadając się bułeczkami z budyniem.
-Powiedz mi Alice. Znasz tamtego gościa dobrze? - spytała Selen strzepując puder z czerwonej bluzki którą miała na sobie.
-To Kevin. Pracuje w sklepie odkąd skończył studia. Pomaga w interesie swojemu ojcu. Jego ojciec jest przyjacielem mojej cioci. Może wygląda trochę inaczej.......Ale gdy się z nim chociaż chwilę porozmawia pozna się, że to spokojny i fajny chłopak.
-Jego ojciec akceptuje jego....... inność? - spytał Rodion.
-Teraz tak. Na początku miał z tym problem, lecz teraz wszystko jest dobrze.
-Moja mama nie akceptuje tego, że interesują mnie komputery. Najchętniej widziała by we mnie modela. Zresztą i tak organizuje mi jakieś sesje a ja jeśli mogę to wykręcam się jak mogę.
-Wytrzymaj w domu z ojcem adwokatem i matką prokuratorką..... - skomentował to Treg.
-Tak, ale przynajmniej twoja mama nie jest znaną blogerką a twój tata znanym DJ.
Na te słowa dla Alice zrobiła się smutno.
-Ej Alice, wszystko w porządku? - spytał Treg.
Lecz nie zdążyła dokończyć, gdyż niespodziewanie nastąpił wybuch.
-Co się dzieje?! - krzyknęła jakaś starsza kobieta przypadkowo przechodząca koło szkoły. Gdy chmura dymu upadła, pojawił się on:
-Matko! Kto to jest! - krzyknął mężczyzna z robót drogowych.
-Jam jest Bougler! Szykujcie się na moją słodką zemstę!
-,,Kevin!" - krzyknęła w myślach czarnowłosa.
I już go nie było. Alice wiedziała, że musi działać. Wycofała się sekretnie i pomknęła do najbiższej pustej sali.
-Widzę, że się dziś dobrze bawisz moja droga.
-Rot. - skarciła go. - To nie pora na pogaduszki.
-Wiem o tym. Wiesz co musisz robić. - i puścił do niej oczko.
-Oczywiście. - uśmiechnęła się do niego lekko. - Rot! Uskrzydlaj! Tak!
I już była Rajskim Ptakiem. Wypadła jak wicher ze szkoły i pognała przed siebie. Musi pokonać Bouglera zanim zaszkodzi mieszkańcom miasta. Wiedziała, ze Władca Ciem znów kontratakuje.
* WSPOMNIENIE *
Kevin jak zwykle rozpakowywał towar na półki. Był po świeżej kłótni ze swoją matką która zawsze go krytykuje. Odeszła gdy ten miał zaledwie pięć lat. Od tamtego momentu pojawiała się wiele razy by wypominać mu jak dobrze zrobiła, że zostawiła takiego dziwaka jak on. Jej słowa bardzo go zabolały. Zwłaszcza dzisiejsze. Żałował, że w ogóle ta kobieta go urodziła. Panowała w nim złość i nienawiść i jednocześnie ogromny żal i ból. Właśnie przewracał placki jabłkowe na piecyku w kuchni, gdy poczuł jak napełnia go wielka ochota zemsty i zła.
-Bouglerze! Ja jestem Władca Ciem! Daje ci moc o jakiej ci się nie śniło! Możesz się zemścić i zrobić co chcesz! Chce tylko byś zrobił jedno! Masz mi przynieść miraculum Rajskiego Ptaka!
-Jak sobie życzysz Władco Ciem!
* KONIEC WSPOMNIENIA *
Rajski Ptak leciał po niebie. Z lotu ptaka wszystko lepiej widać. Zwłaszcza podejrzanego.
-,,Kto to jest na dole" - pomyślała i zniżyła swój lot. - ,,Czy mnie oczy mylą?"
-Ej ty! - krzyknęła.
Wówczas on stanął i odwrócił się.
-Kim jesteś? - spytał niespodziewanie.
Chłopak miał ewidentnie swoje miraculum.
-To ja tu zadaje pytanie. Jesteś na moim terenie szczurze.
-Wypraszam sobie. Jestem Gryzoń piękna istoto.
-Gryzoń? Nigdy cię tu nie widziałam.
-Jestem nowy w tych stronach. Musisz mi zaufać mój rajski ptaszku.
-Skąd wiesz jak się nazywam?
-Zgadywałem. To jak? Łapiemy Boglera partnerko?
-Tak. - wyszeptała myśląc o czym. - Czekaj.......co? - lecz on już pobiegł.
Nie mając wyjścia musiała pójść za nim i mu zaufać.
-Jak chcesz go znaleźć? - spytała doganiając go na swoich własnych nogach gdy on biegł jak gryzoń na czterech.
-Za pomocą węchu. - wskazał na swój szary pyszczek z długimi wąsami.
Cały jego kostium był koloru szarego tylko ogonek był koloru różowego. Wszędzie o dziwo na ścianach i budynkach leżała jakaś dziwna maź.
-Co to jest? - spytał chcąc dotknąć znalezionego tropu na ścianie budynku kina.
-Stój! - krzyknęła lecz było już za późno.
Nim minęło kilka sekund to coś wciągnęło Gryzonia w siebie.
-Ratuj!
-Co to w ogóle jest?
-Wydaje mi się, albo to jest........ ciasto!
-Nie mylisz się! Najlepsze w całym mieście.
Złoczyńca znalazł się szybciej niż przypuszczała. Co było lekko mówiąc podejrzane. Czyżby szykował jakąś zasadzkę? Gdy tak rozmyślała ten machnął łyżką w jej stronę i strumień zmutowanego ciasta strzeliła w jej stronę.
-Opanuj się człowieku.
-Nie! Zniszczę ją jak ona zniszczyła mnie!
-O czym ty mówisz?
-Nie musisz wiedzieć!
Już odszedł.
-Zaczekaj! Uwolnij go!
-Po co? Jak to zrobię powstrzymacie mnie. Przynajmniej jeden kłopot z głowy.
-Ja tu jestem i wszystko słyszę. - przypomniał Gryzoń o swojej obecności. - Jak myślisz gdzie ma akumę?
-Wiesz o tym?
-Ba! Przecież nie na darmo jestem od dawna super bohaterem.
-A dałeś się tak łatwo złapać w pułapkę.
-Nie wypominaj mi.
Na te słowa ona cicho się zaśmiała.
-Więc gdzie według ciebie Gryzonie jest ukryta akuma?
-Obstawiam łyżkę. To z niej czerpie swą moc.
-Też prawda.
-Na co czekacie słabeusze? Musze coś ważnego załatwić. Będę leciał. W końcu zemsta nie może czekać. Hahahahaha........
-Nieodczekanie twoje. - rzekła otwierając torebkę i zanurzając w niej rękę.
Wyciągnęła........ pieprz!
-Co to ma być?! Jak ma mi to pomóc?!
-Twoja magiczna torebka tym razem ci nie pomorze!
-Jeszcze zobaczy! - ukucnęła i wzbiła się do lotu. Nawet nie zobaczył gdy już była przy nim i dmuchnęła mu pieprzem prosto w twarz.
-Coś ty zrobiła?! Jestem na niego uczulony. - zamachnął się ręką i jego broń upadła na ziemię prosto pod nogi Gryzonia.
-Gryzoń łap ją!
Temu udało się wydostać używając do tego swojego ciała które potrafi się zmniejszać. Podniósł drewnianą łyżkę i złamał ją na pół. A z niej wyleciała akuma, którą złapał w swe łapy.
-Co ty robisz?
-Zobaczysz. Gryzalizm! - krzyknął i gdy otworzył swoją pułapkę utworzoną z jej rąk wyleciał biały motyl.
-Jak to zrobiłeś? Przecież do tej pory mi to się nawet nie udało.
-Posiadam moc dzięki której mogę zmieniać wszystko ze złego w dobro. Naprawiać. - uśmiechnął się lekko do niego. Wszystko będzie z nim dobrze?
-Tak. Za parę chwil dojdzie do siebie a nas musi wtedy nie być. Więc cześć.
-Do następnego spotkania mój rajski ptaszku. - uśmiechnął się do niej chytrze.
Ona tylko pomachała z niedowierzaniem głową i zniknęła.
Udało jej się dotrzeć pod budynek szkoły gdy zabrzmiał dzwonek na koniec lekcji.
-Znów udało ci się uratować miasto. - rzekł Rot.
-Tak. Ale bez niego by mi się nie udało.
-A kiedy dasz mi moje truskawki?
Czarnowłosa cicho się zaśmiała.
-Oh...... Rot.
-No co? Jestem głodny.
-Ej Alice?
Gdy się odwróciła zauważyła za sobą dwójkę swoich nowych znajomych.
-Chcesz iść z nami do kina?
-Ja.......No pewnie. A gdzie jest Treg?
-Źle się poczuł. Spędził całą lekcję u higienistki.
-Rozumiem. A z waszym opiekunem nie będzie problemu.
-Nie. Rozmawialiśmy z nim jakąś godzinę temu. Musi załatwić coś ważnego i wróci dopiero wieczorem. - rzekła Selen.
-Kto w ogóle z wami przyjechał?
-Nasz ukochana nauczycielka plastyki.
-Treg? Już lepiej się czujesz stary? - spytał Rodion.
-Tak. Słyszałem że mamy wypad do kina.
-Oczywiście. Nie ma to jak koleżeński wieczór.
-Zatem chodźmy. - podsumowała wszystko Selen biorą Alice i Trega za ręce i ciągnąc ich do przodu. Z tyłu szedł roześmiany całą ta sytuacja Rodion.
-Jaka jest ta wasza opiekunka? - spytała niespodziewanie Alice.
-Jest bardzo miła i dobra. Trochę nieogarnięta ale drugiej takiej nie znajdziesz. Przyjaźni się z moją rodziną. Jest dla mnie taką ,,ciocią'' mimo iż nie jesteśmy spokrewnione. Tak na prawdę zajmuje się projektowaniem i prowadzi własny butik w Paryżu. Zaś jej mąż to on ufundował nam tą wymianę. Pomaga żonie w prowadzeniu interesu i dzięki temu są najlepszą firmą w Paryżu i nawet w całej Francji jak nie na świecie. - rzekł wszystko Selen na jednym wdechu.
-Wow.
-A twoi rodzice nie będą zdziwieni, że nie przyszłaś po lekcjach do domu. - spytał Treg. - Może lepiej do nich zadzwoń i im powiedz, że wrócisz później.
-Bo widzicie....... Ja......... Nie mam rodziców. Jestem sierotą. Wychowuje mnie tylko moja ciocia.
Widać było na twarzach pozostałych, że żałują tej popełnionej gapy.
-Wybacz nam. - rzekł Rodion.
-Nic się nie stało. Właściwie nawet ich nie znałam.
Tak rozmawiając znaleźli się pod kinem i weszli do środka. W tym samym czasie w hotelu kilka ulic od kina.......
Pewna kobieta stała przy oknie i oglądała panoramę miasta. Niespodziewanie zadzwonił jej telefon.
-Halo.......... Kochanie........ Chyba wpadłem na trop. - zaskoczona upuściła komórkę która z głuchym uderzeniem upadła na balustradę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top