Rozdział III

Rzeczywistość, która nie spełnia oczekiwań

Leżeli pod rozłożystym drzewem, trzymali się za ręce i w milczeniu spoglądali na niebieskie niebo, które przedzierało się pomiędzy gałęziami.

– Co za piękny dzień. – rzekła dziewczyna – Jak każdy. – dodała po chwili

Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w oddech chłopaka. Brakowało jej tego. Brakowało jej bijącego serca.

– Który to w ogóle dzień? – spytał chłopak

Nie wiedział, jak długo już odwiedza dziewczynę.

– Z czasem jest tu ciężko. Płynie inaczej niż na Ziemi. – odparła

Wiele razy było tak, że gdy chłopak odchodził, czekała bardzo długo, aż wróci. Ale bywało też tak, że wracał od razu po tym, jak zniknął. U chłopaka była to kwestia kilku godzin, u niej niekoniecznie.

– Mógłbym tu zostać na zawsze.

Dziewczyna otworzyła oczy, podniosła się i podparła na łokciach.

– Nie mów tak...

– Dlaczego? – spytał i również przybrał taką pozycję – Tu jest przepięknie, jesteśmy razem i nic nie może tego zepsuć. To raj.

– Raj bez wyjścia, staje się piekłem... – szepnęła smutno dziewczyna

– Hej... Co jest? – spytał zmartwiony i objął ją

Lana uśmiechnęła się lekko.

– Nic. Wszystko w porządku. – powiedziała i wtuliła się w Cody'ego

Nie mogła tego powiedzieć głośno, więc swoje prawdziwe myśli zachowała dla siebie.

~*~

– Szukam!

– Złap mnie!

– Lepiej się dobrze schowaj, bo nie mam zamiaru dawać Ci forów!

Roześmiana dziewczyna zbiegła radośnie po schodach. Jej czarne włosy i biała sukienka powiewały przy każdym ruchu. Niebieskooka schowała się za filarem i rozejrzała na boki uważnie. Po chwili wpadła do salonu i ukryła się za fotelem. Jednak ta kryjówka nie była wystarczająca. Potrzebowała czegoś lepszego. Usłyszała, że Cody schodzi po schodach. Przygryzła dolną wargę. Chłopak jednak skierował się do kuchni. Wykorzystała ten moment i z prędkością błyskawicy przybiegła do hallu. Najciszej jak się dało, otworzyła drzwi pod schodami, które prowadziły do piwnicy. Kiedy je od wewnątrz zamknęła, zrobiło się ciemno, jak w grobowcu. Prawie się roześmiała na to porównanie.

Pamiętała to miejsce. W dzieciństwie się go bała. Ale to nic wstydliwego, bo każdy chyba się boi piwnicy.

Zeszła po schodkach, które cicho skrzypiały pod jej stopami. Złapała się poręczy, by nie stracić równowagi. Nie chciała zapalać światła. Światło ukazałoby wszystkie tajemnice piwnicy, a ona wcale nie chciała ich poznać.

Przysiadła na ostatnim stopniu. Od podłogi ciągnął chłód, ale podobało jej się to. Lubiła czuć takie rzeczy. Były to ludzkie odczucia, których często jej brakowało. Głód, zimno, czy ból. Już o tym zapomniała. Przerażało ją to, bo równocześnie był to znak, że zapomina, jak to jest być człowiekiem. A ona pragnęła zachować w sobie każdą, ludzką cząsteczkę.

Opatuliła się rękoma i tak długo wpatrywała się w ciemną próżnię, że aż zakręciło się jej w głowie. To też było miłe uczucie.

Nie wiedziała, ile czasu minęło. Nie cierpiała tego.

– Wieczność... Nieskończoność... Jedne nieskończoności są większe niż drugie... – szepnęła

Słyszała na górze kroki i nawoływania chłopaka. Była dumna ze swojej kryjówki. Jak zwykle, to ona miała lepsze pomysły. Kiedy w domu na dłuższą chwilę ucichło, postanowiła wyjść. Powoli wspięła się po schodach i pchnęła drzwi. Te jednak nie drgnęły. Ponowiła próbę. Bez skutku. Zaczęła szarpać za starą klamkę, aż omal jej nie wyrwała. Krzyczała, uderzała i drapała w drewnianą przeszkodę. Ogarnęło ją przerażenie, bo przypomniała sobie swój dawny koszmar. Ten, w którym była uwięziona w trumnie i umierała w straszliwych męczarniach. Do jej głowy zakradło się też inne wspomnienie. Dużo starsze i bardzo realne. Taka sytuacja się już kiedyś wydarzyła. Dawno temu, kiedy była mała. Wtedy też się w to bawili, a ona schowała się w piwnicy, choć mama nie pozwalała jej tam wchodzić. Tamtego dnia, drzwi zatrzasnęły się tak samo, jak teraz, a ona płakała i krzyczała. Nie potrafiła się uwolnić i pozostawała w ciemności. Aż nagle...

– Lana!

– Cody!

Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu pojawił się czarnowłosy chłopak. Niebieskooka rzuciła się na niego i mocno przytuliła. Cody objął ją mocno.

– Znalazłem Cię. – szepnął jej na ucho i pogłaskał po głowie

Gdy dziewczyna się uspokoiła, odsunął ją od siebie i spojrzał uważnie.

– Znów to zrobiłaś. Obiecałaś, że już nie będziesz tam wchodzić. – powiedział, a jej oczy szerzej się otworzyły

– To...

– Zawsze musiałaś sobie wymyślić najlepszą kryjówkę. Byłaś jak ninja. – zaśmiał się – I upodobałaś sobie piwnicę. Ale pewnego razu się zatrzasnęłaś. Zaczęłaś głośno krzyczeć, żebym Cię usłyszał. Kiedy Ci pomogłem, obiecałaś mi i swojej mamie, że już nie będziesz tam sama wchodzić. – dodał i pogłaskał ją po policzku

Spojrzała na niego z wdzięcznością. Zawsze był jej bohaterem. Żałowała, że kiedy spotkali się na obozie i spędzali ze sobą tyle czasu, ona nie miała pojęcia, że łączyła ich wspólna przeszłość.

– Przepraszam. Obietnice chyba naprawdę nie są moją mocną stroną. – powiedziała – Wygrałeś.

– Zróbmy sobie przerwę. – rzekł, objął ją i przeszli na środek słonecznego pomieszczenia

Uśmiechnęli się oboje, gdy zaczęli się rozglądać. Dom wyglądał tak samo, jak tamtego dnia, gdy ich drogi rozeszły się na dziesięć lat.

Tak samo duży, jasny, przestronny i zadbany. Na ścianach wisiały liczne zdjęcia, przedstawiające całą jej rodzinę. Podłoga i schody lśniły czystością.

Lana przeszła do pięknego, przytulnego salonu i zatrzymała się przy starym kominku. Przejechała palcem po ramce ze zdjęciem, a następnie zaczęła tanecznym krokiem chodzić między meblami. Wbiegła po schodach i bez najmniejszego wahania skierowała się w stronę swojego dawnego pokoju. Wpadła do pomieszczenia, w którym dominowały barwy różu i bieli. Rzuciła się na małe, dziewczęce łóżeczko i zapadła się w miękkiej pościeli. Wszędzie wokół były zabawki. Lalki i pluszaki spoglądały na nią z półek, na których siedziały. Lana podniosła się i otworzyła duże okno, by wpuścić do środka więcej powietrza. Usiadła na parapecie, zanuciła starą kołysankę i przypomniała sobie wszystkie radosne chwile, które spędziła w tym pokoju. Po chwili do środka wszedł Cody, a ona wesoło zakręciła się wokół niego. Kręciła się tak, dopóki nie straciła równowagi. Przed upadkiem uchroniły ją ramiona chłopaka.

– Zawsze chciałam tu wrócić. – powiedziała, gdy już była w stanie stać na nogach – Żeby zobaczyć to miejsce takim, jakim je opuściłam. – dodała

Nagle machnęła ręką, a sceneria gwałtownie się zmieniła. Pokój miał inny wystrój. Na meblach leżały stare, niegdyś białe prześcieradła, które teraz pokrywała gruba warstwa kurzu. Okna były pozasłaniane, więc w pomieszczeniu panował półmrok. Zrobiło się ponuro, szaro i chłodno. Lana podeszła do półki z zabawkami, po czym spojrzała w smutne i puste oczy opuszczonej, samotnej lalki.

Przeszła do sypialni mamy, gdzie zastała duże łóżko i resztę prywatnych rzeczy Alex. Za życia (jak to okrutnie brzmi) udało jej się tylko raz dostać do środka. Razem z synem Apolla i bratem wzięli wtedy trochę rodzinnych pamiątek. Lana nie chciała ruszać wszystkiego. Bała się. Bała się ingerować w ten smutny, opuszczony świat. Nie chciała burzyć spokoju domu. Nie chciała ograbiać go z cząstek jej dzieciństwa, bo wtedy zostałby tylko samotnym szkieletem.

Weszła do pokoju brata, w którym kiedyś nieustannie grały melodie wydawane przed zabawki i grzechotki. Teraz panowała przytłaczająca cisza, a stare, zakurzone łóżeczko z drewnianymi szczebelkami wyglądało upiornie. Dziewczyna szybko wyszła i zrezygnowała ze zwiedzania reszty pomieszczeń na piętrze. Zbiegła po schodach i ponownie skierowała się do salonu. Cody powoli kroczył za nią. Nie chciał jej przeszkadzać.

Lana szarpnęła za prześcieradła, z których w powietrze uleciał kurz. Osiadł on na włosach i ramionach nastolatki. Córka Zeusa zakręciła się, machając białymi płachtami. Czuła smutek tego domu. Był opuszczony i zapomniany. Minęło tyle czasu, tyle lat, a on wciąż czekał. Czekał na nią.

Oparła się o filar, zamknęła oczy i ujrzała w głowie wiele scen. Widziała jak dorasta w tym domu, jak spędza tu czas z przyjaciółmi, jak kłóci się z mamą i bratem, jak razem z Alex gotuje w kuchni, jak całą rodziną ozdabiają dom i ubierają choinkę, jak śpiewają kolędy, jak bawią się z psem w ogrodzie i jak po prostu są szczęśliwi.

Była wdzięczna, że wychowali ją tak wspaniali ludzie jak Claire i Mark. Kochała ich całym sercem, ale nie potrafiła zapomnieć, że mogła wieść inne życie. Życie, które pierwotnie do niej należało.

– Chciałabym podziękować mamie. Próbowałam ją znaleźć, ale nie potrafię. – oznajmiła

– Może wiedzie już nowe życie.

– Mam nadzieję. Nie mogę sobie wyobrazić, że trafiłaby gdzieś indziej niż do Elizjum. – oznajmiła i przytuliła się do chłopaka

– Zasłużyła na to.

– Tylko przejście przez Piekło, daje jakieś szanse dotarcia do Nieba... – szepnęła i zamknęła oczy

~*~

– Dlaczego muszę mieć zasłonięte oczy? – spytała zniecierpliwiona

– Bo to niespodzianka. – odparł, prowadząc ją za rękę

– Zaraz się przewrócę.

– Trzymam Cię.

– Nie pozwól mi upaść.

– Nigdy. – rzekł pewnie

Weszli po schodach. Lana nie myślała, że nawet po śmierci czekać ją będą takie momenty, w których nie będzie pewna niczego. Znaleźli się w jakimś pomieszczeniu, jej buty wydawały głuchy dźwięk przy każdym kroku.

– W porządku. – powiedział Cody i zdjął z oczu Lany opaskę

Dziewczyna zamrugała kilka razy i rozejrzała się. Znajdowali się w jakiejś zwykłej sali gimnastycznej, przystrojonej balonami i serpentynami. Z sufitu zwisały również wstążki, które dawały efekt kolorowego deszczu. Pod ścianami stały stoliki z jedzeniem, a u szczytu było miejsce na orkiestrę, gdzie zamiast niej, znajdowała się wieża grająca z dużymi głośnikami. Oprócz ich dwójki, nie było jednak nikogo.

Lana spojrzała na syna Hadesa. Brunet ubrany był w idealnie dopasowany smoking i uśmiechał się czarująco. Ona zaś, miała na sobie krótką, białą sukienkę bez ramiączek, która miała rozkloszowany, lekko pomarszczony i fałdowany dół, a gorset zdobiony był delikatnymi kryształkami. W rozpuszczonych włosach były wetknięte skromne ozdoby.

Niebieskooka zaśmiała się krótko.

– Cody, co to wszystko znaczy? – spytała zaskoczona

Chłopak cofnął się kawałek i rozłożył ręce.

– Witaj na swojej studniówce! – powiedział doniośle, a dziewczyna ponownie się zaśmiała

– Dalej nic nie rozumiem. – przyznała otwarcie

– Wiesz... Pomyślałem sobie, że to niesprawiedliwe, że tak wiele straciłaś, że nie miałaś okazji doświadczyć tylu przeżyć, więc postanowiłem się tym zająć. Nie mogłem przecież pozwolić, by ominęło Cię tak dużo ważnych rzeczy.

– Więc zorganizowałeś studniówkę?

– Dokładnie. Może to nie Olimp i prawdziwa orkiestra, ale...

– Jest idealnie. – przerwała mu i uśmiechnęła się ciepło

– Tak myślisz? Czytałem trochę o tym, prawie wszędzie było napisane to samo.

– Nie wiedziałam, że kręcą Cię takie imprezy.

– Ty mnie kręcisz. – przyznał otwarcie, a ona zaśmiała się zawstydzona

– Dlatego mam taką krótką sukienkę?

– Ty masz studniówkę, a ja mam Twoje nogi. To chyba dobry interes, nie?

– Dlaczego nie mówiłeś mi takich rzeczy, kiedy żyłam?! – spytała wesoło dziewczyna i klepnęła chłopaka w ramię

Cody natychmiast spochmurniał, a jego oczy przygasły.

– Prze... Przepraszam, Cody, nie chciałam tego powiedzieć. – wyznała speszona i spuściła głowę

Choć Lana doskonale zdawała sobie sprawę, że od wielu miesięcy jest martwa, Cody nie lubił, gdy mu o tym przypominała. Kiedy spotykali się w jego podświadomości, unikał pewnych, kluczowych słów. Dziewczyna wolała, by pogodził się z prawdą, by zaczął normalnie żyć, a nie zatracał się w iluzji. Ale nic nie mogła poradzić na to, że cieszyła się na każde spotkanie z nim.

– Nie, nie szkodzi. – odparł szybko i podbiegł w stronę sprzętu muzycznego

Po chwili rozległa się melodia, którą oboje dobrze znali. Chłopak stanął przed dziewczyną i ukłonił się nisko.

– Zatańczysz, Milady?

Lana dygnęła i podała mu rękę. Cody przyciągnął ją do siebie i położył ręce na talii. Ona zaś zarzuciła mu swoje na szyję i spojrzała chłopakowi w oczy.

– Wiesz, powinienem powiedzieć Ci coś jeszcze.

– Co takiego?

– Czytałem, że na studniówkach, wiele nastolatków traci dziewictwo, więc uważaj. – powiedział zadziornie i puścił jej oczko

Lana wybuchła głośnym śmiechem i przylgnęła do bruneta. Gdyby żyła, pewnie by się zarumieniła. I to bardzo. Teraz jej ciało inaczej reagowało. Nie czuła tego wszystkiego, co czuli ludzie. Czasami próbowała teatralnie westchnąć, ale było to puste westchnienie, które nie dawało jej żadnej satysfakcji. Cieszyła się, gdy czuła na twarzy smagania wiatru lub na krótką chwilę dostawała gęsiej skórki.

– Grozisz mi? – spytała podchwytliwie

– Ależ skąd. – odparł szarmancko i zakręcił dziewczyną

Lana z gracją wykonała obrót i płynnie wpadła w ramiona syna Hadesa.

– Głupi byłem, że nie powiedziałem Ci prawdy od początku. Powinienem postąpić inaczej.

– To tak, jak z Edypem. – zauważyła czarnowłosa – Próbując za wszelką cenę uciec od przeznaczenia, wpadł prosto w jego sidła.

Cody przygryzł dolną wargę i pokiwał głową.

– Potrafię sobie wyobrazić, co czuł.

– Myślę jednak, że nawet gdybyś od początku był ze mną szczery, nie odwiodło by nas to od tego, co stało się w Central Parku. To i tak by się wydarzyło. Nie miałeś na to żadnego wpływu. – powiedziała

Bujali się lekko w rytm piosenki.

– Pamiętasz ten bal na Olimpie, prawda?

– Głupie pytanie. Tańczyliśmy do tej piosenki na tarasie.

– Było idealnie. Ty wyglądałaś idealnie.

– Ty też całkiem dobrze. – powiedziała od niechcenia

Tak, bardzo dobrze pamiętała tamten cudowny bal. Była taka smutna i zazdrosna, bo Cody przyszedł na niego z jakąś blond flądrą od Afrodyty, która ciągle wieszała na nim swoje lepkie łapska. A potem spotkali się na tarasie, pośród miliona gwiazd. Całkowicie sami. Tańczyli, patrząc sobie w oczy, a ona pomyślała, że chciałaby zatańczyć do tej piosenki na swoim ślubie. Zrobiło jej się przykro, gdy zdała sobie sprawę, że nigdy nie będzie miała okazji tego zrobić. Że to nigdy nie nastąpi. Ona i Cody nigdy nie wezmą ślubu. Nigdy nie zostaną rodziną. Nigdy się razem nie zestarzeją.

Szybko odgoniła od siebie te przytłaczające myśli. Nie chciała czuć żalu. Nie chciała mieć go do bogów. Była przecież pogodzona ze swoim odejściem i odnalazła spokój. Nie mogła być smutna, bo Cody od razu by to zauważył i znów by się o wszystko obwiniał.

– Miła jesteś.

– Dziękuję, staram się. – odparła słodko

– Ja Ci mówię komplementy, a Ty co?

– Och, a tej blond flądrze też je mówiłeś? – spytała, udając obrażoną

– Może. – westchnął, a ona uniosła brwi i uderzyła chłopaka w ramię

Cody zaśmiał się rozbawiony.

– Żartuję. Mówię Ci, że nawet nie pamiętam jej imienia.

– Ja za to pamiętam jej duże cycki... – mruknęła dziewczyna, a brunet ponownie się zaśmiał – Nie myślałeś, żeby się z nią umówić? – wypaliła nagle

– Ale to przecież ona zaciągnęła mnie siłą na ten bal.

– Nie wtedy, tylko po mojej śmierci.

Chłopak zamknął oczy i westchnął.

– Nie zaczynaj.

– Ale spójrz na to z innej strony. Ona jest piękna, Ty jesteś przystojny, mielibyście idealne dzieci! Takie geny nie chodzą piechotą! Przemyśl to!

– Lana, proszę.

– No co? Preferujesz brunetki, tak? Spokojnie, jakąś Ci znajdziemy.

– Daj spokój.

– To Ty daj spokój. Wolisz nieustannie śnić? Trwać w sztucznym świecie?

– Lepiej śnić. Bo kiedy człowiek śni, jest bezpieczny. Nikt nie może go zranić.

– Ale też nikt nie może go pokochać. Chcesz do końca życia być sam?

– Chcę być z Tobą.

– Ale ja nie żyję! I skończmy wreszcie udawać, że jest inaczej! – krzyknęła, odsuwając się – Nie marnuj swojego życia przeze mnie.

– To Ty zmarnowałaś swoje!

– Przestań! Przestań wreszcie tak mówić!

– Ale to prawda! Straciłaś przeze mnie wszystko!

– Nie próbuj mi wmówić, że zrobiłam źle! To była najlepsza decyzja, jaką w życiu podjęłam!

– Więc śmierć była najlepszą rzeczą, tak?!

– Cody! Wiem, że trudno Ci się z tym pogodzić, ale przestań się oszukiwać! Przychodząc tu, niczego nie zmienisz. Od paru miesięcy jestem MARTWA!

Brunet zamknął oczy i złapał się za głowę, jakby próbował nie dopuścić do siebie słów Lany.

– Żyjąc, wiele razy cierpiałam i nic nie mogłam z tym zrobić. Niektóre rzeczy po prostu się dzieją, a ja nie chcę mieć żalu do bogów! – powiedziała i zadrżała lekko

Zamilkli. W pewnej chwili chłopak podszedł do niej i z całej siły przytulił. Nie opierała się. Wtuliła się w niego i zamknęła oczy.

– Jesteś prawdziwa. – szepnął – Jesteś prawdziwa. – powtórzył

Zaczęli kołysać się wolno w rytm piosenki, która wciąż rozbrzmiewała.

– Zawsze będę Cię kochał. Powinienem powiedzieć Ci to już na tamtym balu. Przepraszam, że tego nie zrobiłem. – wyznał cicho

Lana spojrzała mu w oczy i pogłaskała po bladym policzku. Wiedziała, co mogłaby powiedzieć, ale nie chciała tego zrobić. Bała się, że gdyby to z siebie wyrzuciła, wszystko by się skończyło. A tak naprawdę, ona nie była jeszcze gotowa na utratę chłopaka. Od zawsze czuła, że jest egoistką i teraz miała dowód.

Uśmiechnęła się ciepło do syna Hadesa i ponownie się w niego wtuliła.

Po kilku przetańczonych piosenkach, Cody zaprowadził Lanę do stolika, a sam pobiegł na scenę. Wziął do ręki mikrofon i sprawdził, czy działa.

– Panie i panowie! – zaczął, a Lana się zaśmiała – Mam nadzieję, że dobrze się bawicie! Chyba wszyscy się domyślacie, na co teraz przyszła pora! Tak, to chwila, na którą wielu z was czeka! Wybór Króla i Królowej Balu!

– O nie! Nie zrobisz tego! – krzyknęła Lana i ponownie się zaśmiała

Cody podniósł z ziemi jakiś woreczek i zaczął w nim grzebać.

– Uroczyście ogłaszam, że Królem Balu zostaje... Cody Carter! Wow, kim jest ten przystojniak?! Ach tak! To ja!

Córka Gromowładnego śmiała się tak bardzo, że nie mogła usiedzieć w miejscu. Z wielkim rozbawieniem obserwowała, jak Cody ubiera sobie na głowę plastikową koronę. Gdy już to zrobił, ponownie sięgnął do woreczka.

– Mam zaszczyt oznajmić, że Królową Balu jest... Lana Conners! Gratulujemy! Gdzie jest Lana? Nie wstydź się, dziewczyno i nie chowaj w tłumie! Chodź tu do nas na scenę! – krzyczał zachęcająco i rozglądał się po sali

Lana pokręciła głową z niedowierzaniem i podeszła do chłopaka.

– Ty jesteś Lana? – spytał, a ona zaśmiała się i pokiwała głową

– Jesteś niereformowalny. – oznajmiła, a on z należną czcią, założył jej na głowę koronę

Zaczęli machać i dziękować za głosowanie. Lana wygłosiła krótkie przemówienie o pokoju na świecie, a Cody obiecał więcej zagranicznych wycieczek.

– Przed państwem, Król i Królowa Balu! Piękna para wykona teraz wspólny taniec!

Cody i Lana ukłonili się przed niewidzialną publicznością i weszli na parkiet. Po chwili rozbrzmiała kolejna piosenka, a oni zaczęli tańczyć.

– Czytałem, że każda nastolatka o tym marzy. – rzekł Cody – Jesteś zadowolona?

– Oczywiście! Ale nie wiem, czy połowa szkoły mnie teraz nie znienawidziła. Nie masz pojęcia, jak jedna blondynka mnie zmierzyła. Potnie w szatni mój strój cheerleaderki, mówię Ci. – powiedziała przejęta i oboje się zaśmiali

Miło było udawać, że chodzi się do szkoły. Że wszystko jest w porządku. Że się żyje...

– Dziękuję, Cody. – powiedziała, gdy chłopak nią delikatnie zakręcił

– Dla Ciebie wszystko. – odparł

Wyglądał tak dobrze. Tak zdrowo. Wiedziała, że w rzeczywistości jest gorzej. Obserwowała go przecież. Ale starała się o tym nie myśleć. Byli na szkolnym balu, tańczyli przytuleni do siebie i nic więcej się nie liczyło.

~*~

HEROSOWE CIEKAWOSTKI

5. Gdyby Danny był dziewczyną, to wybrałby Percy'ego, jako osobę, z którą by się umówił.

6. Danny twierdzi, że Cody jest playboyem.

7. Cody się z tym nie zgadza.

8. Cody po skończonych nagraniach pomaga sprzątać w studiu.

9. Danielle posiada zdolność szybkiego czytania.

10. Danny twierdzi, że Cody ma wrodzony instynkt macierzyński.

~*~

Biegali po łące i śmiali się głośno. Uciekała przed nim, ale wiedziała, że jest bez szans. Rzucił się na nią i oboje upadli na zieloną trawę. Cody zaczął ją łaskotać, a ona bezskutecznie próbowała się bronić i wyrywać.

– To niesprawiedliwe! Zawsze jest to samo! – krzyknęła dziewczyna, kiedy brunet dał jej spokój

– Jesteś słaba, przyjmij to w końcu do wiadomości.

– Nieprawda, ja Ci daję fory.

– Yhm, oczywiście. – powiedział i przyciągnął ją mocno do siebie

– Co za piękny dzień... – powiedziała

– Jak każdy. – dokończył i spojrzeli sobie w oczy

– O czym myślisz? – spytała, siadając naprzeciw niego

– Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że o Tobie.

– Nie, nie będziesz. – przyznała

– Więc myślę o chmurach.

– O chmurach?

– Masz z tym jakiś problem?

– Ależ skąd.

– No ja myślę.

– Też lubię chmury. Wiesz, kiedyś, bardzo dawno temu, spoglądałam w niebo. Ujrzałam wtedy dużą, gęstą, ciemną chmurę. Z jednej strony napierała na nią sporo mniejsza, jasna chmurka. Wyglądało, jakby toczyły między sobą pojedynek. Walczyły o władzę na niebie. Tak myślałam na początku, ale potem, gdy bardziej im się przyjrzałam, zauważyłam, że ta ciemna wcale nie walczyła. Ona była bierna. A wiesz, co było pomiędzy tymi chmurami? Słońce. Piękne, jasne słońce, które przedzierało się do przodu, jakby próbowało zwrócić na siebie uwagę chmur. Wtedy pomyślałam o czymś zabawnym. Że tymi chmurami jesteśmy my. Złączeni, starający się poznać na nowo, od początku. A tym słońcem był Danny. Danny, który zawsze był przy nas, ogrzewał serca i oświetlał dusze. Prawda, że taki był? Wspaniale było być jego przyjaciółką. I wspaniale było patrzeć tamtego letniego dnia na niebo... – wyznała Lana, ze wzrokiem utkwionym w górze

– Czyli... Mam rozumieć, że... Porównałaś mnie do wielkiej, ciemnej, niesympatycznej chmury, tak? – spytał Cody po chwili ciszy, a Lana się zaśmiała – Ok, nie ma problemu. Danny to słoneczko z Teletubisiów, a ja to zła chmura. Dobrze! DOBRZE!

– Ej, nie przedrzeźniaj mnie!

– Będę!

– Cody!

– To moje imię!

– Jesteś głupi.

– Jesteś głupi.

– Nienawidzę Cię.

– Kocham Cię.

– Powiedziałam, że Cię nienawidzę.

– Wiem, ale ja tego nigdy nie powiem. – wyznał, a ona uśmiechnęła się lekko – Dziewczyno, będę Cię kochał do śmierci.

~*~

Siedział w domku i tępo wpatrywał się w książki. Miał już dość tej nauki. Westchnął ciężko i zmęczony uderzył głową o blat stołu. Po chwili tego pożałował, bo zabolało go czoło. Podniósł się i ujrzał napoczętą paczkę żelek, która leżała na skraju mebla. Wziął ją do ręki i wybrał dwie gumowe, niebieskie kreaturki.


Ale to dobre!

Przestań się tak tym zachwycać i bierz miecz.

Poczekaj, przerwa się jeszcze nie skończyła. Muszę zregenerować siły.

Żelki Ci w tym nie pomogą.

Pomogą! One są magiczne!

Yhm, oczywiście.

Chcesz trochę?

Nie.

Ale Percy, są też niebieskie.

To daj!

Już za późno, bo je zjadłam.

Co?! To dlaczego mi proponowałaś?!

Tak z grzeczności. Miałam nadzieję, że i tak odmówisz.

Wredna jesteś. Niebieskiemu się nie odmawia.

Ale mam jeszcze zielone.

Pf! Nie chcę!

Na pewno?

Łaski bez!

Ok, tylko potem nie mów, że jestem wredna.

No dobra, daj mi je!

A gdzie słowo „proszę?"

Sąsiadka!

Ale Ty jesteś marudny!

Ty bardziej.

W ogóle, czy ja naprawdę jestem taką maniaczką żelek? Na święta, wszyscy mi ich życzyli. Wspaniale, cieszę się, ale zamiast życzyć, mogliby mi je dać! Żelki nie rosną na drzewach! Ach, ale byłoby pięknie mieć takie drzewko! No i powiedz mi, Percy, naprawdę ludzie jak myślą o mnie, to widzą żelki?

Tak.

Fajnie.


Uśmiechnął się na to wspomnienie i z lubością rozkoszował się niebieskimi żelkami. Żuł je w ustach tak długo, dopóki się nie rozpłynęły.

Rozległo się pukanie do drzwi, a on od razu wiedział, kto jest jego gościem, więc błyskawicznie porwał książkę.

– Proszę, kochanie.

– Nie udawaj, że się uczysz. – powiedziała na wejściu Annabeth, a Percy zmrużył oczy

– Też miło Cię widzieć. Może pouczymy się na świeżym powietrzu? – zaproponował

Annabeth pokiwała chętnie głową.

– Dobry pomysł.

Syn Posejdona wziął ze sobą potrzebne materiały i oboje wyszli z domku.

– Musisz się przyłożyć, Percy!

– Łatwo Ci mówić, to Ty jesteś córką Ateny. – rzucił z przekąsem

– Z tego powodu, stresuję się jeszcze bardziej. – przyznała – Architektura, medycyna i jeszcze matematyka! Nie mam pojęcia co wybrać! Kocham architekturę! Może potem wezmę też drugi kierunek, co o tym myślisz?

– Myślę, że to świetny pomysł. Jesteś mądra, na pewno sobie poradzisz.

– Ty też! Kto jak nie Ty, mógłby być biologiem morskim?

– Będę najlepszym biologiem morskim. – rzekł Percy z przekonaniem – Wiesz jakich niezwykłych odkryć mógłbym dokonać? Może dzięki moim badaniom i działaniom, udałoby się pomóc wielu morskim stworzeniom? Ojciec by się ucieszył.

– Oczywiście, że tak! Więc teraz bierz się do roboty! Chcę widzieć, że się uczysz! Możesz mieć tylko przerwy na jedzenie!

– Tak jest! – zgodził się chłopak ochoczo

Całej rozmowie z pewnej odległości przysłuchiwał się Danny. Blondyn uśmiechnął się rozbawiony.

– Kobieta jest najlepszym szewcem. Największego kozaka potrafi przerobić na pantofla. – mruknął pod nosem i pokręcił głową

Po chwili powrócił skupiony do swojej lektury. Oparł się o drzewo w cieniu i skoncentrował. Zaczął nucić na poczekaniu jakąś melodię, co ułatwiło mu myślenie. Bycie synem Apolla miało wiele plusów.

– Limfa bierze swój początek ze śródmiąższowego przesączu, który znajduje się w tkankach. – powiedział sobie na głos – Limfa porusza się w naczyniach dzięki mięśniom. – dodał ciszej

Studiował uważnie swój podręcznik do medycyny i od czasu do czasu robił przerwy od czytania, by sprawdzić, jak wiele zapamiętał.

Lubił to. Od wielu miesięcy solidnie się uczył. Kiedyś pragnął być gwiazdą rocka, występować na scenie, być sławnym i bogatym. Teraz wiedział, że to głupie i dziecinne marzenie. Wciąż kochał komponować oraz grać i naprawdę miał do tego talent, ale miał też talent do medycyny. Wiele razy słyszał to od ojca i rodzeństwa. A to było coś. Jego rany zawsze się szybko zabliźniały i mógł to też wykorzystać, by pomóc innym. Nie mógł tego zmarnować. W przeszłości, wiele razy śmiał się i żartował, że ma ręce, które leczą. Teraz, wcale nie był już tego taki pewny. Zastanawiał się, czy gdyby umiał więcej, bardziej przykładał się do ćwiczeń, udałoby mu się uratować Lanę. Myślał nad tym, choć wiedział, że nie. Rana Lany była zbyt potworna i nic nie dało się zrobić. Gdyby nie to, że próbował zatamować krwawienie i podarował jej nieco siły od siebie i Cody'ego, dziewczyna umarłaby w parę sekund. Ale mimo to, obwiniał się, że w momencie, gdy był najbardziej potrzebny, pozostał bezradny. Mógł tylko patrzeć, jak przyjaciółka gaśnie w jego oczach. Dlatego teraz, ustawił sobie nowy cel. Porzucił muzykę na rzecz medycyny. Pragnął zostać lekarzem, chirurgiem, wszystko jedno. Kimś, kto będzie w stanie codziennie ratować ludzkie życia. By nie było więcej takich osób jak Lana. By nikt więcej nie musiał umrzeć w taki sposób. W taki i każdy inny.

Powodem tej decyzji była właśnie ona. Ona go zmieniła. Danny po jej śmierci wiele rzeczy sobie przemyślał. Jeszcze bardziej dojrzał i spoważniał. Nie był już dzieciakiem, który rozrabiał i wycinał obozowiczom głupie kawały. Nie był pośmiewiskiem, ani nadwornym błaznem. Stał się inny. Wciąż przyjacielski i sympatyczny, ale również opanowany i spokojny. Niektóre osoby nawet żałowały, że nie jest taki, jak dawniej. Pewnego dnia, sama Clarisse stwierdziła, że brak jej tego głupiutkiego blondaska, który tak ją irytował, ale zawsze można było się z niego pośmiać.

Ale tamten Danny odszedł. Chłopak teraz całkowicie skupiał się na nauce, co niektórym bardzo imponowało. Jeśli chciał się w przyszłości dostać na medycynę, musiał się dużo uczyć. Zwłaszcza, że nie miał pieniędzy, więc musiał starać się o stypendium. To oznaczało jeszcze więcej nauki. Nigdy nie miał pieniędzy, ale nie przeszkadzało mu to. Był do tego przyzwyczajony. Do wszystkiego musiał dochodzić sam, co nauczyło go ciężkiej pracy i wytrwałości. Umiał doceniać małe rzeczy. Pamiętał, jak długo musiał oszczędzać na tę przeklętą maszynę do naleśników. Wydatek życia. Może dlatego tak mu zapadła w pamięć? Bo długo na nią pracował. Rok temu, za swój „bohaterski wyczyn," dostał od Apolla auto. Był bardzo szczęśliwy i wdzięczny. Nigdy nie sądził, że stać go będzie na taki samochód, więc traktował prezent jak największy skarb. Do wszystkich innych rzeczy musiał dojść sam. Jeśli chciał mieć nowy telefon, który byłby przydatny przy tworzeniu muzyki lub nowy odtwarzacz, musiał pracować i oszczędzać. Już jako dzieciak szukał w Nowym Jorku dorywczych zajęć. Ale nie narzekał. Nie znał innego życia. Niczego nie dostawał na tacy. Kiedy inne dzieciaki się z niego śmiały, bo był niski, słaby i nic mu nie wychodziło, musiał się uprzeć i trenować dniami i nocami. I choć efektów nie było od razu, nie poddawał się. Nigdy się nie poddawał. Zawsze uparcie dążył do wyznaczonego celu. Był dumny ze swojej postawy, ze swojego wrodzonego uporu.

Oczami wyobraźni widział siebie w szpitalu, w uniformie. Miałby własną plakietkę i własny gabinet. A na biurku specjalną tabliczkę z jego imieniem. I na drzwiach też. Żeby wszyscy wiedzieli, że on, Danny Harrison, został cenionym i najlepszym lekarzem w kraju. Że nie jest nieudacznikiem. Jest kimś. W tej pięknej wizji brakowało tylko jego przyjaciółki. Lana na pewno byłaby z niego dumna. Zawsze była. Wiedział to. Kiedy chwaliła go po treningach i widziała jakie zrobił postępy. Dlatego tak mu jej brakowało. I będzie brakować, kiedy już zostanie tym wspaniałym lekarzem, a jej nie będzie u jego boku. Co on wtedy zrobi? Do kogo pójdzie ze swoim problemem? Lana przecież była jego skarbnicą dobrych rad. Była mądra i zawsze wiedziała, jak wszystkiemu zaradzić. Jak poradzi sobie bez niej? Nie umiał o tym myśleć. Wizja przyszłości bez niej go przerażała, ale musiał być silny. Starał się być silny. Gdyby i on się załamał, to byłby koniec. Kiedyś to Cody był tym, który wszystko dźwigał na swoich barkach. On i Lana byli jego motywacją we wszystkim. Chciał dorównać przyjacielowi, by nie pozostać w tyle, by nie być „tym gorszym." Nienawidził tego, a czuł się taki od dziecka. Nie miał dobrego dzieciństwa. Zazdrościł Lanie i Cody'emu, bo choć spotkało ich w życiu wiele złego, to mieli okazję poznać swoje mamy. On nie miał tej szansy. Nie znał nawet jej imienia. To niesprawiedliwe. Tak naprawdę, nawet nie wiedział, czy ona żyje. Żadne dziecko nie powinno przechodzić przez coś takiego. To zbyt okrutne i krzywdzące. I w książkach zawsze jest napisane, że negatywnie wpływa na rozwój i psychikę dziecka. A książki przecież nie kłamią.

Po jakimś czasie Danny zamknął podręcznik i skierował się do domku Hadesa. W myślach układał sobie rzeczy, które tym razem powie przyjacielowi. Potrafił nawet przewidzieć, co od niego usłyszy, więc wymyślał kolejne argumenty.

Idąc, potknął się o coś. Spojrzał w dół i ujrzał starą, zniszczoną piłkę do tenisa. Uśmiechnął się, bo przypomniało mu się, jak w zeszłe lato, jeszcze przed ich ostatnim wyjazdem, we trójkę bawili się podobną. Danny nazwał ją Joseph. Joseph stał się atrakcją obozu. Wszyscy znali ich piłkę. Była sławna na całe Long Island. Każdy chciał porzucać Josephem. Danny był jej prawowitym właścicielem i pewnego dnia, razem z synem Hadesa i córką Zeusa, postanowili zakopać Josepha. Miał to być pewnego rodzaju rytuał. Piłka została trochę zniszczona przez jej namiętne użytkowanie i nie chcieli, by całkowicie się rozleciała. Postanowili, że zakopią ją w ziemi i dokładnie po roku, odkopią. Może to się wydawać dziwne i bez sensu, ale dla nich miało to wtedy znaczenie. Była to obietnica, że za rok dalej będą razem. Że wciąż będą się przyjaźnić.

Danny'ego ukuła myśl, że już nigdy nie wykopią we trójkę Josepha spod ziemi. Zostanie tam na zawsze. Tak, jak Lana.

Pamiętał tamten dzień i to, co robili po ceremonii.


– Dlaczego to ja musiałem najwięcej kopać?

Danny, no przecież Ty cały czas powtarzasz, że jesteś taki silny i mężny.

No, bo to prawda, ale wciąż nie rozumiem...

Danny, znudziło mnie słuchanie Ciebie. Lepiej zamknij drzwi i idź do łazienki.

Całą trójką weszli do domku Zeusa, gdzie planowali spędzić czas wolny.

No umyj się, bo jesteś brudny.

Jestem brudny!

Jesteś brudny!

Jestem brudny i zamieszkam na farmie z koniem Adolfem!

Bogowie, jak zwykle to samo.

Idź już i uważaj na błoto.

Blondyn poszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Zajął się czyszczeniem rąk, które były brudne aż do łokci. Kiedy wycierał się ręcznikiem, zauważył coś, co go zainteresowało. Był to stanik Lany oraz jej bluzka. Uśmiechnął się przebiegle i od razu zaczął realizować swój kolejny wariacki plan. Ubrał biustonosz i kiedy po wielu trudach udało mu się go zapiąć, wypchał go papierem toaletowym i ubrał czerwoną bluzkę dziewczyny. Bardzo ją przy tym rozciągnął i trochę bał się, że materiał rozerwie się na plecach. Ciuszek jednak wytrzymał i zdaniem Danny'ego wyglądał bardzo kusząco, kiedy tak sięgał mu do połowy brzucha. Blondyn wypchał jeszcze sobie pośladki, ubrał swoje okulary przeciwsłoneczne i umalował usta szminką, którą znalazł na umywalce. Przyjął odpowiednią pozę i pewny siebie wyszedł z łazienki.

Cześć dziewczyny! – powiedział zmienionym głosem, a Lana i Cody osłupieli – Jak się bawicie?! Co tam u was?!

Bogowie, czy on...

Czy Ty...

Mój stanik...

Danny wziął torebkę Lany, która była zawieszona o klamkę i przewiesił sobie przez ramię. Kobiecym krokiem przespacerował się po domku i machał do przyjaciół. Ci patrzyli na niego z niedowierzaniem. Blondyn stanął przed nastolatką i spojrzał na nią z wyższością.

Dziewczyno, jak Ty wyglądasz? Chodź tu, odpicuję Cię troszkę!

Lana otworzyła szeroko usta i nie była w stanie nic powiedzieć. Danny za to przyjął gwiazdorską pozę i zrobił dzióbek.

Idę do lusterka sobie fotę strzelić! – oznajmił i kręcąc biodrami, podszedł do stanowiska kosmetycznego nastolatki

Lana i Cody wybuchli śmiechem. Blondyn udawał, że robi sobie zdjęcia.

Wyglądam jak Aniołek. – skomentował Danny – Albo jak polny kwiatuszek. – dodał

Jego przyjaciele się śmiali, więc chłopak odwrócił się i spojrzał na nich karcąco.

A wy co? Nie widzieliście damy? – spytał i wypiął pierś

Kwiatuszku, cycek Ci na bok ucieka.

Blondyn zrobił poważną minę i dyskretnie poprawił swój papierowy biust.

Mów do ręki. – rzekł krótko do dziewczyny i wystawił do niej swoją prawą dłoń

Lana i Cody wstali z miejsc, bo ze śmiechu nie mogli już usiedzieć. Zaczęli chodzić wokół Danny'ego. Nastolatka nalała sobie soku do szklanki, a syn Apolla wziął jeden z jej zeszytów i zaczął go przeglądać.

Jestem mądrą kobietą i potrafię czytać puste kartki! – oznajmił i wyrzucił zeszyt za siebie – Już to czytałam.

Po chwili podszedł do Lany i spojrzał na nią uważnie, a ta przypadkowo oblała się sokiem.

Dlaczego się oblewasz?! Brudne dziewczyny są fuj! To nie jest crazy sexy!

Cody parsknął śmiechem.

Uwielbiam zdjęcia z zagrożonymi gatunkami, zrób mi focię! – zwrócił się Danny do syna Hadesa

Lana, wciąż mokra od soku, stanęła obok blondyna. Oboje zrobili dzióbki, a Cody udał, że robi im zdjęcie.

Ja nie mogę wytrzymać w takich warunkach.

Danny poszedł do łazienki, a kiedy wrócił, zaczął wycierać papierem toaletowym sok z podłogi.

Jestem piękna i potrafię również sprzątać! – oznajmił dumnie

Półbogowie wciąż się śmiali. Nagle rozbrzmiał dźwięk konchy, który oznaczał, że trzeba iść na kolację. Danny wstał i rzucił na ziemię mokry papier.

I moje zdolności aktorskie poszły się jebać!





Zapukał i gdy przez dłuższy czas nie otrzymywał odpowiedzi, wszedł do środka. Musiał wytężyć wzrok, by przyzwyczaić się do panującej ciemności.

– O prącie! Wiesz, u mnie jest bałagan, ale chociaż przytulny! Gdzie Ty w ogóle jesteś?! Bogowie, czy Ty żyjesz?! Cody! Odezwij się! Będę podążać za Twym głosem! Cody, przemów do mnie! Niech Twój głos mnie poprowadzi przez mroki tego domostwa!

– Jesteś dziwny.

– Żyjesz! Uf, to dobrze, bo tym razem naprawdę się bałem.

Danny rozejrzał się, ale dalej nie dostrzegał chłopaka, więc po omacku podszedł do okien i odsunął zasłony, dzięki czemu do wnętrza wpadło trochę światła. Na tyle dużo, by pośród schludnego wnętrza ujrzeć Cody'ego. Wychudzony chłopak z poszarzałą skórą, worami i cieniami pod oczami, siedział w fotelu. Czarne ubrania wisiały na nim, jak na wieszaku, tego samego koloru włosy były już bardzo przydługie, a broda nadała efekt menela. Uroczego, ale wciąż menela.

Danny stanął przed chłopakiem i spojrzał na niego z dezaprobatą.

– Czy Ty jesteś normalny? Który dzień nie wychodzisz z domku, co? Zjadłeś to, co przyniósł Ci Nico?

Cisza.

– Odpowiesz mi na pytanie? A najlepiej na wszystkie.

– Idź sobie.

– Chcesz oberwać książką w ten durny łeb? Ostrzegam, ona trochę waży.

– Danny, daj mi spokój.

– Dam Ci w ryj, jak się nie ogarniesz.

Cisza.

– Ziomeczku, przestań. Dobrze wiem, co się dzieje. Musisz z tym skończyć.

– Nie potrafię.

– Nie widzisz, że coraz bardziej się w tym zatracasz? Cody, to iluzja, wiesz o tym.

– Nie chcę oglądać świata bez Lany. Nie chcę żyć w świecie bez niej.

Blondyn westchnął.

– Tamten świat jest sztuczny, to jest Twoja rzeczywistość.

– Nie chcę jej. To... – zawahał się – Rzeczywistość, która nie spełnia oczekiwań...

– Wiesz, jeśli w snach hasasz po łąkach, to ja się nie dziwię, że tu Ci się tak nie podoba, ale musisz z tym skończyć. To jest iluzja! Mam Ci to przeliterować? Nie widzisz, że się od tego uzależniłeś? To jak gra albo używka. Tamten świat Cię wciągnął. Lana... Jeśli to naprawdę ona, to na pewno mówi Ci to samo. Na pewno nie chce, byś się tak zatracał. Ty musisz żyć na nowo. Wiem, że to trudne, ale są rzeczy, dla których warto się starać. Cele do osiągnięcia i marzenia do zrealizowania. Kurde, dobrze mi idzie. Może powinienem zostać kimś, kto motywuje? Co o tym myślisz?

– Myślę, że odbiegłeś od tematu. – zauważył obojętnie Cody

– Ach, no tak. Człowieku, jak Ty w ogóle wyglądasz? Niedługo trzeba Cię będzie podłączyć do kroplówki. I co to jest za broda?! Zdejmij to!

Danny jednym szarpnięciem ręki, zerwał z twarzy Cody'ego sztuczną brodę.

– Ała! To bolało!

– I miało! Skąd ją w ogóle masz?!

– Bracia Hood mi dali. Powiedzieli, że podkreśli mój nowy image. – oznajmił Cody i potarł się po twarzy

– Tak, image menela! Brawo, cel osiągnięty! A tę brodę konfiskuję. Zachowam ją sobie i wykorzystam jako fajne przebranie! – powiedział Danny i przyłożył ją sobie do twarzy – Dlaczego oni Ci ją w ogóle dali? Wiesz, ile razy prosiłem ich o jakieś fajne gadżety? To zniewaga. Pójdę z tym do nich. A Ty przestań być emo hadesiątkiem! Wrócę tu za godzinę, jak już skończę robić sobie zdjęcia z brodą i chcę Cię widzieć wykąpanego, przebranego i najedzonego! Jasne?!

Cody nie odpowiadał, więc Danny patrzył na niego wyczekująco.

– Będę tu za godzinę. Ok, umówmy się, że za dwie. I chcę...

– Dobrze, dobrze. Dwie godziny. Możemy nawet pójść na spacer.

– O ile jeszcze Twoje nogi pamiętają, do czego służą... – mruknął Danny – Spacer. W porządku. Będę tu za dwie godziny. Do zobaczenia.

Blondyn wyszedł z domku i zamknął za sobą drzwi. Cody podniósł się z fotela i rzucił się na łóżko.

Miał całe dwie godziny. To prawie jak wieczność. Dobrze wiedział, jak spożytkuje ten czas.

Zamknął oczy.


W NASTĘPNYM ODCINKU!

„– No idź do niej..."

„– Przestań, mówisz to w złości."

„– Powinniśmy już wracać."

„– Jesteś złem wcielonym."

„– Nie lubicie się, co?"

Rozdział IV:

„Dzień po dniu..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top