Rozdział I
16.07.2011 r.
Czasami uważam że uśpienie moich rodziców było błędne. Szczerze chciałbym się znaleźć w niektórych chwilach w miłym, ciepłym domu. Gdzie miałem świeże ubrania i żywność.
Tak... Jestem tym medialnym mordercą, Jeff'em Woods, który zamordował swoją rodzine i tą bandę dzieci, które myślały że nie będę stawiał oporów...
Tylko tego mi brakuje. Żywności. Zwłaszcza teraz kiedy siedzę w ukryciu, przed psami. Zapewne już dawno poszli, ale ta cholerna pogoda nie pozwala na normalne funkcjonowanie. Jestem cały przemoczony i głodny. Siedzę w tej yhhh... zapleśniałej dziurzę, wystarczajaco dużej aby pomieścić trzynastoletniego chłopca.
Szczerze brakuje mi tego uczucia, które jest takie cudowne kiedy zabiłem tą bandę, rodziców i Liu... Tak Liu. Przed moją ucieczką doszły mnie wieści o tym że jednak ten mój brat żyje. Spokojnie, ino minie to załamanie pogody dorwe go...
Co do tej dziury... Szkoda gadać. Ostatnio co miałem w ustach prócz saczącej się krwi z mojego wiecznego uśmiechu to mysz. Tia... Byłem tak głodny, że nie zwarzałem śmierci z powodu jakiejś choroby.
Grrr... Znowu szczypią mnie gałki oczne. Polewam je co jakiś czas deszczówką.
Wokoło moich niebiesko-czerwono-białych oczów ciemno fioletowe sińce zmieniły się w totalną czerń.
Kilka ( chyba ) godzin później.
Znużyło mnie to owe pisanie i na chwile odłożyłem mój dziennik. Nie jestem babą! To kobiety piszą pamiętniki o tym jak to kochają senpai ( ogladałem to w japońskich kreskówkach ) i o ciuchach, których nie mogły kupić sobie w sklepie. Miałem okazję już taki czytać, lecz pomińmy tą kwestie.
Wtedy właśnie zasnołem i obudził mnie... UWAGA!, słońce!
Tak, mocne promyki letniego słońca. Dla mnie był to wręcz cud i ukojenie, że nie będę musiał spędzić resztę życia w tej zapyziałej dziurzę.
Wyszedłem na zewnątrz, obszerny kaptur mojej biało-krwistej bluzy wraz z czarnymi włosami zakrywał mi twarz. Z koleji nóż trzymałem kurczowo w dłoni.
Co do danej pogody... Tak same błoto, błoto, kałuże i jeszcze raz błoto. No ale lepsze to niż deszcz...
Moje trampki wyglądają jak siódme nieszczęście po ok. dwustu metrów. Są po oblepiane błotem!
Próbowałem polować. Niestety, zwierzyna za każdym razem uciekała i moje zdolności w bieganiu wciąż nie wystarczyły abym mógł dogonić ofiarę.
Po krótkiej, myślowej naradzie uznałem że najlepiej będzie wyruszyć do miasta. Tak zaspokoje swoje potrzeby i trochę się przytym pobawie. Drogę na szczęście pamiętałem, więc problemu nie będzie. Biegiem ruszyłem przed siebie.
Obeszłem jakieś 3 kilometry, zwalniając co jakiś czas dystans i w krótce ukazały mi się zarysy miasta. Właśnie w tej chwili przypomniałem sobie, że z plamami krwi na bluzie, niestane się nie zauważony. Chwilę gorączkowo myślałem lecz wkrótce przypomniałem sobie za pomocą mojej skóry, że uciekając przed psami zauważyłem sklep z chemikaliami.
~Ale ja jestem bystry. ~ pomyślałem
Weszłem do owego budynku, trzymając nóż za plecami. Był nie duży, 10x10 metrów. Brazowe kafelki świetnie zakryją krew... Ogółem wszędzie były białe półki z chemikaliamy i tylko jedna lada. Moim wzrokiem zarejestrowałem dwie osoby w sklepie.
Cudownie.
Te same silne uczucie zaczeło mnie kusić, lecz uznałem że jednak spytam się tej baby o wybielacz, zanim położe ją do grobu.
- Witaj młodzieńcze. - odparła ta brzydka baba, niezwracając na mnie uwagi.
Byłem poirytowany. Na szczęście jestem okropnie inteligentny, więc wiedziałem co powiedzieć.
- Czy jest środek, którym wyczyszcze tu i teraz ślady krwi z mojej bluzy? - spytałem, a kasjerka popaczyła na mnie z przerażeniem w oczach.
- Ty-y jest-eś-eś.. -
- Nie przemęczaj się. Mów, albo naostrze na twoich kościach swój nóż. -
Sunołem kaptur z mojej głowy i wyjąłem nóż za pleców, który sobie powoli podrzucałem.
Baba podała mi jakiś chyba różowy płyn.
Teraz ją tylko upiękrzyć.
Wskoczyłem na lade i z lady rzuciłem się na kobietę. Była stara i chuda, co dało mi istotną przewagę. Przejechałem nożem od jej szyi po brzuch i rozprułem flaki. Chwilę zacząłem się nimi bawić; wiązać kokardki i pętelki, lecz wkrótce wyciołem na jej policzkach uśmiech. Nie byłem pewny czy dokonałem na niej zgonu więc poprostu wbiłem ostatecznie nóż w jej głowę.
Przyciołem jej włosy i usadziłem ją na krześle. Zacząłem się okropnie śmiać.
Dopiero po kilku minutach przypomniałem sobie o młodej kobiecie która właśnie biegła w kierunku lasu.
Idiotka.
Wziąłem ową substancję i ruszyłem pęndem za młodą brązowowłosą dziewczyną.
Dopadłem ją i przygniotłem swoim ciałem. Błagała mnie i szarpała się. Wkurzyłem się i obciełem jej język, przez co ugryzła mnie mocno w rękę.
- Pożałujesz! - krzyknołem i powoli wyrywałem jej zęby.
Oczywiście nie zapomniałem zrobić jej uśmiechu oraz na rzywca obdzierać ją ze skóry. Kiedy znudziła mi się ta ,,zabawa", poprostu uciołem jej łeb.
Na jej klatce piersiowej wyryłem napis: ,,Go to sleep" i skończyłem swoje dzieło.
Usłyszałem syreny policyjne więc znowu zacząłem biec. Biegiem pokonałem jakieś 2 kilometry i weszłem na najwyższe drzewo, jakie ino spostrzegłem. Napewno miało ze 13 metrów. Przerwałem spinaczke, kiedy zatrzymałem się przed dużym rozwidleniem. Dzięki temu nie spadne, bo dziś miałem zamiar zasnąć na nim.
Miałem tylko jeden problem: oczy. Tak, długo nie mogłem zasnąć więc pisałem w pamiętniku. Na szczęście jakimś cudem zasnołem... z pustym żołądkiem.
_______________________________________________________
________
Hejo! Jak wam się podoba nowa książka?😂 Bo mi szczerze bardzo. Nie pogardze oczywiście 10 gwiazdkami 😁
Zapraszam na drugą książkę ( Love Story ) o Drzewie ( xDDD ) i nominejszon.
A teraz pozdrowionka ( na szczęście nikt nie wie, dlaczego to robie xD ):
KarenAmadhay
patatajacanacalumie
Creepy_Mirinda
_Madziika_
DjKimKim
toralej50
OliwiaDrowned
sunken_ship
Alex_Saniko
crazymuak
_hyokyo_
CzarnaKoszula
pianka909
NajlepszeUszaki
psychopaydatcom
DakuHato
Ticci_Amy
XDyMUsiaCherryCoke
nyyykiAmelka
😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top