#2
Czwórka ślizgonów rozsiadła sie w pokoju prefekta. Dziewczyna rozwaliła sie na łóżku, chłopcy obrzucili ją tylko szybkim oceniającym spojrzeniem i rozsiedli się. Dwóch na kanapę stojącą w rogu, a jeden z torby narzuconej na ramię, potraktowanej zaklęciem zmniejszajaco-zwiększającym, wyciągnął kociołek i ingrediencje potrzebne do zaplanowanego jeszcze przed wakacjami eliksiru.
-Dobra Bell, to co zgarneliśmy?
-Och, trochę tego jest.
Dziewczyna zaczęła wymieniać przedmioty, które udało się zabrać od Huncwotów, w międzyczasie czarnowłosy chłopak dodał do złotego kociołka 3 miarki ślazu, dwie wiązki rdestu ptasiego, zamieszał trzykrotnie zgonie z ruchem wskazówek zegara i raz odwrotnie, machnął nad kociołkiem i odrócił się do współdomowników. Przez kilka minut przysłuchiwał się rozmowie, dokładniej przez pięć po czym wyciągnął z torby zeszyt, który przeglądał przez kolejne dziesięć następnie wrzucił do kociołka cztery pijawki, dwa jaja much siatkoskrzydłych, zamieszał raz w lewo i raz w prawo, zwiększył ogień i po raz kolejny odwrócił się do ślizgonów.
-Dobra, więc jak Bell? Masz te włosy?
-Co? Och tak, oczywiście. Akurat cztery osoby.
-Kto? -zapytał krojąc skórkę boomslanga w trzymilimetrowe plasterki.
-Pettegrew, łatwo go będzie uziemić, Huncwoci nawet nie zauważą.
-Jakież to gryfońskie. Lojalni aż po grób -sarknął Malfoy.
-Kto jeszcze? -w pięcio sekundowych odstępach dodawał pokrojoną skórkę.
-Jakaś pierwszoroczna, nikt jej nie będzie podejrzewał. I nie musisz się martwić Sev, unieruchomienie jej na jedną godzinę będzie łatwizną. Poza tym dwóch trzeciorocznych, również bułka z masełkiem.
-Dobra. Zaraz to skończę i będziemy mogli działać. -powoli ucierał w moździeżu miarkę pokruszonego rogu dwurożca i wsypał utarty składnik do kociołka.
Zwiększył ogień na dzwadzieścia sekund po czym przywrócił do poprzedniej pozycji i machnął nad eliksirem różdżką.
-Dobra, mamy jakieś... -zerknął na zegarek udając zastanowienie, ale wszyscy dobrze wiedzieli, że znał odpowiedź.- sześćdziesiat minut. Później czeka mnie jeszcze pietnaście minut roboty i możemy działać.
-A Wielosokowego nie robi się miesiąc? -zapytał Black
-Przed sobą masz najzdolniejszego eliksirowara jakiego Hogwart widział! Myślisz, że przerobienie jakiegoś podrzędnego eliksiru będzie dla niego problemem? -Malfoy uśmiechnął się złośliwie.
Podobnie zrobili pozostali ślizgoni doskonale wiedząc co blondyn rozumie przez "podrzędny eliksir." No bo czym jest Wielosokowy w porównaniu do potężnych czarnomagicznych specyfików? Czarownica mrugnęła do czarnookiego i machnęła różdżką przywołując butelkę Ognistej z zapasów Malfoya.
-Ej! To moje!
-Mama nie uczyła, że sie trza dzielić? -zapytała po czym przechyliła butelkę i wypiła do dna nie czekając nawet na odpowiedź.
Pół godziny od wstawienia eliksiru trzech ślizgonów wstało z miejsc i wyszło zostawiając Snape'a samego z kociołkiem. Chłopak ponownie zerknął do zeszytu, skreślił zdanie, czy dwa i zapisał kilka kolejnych. Bladą ręką odgarnął kilka czarnych kosmyków, które wpadły mu do oczu. Po dwudziestu siedmiu minutach wsypał do moździeża garść much siatkoskrzydłych i starł na drobny proszek. Rzucił okiem na zegarek i ingrediencje wylądowały w kotle. Zamieszał trzy razy w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara i raz zgodnie z nim. Czynność tę powtarzał przez następne pietnaście minut.
3 razy w lewo, raz w prawo. Trzy w lewo i znowu, raz w prawo. Na koniec wyciągnął z torby niewielką fiolkę wypełnioną smoczą krwią. Dodał trzy krople i obrzucił kociołek zadowolonym spojrzeniem. W niczym nie przypominał eliksiru Wielosokowego. I dlatego był wspaniały. Nie był pewien jak to się stało, ale pachniał miętą. Miętą i imbirem. Eksperymentował nad różnymi eliksirami w ciągu wakacji, a przepis na przyśpieszony eliksir wielosokowy opracował już po drugiej klasie. Czekał tylko na odpowiedni moment do wykorzystania. Powoli przelał zawartość kociołka do czterech piersiówek.
Pięć minut później do pomieszczenia wpadła, bo inaczej tego nazwać nie można, Lestrange. Chłopak schował zeszyt do torby, a piersiówki w szatę i razem wyszli z pokoju prefekta. Szli korytarzami Hogwartu w milczeniu zatrzymując się dopiero przed...
-Łazienka Jęczącej Marty? Bell, czy ty w ogóle nie masz klasy?
-Daj spokój Sev! Tu nikt ich nie będzie szukał.
W środku ukazał im się przedziwny widok. Black i Malfoy ubrani w stanowczo za małe na nich szaty gryfonów, w kabinach, teraz otwartych, leżeli związani gryfoni. Trzech chłopaków w mugolskich ubraniach i jedna dziewczyna w podobnym stanie. Dwie szaty leżały na ziemi nieopodal.
-To co? Wasze zdrowie! -zapytał Snape po przebraniu sie w szatę gryfona. Uh, jak oni mogą chodzić w tym szajsie?- eliksir, dzięki mojej małej inwencji twórczej działać będzie przez półtora godziny, wiecie co robić.
Wrzucili włosy do eliksiru i wypili. Po około minucie stali już przemienieni.
-Po pierwsze, nie znoszę być gryfonem. Po drugie, dzięki ci Sev za naprawienie smaku.
Ruszyli w stronę Wieży Gryffindoru. Nie było specjalnie trudne, gryfoni słabo pilnują sekretów. Zanim trójka ślizgonów unieruchomiła dziewczynę podała jej Veritaserum [autorstwa Snape'a, a jakżeby inaczej?] i podała hasło bez żadnych problemów. Kiedy skończą rzucą na gryfonów krótkie Obliviate i po sprawie. Rozejrzeli się po pomieszczeniu.
-Pusto.
-Wszyscy prócz naszej czwórki są na kolacji.
-No to zaczynamy!
Nieśpiesznie wchodzili do wszystkich pokoi, dodatkowe pół godziny umożliwiło im zastawienie pułapki w każdym pokoju, czego nie byli pewni. Mogli przecież nie zdążyć, mieli do obskoczenia wszystkie roczniki.
Wrócili do dornitorium przyjemnie zmęczeni i zasneli od razu po położeniu się. Wstali następnego dnia w świetnych nastrojach wywołując swoimi uśmiechami przerażenie u grupki pierwszorocznych puchonek. Wszyscy w Hogwarcie dobrze wiedzieli, że jeżeli gang Slytherinu jest zadowolony to źle się dzieje. Usiedli przy stole zauważając, że nie było żadnego z gryfonów.
-Dobrze im tak. -powiedział Snape z mściwą satysfakcją w głosie.
Kilka minut później drzwi sie otworzyły i wyjrzała zza nich głowa Jamesa Pottera. Bardzo zdenerwowanego Jamesa.
-Panie Potter! -krzyknęła McGonnagall.- Proszę przestać sie wydurniać i wejsć do środka. I gdzie cały Dom?
-No ja właśnie w tej sprawie pani profesor. Bo my mamy taki problem i...
W tym momencie drzwi otworzyły się szeroko, a Regulus schował różdżkę do rękawa i mrugnął do pozostałych. Większość gryfonów padła na ziemię, a ci co stali wyglądali jakby zaraz mieli zrobić to samo. Mieli całe zielone ciało, czego w jakiś sposób nie zauważono w przypaku Pottera.
-Skubaniec musiał rzucić na siebie zaklęcie maskujące.
-Daj spokuj Lu. Przecież i tak już nie działa.
Miała rację. Potter t w tym momencie był tak samo zielony jak reszta i pokryty obrzydliwymi krostami, które według obliczeń Severusa, powinny utrzymywać się jeszcze przez około dwie doby. Okropnie bolesnymi krostami. Trzech gryfonów spojrzało na stół Slytherinu z nienawiścią, Lupin ograniczył się jedynie do ciężkiego westchnięcia. Albo raczej czegoś co w zamyśle miało być ciężkim westchnięciem bo skończyło jako...
-Kum!
I to bardzo donośnie kumknięcie. Cała Wielka Sala wybuchnęła donosnym śmiechem, a gryfoni w myślach szykowali zemstę.
Po raz kolejny.
A/N:Tak, wiem, że eliksir Wielosokowy warzy się miesiąc, ale poważnie, co to dla Mistrza Eliksirów trochę go ulepszyć? A tak przy okazji chciałam podziękować za 200 wyświetleń w Innym Ciągu Wydarzeń, dziewięć gwiazdek i jeden komentarz. Trzy komentarze pod Oklumencją, osiem gwiazdek i czterdzieści jeden wyświetleń. Tak samo chcę podzękować za dwadzieścia osiem wyświetleń i całe !DWANAŚCIE! [jestem w szoku] gwiazdek pod moim tłumaczeniem L X Light Fanfiction. Nawet nie macie pojęcia jaka to motywacja.
Kochani jesteście i będę pisać tak często jak tylko będę mogła. By the way, jak ktoś ma jakieś angielskie opowiadanie do tłumaczenia, a jest o podobnej tematyce, wzglednie przetłumaczyć bym mogła jeszcze coś z Percy'ego Jacksona to wystarczy napisać. Służę pomocą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top