16 kwietnia

Zaczynam mieć halucynacje albo specjalnie mnie nawiedzasz, choć nie wiem, po co chciałbyś to robić.

Patrzyłem ostatnio w lustro i przysięgam, że stałeś tuż obok mnie i mnie obejmowałeś. Zawsze jesteś obok, za mną, przede mną, w środku mojej duszy i w każdej myśli. Chcę wypruć sobie wnętrzności na myśl o tym.

Siedzę na kanapie i widzę, jak leżysz naprzeciwko z książką w ręku i w polarze, a oczy masz podkrążone, bo zeszłej nocy mieliśmy ciekawsze zajęcia. I leżysz tam, piękniejszy od Afrodyty, czego chyba nie byłeś świadomy, ale mówię Ci teraz - moje oczy nigdy nie widziały takiego piękna. Wszyscy się przy Tobie zawstydzają i Ci zazdroszczą, a ja z dumą myślę, że jesteś mój. Że byłeś mój. Że przez pewien czas byłem w Twoim sercu. I to doprowadza mnie do płaczu, agonii ducha. Muszę skończyć.

Czasami patrzysz mi głęboko w oczy, gdy stoję na balkonie, wypalając kolejnego papierosa i chucham ci dymem w usta, a czasami zaczynasz się ruszać do jakiejś piosenki lecącej w radiu, podczas gdy ja gotuję obiad. Nie wiem jakim cudem twoje ciało z taką płynnością oraz lekkością się porusza ani jak nigdy nie tracisz rytmu. Podziwiam.

Upadasz na kolana i zachęcasz mnie gestem, abym podszedł, a ja upadam na kolana naprzeciwko ciebie, tyle że wtedy znikasz, zostawiając mnie samego na środku kuchni. Spoglądam wtedy w górę i przypominam sobie twoją twarz, gdy siedziałeś przede mną w rozkroku, ale ten obraz też po chwili zanika. Chyba coś się pali na patelni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top