Rozdział VII

To przeze mnie nie żyje

Ciężka kula płynnie potoczyła się po wypolerowanym torze. Nastała chwila ciszy i napięcia, po której rozbrzmiały krzyki trójki nastolatków. Wszystkie kręgle się przewróciły, a oni zaczęli przybijać sobie piątki i gratulować.

– To niesprawiedliwe!

– Po prostu jesteśmy lepsi. Pogódź się z tym.

Annabeth spojrzała gniewnie na swojego chłopaka. Kto jak kto, ale ona nie lubiła przegrywać. A zwłaszcza z nim.

– Wcale nie.

– Och, Annabeth, śliczna Annabeth! Jesteś mądra i silna, ale kręgle zostaw mężczyznom.

– Zamknij się, Harrison!

Danielle i Lily zaśmiały się, a Annabeth prychnęła gniewnie.

– Panie, teraz wasza kolej. – oznajmił Cody

Danielle wstała i podeszła do stanowiska z kulami. Z uwagą się im przyglądała.

– Czy ta mała już wróciła? – spytała po chwili

Danny jak oparzony podbiegł do dziewczyny i zaczął przeglądać wszystkie kule.

– Ta, która wygląda jak melon? Do której mieszczą się tylko Twoje palce? – spytał

– Sugerujesz, że jestem gorsza?

– Ależ skąd, moja słodka! – zaprzeczył – Lana też miała drobne dłonie. – dodał bez namysłu, a Danielle spojrzała na niego wystraszona

Chłopak ugryzł się w język, spojrzał kątem okna na Cody'ego i w tym momencie z maszyny wytoczyła się potrzebna kula.

– O! Jest! – Danny porwał ją w ręce i ostrożnie podał dziewczynie

Córka Ateny ustawiła się, dokładnie oceniła swoje szanse, zmrużyła oczy, zamachnęła się najmocniej, jak umiała i rzuciła kulę, która głośno upadła na tor. Wszyscy w skupieniu obserwowali jak sunie, by w końcu uderzyć w kręgle i zbić połowę z nich.

– Jej! Udało się!

– Brawo, Danielle!

Dziewczyny zaczęły klaskać w dłonie i ściskać blondynkę. Danny porwał ją w ramiona i mocno okręcił, jakby to nie połowę kręgli zbiła, a wszystkie na raz.

– Gratuluję, malutka. – powiedział, gdy już ją odstawił, a ona uśmiechnęła się promiennie

Danielle powtórzyła rzut i udało jej się jeszcze zbić dwa kręgle.

– Kto teraz?

– Lily!

Czarnowłosa poderwała się z kanapy i zajęła się wybieraniem kuli.

– Ja chcę różową! Ona mnie lubi i się mnie słucha!

– No masz tam jedną.

– Nie! Ta jest za ciężka! Ja muszę mieć tę lżejszą!

– Bo jesteś słaba.

Lily zignorowała uwagę Cody'ego i wzięła do ręki kulę. Przygryzła dolną wargę i spojrzała na przedmiot krytycznie. Następnie rozpędziła się, zamknęła oczy i wyrzuciła kulę.

– Ej, ale tak mniej w górę, a bardziej do przodu! – podpowiedział jej Percy, a chłopcy się zaśmiali

Kula z łoskotem uderzyła o posadzkę i sturlała się w rów.

– No i zjebałam.

– Zjebałaś. – przyznał Danny i oparł się na ramieniu dziewczyny

Razem obserwowali, jak maszyna ponownie ustawia nietknięte kręgle.

– To przez to, że wzięłam cięższą. – powiedziała Lily na swoje usprawiedliwienie

– Oczywiście.

– Zaraz zobaczysz! O, jest ta lżejsza!

Dziewczyna z determinacją sięgnęła po różową broń, spojrzała groźnie na blondyna i z całej siły rzuciła kulę, która przeleciała przez tor i zbiła prawie wszystkie kręgle.

– Ha! Mówiłam! – krzyknęła i złapała się za biodra

– No niech Ci będzie. – powiedział od niechcenia Danny

Dziewczyna wróciła na swoje miejsce i zaczęła wymachiwać nogami. Z uśmiechem patrzyła się na swoje wypożyczone buty.

Do toru podeszła Annabeth. Stanęła przed wyznaczoną linią i pochyliła się.

– Przyśpieszenie... Masa kuli... Długość toru... – mruczała pod nosem

– Och, no rzucaj wreszcie! – ponaglił ją Percy

Szarooka wypuściła z dłoni kulę, która potoczyła się idealnie prosto i zbiła wszystkie kręgle za jednych zamachem!

– O tak!

– O nie!

– Brawo, Annabeth!

– Jesteś najlepsza!

– To niesprawiedliwe!

– Po prostu jestem od Ciebie lepsza. Pogódź się z tym. – odparła Annabeth, przybijając dziewczynom piątki

Percy zmrużył gniewnie oczy i prychnął.

– W drugiej rundzie idzie wam o wiele lepiej. Annabeth, czy to była jakaś Twoja strategia? Chciałyście na początku nas zmylić i osłabić naszą czujność? – spytał podejrzliwie Danny

– Hhmm... Może. – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się przebiegle

Danielle i Lily się zaśmiały.

– Jesteście okropne i podstępne! – powiedział oburzony Percy, a Annabeth wręczyła mu kulę i pocałowała chłopaka w policzek

Wszyscy dobrze się bawili i cieszyli na wspólny wieczór. Drobna rywalizacja tylko urozmaicała grę. Herosi lubili ze sobą konkurować. Mieli to we krwi. Percy i Annabeth mogli zapomnieć o stresie związanym ze studiami i w końcu mieli trochę czasu, żeby się zrelaksować.

– Ej, a widzieliście jakie w damskiej mają fajne fotele? – zagadnął Percy, a dziewczyny się zaśmiały

– Nie, Percy, nie chodzę do damskiej. Zazwyczaj. – rzekł Danny

– Mi się czasem zdarza. Dawne przyzwyczajenie. – wyznał syn Posejdona i wzruszył ramionami

Nagle on i Cody spojrzeli na siebie poważnie.

– Czy Ty też...

– Chodziłeś z mamą do łazienki!

Dziewczyny wybuchły gromkim śmiechem, a Danny patrzył skołowany na przyjaciół.

– Coo..? – spytał

– Kiedy byłem mały, wszędzie chodziłem z mamą. I jak musiałem skorzystać z ubikacji, zabierała mnie do damskiej toalety.

– Zawsze.

– To było okropne! Wszędzie pełno kobiet i dziewczynek!

– Byłem jedynym chłopcem.

– Za każdym razem!

– Kiedy miałem dłuższe włosy, niektóre kobiety myślały, że jestem dziewczynką.

– W każdej galerii, kinie, czy nawet restauracji!

– To ja tak przez pewien czas miałam z tatą. Zabierał mnie do męskiej. – wyznała Annabeth

– Percy, jesteś Lwem, prawda? – spytała nagle Lily, zmieniając temat

Wszyscy spojrzeli na nią zaciekawieni.

– Taak, a skąd wiesz?

– Od razu to po Tobie widać. Znam się na znakach zodiaku. Na przykład Danny w ogóle nie pasuje na Pannę. Powiedziałabym, że też jest Lwem. Kiedy się urodziłeś?

Percy zawahał się przez chwilę.

– Osiemnastego sierpnia. – powiedział w końcu i zauważył, jak Cody zaciska lekko pięści

– Och, naprawdę?! To niesamowite! Uwielbiam ten dzień! Jest dla mnie bardzo szczęśliwy i ważny! – powiedziała ożywiona Lily i zaczęła się ekscytować

– Nienawidzę tego dnia... – mruknął nagle Cody

Spojrzenia wszystkich skupiły się na nim. Chłopak miał spuszczoną głowę, zaciśniętą szczękę i pięści.

– Nienawidzę tego dnia. – powiedział głośniej i odszedł

– Cody! – krzyknął Danny, ale chłopak się nie zatrzymał i poszedł w kierunku łazienek

Wszyscy stali w ciszy. Półbogowie patrzyli po sobie zmartwieni i zasmuceni. Jedynie Lily nie wiedziała, o co chodzi. Wyglądała na nieco zdziwioną i zagubioną.

– Powiedziałam coś nie tak? – spytała niepewnie

– Nie martw się, on pewnie za chwilę wróci. – rzekł Danny i położył jej rękę na ramieniu

Nikt inny nic więcej nie powiedział. Percy zaproponował, żeby wrócili do gry. Lily wciąż patrzyła na miejsce, w którym zniknął czarnowłosy i nie mogła się skupić. Czuła się winna. Nie wiedziała dlaczego, ale podejrzewała, że wszyscy coś przed nią ukrywają.

Cody nie wracał, a ona zaczęła się naprawdę denerwować. W końcu postanowiła coś z tym zrobić. Podeszła do Percy'ego, który stał z tyłu i w skupieniu obserwował, jak Danny pomaga Danielle w rzucie.

– Hej, mogę Ci zadać pytanie?

Czarnowłosy zamrugał i spojrzał na koleżankę.

– Tak, pewnie. – odparł spokojnie

– Kim jest Lana? – spytała pewnie dziewczyna

Wpatrywała się w chłopaka. Widziała zmieniające się emocje na jego twarzy. Szok, zaskoczenie, zakłopotanie, smutek, niepewność, bezsilność. Jego morskie oczy pociemniały i przygasły. Percy podrapał się po głowie i odwrócił wzrok.

Już samo jego zachowanie ją zaintrygowało.

Lana. Słyszała o niej wiele razy, jednak zupełnie przypadkowo. Nigdy jej nie poznała, ale bardzo często ktoś wymawiał jej imię, a wtedy zapadała dziwna cisza. Jakby to słowo było zakazane. Jakby wspominanie jej miało wywołać jakieś nieszczęście. I czy to nie tym imieniem po raz pierwszy zwrócił się do niej Cody? Wtedy, gdy zaczepił ją na ulicy. Powiedział, że ją z kimś pomylił. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale po tym, jak zaobserwowała to dziwne poruszenie, kiedy ktoś przypadkowo wspomniał jakąkolwiek rzecz z nią związaną, zaczęła to wszystko analizować. Od dłuższego czasu podejrzewała, że Lana to była dziewczyna Cody'ego. Teraz połączyła fakty i doszła do wniosku, że owe dziwne zachowanie chłopaka może mieć z tym wszystkim coś wspólnego. Postanowiła spytać o to Percy'ego. Była pewna, że on coś wie, a sytuacja, która zdarzyła się chwilę wcześniej, tylko ją w tym utwierdziła.

– To ktoś, kto już nie żyje. – odparł zakłopotany Percy

Lily wytrzeszczyła oczy i na chwilę przestała oddychać. Widziała, że chłopak powiedział to niechętnie. Był wyraźnie przybity.

– Percy, stary! Chodź, Twoja kolej! – zawołał Danny

– Przepraszam. – zwrócił się do niej czarnowłosy i poszedł po kulę

Stała w miejscu, niezdolna do ruchu. Gula ugrzęzła jej w gardle. Analizowała w głowie usłyszane słowa. Lana, kimkolwiek była, nie żyła. Bez wątpienia była kimś ważnym dla Cody'ego i dla jego przyjaciół. Wyglądali, jakby cierpieli na wspomnienie o niej. Jakby zabrała im kawałek duszy. Zostawiła trwały ślad na ich sercach. I z jakiegoś powodu, Cody, który podobno tak jej ufał, nigdy jej o Lanie nie opowiedział. Dlaczego?

„Kim byłaś..?"

Przetarła twarz. Musiała stwarzać pozory. Teraz wszyscy będą udawać.

Wróciła do gry. Obserwowała, jak Danny i Percy dowcipkują oraz nabijają się ze wszystkiego wokół. Słyszała ich śmiech. Widziała, jak Annabeth ich upomina, a Danielle ją popiera. Potem zauważyła, że dziewczyny też zaczynają się śmiać. Cała czwórka obserwowała bardzo grubego mężczyznę, który przewrócił się na tor, bo nie wyrzucił kuli, tylko poleciał razem z nią. Chłopcy nie mogli utrzymać się na nogach. Obaj mieli łzy w oczach i podpierali się na sobie.

Ileż wysiłku wymagał od nich ten śmiech, ta radość? Jak wiele smutku każdy z nich w sobie skrywał? Jak bardzo musieli się starać, by grać takich wesołych? Ileż siły w sobie mieli?

Lily nie wiedziała.

Cody wrócił po kilku minutach. Spojrzała na jego wypożyczone buty. Nie wiedziała, jak to zrobił, ale wiedziała, że był na zewnątrz. Od chłopaka bił chłód. Czuła też zapach lasu.

„Gdzie on był..?"

– Ziomek, nareszcie! Żałuj, że nie widziałeś! Taki typ poleciał z kulą na sam środek toru!

– Pracownicy musieli go wynosić!

– Palce mu w kuli utknęły!

Percy i Danny dalej się zaśmiewali. Usiedli na kanapie przydzielonej dla ich toru, a Cody bez słowa wrócił do gry. Na Lily nawet nie spojrzał.

~*~

– Ach, ale fajny wieczór. Dobrze się bawiłem. – oznajmił Danny i uwiesił się na ramionach pozostałych chłopców

– Ja też. – poparła go Danielle – Jestem wymęczona. Chętnie się teraz wykąpię i położę.

– Jest dość późno, pewnie większość obozowiczów już śpi. – oznajmiła Annabeth – Będziemy musiały być cicho w domku. – dodała, a Danielle pokiwała głową

Szli w ciemności na Wzgórze Herosów. Wszyscy byli zmęczeni, ale zadowoleni.

– Spójrzcie jakie piękne niebo. Widzicie te gwiazdy?

– Jutro będzie ładna pogoda.

Zatrzymali się i podnieśli głowy.

„Stoimy w szeregu pod gołym niebem, tu i teraz..."

– Lana lubiła oglądać gwiazdy. – szepnęła Danielle, wciąż patrząc w górę – A jak była pełnia, to...

– Nie mogła spać. – przerwali jej równo Cody i Danny

Półbogowie uśmiechnęli się.

– To przykre, jak często wspominam zmarłych przyjaciół. Myślę o wojnie i ludziach, których mi zabrała. Ale to dobrze, że o nich myślę. Bo tak długo, jak będę o nich myśleć, tak długo, jak będę ich wspominać, oni będą żyć w moim sercu.

Wszyscy spojrzeli na syna Posejdona.

– Percy... – zaczęła cicho Annabeth

– To było...

– Mądre.

– I ładne.

Przyjaciele zaśmiali się.

– Czasem mi się zdarza. – powiedział rozbawiony syn Posejdona

– Może zacznę Cię częściej zabierać do ludzi. – zastanowiła się głośno Annabeth, co wywołało kolejne śmiechy

– Myślicie, że wszyscy ci zmarli, których kochaliśmy, patrzą na nas z góry? – zapytał Danny, a pozostali na niego spojrzeli – Wiem, wiem. Podziemnie. Na dole. Po ziemią. Ciemno. Czaję. Ale... Wolę sobie wyobrażać, że są pośród chmur. Jak Anioły. – dodał

– Lana była moim Aniołem... – szepnął Cody

– Była kochana. – rzekła cicho Danielle

– Była też silna i mądra. Jak Silena. – wtrąciła Annabeth, wspominając córkę Afrodyty, która również tragicznie zmarła

– A mnie zawsze zastanawiało, co Lana w Tobie widziała. – wyznał szczerze Danny, patrząc na przyjaciela i wszyscy się zaśmiali

– Uwierz, mnie też. – rzekł rozbawiony Cody

– Jesteś taki beznadziejny. – powiedział blondyn i pociągnął łyk soku z butelki – A ona mimo wszystko, zawsze wolała Ciebie. – dodał, zakręcając napój

– Zawsze... – szepnęła Danielle

– Zadawałem sobie to pytanie tysiąc razy. Dlaczego ja? – zastanowił się Cody

– Dlaczego Ty? – spytał syn Apolla i uwiesił się na ramieniu przyjaciela – Taka fajna dziewczyna, a miała tak spaczony gust.

Półbogowie ponownie się zaśmiali. Cody stał z rękoma założonymi na piersi. W ciemności, jego czarne oczy lśniły.

– Kochała mnie. Właśnie mnie. Nie wiem, dlaczego. Tyle razy ją odpychałem, ale ona nigdy się nie poddawała. – powiedział

– Zawsze była uparta. – wtrąciła Danielle – Żałuję tylko, że wcześniej nie dowiedziała się o Twoich uczuciach do niej. – dodała

– Straciliśmy naszą szansę. – szepnął zamyślony Cody

Przez chwilę stali jeszcze w miejscu, po czym razem ruszyli w stronę bramy.

„W tę gwieździstą noc, czy jesteśmy w stanie cokolwiek zmienić..?"

~*~

HEROSOWE CIEKAWOSTKI

44. Lana w dzieciństwie myślała, że po drugiej stronie oceanu jest wodospad i kończy się tam świat.

45. Myślała też, że na całej planecie są tylko Stany Zjednoczone i żeby pojechać do innego kraju, trzeba przeskoczyć autem na drugą planetę.

46. Danny marzy o zostaniu lekarzem i muzykiem.

47. Chłopcy bardzo lubią grać w różne wyzwania. Podobno każdy z nich zrobił już publicznie coś bardzo upokarzającego w formie kary.

48. Lana umiała naśladować głos Pikachu.

49. Herosi często robią sobie śmieszne zdjęcia i wysyłają sobie nawzajem. Podobno Danny ma ich najwięcej.

50. Lana mówiła przez sen.

51. Cody i Danny nigdy nie całowali się z dziewczyną. Nigdy też żadnej nie mieli.

52. Lana miała w lewej dolnej części pleców, niewielką bliznę w kształcie prostej, pionowej kreski. Gdy była mała, wstając z podłogi, zahaczyła o wystający z zepsutej szafy gwóźdź, który wbił się jej w skórę. Taką samą, ale poziomą bliznę miała na wewnętrznej stronie prawej dłoni. Nabyła ją niedługo po przybyciu na obóz.

53. Miała też maluśką, brązową kropkę na lewym kciuku, przy paznokciu. Była naprawdę malutka i pojawiła się na skórze kilka lat wcześniej. Lana przez miesiąc robiła jej codziennie zdjęcia, żeby zobaczyć, czy się zmieniała. Nie zmieniała.

54. Kiedy Percy był mały i idąc z mamą po ulicy spodobała mu się jakaś kobieta, krzyczał „Ładna pani!" i wskazywał na nią palcem.

55. Danny potrafi beatboxować i śpiewać falsetem.

56. Percy nie uczył się zbyt dobrze w szkole.

57. Cody zawsze zajmuje pierwsze miejsce w rankingach na najprzystojniejszego herosa.

58. Lana miała specjalny rytuał jedzenia płatków.

59. W dzieciństwie miała też rytuał jedzenia gruszki. Twierdziła, że jest zbyt wstydliwy, by o nim opowiedzieć.

60. Cody przed zaprzyjaźnieniem się z Danny'm i Laną był chorobliwym pedantem i perfekcjonistą.

61. Danny'ego nigdy nie razi słońce, nie ma też żadnych oparzeń.

~*~

Siedzieli na pomoście. Była zdziwiona, że chciał się spotkać. Rzadko mieli okazję, by porozmawiać tylko we dwójkę.

Zagarnęła blond loki za ucho i podciągnęła kolana do siebie. Podziwiała taflę jeziora, od której odbijały się promienie słoneczne.

– Mogę Ci coś doradzić? – spytał w końcu czarnowłosy, a ona podniosła na niego wzrok – Może nie mam do tego prawa.

– Proszę, słucham. – rzekła spokojnie

Była ciekawa, co miał jej do przekazania. Chłopak przez chwilę milczał i mrużył oczy, patrząc na słońce.

– Znam tego kretyna chyba od zawsze. Jest głupi, jest wkurzający i przede wszystkim, jest ślepy. – zaczął w końcu – Ale jest dobrą osobą. – dodał i spojrzał na blondynkę

– Cody, ale...

– Danielle, traktuję Cię jak przyjaciółkę i chcę Twojego dobra. – przerwał jej – Więc proszę, nie popełnij mojego błędu.

W jej okrągłych, szarych oczach, pojawił się smutek. Zacisnęła mocno drobne usta i otuliła się ramionami.

– Przez cały czas kochałem Lanę. Kochałem tak mocno, że to aż bolało, ale ze strachu nigdy jej tego nie powiedziałem. Wciąż ją tylko raniłem. Musiałem znosić widok jej łez i nie zrobiłem nic. Nie było mnie przy niej, choć powinienem być. I kiedy postanowiłem wszystko zmienić, okazało się, że nie mam już czasu, że jest za późno. Straciłem ją, straciłem szansę na bycie z nią. Nie pozostało mi już nic. – wyznał otwarcie, patrząc w dal przed siebie – Kochasz Danny'ego. Ty jako jedyna znasz jego duszę. Byłaś przy nim przez te wszystkie lata. Trwałaś wiernie obok, ale Danielle... To mój przyjaciel i chcę jego szczęścia. Dość już wycierpiał. Jest głupi, ale zasługuje na wszystko, co najlepsze. Zasługuje na kogoś tak dobrego, jak Ty. Na kogoś takiego, kto będzie go kochał bezwarunkowo. Dlatego powinnaś pokazać mu swoje uczucia.

Blondynka patrzyła na niego i spijała każde słowo.

– Boję się. Przez lata mnie nie dostrzegał. Teraz jest tak blisko, ale ja... Boję się wyciągnąć po niego rękę. Boję się, że tylko go od siebie odepchnę. – wyznała łamiącym się głosem

– Nosisz w sobie wiele strachu, ale byłabyś głupia, gdybyś się nie bała. To normalne. Dlatego ludzie nie mówią o swoich uczuciach. Po prostu nie mają odwagi.

– Więc co mam zrobić?

– Znajdź w sobie siłę. Wiem, że ją masz. – rzekł pewnie i opiekuńczo objął dziewczynę ramieniem

Danielle przysunęła się bliżej i pociągnęła nosem.

– Nie martw się. Danny jest ślepy, ale nie głuchy. Więc spraw, żeby Cię usłyszał.

– Danny... Ja go naprawdę kocham. Zawsze go podziwiałam. Jego upór, zaangażowanie, poświęcenie, odwagę i siłę. Ceniłam te cechy, bo nie widziałam ich u siebie. Chciałam być taka jak on. Chciałam, żeby mnie dostrzegł. Chciałam stać obok niego. Obserwowałam go i potrafiłam dostrzec te pokłady smutku, które w sobie nosił. Dzielnie znosił ból i samotność. A z czasem mój podziw przerodził się w prawdziwą miłość. – wyznała cicho Danielle, a po jej bladym policzku spłynęła łza

– Jestem pewny, że na obecną chwilę, Ty również nie jesteś mu obojętna. Troszczy się o Ciebie i martwi. Myślę, że sam nie zdaje sobie sprawy ze swoich uczuć do Ciebie.

– Nie wierzę, by mógł mnie pokochać... – mruknęła smutno dziewczyna – Jestem nikim.

– Nie mów tak.

– Ale to prawda. Nigdy nie dorównam rodzeństwu. Jestem najgorszym dzieckiem Ateny.

– Nigdy tak nie mów. Nie wątp w siebie.

– Tak bardzo się staram. Trenuję z całych sił, ale moje ciało ma ograniczenia, których nie mogę pokonać. – wyznała, ukrywając twarz w dłoniach

Cody pogłaskał ją po plecach. Potrzebowała takiej rozmowy i wsparcia. Cieszyła się, że może wszystko z siebie wyrzucić.

– Sądzę, że umiejętności waleczne nie są żadną miarą. Nie to czyni kogoś „dobrym" lub „złym" dzieckiem Ateny. To bogini mądrości, sama pewnie wie, co się najbardziej liczy. – rzekł szczerze nastolatek

Danielle spojrzała na niego z podziwem. Chłopak był naprawdę inteligentny. W dodatku umiał słuchać i wiedział też, co powiedzieć.

– Może masz rację... – mruknęła

– Jestem pewny, że mam. – rzucił z uśmiechem Cody i potarmosił dziewczynę po włosach

Szarooka przetarła twarz.

– Proszę Cię raz jeszcze. Nie popełnij mojego błędu. Każdy dzień jest ważny i każdy może być tym ostatnim. Nie czekaj, aż będzie za późno. Zaryzykuj i powiedz mu prawdę. Zrób to, czego ja nie zrobiłem.

Pokiwała zdecydowanie głową.

– Dziękuję Ci, Cody. Ta rozmowa wiele dla mnie znaczy. – powiedziała szczerze

Chłopak nic nie powiedział. Wpatrywał się w chmurę, która płynęła w stronę słońca.

– Jestem z nim dziś umówiona na spacer. On jest taki zapracowany. Treningi, nauka, ćwiczenia, znów nauka, a jednak znalazł czas dla mnie. – powiedziała uśmiechnięta blondynka

– Jeśli kochasz, czas znajdziesz, nie mając ani jednej chwili. – stwierdził syn Hadesa, a Danielle zaśmiała się i dała chłopakowi kuksańca w żebra

~*~


REKLAMA

(Śmieszne filmiki nagrane przez trzy sezony serialu.)

1. (Garderoba. Cody siedzi i uważnie przypatruje się swojemu odbiciu. Nagle spogląda w kamerę.)

– Pamiętajcie, jeśli któregoś razu pomyślicie sobie, że jesteście ładni, ja i tak będę ładniejszy.

(Chłopak uśmiecha się.)

2. (Danny stoi przed drzwiami obrotowymi i patrzy na nie niepewnie. Kiedy w końcu rusza, wpada na szybę.)

3. (Danny stoi w garderobie po prysznicu, owinięty tylko w ręcznik. Próbuje zrobić sobie zdjęcie. Zmienia pozę i mimikę twarzy. Trwa to już kilkanaście minut. Nagle zauważa, że obok niego stoi Cody. Chłopak trzyma kubek z herbatą i z rozbawieniem obserwuje przyjaciela. Danny się rumieni i zamyka oczy. Kiedy je otwiera, brunet wciąż jest.)

– No co..? Idź sobie stąd.

(Cody nic nie mówi i odchodzi. Danny po chwili podnosi telefon i ponownie pozuje do zdjęcia.)

4. (Herosi są na zakupach. Lana spaceruje z Danielle i Annabeth, za nimi idą Cody i Percy, a na końcu pewny siebie kroczy Danny. Ma okulary przeciwsłoneczne i dumnie trzyma głowę w górze. Nie zauważa szklanych drzwi. Wpada na szybę, uderza się w twarz i przewraca na podłogę.)

5. (Fragment wywiadu z synem Hadesa i Apolla. Cody i Danny siedzą obok siebie, uśmiechają i odpowiadają na pytania.)

– Gdzie widzicie siebie za dziesięć lat?

– Na scenie z mikrofonem!

– Hhmm... Za dziesięć lat, któryś z nas może być już ojcem.

– Który z was?

(Cody pewnie wskazuje na siebie. Danny chrząka znacząco.)

– Tak, przez przypadek.

(Obaj chłopcy wybuchają śmiechem, a Cody szturcha przyjaciela.)

PO REKLAMACH


Pot spływał jej z czoła, włosy były całe mokre, a ubrania przykleiły się do ciała. Czuła się wycieńczona, ale walczyła dalej. Nie poddawała się, dopóki ostatni manekin nie został pokonany. Zapadał już zmierzch, a ona nie jadła od rana. Nie robiła też sobie przerwy.

– Kończymy na dziś?

– Tak, chodźmy coś wszamać.

Usłyszała rozmowę ostatniej dwójki półbogów, będących na arenie.

– Ej, Ty! – zawołał do niej chłopak – Idziesz czy zostajesz? – spytał

Nie zareagowała. Skupiała się na manekinie i ataku. Herosi stali w miejscu przez chwilę i przypatrywali się jej. W końcu jeden machnął lekceważąco ręką i obaj odeszli.

Danielle została sama. Oddychała ciężko. Było jej na przemian gorąco i zimno. Myślała o synu Apolla i analizowała rozmowę, którą wcześniej przeprowadził z nią Cody. Miał rację. Powinna wziąć sprawy w swoje ręce. Musiała być gotowa na wyznanie swoich uczuć.

O godzinie dziesiątej wróciła do domku. Jej rodzeństwo zbytnio nie zainteresowało się jej przyjściem, więc dziewczyna mogła w spokoju się wykąpać. To pomogło się jej zrelaksować. Gorące krople wody z siłą bicza uderzały w jej skórę i dawały ukojenie mięśniom. Jej ręce po całodziennym wysiłku przypominały żelki.

Przebrała się w piżamę, narzuciła szlafrok i zamierzała właśnie wyjść z domku, kiedy zatrzymał ją jej młodszy brat.

– A Ty gdzie? – spytał oskarżycielsko

– Chciałam...

– Masz mokre włosy, jest już ciemno i zimno. – przerwał jej

– Wyjdę tylko na chwilkę. Chcę pooddychać świeżym powietrzem. – oznajmiła spokojnie

Chłopak spojrzał na nią nieufnie.

– No dobrze, ale zaraz wracaj. – zgodził się niechętnie

Blondynka uśmiechnęła się i wyszła na ganek. Patrzyła na domek siódmy, w którym paliło się jasne światło. Westchnęła rozmarzona i opatuliła się rękoma, gdy zawiał mocny wiatr. Spojrzała na ciemny las i wróciła do środka. Położyła się w swoim łóżku i przyciągnęła do siebie pluszową pandę. Poczuła zimno, więc zakryła się kołdrą. Wtedy jednak było jej za duszno i nie mogła oddychać. Wciąż się odkrywała i przykrywała. Wszyscy już spali, a ona nie mogła. Jej ciałem od czasu do czasu wstrząsał dreszcz. Potem zaraz było jej za gorąco. Czuła, że ma czerwone poliki. Zaczęła kaszleć. Był to kaszel suchy, dość głośny i bardzo duszący. Męczył ją potwornie. Nie chciała budzić rodzeństwa, więc ukrywała się pod kołdrą i próbowała tłumić kaszlenie, ale wtedy dusiła się jeszcze bardziej, brakło jej tchu i kaszlała jeszcze mocniej.

W końcu nie wytrzymała i wstała z łóżka. Owinęła się kołdrą i wyszła z domku. Zamierzała się wykaszleć. Miała nadzieję, że świeże powietrze jej pomoże. Szła chwiejnie i co rusz przydeptywała pościel. Zakryła usta dłonią i zaczęła kaszleć. Z wysiłku, z oczu popłynęły jej łzy.

– Danielle! – usłyszała za sobą

Odwróciła się i dostrzegła kontur jakiegoś człowieka z jasnymi włosami.

– Gdzie Ty idziesz?!

Po głosie rozpoznała, że to Annabeth. Starsza siostra podbiegła do niej. Miała na sobie tylko piżamę, więc pewnie było jej zimno.

– Ann... – zaczęła słabo Danielle

– Dobrze się czujesz? – spytała zmartwiona Annabeth i dotknęła czoła siostry – Chodź, zaprowadzimy Cię do pawilonu szpitalnego.

Danielle przytaknęła. Po chwili ponownie dostała potężnego ataku kaszlu i zakręciło się jej w głowie. Annabeth patrzyła na nią zaniepokojona. Danielle złapała ją za rękę i zanim zdołała coś powiedzieć, padła nieprzytomna na ziemię.

~*~

Stracił poczucie czasu. Zdał sobie z tego sprawę, gdy wyjrzał za okno i zobaczył, że jest już ciemno. Nie przerwał jednak gry. Dobrze mu szło. Zamknął więc oczy i dotknął klawiszy. Po niewielkim pomieszczeniu rozeszły się przyjemne i kojące dźwięki.

Lubił grę na fortepianie. Nie był wielkim fanem muzyki klasycznej, ale uspakajała go. Mógł się wtedy relaksować.

Ćwiczył od kilku godzin. Stwierdził, że to będzie miła odskocznia od treningów i nauki. Od dawna robił przecież tylko to.

Zaczął sobie coś pod nosem nucić i podśpiewywać.

Usłyszał dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach pokojowych. Po chwili do pomieszczenia ktoś wszedł. Nie zwrócił jednak na to uwagi i grał dalej. Poczuł mocne perfumy. Wiedział, do kogo należały.

– Witaj, Nino. – rzekł spokojnie, nie przerywając gry

– Masz oczy z tyłu głowy, czy co? – rzuciła dziewczyna, ale on zignorował jej uwagę

– Znów idziesz na imprezę? – zapytał, tym razem na nią patrząc

Dziewczyna przed nim stojąca była bardzo chudą i wysoką nastolatką z długimi, dawno nieczesanymi jasnymi włosami. Miała na sobie zdecydowanie za krótką skórzaną spódniczkę i bluzkę, która bardziej wyglądała jak stanik. Blondynka miała też mocny i wyzywający makijaż. Danny dziwił się, że jej powieki i rzęsy wytrzymują ciężar takiej ilości niebieskiego cienia, brokatu oraz czarnego tuszu.

Nina trafiła na obóz niedawno. Wychowywała się w domu dziecka. Przy życiu trzymały ją marzenia. Chciała być modelką i piosenkarką. Danny miał okazję poznać jej umiejętności wokalne. Idealnie pasowałaby do rockowego zespołu. Miała do tego predyspozycje.

Dziewczyna w końcu uciekła i postanowiła rozpocząć nowe życie. Na własną kieszeń. Niestety, bez szkoły, pracy i rodziny, było to trudne. Chwytała dorywcze prace, żeby się z czegoś utrzymać. Śpiewała w pubach i barach, wysyłała wszędzie swoje zdjęcia i nic. Szybko poznała brutalną stronę życia. Nie miała szczęścia i nic się jej nie układało. Zaczęła dużo imprezować i jeszcze więcej pić. W końcu, przypadkowo trafiła na obóz. Wypruta z naiwnych marzeń i planów. Pozostała zniszczoną, pustą skorupą.

Danny czuł, że Nina się poddała. Nie zamierzała zrobić nic, by zmienić coś w swoim życiu. Na ludzi takich jak ona, mówiło się, że są nieudacznikami. On tak nie twierdził. Sądził, że dziewczyna miała po prostu ciężko i potrzebowała jakiejś motywacji i wsparcia.

O Ninie krążyły niepochlebne plotki. Dużo piła, zabawiała się z chłopakami i zachowywała nieprzyzwoicie. Mówiono, że się stoczyła. Nikogo się nie słuchała i z nikim nie rozmawiała. Wychodziła w nocy, wracała rano i spała cały dzień. Na obozie się jej nie podobało i pewnie nie zostałaby tu, gdyby nie było to jedyne miejsce, do którego mogła wrócić.

„Miejsce, do którego można wrócić..."

– A co, chcesz iść ze mną? – spytała i oparła się na fortepianie

– Chyba spasuję. Może Ty też? – spytał naiwnie Danny

Nina uśmiechnęła się, ale widział, że jest zgorzkniała. Jej oczy były ciemne i przymrużone. Podejrzewał, że już wcześniej coś piła. Nie powinien pozwolić jej wyjść.

– Może potrenujemy jutro, co? – zaproponował chłopak

– Nie sądzę.

– Często wychodzisz, to niebezpieczne. Jeśli coś Cię zaatakuje...

Nina ziewnęła ostentacyjnie i machnęła ręką.

– Skończyłeś? – spytała retorycznie

Danny dalej grał. Starał się nie dekoncentrować.

– Czy to marsz weselny? – spytała nagle Nina i zmarszczyła czoło

Chłopak spojrzał zdziwiony na klawisze i poruszające się po nich dłonie. Nawet nie zwrócił uwagi na to, co grał.

– Jakiś problem? – mruknął i przeszedł na marsz pogrzebowy

– Ten mi się bardziej podoba. – oznajmiła dziewczyna i zarzuciła włosami – Wychodzę. – dodała

– Czekaj. – wypalił i przestał grać

Odwrócił się na siedzeniu, a ona spojrzała na niego pytająco.

– Czego? – ponagliła go

– Nie powinnaś wychodzić.

Prychnęła i podeszła bliżej niego.

– A co mi zrobisz? Poskarżysz się „tatuśkowi?" – spytała i z hukiem zatrzasnęła pokrywę na klawisze

Danny nawet nie drgnął. Podniósł się i chciał zatrzymać wychodzącą dziewczynę, kiedy nagle do domku wpadł Jessy. Chłopak obojętnie wyminął Ninę, która spojrzała na Danny'ego arogancko, pokazała środkowy palec i wybiegła.

– Danny! – krzyknął Jessy – Dobrze, że jesteś.

– Mówisz do mnie? Serio? – spytał głupio siedemnastolatek

– Przyjaźnisz się z córką Ateny, nie? Taką niską, Dan...

– Danielle. – wtrącił Danny i zmarszczył brwi

Jessy wyglądał na trochę zdenerwowanego. Dlaczego pytał go o szarooką?

– Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć. Jest w szpitalu. – oznajmił

Danny zrobił wielkie oczy i nie pytając o nic więcej, rzucił się na drzwi i pobiegł w stronę pawilonu szpitalnego. Jessy pognał za nim. Wpadli do środka niemal równo.

Zdyszany chłopak zauważył Willa, który stał przy szpitalnym łóżku.

– Will! – zawołał

Chłopak odwrócił się. Miał na sobie szpitalny, biały fartuch.

– Co jej jest?! – spytał głośno Danny i stanął przy posłaniu

Spojrzał zdenerwowany na Danielle. Była bardziej blada niż zwykle i leżała nieprzytomna.

– Zasłabła. Miała ataki silnego kaszlu, nie mogła oddychać. Dałem jej ambrozję, nektar, kroplówkę i posmarowałem maścią, która przeczyści jej drogi oddechowe, by się nie dusiła.

Danny sapał zdenerwowany. Ręce mu chodziły.

– Sprawdzałeś tętno? Jaki to kaszel? Ma gorączkę? Zaobserwowałeś jakąś wysypkę? Jak wygląda jej język? Czy funkcje życiowe są w normie?

Will uśmiechnął się i rozbawiony położył dłoń na ramieniu brata.

– Wszystko jest w porządku. Poleży tu i rano będzie mogła wyjść.

– Na pewno? To nic poważnego? – pytał dalej przejęty Danny

– Będzie dobrze.

– Co się właściwie stało?

– Wyszła z domku i zasłabła. Jej starsza siostra pobiegła po Jessy'ego. Uspokoiłem ją i odprawiłem do łóżka.

– Rozumiem. Zajmiesz się nią?

– Jest w dobrych rękach. Ale jeśli chcesz, mogę zostawić ją pod Twoją opieką.

– Tak, pewnie. – zgodził się szybko Danny

– Świetnie. Będę w pokoju obok, wołaj w razie czego. A Ty, Jessy, wracaj do domku i sprawdź, czy wszyscy są i śpią.

– Jasne. – rzekł chłopak i wyszedł

Will skierował się do pomieszczenia socjalnego, a Danny usiadł przy łóżku przyjaciółki i złapał ją za rękę. Odruchowo sprawdził puls. Potem zaczął pocierać delikatnie skórę dziewczyny. Starał się przekazać jej jak najwięcej dobrej energii.

Myślał o tym, co prawdopodobnie się wydarzyło. Danielle miała naprawdę słaby organizm. Nie mogła się przemęczać. Mdlała, gorączkowała, a duży wysiłek mógł doprowadzić do tego, że nastolatka parę dni będzie przykuta do łóżka.

– Malutka... Co Ty zrobiłaś..? – szepnął

Postanowił, że zostanie z nią całą noc. Położył głowę na materacu i zamknął oczy. Ani na chwilę nie puścił dłoni dziewczyny.


Poczuł, że ktoś bawi się jego bujnymi, miękkimi włosami. Lubił to. Czyjeś sprawne palce głaskały go po głowie i karku. Zamrugał i przypomniał sobie wydarzenia sprzed kilku godzin.

Błyskawicznie się podniósł i ujrzał Danielle, która siedziała i wpatrywała się w niego błyszczącymi oczami. Miała silnie zaróżowione poliki i rozczochrane loki. Krótsze kosmyki opadały jej na czoło. Danny pomyślał, że nastolatka wygląda jak Cherubinek. Wciąż trzymał ją za rękę.

– Danielle! – wykrzyknął uradowany i rzucił się na blondynkę

Zaskoczona dziewczyna odwzajemniła uścisk.

– Danny, udusisz ją. – chłopak usłyszał głos swojego brata, więc szybko puścił przyjaciółkę

Nawet nie zauważył, że Will stoi obok i patrzy na nich z uśmiechem. Blondyn trzymał w ręku notes i długopis.

Był już ranek, więc musiał tu spędzić całą noc. Przeciągnął się i ziewnął.

– Co tam? – spytał brata

Ponownie złapał Danielle za rękę. To było tak naturalne, że nawet nie zwrócił na to uwagi.

– Z Danielle jest już lepiej, martwiliśmy się o Ciebie. Spałeś jak zabity.

Chłopak wyszczerzył się i drugą ręką podrapał się po głowie.

– Byłem trochę zmęczony. – odparł – Jak się czujesz, Danielle?

– Nie ma gorączki. Jeszcze trochę kaszle, ale płuca są czyste.

– A sprawdziłeś... – zaczął Danny

– Sprawdziłem wszystko. – zapewnił Will z uśmiechem – Dla pewności zatrzymam Danielle do jutra.

– I dobrze. Nie powinna się narażać!

– Ja tu jestem... – mruknęła naburmuszona

– I zaraz mi wszystko powiesz! Co się stało?! Martwiłem się!

– To ja was zostawię i przyniosę śniadanie. – oznajmił Will i szybko poszedł w stronę wyjścia

Danny spojrzał karcąco na przyjaciółkę. Danielle westchnęła ciężko i skrzywiła się.

– Przepraszam. – powiedziała

– Przemęczałaś się, prawda?

– Musiałam coś sobie udowodnić. – rzekła pewnie

– Aha, ciekawe co. Jak szybko możesz się wykończyć? – spytał z sarkazmem

– Danny! – krzyknęła i wyrwała rękę z jego uścisku – Ty nie rozumiesz!

– To mi wytłumacz. – powiedział zaskoczony jej nagłym wybuchem

Dziewczyna zaczęła kaszleć, więc chłopak poklepał ją po plecach i podał szklankę wody.

– Nie chcę zostać w tyle za Tobą. Chcę, byśmy byli na równi. – wyznała, ale on nie bardzo zrozumiał, co miała na myśli

Przechylił głowę i spojrzał na nią pytająco.

– Zostać w tyle?

– Nie chcę litości i ulgi. Chcę być jak każdy inny półbóg.

– Przecież jesteś.

– Nieprawda. – rzekła głośno – Ciągle tylko słyszę, że mam uważać, że jestem słaba, że nie mogę czegoś robić, że to zbyt trudne, że to zbyt niebezpieczne, że mam się oszczędzać! Mam dość! Mam dość życia pod kloszem! – krzyknęła zła, a on zamarł w bezruchu

Patrzył na nią z niedowierzaniem.

– Nie jestem dzieckiem. – dodała przez zaciśnięte zęby

Jej oczy wyglądały jak chmury burzowe. Miał wrażenie, że zaraz zaczną ciskać piorunami.

Westchnął i uśmiechnął się.

– Ale się tak zachowujesz. – rzucił, a ona uderzyła go w ramię

Nawet tego nie poczuł. Patrzył na wściekłą dziewczynę z rozbawieniem.

– Co powiedziałeś?

– Wiesz, że Twój organizm jest wrażliwy, a mimo to, trenujesz do końca.

– To się nazywa upór i determinacja. Chyba coś wiesz na ten temat.

– To się nazywa samobójstwo. Spójrz na siebie. Leżysz w szpitalu. – powiedział dosadnie

– I co z tego?

Prychnęli równocześnie i spojrzeli na siebie gniewnie.

– Chcesz się wykończyć?

– Nic mi się nie stało.

– Ale mogło! Jesteś taka uparta! Dokładnie tak jak...

– Lana? – przerwała mu, a on zamarł

Oczy mu pociemniały.

– Tak. – szepnął

Na chwilę zapadła cisza, podczas której Danielle wpatrywała się wyczekująco w chłopaka, a on siedział ze spuszczoną głową.

– Ona też taka była. Zawsze chciała udowodnić coś sobie i innym. Robiła szalone głupoty. – odezwał się w końcu

– Podziwiałam ją za to. – wyznała spokojnie Danielle – Nie bała się, po prostu działała. Wiele razy mówiła, że czuje się słaba, że jest bezużyteczna, że musi być silna. I wiesz co? Udało się jej wiele osiągnąć, bo się starała, bo walczyła.

– Yhm i co jej z tego przyszło? – spytał Danny, zakładając ręce na piersi

– Zrobiłabym to samo. – rzekła pewnie Danielle, a jej oczy stały się nagle jaśniejsze

– Przestań, nie mów tak. – mruknął przygaszony

– Myślisz, że to nieprawda? – spytała, ale zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie

– Nic nie myślę. Nie chcę, byś musiała to robić. Chcę, żebyś żyła. – wyznał, patrząc jej w oczy – Cieszę się, że trenujesz, jestem dumny, że się nie poddajesz, ale proszę... Możesz na siebie uważać?

Blondynka zacisnęła usta i pokiwała głową.

– Możemy trenować razem. Wtedy będę miał Cię na oku, co Ty na to? – zaproponował Danny

– Bardzo chętnie. – przyznała z uśmiechem córka Ateny

On też się uśmiechnął. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Danielle znów zaczęła kaszleć. Poklepał ją po plecach i usiadł bliżej na łóżku.

– Na pewno dobrze się czujesz? – spytał zmartwiony

– Tak, jest w porządku. – odparła dziewczyna, trzymając rękę na gardle

– Mam nadzieję. Nie wyobrażam sobie, jakbym miał stracić jeszcze Ciebie. – wyznał szczerze Danny i z całych sił przytulił blondynkę

Dziewczyna zrobiła wielkie oczy, ale po chwili zamknęła je i wtuliła się w blondyna. Trwali w uścisku i wsłuchiwali się w przyśpieszone bicia swoich serc. W końcu Danny odsunął się lekko od nastolatki i spojrzał na jej zaróżowioną twarz. Była śliczna. Zwłaszcza, kiedy się rumieniła. A robiła to często. Miała takie delikatne ręce. Zdawała się być krucha jak porcelanowa lalka. Pragnął się nią opiekować, chronić najlepiej jak umiał, przed całym złem tego świata.

– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – spytała cicho

– Wcale nie patrzę! Zastanawiam się, gdzie jest Will z moim śniadaniem! – krzyknął niebieskooki, a Danielle się zaśmiała

– Pewnie sam najpierw zje, nie złość się. – uspokoiła go

– Nie złoszczę! – krzyknął naburmuszony, ale po chwili złagodniał i objął dziewczynę – Nie strasz mnie tak więcej, dobrze? – szepnął jej na ucho

– Dobrze. – rzekła równie cicho

– Lana kazała mi się Tobą opiekować. Nie mogę jej zawieść. – wyznał

Twarz blondynki zastygła w bezruchu, a w oczach pojawiły się jej łzy.

– Więc tylko dlatego... – zaczęła, ale szybko jej przerwał

– Nie, nie! To nie tak! – powiedział, odsuwając się, by na nią spojrzeć – Zależy mi na Tobie. Naprawdę się martwię. – dodał

Danielle wyglądała jednak na nieprzekonaną. Danny westchnął.

– Jesteś dla mnie ważna, ok? A Lana... Lana... – zawiesił się, bo ujrzał we wspomnieniach twarz Zeusowej córki – Wiedziała, że nie będzie jej już przy Tobie, więc powierzyła mi to zadanie. Gdyby tu była, na pewno by na Ciebie nakrzyczała. Zrobiłaby to.

Szarooka uśmiechnęła się lekko.

– Wyobrażam sobie, że wpada tu wściekła. Jest naelektryzowana i strzela błyskawicami. Zaczyna krzyczeć, a kiedy złość już jej przechodzi, pyta jak się czuję, poprawia mi poduszkę, daje żelki, wrzeszczy na wszystkich wkoło, że mają mi dać herbatę i coś ciepłego do jedzenia. A potem uśmiecha się, siada obok i zaczyna opowiadać mi o wielu rzeczach, na przykład o swoim kolejnym dziwnym śnie.

Danielle mówiła z uśmiechem, ale po jej twarzy płynęły łzy. Nagle zaczęła głośno płakać i ukryła twarz w dłoniach.

– Tak bardzo za nią tęsknię! – zawyła, zanosząc się szlochem

Danny ponownie objął dziewczynę, która pod wpływem silnych emocji, znów zaczęła kaszleć.

– Ja też... Chciałbym, żeby tu była.

– To... To moja wina... – powiedziała słabo dziewczyna

Danny spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami. W pierwszej chwili pomyślał, że Danielle zaczyna majaczyć.

– O czym Ty mówisz?

– Bo Lana... – zaczęła i ponownie wybuchła płaczem – Ty widziałeś tylko ją. Zawsze stałam obok, ale Ty widziałeś tylko ją. – wyznała po chwili

Chłopak poczuł, jakby olbrzym ścisnął jego serce i zaczął się nim bawić, jak gumową zabawką.

– Nie liczyłam się dla Ciebie, choć tak bardzo starałam się, byś mnie dostrzegł. A Lana... Była taka dobra. Ona znała moje serce. Zawsze chciała mi pomóc. Była moją prawdziwą przyjaciółką. Kochałam ją jak siostrę, ale czasem... ale czasem chciałam, żeby zniknęła. Żeby po prostu zniknęła. Nigdy nie życzyłam jej śmierci, chciałam tylko, żeby jej nie było. Sądziłam, że może wtedy zwrócisz uwagę na mnie. Jak mogłam tak myśleć? Jak mogłam tego chcieć? Jestem taka okropna! Zabiłam ją! To przeze mnie nie żyje!

Danielle wpadła w histerię. Zaczęła płakać jak jeszcze nigdy. Nie potrafiła się uspokoić. Cała była mokra od łez. Szlochała i kaszlała równocześnie. Danny za to siedział nieruchomo. Długo przetwarzał słowa dziewczyny. W głowie miał mętlik. Miał wrażenie, że zły olbrzym wyrwał mu serce i uciekł z nim, wesoło przy tym podskakując.

– Przepraszam. – szepnął cicho i z całej siły przytulił szarooką – Przepraszam, że tak bardzo Cię skrzywdziłem. Nie miałem pojęcia, że tak przeze mnie cierpisz. Proszę, wybacz mi. – dodał, a dziewczyna rozpłakała się jeszcze bardziej

Zacisnął oczy, powstrzymując się przed tym, żeby samemu nie zacząć płakać.

– Niczemu nie jesteś winna. To ja doprowadziłem do takiej sytuacji. Ale to naprawię, tylko daj mi szansę. – powiedział pewniej, a ona złapała się jego koszulki – Przepraszam, maleńka... – dodał, a z niebieskich oczu popłynęły mu łzy

~*~

Krzątał się po niewielkiej kuchni, a Lily siedziała na barowym stołku i machała nogami w rytm lecącej w radiu piosenki. Bawiła się ołówkiem i przygryzała dolną wargę. Tego dnia wyprostowała włosy. Zadziwiająco długie kosmyki okalały jej ramiona i plecy. Synowi Hadesa przypominały pasma autostrady.

Miał dziś dobry humor, bo przed przyjściem do przyjaciółki, był z wizytą u Sandry. W przyszłym tygodniu miał zabrać jej dzieciaki na obóz. Cieszył się, bo to zapewni bliźniakom ochronę.

– Ej, a ten przykład jak zrobić? – spytała znów Lily

– Analogicznie do tego ostatniego. – odparł, smażąc małe kawałki boczku na patelni

Lily przewróciła oczami i jęknęła zawiedziona, a on uśmiechnął się pod nosem.

– Cody, Ty jesteś taki mądry! – powiedziała słodko, przeciągając każde słowo

– I do tego przystojny i seksowny. Wiem. – dodał obojętnie chłopak

– To może zrobisz to za mnie?

– Wtedy niczego się nie nauczysz.

– Nie muszę.

– Lily, czy Ty próbujesz wykorzystać moje matematyczne zdolności?

– Och, jesteś też niezwykle spostrzegawczy! – powiedziała nastolatka i zakryła dłonią usta

Cody uśmiechnął się i zagroził jej drewnianą łyżką.

– Niezła próba. Rób zadanie, bo inaczej...

– Rzucisz tym we mnie? – wtrąciła, udając strach

– Nie masz pojęcia, jak niebezpieczne potrafią być drewniane łyżki.

– Jak myślisz, czy taka łyżka...

– Rób zadanie! – przerwał jej chłopak

Dziewczyna przewróciła oczami, prychnęła i pochyliła się nad pracą domową. Cody dołożył do boczku cebulkę i z uwagą pilnował jedzenia. Nucił też sobie piosenkę, co jeszcze bardziej poprawiało mu humor. Następnie zajął się sosem.

– Chcesz sobie zrobić przerwę? – spytał

– Czy słońce świeci? – odparła pytaniem i ochoczo zeskoczyła z krzesełka – Co mam robić?

– Przerzuć makaron.

Lily wzięła durszlak i przesypała część jego zawartości do szklanego naczynia.

– Co dalej?

– Popilnuj patelni. – polecił, a sam wziął pokrojone wcześniej brokuły i ułożył je na makaronie

Lily uważnie mu się przyglądała. Chłopak po chwili wziął gorącą patelnię i przelał część sosu na jedzenie. Potem razem z czarnowłosą położyli na całość ser. Naczynie było zapełnione tylko w połowie, więc ponownie wsypali do niego makaron i brokuły.

– Fajnie wyglądasz w tym fartuszku. – powiedziała Lily, kiedy kładli ostatnie plastry sera

– Ja zawsze wyglądam fajnie. – poprawił ją Cody i przykrył naczynie wiekiem

Lily otworzyła nagrzany piekarnik, a on wstawił do niego żaroodporny, szklany pojemnik.

– To teraz tylko czekać. – powiedział, patrząc na zegarek

– Jestem w szoku, że znasz się na gotowaniu!

– To ja jestem w szoku, że Ty nie. – odparł szczerze, a ona uderzyła go w ramię

– Nie miałam okazji, żeby się nauczyć. – powiedziała naburmuszona

Za to Cody miał okazję, kiedy przesiadywał u Sandry z bliźniętami i kiedy gotowali wspólnie z rodziną Lany. To były miłe chwile.

– Powiem Ci, że jeszcze nigdy nie dostałem wiadomości o treści „Moi rodzice wyjechali, jestem głodna! Przyjedź!" – wyznał Cody i zaśmiał się wesoło

– Nie nabijaj się...

– Lepiej wracaj do nauki. – powiedział chłopak i ściągnął fartuch w gruszki

– Nie chcę!

– Przestań marudzić, to jest łatwe. Powinnaś to już dawno umieć.

Obserwował, jak Lily niechętnie podchodzi do barowego stołka. Biała zakolanówka zsunęła się z jej prawej nogi, ale ona chyba tego nie zauważyła. Krótka spódniczka zafalowała, gdy dziewczynie w końcu udało się usiąść na poprzednim miejscu. Nastolatka podrapała się ołówkiem po głowie i westchnęła ciężko.

– No dobrze, pokaż ten przykład. – powiedział zrezygnowany Cody

~*~

Ostatni raz machnęła szmatką i odetchnęła zadowolona.

– Kuchnia posprzątana. – zakomunikowała

– Dobrze, że chociaż to umiesz.

– Jesteś złośliwy.

– Staram się, La... – urwał w połowie i ugryzł się w język – Lily. – dodał ciszej i wlepił wzrok w ekran telewizora

Jak on chciał ją nazwać? Czy już kompletnie oszalał? Lily jednak niczego nie zauważyła i padła na sofę obok niego. Gdy na nią spojrzał, zauważył, że jest nieco zdenerwowana i strapiona.

– Wszystko gra? Nie martw się, nie umrzesz z głodu.

– Nie o to chodzi. – rzekła i zaczęła bawić się palcami – Mogę Cię o coś spytać?

– Właśnie to zrobiłaś.

– A jeszcze jedno?

– To już drugie. – powiedział rozbawiony Cody, a ona jęknęła i zatopiła twarz w beżowej poduszce – Ok, już jestem poważny. Pytaj.

Lily podniosła się i wyprostowała. Swoimi czekoladowymi oczami spojrzała uważnie na chłopaka. Zwilżyła językiem usta i nabrała głęboko powietrza. Denerwowała się, ale nie mogła znieść dłużej tej niepewności.

– Kim była Lana? – spytała zdecydowanym tonem

Blask w jego czarnych oczach przygasł. Widziała, jak na twarz zakradł się smutek. Chłopak odwrócił wzrok i spuścił głowę.

– Percy mnie ostrzegał... – rzucił obojętnie

– Przepraszam, wiem, że to nie moja sprawa i nie powinnam się wtrącać, ale... Jestem po prostu ciekawa. – przyznała szczerze – Ciągle słyszę, jak ktoś o niej wspomina i to mnie frustruje.

Wiedział, że ta chwila w końcu nadejdzie. Przygotowywał się do niej, ale kiedy w końcu nastała, nie wiedział co ma powiedzieć.

– W porządku, nie jestem zły.

– Więc opowiesz mi o niej?

– Co chciałabyś wiedzieć? – spytał, patrząc na nią

– Czy to prawda, że ona..? – zaczęła i spuściła wzrok

Głupio jej było o to pytać.

– Tak, Lana nie żyje. – powiedział dosadnie Cody, a Lily zamknęła oczy i zacisnęła pięści

– Przykro mi... – szepnęła

– Przecież nawet jej nie znałaś. – rzucił chłopak i prychnął

– Masz rację, ale i tak mi przykro. Była kimś ważnym dla Ciebie, prawda?

– Yhm. – mruknął czarnowłosy

– Może zrobię herbatę. – zaproponowała nastolatka i wstała

Szybko pobiegła do małej kuchni. Cody słyszał jak nalewa wody do czajnika i wyciąga kubki z szafki.

Podszedł do drzwi balkonowych. Po chwili namysłu zdecydował się na otworzenie ich i wyjście na zewnątrz. Oparł się o zniszczoną balustradę i spojrzał w dół, na stare schody przeciwpożarowe. Słyszał jadące samochody. Lily mieszkała w zwykłej kamienicy w środku miasta, więc to było normalne.

– Twoja herbata. – odezwała się nagle, stojąc tuż za nim

Odwrócił się i wziął od niej gorący kubek. Oparli się o balustradę i milczeli przez jakiś czas. Cody wziął kilka łyków napoju o pomarańczowym smaku.

– Znałem Lanę praktycznie od urodzenia, mieliśmy domy obok siebie, a nasze mamy od lat się przyjaźniły. Ale za dziecka się wyprowadziłem i przez długi czas się nie widzieliśmy. Spotkaliśmy się ponownie, gdy mieliśmy piętnaście lat. Danny, Lana i ja. Zawsze razem. Przyjaźniliśmy się, choć bywało różnie. Danny i ja często się kłóciliśmy, a ona musiała nas uspokajać. To Lana trzymała nas razem.

– Danny często o niej mówi. – zauważyła cicho Lily

– Uwielbiał ją. Była jego oczkiem w głowie.

– A ona, niech zgadnę...

– Tak, kochała mnie. A ja ją. Całym sercem. Ale bałem się jej powiedzieć o swoich uczuciach. Bałem się, że ją stracę. Myślałem, że mogę kochać ją na odległość, więc wyjechałem na kilka miesięcy.

Lily zmrużyła oczy.

– Ale dlaczego?

– To skomplikowane. Nie chciałem jej skrzywdzić, myślałem, że jak nie będziemy się widywać, ona przestanie mnie kochać i tak będzie dla niej lepiej...

– Ale przecież Ty ją kochałeś. To głupie!

– Teraz to wiem. – rzucił syn Hadesa z lekkim uśmiechem

– Nie chciałeś z nią być?

– Chciałem, ale zrozum... Czułem, że nie jestem dla niej odpowiedni. Tęskniłem za nią każdego cholernego dnia, nigdy wcześniej nie przeżywałem czegoś takiego. Wróciłem, bo dostałem wiadomość, że miała wypadek. Musiałem ją zobaczyć. Nic innego się nie liczyło. Była na mnie zła. Nie mogła zrozumieć, dlaczego wyjechałem. Nie ufała mi już tak, jak kiedyś, bała się, że znów ją zranię. Ale ja byłem zdecydowany, by zostać z nią na zawsze. Chciałem tego.

Cody wpatrywał się w niebo i od czasu do czasu brał łyk napoju.

– Spędziliśmy razem cudowne, pełne śmiechu lato. Przy niej zaznałem szczęścia. A potem ona niespodziewanie odeszła. A wraz z nią cały mój sens życia. Od jej śmierci, nie ma dnia, bym nie tęsknił i o niej nie myślał. Nigdy o niej nie zapomnę. To jest po prostu niemożliwe, bo wciąż czuję jej obecność. Jest jak muzyka. Nie widzę jej, ale otacza mnie z każdej strony. – wyznał spokojnie

Lily szybko starła spływającą po policzku łzę. Nie miała pojęcia, dlaczego się popłakała. Historia, którą opowiedział jej Cody, bardzo ją wzruszyła.

– J-jak umarła? – spytała drżącym głosem

– Ona... Ona była chora. Tylko tego nie wiedzieliśmy. – odparł, a czarnowłosa złapała się mocniej barierki

Musiał skłamać. Lana została zamordowana przez Lamię. Choć chciał, nie mógł powiedzieć Lily prawdy. Nie mógł wyjawić jej sekretu, jakim był mitologiczny świat. Tak jak każdy śmiertelnik, który znał Lanę, Lily musiała myśleć, że dziewczyna zmarła, bo „pękł jej tętniak." Musiał trzymać się wspólnie ustalonej wersji, która obowiązywała jeszcze przed samym pogrzebem.

Nie chciał kłamać. Nie w tej sprawie. Wszyscy powinni wiedzieć, jak naprawdę umarła Lana. Powinni wiedzieć, że była waleczną bohaterką. Zdawał sobie jednak sprawę, że musi ciągnąć ten teatrzyk.

– Ale jak to..? – spytała cicho Lily

– To... To był wypadek. Straszny wypadek. – powiedział Cody, mrużąc oczy, jakby próbował sobie to przypomnieć – Byliśmy w Central Parku. Nic nie zapowiadało, że to będzie nasz ostatni dzień. Mieliśmy dużo planów, wiesz? Umówiliśmy się, planowałem gdzie ją zabiorę i jak powiem jej o swoich uczuciach. I nagle zaczął się koszmar.

Zamilkł na chwilę. Wpatrywał się w jakiś odległy punkt, choć Lily widziała, że jego wzrok jest nieobecny.

– Nagle zrobiło się jej słabo. Bolała ją głowa i upadła.

– O matko... – szepnęła słabo czarnowłosa

– Umarła na moich rękach. Nie potrafię Ci powiedzieć, co było potem. Wszystko działo się tak szybko...

Nie skłamał. Tu akurat powiedział prawdę.

Oficjalna wersja wyglądała tak, że Lanie pękł tętniak. Zakrwawione, przebite na wylot ciało nastolatki trudno było zatuszować. Bardzo. Chejron rzucił Mgłę na każdego, kto się zainteresował. Przez to przygotowania do pogrzebu były nieco utrudnione.

– Jest mi ogromnie przykro, Cody... Nie wiem co mam powiedzieć...

Lily na chwiejnych nogach wróciła do salonu i padła na sofę. Brunet po chwili zrobił to samo.

– Nie lubię o tym mówić. Sama rozumiesz. Nie umiem się z tym pogodzić.

Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Była naprawdę przejęta. Syn Hadesa zachował jednak spokój, z czego był wręcz dumny.

– Jak fajerwerki... Taka ulotna... – szepnął – Miłość jest bólem... Nigdy nikogo tak nie pokocham.

– Rozumiem, jak Ci ciężko, to musiało być naprawdę trudne.

– I jest. Wstaję, ubieram się, żyję z tym żalem i wiem, że nic nie mogę zmienić. To boli. – oznajmił i napił się herbaty, która zdążyła ostygnąć

Na chwilę zapadła cisza. Lily wciąż była w szoku. Analizowała sobie wszystko to, co powiedział jej Cody.

– Jaka była? – spytała w końcu, a on uśmiechnął się lekko pod nosem

Gdy spojrzał w jej stronę, zauważyła dawny blask w jego oczach.

– Była wspaniała. – odparł bez namysłu – Na swój sposób. – dodał, a Lily zaśmiała się krótko

– Opowiedz mi o niej. – powiedziała nieco ożywiona

– Była moim Aniołem, uratowała mi życie.

Oczami wyobraźni widział ukochaną. Przypominał sobie detale, każdy szczegół, każdą rzecz, którą w niej uwielbiał. Cieszył się, że wciąż pamięta tak wiele.

Cieszył się, że może mówić o Lanie. Przy Lily czuł się inaczej. Swobodniej, lepiej. Bez tego napięcia i stresu. Nie patrzyła na niego i nie zastanawiała się, czy zaraz nie popadnie w histerię i nie schowa się pod kołdrą. To mu pomagało.

– Lana była... To zależy. Kiedy chciała, była słodka i milutka. A kiedy musiała, była silna, zdecydowana, uparta i waleczna. Potrafiła ciskać błyskawicami. Dosłownie. Zaufaj mi, wiem co mówię. Choć w to wątpiła, była dzielna i odważna. Do tego bardzo inteligentna. Zawsze mogła służyć radą i pomocą. Była też cwana, wiedziała, jak niejednego przegadać i zmusić do tego, by poddał się jej woli. A czasem była jak dziecko. Radosna, wesoła i zabawna. Lubiła wskakiwać mi na plecy. Miała wyobraźnię, była kreatywna i pomysłowa. Lubiła dziewczęce rzeczy, ale po pewnym czasie zrezygnowała z sukienek. Głupi pomysł. Tak naprawdę lubiłem wszystkie jej sukienki.

– Kiedy tak o niej mówisz, to czuję, że byśmy się polubiły. Masz jakieś jej zdjęcie?

– Czy słońce świeci?

Zaśmiali się, a on wyciągnął z kieszeni telefon. Wszedł w album i pokazał Lily kilka zdjęć córki Zeusa.

– Jej... Te oczy... – powiedziała dziewczyna

– No wiem.

Lana miała piękne oczy.

– To takie niesprawiedliwe, że już jej nie ma...

Lily nagle przytuliła chłopaka. Otoczyła go szczupłymi ramionami.

– Myślę, że Lana jest w Niebie i czuwa nad Tobą. Na pewno się o Ciebie troszczy. Może została Twoim Aniołem Stróżem. – powiedziała pewnie – Dziękuję, że mi o niej opowiedziałeś. Rozumiem, jak bardzo ją kochałeś. Kiedy będziesz chciał porozmawiać, zawsze Cię wysłucham. Możesz mi zaufać. – dodała i odsunęła się

Cody uśmiechnął się.


Dzień później...


Szedł ulicą w stronę swojego zaparkowanego samochodu. Wkurzał się, że tak daleko go zostawił. Miał do przejścia jeszcze dwie przecznice.

Był zdenerwowany i smutny. Nie dość, że ciągle myślał i martwił się o Danielle, to teraz jeszcze to...

„Nina..."

Jego siostra, po tym jak dwa dni temu wyszła w nocy, jeszcze nie wróciła. Jako jedyny się zorientował. Chciał z nią pogadać, kiedy wyszedł od Danielle, ale nigdzie jej nie było. Miał nadzieję, że zastanie ją tego ranka, ale nic z tego. Więc postanowił powłóczyć się po mieście i jej poszukać. Tylko to mu pozostało.

Było mu szkoda Niny, rozumiał ją. Podzielał jej samotność i brak akceptacji. Wiedział, jak się czuła. Sądził nawet, że są podobni. Tylko jemu się udało. Odnalazł przyjaciół, a oni mu pomogli. Nie zapadł się w odmęty nienawiści. Nie stał się skorupą bez marzeń. Pragnął pomóc Ninie, wyciągnąć do niej rękę, zwłaszcza, że była córką Apolla.

Nagle na kogoś wpadł. Szybko się zorientował, że to kobieta. W dodatku siwiutka zakonnica ze zmarszczkami. Speszony zaczął przepraszać i się kłaniać. Bał się, że staruszka będzie zła i zacznie go bić krzyżem, bo pogniótł jej tę śmieszną sukienkę, ale nic takiego się nie wydarzyło.

– Danny, czy to Ty? – spytała niepewnie, a on zamarł i spojrzał w jej wyblakłe, niebieskie oczy – Mały Danny? Znalazłam Cię?

– P-przepraszam, to jakaś pomyłka. – wybełkotał słabo i uciekł, nie oglądając się za siebie

Długo biegł, przeciskając się przez tłumy przechodniów. Dyszał, a serce waliło mu jak szalone. W końcu zatrzymał się i oparł o ścianę budynku. Nie mógł złapać tchu. Był w szoku. Nie wierzył, że to wydarzyło się naprawdę.

„Znalazła mnie..? Jakim cudem mnie rozpoznała? Czy to była siostra Mary?"

Siostra Mary była jego opiekunką. Klasztorny dom dziecka znajdował się obok szpitala i podobno trafił tam niedługo po porodzie. Dołączony był akt urodzenia, ale rodzice pozostali nieznani. A może matka była tam wpisana? Nie wiedział, choć przez lata go to ciekawiło.

W domu dziecka spędził pierwsze sześć lat swojego życia. Było mu źle. Czuł się samotny. Nikt nie chciał go adoptować. Mimo że był ślicznym, zdrowym chłopcem, ludzie oddawali go po zaledwie kilku godzinach. Przez to stracił zaufanie do dorosłych. Nie lubił ich. Potem nawet doszło to tego, że już na rozmowach zapoznawczych zachowywał się niedopuszczalnie. Pluł, gryzł, skakał, krzyczał i wyzywał. Mówili, że jest okropnym bachorem. Mówili, że jest dziki i ma wściekliznę. Mówili, że go nie chcą. Nikt nie chciał.

Czuł się, jakby był w schronisku. Ludzie przychodzili, oglądali i wybierali. Pragnął mieć rodzinę, ale nie w taki sposób. Poza tym wiedział, że nawet jeśli go wezmą, niedługo i tak wróci. Raz jedni państwo uparli się, że go chcą. Kiedy pierwszy raz zabierali go do domu, nawet nie wziął ze sobą szczoteczki. Jeszcze przed zachodem słońca wyrzucili go z auta pod sierocińcem.

Nie miał przyjaciół. Inne dzieci go nie lubiły, bo był niegrzeczny, krzyczał i bałaganił. Śmiały się, że nikt go nigdy nie zaadoptuje.

Ale pewnego dnia byli tacy, co bardzo mu się spodobali. Nowi rodzice byli blondynami. Był tym zachwycony. Gdyby go adoptowali, wyglądałby przy nich normalnie, jakby byli prawdziwą rodziną. Wszyscy myśleliby, że jest ich rodzonym synem.

Cieszył się na każde spotkanie z nimi. Zabierali go na spacery do parku i na karuzele. Raz nawet poszli do kina na nową bajkę. Kupowali mu misie i słodycze. Uwielbiał ich. Zawsze dawał im laurki i przytulał. Nie chciał się z nimi żegnać, ale zawsze obiecywali, że wrócą, a on im wierzył, bo naprawdę wracali. Codziennie wyglądał ich w oknie. Bardziej nawet niż Świętego Mikołaja, bo on wcale nie był taki fajny i nie przynosił wielu prezentów.

W końcu nastał ten dzień, kiedy „nowi rodzice" mogli go zabrać na noc do domu. Skakał z radości. Zabrał wszystkie swoje rzeczy, bo miał nadzieję, że tym razem już nie wróci. Nie miał ich wiele. Wszystko spakował do plecaczka i sklepowej reklamówki. Już w samochodzie nie mógł usiedzieć z ekscytacji. Oni opowiadali mu o ich mieszkaniu. Nie mieli domu z ogrodem, ale to nie szkodzi. Pytał, czy kupią psa. Chciał mieć psa. Szkoliłby go i wyprowadzał na spacery. Codziennie by się z nim bawił, a pies by go bronił przed innymi dziećmi.

Kiedy byli już na miejscu, ciągle krzyczał i się śmiał. Dostał nawet swoje łóżeczko. Było nowe i kolorowe. Jego własne. Zamówili pizzę i oglądali bajki. Chciał zrobić coś dobrego i posprzątać w kuchni. Wtedy się zaczęło. Przez przypadek zbił talerze i pokaleczył się szkłem. Przyszli, gdy usłyszeli hałas. Nie krzyczeli, powiedzieli, że to tylko wypadek, ale on był smutny. Potem rozlał kakao na jakieś ważne dokumenty, przewrócił doniczkę z kwiatem, a kiedy chciał pobawić się z małą, białą myszką, którą trzymali w klatce, upuścił ją na podłogę. Zwierzątko schowało się pod komodę i nie mogło wyjść. Gdy przesunęli mebel, myszka już nie żyła.

Odwieźli go późnym wieczorem. Siostrom powiedzieli, że wypadło im coś ważnego i przyjadą później. Danny całą noc przepłakał w łóżku. Następny dzień spędził w oknie. Czekał na nich. Nawet narysował laurkę na przeprosiny, ale ich nie było. Minął tydzień i nic. A przecież obiecali. Zawsze przyjeżdżali. Bał się, że coś się im stało. W końcu się pojawili, ale nawet z nim nie porozmawiali. Poszli do siostry Mary i wytłumaczyli, że nie są w stanie zaadoptować Danny'ego. Wyjaśnili to brakiem gotowości. Mówili, że to zbyt duża odpowiedzialność i sobie nie poradzą. A potem odjechali.

Od tego czasu, Danny kompletnie się załamał. Całkowicie przestał ufać ludziom. Został zraniony, oszukany i porzucony. A przecież tym razem się starał. I to tak bardzo. Chciał, żeby się udało. Co zrobił źle? Gdzie popełnił błąd? Dlaczego jest taki? Dlaczego jest sam?

Przez cały czas, tylko siostra Mary była przy nim. Troszczyła się o niego, a on był za to wdzięczy, chociaż nieraz wycinał jej jakiś numer. Lubił psikusy.

Siostra była dobra, pomagała mu zawiązywać buty i dawała nowe kredki. Pozwalała mu też grać na cymbałkach. To była dopiero zabawa.

Ale po tym jak stracił ostatnią nadzieję, uciekł. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i uciekł w nocy. Schował się w Central Parku, a potem... A potem to wszystko się stało...

Od tamtej pory nigdy tam nie wrócił. Czy go szukali? Może policja rozpoczęła śledztwo, nie wiedział. Jeśli tak, to musieli uznać go za zaginionego albo martwego.

Trafił na obóz i pogodził się z myślą, że nie będzie miał rodziny. Po prostu rodzina nie była dla niego. Czasem wspominał dom dziecka, siostrę Mary o dobrym sercu i wszystko to, co tam przeżył.

Dał sobie radę. Był już przecież silnym i dużym chłopcem.

Więc dlaczego uciekł jak wystraszone zwierzę? Czy to przez szok? Był zdziwiony, że spotkał siostrę Mary, a ona po latach go pamiętała. Co się stało jak odbiegł? Czy poszła dalej? Co sobie myślała? Czy przez te wszystkie lata, siostra liczyła, że Danny żyje i jeszcze kiedyś go spotka?

Był zdenerwowany i nie mógł się uspokoić. Ręce mu drżały. Na trzęsących nogach, poszedł w stronę auta.

~*~

– To tutaj. – oznajmił, gdy stanęli przed zadbanym grobem

Nastolatka podeszła bliżej, a Cody uśmiechnął się.

– Lily, to jest Lana. Lana, to jest Lily, o której Ci opowiadałem. – powiedział chłopak, patrząc kolejno na dziewczynę i na nagrobek

Poczuł na twarzy lekki wiatr. Wiedział, że córka Zeusa jest z nim.

Lily uśmiechnęła się nieśmiało. Cieszyła się, że Cody opowiedział jej o Lanie i zabrał na jej grób, ale nie do końca wiedziała, jak się ma zachować.

– Bardzo tu ładnie. – powiedziała

– Często ktoś tu przychodzi.

Spojrzała na jej zdjęcie.

– Była naprawdę piękna... – szepnęła z żalem, a Cody pokiwał głową

Czarnowłosy wyjął z kieszeni nieco pomiętą fotografię, która przedstawiała córkę Zeusa. Dziewczyna ubrana była w czarny sweterek, jej włosy okalały drobne ramiona, a oczy świeciły. Nastolatka siedziała nocą przy ognisku i uśmiechała się delikatnie.

– To zdjęcie zostało zrobione dzień przed jej śmiercią. – oznajmił Cody

Pamiętał, jak spanikowała, gdy je ujrzała. Co wtedy zobaczyła? Czy już w tamtym momencie wiedziała, że umrze?

Lily przyjrzała się uważnie fotografii, a następnie spojrzała na daty widniejące na nagrobku. Dziewczyna nabrała głośno powietrza i zachwiała się lekko. Zakryła usta ręką.

– Wszystko w porządku? – spytał Cody, a Lily szybko pokiwała głową

Teraz już rozumiała jego zachowanie.

– Pamiętasz, jak powiedziałam, że ten dzień jest dla mnie ważny?

Cody zmrużył oczy.

– Osiemnasty sierpnia. Lubiła tę datę, bo nie tylko Percy ma wtedy urodziny, ale też muzyk, którego uwielbiała. Mówiła mi o tym. Poza tym, rok przed jej śmiercią, tego dnia odbył się bal, na którym razem tańczyliśmy.

Często o tym myślał. Przypominał sobie noc, pałac na Olimpie i ten magiczny taniec. Kto by pomyślał, że dokładnie rok później, Lana umrze...

Lily pokiwała głową.

– Ja też lubię, bo tego dnia... wybudziłam się ze śpiączki. – wyznała pewnie i spojrzała chłopakowi w oczy

Teraz to on się zachwiał.

– S-słucham..? – spytał słabo

Lily nabrała głęboko powietrza i usiadła przed nagrobkiem na trawie. Cody musiał zrobić to samo.

– Kiedy miałam czternaście lat, zdarzył się wypadek... Pamiętam ten dzień. Była zima, a ja przed wyjściem do szkoły pokłóciłam się z rodzicami. Zwykła głupota. Mama chciała, żebym ubrała czapkę, a ja się nie zgadzałam. Ach... Ten młodzieńczy bunt. – Lily uśmiechnęła się lekko i spojrzała w niebo – Wybiegłam z domu, krzycząc na mamę. Byłam wściekła, rozpłakałam się i już po przejściu dwóch przecznic zmarzłam i pożałowałam, że jednak nie wzięłam tej czapki. Dlaczego mamy mają zawsze rację?

– To jedno z praw natury. Mama ma zawsze rację. – rzekł Cody

– Biegłam i wpadłam pod auto. Nie pamiętam co było dalej. Straciłam przytomność. Mój stan był krytyczny, zabrano mnie do szpitala i tam... – dziewczyna urwała na moment – Zapadłam w śpiączkę. Rodzina była załamana, nie dawano mi dużych szans. Zastanawiano się, czy wkrótce nie trzeba będzie mnie odłączyć, ale rodzice nie chcieli się poddać, póki była nadzieja. Póki mój mózg pracował. I tak oto trwałam cały ten czas w śpiączce, aż nagle... Obudziłam się. Dokładnie w zeszłym roku, osiemnastego sierpnia, w godzinach wieczornych, rodzice odebrali telefon ze szpitala. Nie pamiętam zbyt wiele. Byłam oszołomiona i słaba. Nie potrafiłam sobie skojarzyć wielu rzeczy. I nie mogłam uwierzyć, że przespałam tyle czasu. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, a ja wkrótce rozpoczęłam nowe życie. Musiałam uczyć się płynnie mówić i chodzić. Miałam rehabilitacje. Wciąż się uczę. Kiedy się poznaliśmy, zgubiłam się w drodze do apteki, po leki, które muszę zażywać. Rodzice nie lubią, gdy sama wychodzę, bo się po prostu martwią. Boją się, że znów mnie stracą. Każda czynność, którą wykonam samodzielnie mnie cieszy. A w szkole mam takie zaległości, bo jestem do tyłu z materiałem. Idę innym tokiem nauczania, bardziej indywidualnym. Dużo mnie ominęło, straciłam dwa lata z życia i teraz chcę je nadrobić. I chcę wynagrodzić rodzicom to, że ich tak skrzywdziłam. Oni mają tylko mnie. Nie mogę znowu ich zostawić. Wiesz, że ich nie poznałam po przebudzeniu? Wcześniej nie mieli tylu zmarszczek. Dla mnie to było jak przespanie jednej nocy. Dla nich dwa lata. Dwa lata tęsknoty i wiary. – powiedziała spokojnie dziewczyna

Cody słuchał uważnie i nie przerywał. Obserwował nastolatkę, gdy mówiła.

– Bardzo mi przykro. – rzekł szczerze, a ona uśmiechnęła się lekko

– Nie chciałam Ci o tym mówić wcześniej. Nie chciałam, byś patrzył na mnie przez pryzmat wypadku. Pragnęłam przy Tobie zacząć od nowa.

– Doskonale Cię rozumiem. – przytaknął

– Nie minął jeszcze rok od kiedy się obudziłam, ale walczę z całej siły, by żyć jak kiedyś. By normalnie chodzić i biegać. By funkcjonować samodzielnie.

– Dobrze Ci idzie, nie zauważyłem niczego dziwnego. – przyznał, a ona uśmiechnęła się zadowolona – No, może Twoje braki w edukacji były nieco niepokojące. – dodał, a ona szturchnęła go w ramię

– Patrz na mnie wciąż tak samo, dobrze?

Teraz to on się uśmiechnął.

– Pewnie. Nic się nie zmieni. – zapewnił ją – Czy... Czy kiedy byłaś w śpiączce... Widziałaś lub czułaś coś? – spytał niepewnie

– Masz na myśli tunel i światło?

„Raczej rzekę i przewoźnika."

– Ta, coś w tym stylu. – rzucił

– Wiesz... Zastanawiałam się nad tym. Kiedy próbuję sobie coś przypomnieć, zaczyna boleć mnie głowa. Jakbym miała zablokowane wspomnienia. Mam wrażenie, że moja dusza powędrowała gdzieś dalej, nie byłam cały czas przy swoim ciele. A chwilę przed przebudzeniem, miałam sen, w którym spadam.

– Sen?

– Tak mi się wydaje. Spadałam i nagle obudziłam się w szpitalu.

– Czy widziałaś kogoś?

– Przykro mi, ale nie pamiętam.

– Nie szkodzi, rozumiem.

– Wiem tylko, że chciałam się obudzić, żeby przeprosić mamę. Dlatego to dla mnie ważny dzień. Czuję, jakbym narodziła się wtedy na nowo. – oznajmiła

Cody nagle znieruchomiał i wytrzeszczył oczy. Dopiero po chwili dotarły do niego wypowiedziane przez dziewczynę słowa. Sprawnie połączył fakty w jedną całość. Śmierć Lany, śpiączka Lily, przebudzenie i... te oczy.

– To niemożliwe... – szepnął, gdy już był w stanie oddychać

– Co mówiłeś?

Cody zerwał się na równe nogi.

– Lily, przepraszam Cię, ale właśnie przypomniałem sobie o czymś ważnym! Muszę lecieć! Trafisz sama na autobus?

– J-jasne, nie martw się, ale co się stało? – spytała i również wstała

– Powiem Ci później. Napisz, jak będziesz w domu, odezwę się do Ciebie potem! – powiedział szybko i pobiegł, zostawiając zagubioną dziewczynę

Wskoczył w cień i znalazł się na obozie. Musiał jak najszybciej z kimś porozmawiać. Rozpierała go energia.

– Danny! – wrzasnął

Szybko odnalazł przyjaciela i siłą zaciągnął go nad strumyk.

– Bro, o co Ci chodzi? – pytał zdezorientowany blondyn

Stanęli naprzeciw siebie. Cody śmiał się i dyszał z wysiłku.

– Ona żyje. Lana żyje. – powiedział w końcu

Danny zmarszczył brwi

– Co?

– Odnalazłem ją.

– Koleś, przerabialiśmy to. – powiedział Danny i westchnął – Lana...

– Ona żyje. – przerwał mu Cody

Blondyn ukrył twarz w dłoniach.

– Chodź stąd, napijemy się ziółek i...

– Danny! Ja nie zwariowałem! – krzyknął chłopak i wyszczerzył się wesoło

– Mam inne zdanie. – wyznał blondyn

– Posłuchaj mnie! To Lily! – zawołał Cody radośnie

– O masz... Co ona ma z tym wspólnego?

– To Lana!

Danny patrzył na przyjaciela uważnie.

– Teraz to się zgubiłem. Lana, Lily...

– Lily to Lana!

Cody miał w oczach dziwny blask. Syn Apolla natomiast był skołowany i zmartwiony.

– Możesz jaśniej? – spytał niepewnie

– Ja wiem jak to brzmi, ale musisz mnie wysłuchać.

– Ja słucham, słucham. Tylko ten... No...

Blondyn nie wiedział co zrobić. Zawołać po pomoc? Poszukać numeru do psychiatryka? A może utopić Cody'ego w strumieniu, by skrócić jego cierpienie? Mógłby upozorować wypadek albo samobójstwo.

– Lana jest w Lily! – krzyknął brunet i poczekał na reakcję przyjaciela

Po chwili przewrócił oczami i widząc, że Danny dalej nie załapał, mówił dalej.

– Jej duch jest w Lily. – powiedział wolniej

Blondyn kiwał powoli głową.

– Lily bardzo długo była w śpiączce. Dziś mi o tym powiedziała. Wiesz, kiedy się przebudziła? Dokładnie osiemnastego sierpnia. W dzień śmierci Lany. A kiedy ją spotkałem? Niedługo potem, jak Lana w Elizjum oznajmiła, że się już więcej nie zobaczymy. I tak było. Gdy pierwszy raz ujrzałem Lily... Jej oczy... Musiałbyś sam to zobaczyć... Ujrzałem oczy Lany, ujrzałem jej duszę. Przyznasz, że są do siebie podobne. To przeznaczenie, że potem spotkałem ją ponownie.

Danny westchnął ciężko.

– To o niczym nie świadczy...

– To jak to wytłumaczysz?

– Cody, to Twoja wyobraźnia.

– Nie.

– Lily jest bardzo fajną dziewczyną, ale to nie Lana.

– A właśnie, że tak! – powiedział nieco zdenerwowany Cody – Jak inaczej to wyjaśnisz? Ja wierzę w Lanę! Ona by się nie poddała! Znalazłaby sposób, żeby ze mną zostać. Znam ją! Nie odpuściłaby! Walczyłaby do końca! Sądzę, że los dał nam drugą szansę! Pozwolił nam spotkać się w innym wcieleniu. Ona...

– Nie żyje. – powiedział spokojnie Danny

– Nieprawda. – rzekł Cody i pokręcił głową

Do oczu cisnęły mu się łzy.

– Wiem, że nie potrafisz się z tym pogodzić, ale to fakt. Też bym chciał, żeby było inaczej, ale Lana odeszła na zawsze.

– Nie. – powiedział bezradny Cody i ukrył twarz w dłoniach – Znalazłaby jakiś sposób.

Danny podszedł do przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu.

– Cody... Chodźmy stąd.

– Nie.

– Martwię się o Ciebie. Mówisz jak obłąkany.

– Może po prostu jestem obłąkany. – rzucił szorstko

– Powinieneś odpocząć.

– Zostaw mnie.

Cody odepchnął Danny'ego od siebie. Blondyn jednak był spokojny. Syn Hadesa spojrzał na swoje drżące ręce, a następnie złapał się za głowę i upadł na kolana.

– To nie może się dziać. Nie uroiłem sobie tego. Nie zwariowałem. Nie zwariowałem. Nie zwariowałem. – powtarzał cicho

Danny uklęknął przy chłopaku.

– To tylko Twoja wyobraźnia. Lily... Jest naprawdę dobra. Cieszę się, że jest przy Tobie, ale to nie Lana. Nie porównuj ich do siebie. Musisz w końcu rozróżnić rzeczywistość od iluzji, którą tworzysz.

Cody oddychał ciężko. Miał rozbiegany wzrok, a w głowie kotłowały mu się różne myśli. Obrazy Lany i Lily przewijały się w jego wspomnieniach. Słyszał głosy, śmiechy, szepty i wołania. Przypominał sobie córkę Zeusa, jej uśmiech i oczy. Odtworzył moment jej śmierci, jej pogrzeb...

– Ona nie żyje... – szepnął nagle – Odeszła...

Danny nie czuł potrzeby, by dobić chłopaka, mówiąc mu, że minął już prawie rok.

– Przykro mi, ziomek. – wyznał i położył mu dłoń na ramieniu

– Cały czas się oszukiwałem. Chyba nigdy nie potrafiłem tego zaakceptować. Kiedy Lana umarła... Pragnąłem umrzeć razem z nią. Nie umiałem żyć w świecie bez niej, ciągle naiwnie wierzyłem, że to tylko przejściowe, że ona wróci. Spotykałem się z nią w Elizjum, potem poznałem Lily... Ciągle wmawiałem sobie, że ona dalej istnieje.

Usiedli obok siebie na brzegu strumyczka. Bawili się patykami i kamykami. Potrzebowali ciszy i spokoju, żeby przemyśleć sobie parę rzeczy.

– Ty wiedziałeś, prawda? – spytał nagle Cody

Danny spojrzał w niebo.

– Tak, od początku, ale na długo o tym zapomniałem. Przypomniałem sobie wszystko w lesie. Gdy zauważyłem, jak wariujesz na jej punkcie. Wtedy do mnie dotarło, że to naprawdę ona.

– Gdy wpadła zimą do jeziora... – zaczął Cody

– Wściekłem się, przepraszam. Obu nas poniosło, ale bałem się. Bałem się tak samo jak Ty, bo wiedziałem, że prędzej czy później, coś się jej stanie. – wyznał cicho blondyn

Cody pokiwał ze zrozumieniem głową.

– Powinienem ją lepiej chronić.

– Robiłeś wszystko, co mogłeś.

Syn Hadesa prychnął cicho.

– Nasza własna przepowiednia... – mruknął

– Co masz na myśli?

– Są przepowiednie o końcu świata. Znamy herosów, którzy nieśli na sobie ogromne brzemię, od nich zależało wszystko. Musieli walczyć i bronić ludzkość przed zagładą. I dali radę. Na mnie spadła szczególna, osobista klątwa. Czym sobie na to zasłużyłem? – spytał retorycznie – Jestem przeklęty, Danny. To nie jest tak, że za jakiś czas mi przejdzie, że jakoś się to ułoży, że jeszcze się zakocham i będę mieć rodzinę. Lana była mi przeznaczona, a ja jej. Dlatego ona tak cierpiała, kiedy odszedłem, dlatego ja cierpię tak teraz. Nie możemy żyć bez siebie, rozumiesz? Lana to była ta jedyna. Zesłana prosto dla mnie, bym ją pokochał. A bez niej... Jestem niczym. Na tym polega to całe okrucieństwo. – dodał

Blondyn przełknął głośno ślinę.

– Przez całe życie miałem wyrzuty sumienia, wiesz? – rzucił nagle

– To nie Twoja wina.

– Moja. Gdybym nie uciekał tego dnia przez Central Park...

– Nie mogłeś przewidzieć, że Hydra nas wyczuje i zmieni kurs.

– Ale mogłem wam pomóc, a nie się schować.

– Jak miałbyś nam pomóc? Wszyscy byliśmy dziećmi, nie potrafiliśmy się bronić.

– To nie wiem... Mogłem odnaleźć Cię wcześniej, mogłem podejść do Lany, może wtedy by jej nie zabrali i poszlibyśmy na obóz razem. Gdyby została, może nie zjawiłyby się Mojry.

– Nie ma co gdybać. Nie zmienisz przeszłości. – powiedział Cody

– Bardzo bym chciał to zrobić...

– Tsa... Ja też.

– Los połączył całą naszą trójkę...


Kilka godzin później...


Wyszedł z domku na kolację, gdy zauważył kłócących się braci. Wprawdzie była to norma i nawet by nie zareagował, ale teraz wyglądało to trochę inaczej. Will był naprawdę wściekły. Prawie wrzał. Zebrał się nawet tłumik gapiów. Postanowił, że podejdzie bliżej.

– Hej, co on znów zrobił? – spytał luźno i skinął głową w stronę Jessy'ego

Chłopak spuścił zawstydzony głowę. Will zacisnął pięści.

– Poprosiłem go, by upewnił się, że wszyscy są w domku i śpią. – powiedział gniewnie

Danny zmarszczył czoło.

– Wtedy, kiedy przybiegłem do szpitala. – rzekł, przypominając sobie noc, którą spędził przy łóżku przyjaciółki

– Taki z niego grupowy. Pokazał, jak się troszczy o rodzeństwo. Nie posłuchał mnie i proszę!

Wszyscy zgromadzeni wpatrywali się we wściekłego Willa. Jessy natomiast dalej miał spuszczoną głowę. Wyglądał na speszonego.

– Co jest? – spytał ciekawy Danny

– Nina. – odparł krótko Will

Chłopak przypomniał sobie moment, w którym siostra wyszła z domku. Próbował ją zatrzymać, ale pobiegł do szpitala i całkowicie o tym zapomniał. A ona opuściła obóz i już...

– Nie wróciła. Do tej pory jej nie ma. Dopiero się ktoś zorientował. Brawo.

Danny zastanawiał się, czy powinien przyznać się do tego, że najprawdopodobniej był ostatnią osobą, która z nią rozmawiała oraz, że już jej szukał. Bezskutecznie...

– E tam.

– Wielkie rzeczy.

– Wróci, jak zwykle.

– Nie ma gdzie się podziać.

– Pewnie się puszcza.

– Wróci, jak skończy się jej hajs.

– Yah! – wrzasnął zdenerwowany Danny w stronę tłumu – To moja siostra, skurwysyny! Jeszcze jedno takie słowo, a was rozniosę! Zrozumiano?!

Był naprawdę wściekły. Mierzył zebranych groźnym wzrokiem i aż wrzał. Półbogowie przewracali obojętnie oczami. Byli znudzeni i wcale nie przejmowali się zniknięciem Niny. Chłopak ponownie spojrzał na braci.

– Jesssy nie wykonał mojej prośby. Gdyby sprawdził pokoje, szybciej dowiedzielibyśmy się, że zaginęła. – oznajmił Will – Chodźmy do środka.

Cała trójka przepchała się przez herosów. Weszli do domku siódmego i stanęli przed drzwiami od pokoi. Will zaczął zdecydowanie obracać pokrętłem. Nagle jego ręka opadła bezwładnie wzdłuż ciała. Chłopak spuścił głowę, a stojący obok niego Jessy, przełknął głośno ślinę.

Zniecierpliwiony Danny wyjrzał przez ramię brata i zamarł. Oprócz wyświetlonego imienia siostry, ujrzał długi, czarny pasek...

Ciało Niny zostało sprowadzone na obóz w nocy, kiedy większość herosów już spała. Nie chciano robić zamieszania. Will natychmiast powiadomił Chejrona o sytuacji, a on się wszystkim zajął. Podejrzewano, że córkę Apolla zabił i zjadł potwór. Okazało się jednak, że dziewczyna zginęła zupełnie inaczej. Nina była pijana i pod wpływem jakichś środków. Wpadła pod samochód i zmarła na miejscu. Jej ciało zbadano na policji i przez cały czas leżała w prosektorium, bo nikt nie znał jej tożsamości. Nikt jej nie szukał. I wtedy znalazł ją Dionizos. Razem z Chejronem ją sprowadzili, w aucie Argusa.

Na Ninę czekało pogrążone w smutku rodzeństwo. Odebrali jej zwłoki i ustalono, że całun zostanie spalony następnego dnia, w obecności reszty półbogów. Na razie więc modlili się przy jej ciele. Było im bardzo trudno, bo zrozumieli, że w pewien sposób przyczynili się do jej śmierci. Nie potrafili jej zrozumieć i pomóc, kiedy tego potrzebowała. Odsuwali ją od siebie, a przecież była ich siostrą. Lekceważyli ją i ignorowali.

Najgorzej jednak czuł się Danny. Wyrzuty sumienia trawiły go od środka. Miał poczucie winy, bo nie zatrzymał jej. Pozwolił jej odejść. I nie powiedział o tym nikomu.

– To przeze mnie nie żyje... – szepnął słabo

– Co mówisz? – spytała Stella, jego młodsza siostra

Dziewczynka przytulała się do niego, bo był jej ulubionym bratem.

– Danny...

– Cześć, bro...

Odwrócił się i zauważył Cody'ego i Danielle. Prawie udało mu się uśmiechnąć na ich widok. Przyjaciele uklękli na podłodze obok niego.

– Nico mi powiedział. – oznajmił krótko Cody

Danny wiedział, że jego ziomek nie posiadał umiejętności wyczuwania śmierci i trupów. Obaj się z tego cieszyli. Chłopak miał za to inne zdolności.

– Bardzo nam przykro. – wyznała Danielle i przytuliła blondyna, prawie miażdżąc przy tym Stellę

– Posiedzimy tu z Tobą.

– Dzięki... – mruknął chłopak

Cieszył się, że nie jest sam. Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku. To był okropny dzień. Czuł się fatalnie. Stracił siostrę. Może nie byli ze sobą blisko, ale dziewczyna była częścią jego malutkiej jasnowłosej rodziny. A on nie zapobiegł jej śmierci. Prosił, żeby została. Ostrzegał ją, martwił się, ale ona nie posłuchała...

„Czy teraz... Jesteś w końcu szczęśliwa..?"


W NASTĘPNYM ODCINKU!

„– To było tak dawno temu."

„– Nasze losy..."

„– Zapładniacie ludzi."

„– Jak Ci idzie sprzątanie?"

„– On pewnie myśli, gdzie się schlać w osiemnaste urodziny!"

Rozdział VIII:

„Zmarli nie pukają do drzwi..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top