Rozdział I
Zagubione wspomnienia...
Sierpień, rok tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty. Siedemdziesięciu jeden niewyszkolonych studentów zostało wysłanych na wojnę koreańską, by bronić dostępu do rzeki Nakgond. Żaden z mężczyzn nie miał doświadczenia. Wielu z nich nie było przygotowanych na czekające ich okrucieństwa. Młodzi ludzie nie tak wyobrażali sobie swoją przyszłość. Wszyscy mieli rodziny, chcieli zdobyć wykształcenie i rozpocząć dorosłe życie. Tymczasem ich plany pokrzyżowała wojna. Na początku nie traktowali sytuacji poważnie, mieli nadzieję, że szybko wrócą do domów. Mimo ciężkich warunków i trwających wewnętrznych konfliktów o przywództwo w grupie, udało im się zjednoczyć i zaprzyjaźnić. Studenci prowadzili walkę przeciw silnym i doświadczonym wojskom Korei Północnej. Wielu z nich myślało, że pokonają wroga, a bitwa skończy się szybko.
Nikt jednak nie przeżył. Wszyscy studenci snuli plany i marzenia, lecz polegli w walce za kraj. Tego dnia, przeszli do historii jako bohaterowie, a ich poświęcenie przyczyniło się do wygrania wojny.
To opowiadanie, nie ma z tym nic wspólnego.
~*~
Był ciepły, wiosenny dzień. Promienie słoneczne wpadały przez otwarte okna do klasy. Na wysokim parapecie siedziały dwie nastolatki. Obie były szczupłe i zgrabne, a na sobie miały mundurki składające się z obcisłych, białych koszul, wciśniętych w plisowane, granatowe spódniczki, białych podkolanówek, czarnych czułenek na wysokim obcasie i krawatów. Jedna z dziewczyn była bardzo blada, miała delikatne rysy twarzy, długie, idealnie proste, lśniące, czarne włosy i duże, ciemne oczy. Nastolatka obok stanowiła jej całkowite przeciwieństwo - kręcone, blond włosy, duże, radosne, niebieskie oczy i uśmiechnięta twarz usiana piegami.
- Connie! - blondynka szturchnęła, skubiącą bułkę dziewczynę
- Zamyśliłam się. - odparła czarnowłosa i zamrugała
- Pytałam, jak się czujesz. - powtórzyła niebieskooka i zamachała długimi nogami
- Dobrze.
- Jesteś bardzo blada.
- To nic takiego. - rzekła Connie i uśmiechnęła się lekko do przyjaciółki - Ale lekarz powiedział, że wciąż nie mogę ćwiczyć na zajęciach. - dodała
- Może to dobrze. Masz słaby organizm, lepiej się oszczędzaj.
Dziewczyny zamilkły. Connie powróciła do skubania suchej bułki. Z korytarza dobiegały odgłosy rozmów.
- Alex... - zaczęła Connie
Blondynka przestała wyglądać za okno i spojrzała wyczekująco na brunetkę.
- Będziemy się zawsze przyjaźnić, prawda? - spytała czarnowłosa
- Oczywiście! Dlaczego w ogóle o to pytasz? Jesteś dla mnie, jak siostra! Szkoda, że naprawdę nie jesteśmy rodziną.
- Wiesz, zawsze można to zmienić. - powiedziała z uśmiechem Connie
- No pewnie! Wyswatamy ze sobą nasze dzieci.
- Chcesz mieć córkę, więc ja będę mieć syna. - rzekła Connie
- Musimy zajść w ciążę w podobnym czasie, bo dobrze by było, gdyby byli w tym samym wieku.
Connie zaśmiała się i odgarnęła włosy za ucho.
- Najpierw musimy znaleźć sobie mężów.
- Znajdziemy. Zaplanowałam nam całe życie. Po liceum studia, a potem rodzina. Ślub i dzieci. Będziemy mieszkać wciąż obok siebie, żeby nasze maluchy razem dorastały. A na starość będziemy siedzieć na ganku z wnukami. - mówiła z przejęciem Alex
- Najpierw matematyka. - rzekła krótko Connie, a mina blondynki zrzedła
- Ech... No dobra. - westchnęła - Może Diana znów zagada nauczycielkę i nic nie będziemy robić.
Zadzwonił dzwonek, a Alex zeskoczyła z parapetu.
- Jeszcze Ci udowodnię, że mój plan się spełni. - powiedziała zdecydowanie
Do klasy zaczęli się schodzić pozostali uczniowie, a dziewczyny zajęły swoje miejsca w ławkach.
~*~
Na wysokim, twardym, szpitalnym łóżku leżała młoda kobieta. Jasne, długie loki miała spięte z tyłu głowy. Ubrana była w biały szlafrok. Wyglądała na wykończoną. Jej twarz była zmęczona, a oczy podkrążone. Na rękach trzymała noworodka. Owinięte w różowy kocyk dziecko spało. Miało słodką, drobną twarzyczkę i czarnego loczka na czubku główki.
Blondynka z czułością przytulała córeczkę.
Do sali weszła niewysoka, krucha, blada, młoda kobieta. Czarne włosy spięte miała w luźny koczek. Również ubrana była w biały szlafrok. Wolnym krokiem podeszła do łóżka. Usiadła na nim i spojrzała na dziecięce łóżeczko, które stało obok.
- I co, byłaś u tej wariatki? - spytała radośnie blondynka - Wczoraj było ją słychać na całym oddziale, dlaczego dziś jest tak cicho? I dlaczego jeszcze nie przyszła?
Czarnowłosa milczała. Tępo wpatrywała się w swoje dziecko.
- Wszystko w porządku? - spytała Alex - Źle się czujesz? Jesteś słaba, nie powinnaś tyle chodzić.
- Ona nie żyje... - szepnęła nagle Connie, a Alex wytrzeszczyła oczy i przyłożyła rękę do ust
- C-co..? Jak to?!
Kobieta momentalnie zaczęła płakać.
- Chcę ją zobaczyć! Natychmiast!
Blondynka próbowała wygrzebać się z pościeli, ale Connie ją powstrzymała.
- Nie możesz. Musisz odpoczywać.
- Ale... - zaczęła zszokowana Alex, łapiąc przyjaciółkę za ramię
Spojrzenie Connie było puste. Wyglądała na zamroczoną.
- Zabrali ją... Już jej nie ma... - szepnęła słabo
Blondynka wzięła głęboki wdech.
- Dlaczego zmarła? - spytała cicho
Głos jej się łamał.
- Nie wiem. Chyba jakieś zakażenie...
- To straszne... Ale... co z dzieckiem?
- Widziałam je. Mały, płaczący blondynek... - oznajmiła Connie, pozwalając sobie na lekki uśmiech
- Nie było nas przy niej...
Przyjaciółki zapłakały i wtuliły się w siebie. Następnie Connie wróciła na swoje łóżko, a Alex przytuliła do siebie córkę.
- Zastanawiam się, kto się teraz nim zajmie. Nie wierzę, że to się stało. To nie może być prawda. To jest niesprawiedliwe. - oznajmiła blondynka
Obie kobiety się zasmuciły i ponownie uroniły parę łez.
- Co teraz będzie?
- Nie wiem co mamy zrobić. To nie powinno się wydarzyć. Urodziłyśmy dzieci, miałyśmy być szczęśliwymi matkami.
Alex była załamana. Connie za to wyglądała, jakby ta okrutna prawda jeszcze do niej nie dotarła. Siedziała na skraju swojego łóżka, a pojedyncze pasemka opadały na jej bladą twarz. Po policzkach spływały jej łzy.
- Jestem pewna, że ojciec go zabierze.
- Oby się nim zajął.
- A co, jeśli nie?
Kobiety spojrzały na siebie.
- Czy możemy mu pomóc? Jesteśmy jej to winne.
- Ona zrobiłaby dla nas to samo.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwał płacz noworodka. Connie wzięła na ręce zawinięte w niebieski kocyk maleństwo.
- Cichutko, skarbie... - szepnęła kobieta i przytuliła dziecko
Chłopiec miał rzadkie, czarne włoski i w porównaniu do innych noworodków, nie był czerwony jak burak i opuchnięty. Wręcz przeciwnie. Wyglądał jak malowana lalka. Zapłakane oczka miał czarne jak węgiel. To też było niezwykłe.
Nagle Alex ponownie zaczęła płakać. Bardziej niż chwilę wcześniej. Spuściła nisko głowę i jeszcze mocniej przytuliła do siebie córeczkę.
- Wiesz, mimo że jestem teraz załamana i wciąż to do mnie nie dociera, to z drugiej strony... Z drugiej strony... Wierzę, że wszystko się ułoży. Jakoś damy sobie radę we dwie, jakoś uda nam się mu pomóc. Nie zostawimy go i nie zapomnimy o naszej przyjaciółce. Nauczymy go kochać nasze wspomnienia. Może nie wszystko potoczyło się tak, jak chciałam, ale będzie idealnie. - oznajmiła Alex i spojrzała na przyjaciółkę z uśmiechem
W jej oczach lśniły łzy.
- Nie zostawimy go. Nasze dzieci wychowają się razem. - zgodziła się czarnowłosa
- Tego jestem pewna.
- Wciąż myślisz o tym, że ich wyswatamy? - spytała Connie, podeszła z dzieckiem do łóżka Alex i usiadła na nim
- Spójrz tylko na nich. Lana i Cody. Połączyła ich czerwona nić przeznaczenia. Ich los będzie się przeplatał, ale czuję, że będą razem. - oznajmiła Alex
Kobiety z miłością patrzyły na trzymane na rękach kruszynki. Cody już nie płakał. Rozglądał się wkoło i miętolił w buzi swoją malutką rączkę. Znajdująca się obok niego Lana, wciąż spała. Wyglądali jak małe Aniołki. Słodkie, rozkoszne i kochane.
~*~
Po parku niósł się głośny płacz małej dziewczynki. Siedziała ukryta w krzakach. Wyglądała na jakieś pięć, sześć lat. Ubrana była w bladoróżową, falbaniastą sukieneczkę. Jej czarne loki opadały na czerwoną od płaczu twarz. Nie wiedziała, że od jakiegoś czasu przygląda się jej pewien chłopiec. Miał gęste, czarne włosy, duże, głębokie oczy, jasną karnację i bardzo uroczą twarzyczkę. Ubrany był w błękitną koszulkę i krótkie, białe spodenki. Z zaciekawieniem obserwował dziewczynkę.
- Dlaczego płaczesz? - spytał, w końcu się ujawniając
Czarnowłosa odwróciła się zlękniona. Spojrzała na chłopca swoimi dużymi, niezwykłymi, niebieskimi oczami. Nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę wpatrywała się w nowo przybyłego, a następnie ponownie wybuchła głośnym płaczem. Skuliła się i ukryła twarz w kolanach. Opatuliła się także rączkami.
Chłopczyk podszedł bliżej, ustał obok dziewczynki i pochylił się nad nią. Dotknął palcem wskazującym jej głowy. Potem puknął ją w czoło, zmuszając, żeby na niego spojrzała.
- Ooo, ale jesteś czerwona! - wykrzyknął, a ona jeszcze bardziej się rozpłakała - Ale ja bardzo lubię czerwony! - dodał szybko
- Nie patrz na mnie! Wyglądam jak burak! - wykrzyczała przez łzy
- Wcale nie. Jesteś jak szkarłat. Albo róża. - oświadczył szczerze
Czarnowłosa ponownie na niego spojrzała.
- Lubię róże. - rzekła
- Nie płacz już. Jesteś cała mokra. Nazywam się Cody. A Ty?
- Lana... - szepnęła cichutko dziewczynka
- Jak? - spytał Cody i zamrugał
- Lana. - powtórzyła równie cicho
- Jak?! - chłopiec pochylił się nad nią i nadstawił ucho
- Nazywam się Lana! - krzyknęła, zaciskając drobne rączki w pięści, a jej twarz jeszcze bardziej poczerwieniała
- Musisz mówić głośniej. Miło mi Cię poznać. Bardzo ładne imię. - powiedział Cody, uśmiechając się szeroko - Powiesz mi, dlaczego płaczesz? - spytał, siadając obok niej
Lana była zdziwiona zachowaniem nowego kolegi. Należała do bardzo nieśmiałych dzieci i nie wiedziała, jak się ma zachować.
- Zgubiłaś się? - dopytywał czarnooki chłopczyk
Lana zacisnęła usta i pokręciła przecząco główką.
- Łańcuszek. - powiedziała niewyraźnie
- Hę? - zdziwił się Cody i podrapał się po włosach
- Zgubiłam swój łańcuszek! - wykrzyknęła i ponownie zaniosła się płaczem
Cody westchnął zrezygnowany.
- Dziewczynki są dziwne. Płaczą z takiego głupiego powodu.
- Nie jestem dziwna.
Cody zamyślił się na chwilkę.
- Co to za łańcuszek i co się z nim stało?
- Kiedyś należał do mamusi, ale mi go oddała. Jest bardzo ważny. Zgubił mi się gdzieś w parku. - rzekła Lana, dławiąc się łzami
- Pomogę Ci go znaleźć, ale już nie płacz. - powiedział Cody, starając się ją uspokoić
Po chwili dzieci zaczęły poszukiwania. Skradały się i czołgały po trawie. Chodzili tam, gdzie była Lana. W końcu Cody znalazł zgubę. Od razu krzyknął w triumfem. Był bardzo zadowolony. Z radością zapiął na szyi dziewczynki srebrny łańcuszek z kryształowym serduszkiem i kluczykiem.
- Bardzo Ci dziękuję, Cody! Jesteś moim bohaterem! - oznajmiła szczęśliwa Lana i przytuliła chłopca
W końcu zaczęła się śmiać. Dziewczynka bardzo polubiła Cody'ego.
Dzieci usiadły na ławce w parku.
- Co właściwie robisz tu sama? - spytał Cody
Lana spuściła głowę i zamachała nóżkami. Nie wiedziała, czy może powiedzieć prawdę. A co, jeśli Cody pobiegłby do strażnika i o wszystkim powiedział? Tak mogło się stać, jednak dziewczynka z jakiegoś powodu mu ufała. Zachowywał się inaczej. Nie był jak chłopcy, których Lana znała. Nie był jak ten głupek Paul, który w przedszkolu tak popchnął Lanę, że rozbiła sobie głowę o kant szafki. Nie był jak Fabian, który biegał za nią ze strzykawką. Nie był jak Robert, który ciągle płakał, robił siku w majtki i bał się dziewczynek.
- Uciekłam z domu. - wyznała cicho sześciolatka
Chłopiec krzyknął zachwycony i spojrzał na nią z podziwem.
- Ale fajowo! Też kiedyś ucieknę z domu! - oświadczył pewnie
Lana spojrzała na niego i odgarnęła z twarzy niesfornego loczka.
- Gdzie wtedy pójdziesz? - spytała, bo sama nie miała już pomysłu
Cody schował rączki w kieszenie spodenek, spojrzał w niebo zamyślony i zamachał nogami.
- Na koniec świata. Albo w kosmos.
Oczy Lany zaświeciły się.
- W kosmos?! A zabierzesz mnie ze sobą?! - krzyknęła z nadzieją
- Kosmos to nie miejsce dla dziewczynek. - oświadczył Cody, zakładając ręce na klatce piersiowej - Dziewczynki powinny bawić się lalkami.
- Dlaczego?! - spytała głośno zawiedziona Lana
- Chłopcy są silniejsi i odważniejsi. - oświadczył pewnie Cody
Lana zacisnęła palce na drewnianej ławce.
- Udowodnię Ci, że też jestem silna! Będę pierwszą dziewczynką w kosmosie!
Cody zaśmiał się głośno, a Lana poczerwieniała na twarzy.
- Dlaczego uciekłaś? - spytał nagle, a ona się uspokoiła
- Mamusia mi coś obiecała, a potem powiedziała, że nie ma czasu. Dziś ma przyjechać jej przyjaciółka, więc jest bardzo zajęta. - rzekła smętnie
- Hhmm... - zamyślił się chłopiec
- A Ty co tu robisz? - zapytała niebieskooka
- Dziś jest wielki dzień. Moja mamusia często choruje. Mieszkaliśmy kiedyś w Nowym Jorku, ale musieliśmy wyjechać. Teraz, kiedy mama jest zdrowa, wróciliśmy do domu. - powiedział, patrząc w niebo z uśmiechem
- Kłamiesz! - krzyknęła dziewczynka i zacisnęła rączki w pięści
- Hę? - spojrzał na nią zdziwiony
- Więc dlaczego nie ma Cię teraz w domu?! - spytała oskarżycielsko
Chłopiec wyszczerzył się wesoło, co całkowicie skołowało Lanę.
- Nie lubię się rozpakowywać. Przywykłem do tego, że często gdzieś jeździmy, ale mam dość pakowania. Dowiedziałem się, że dziś w parku ma być festyn, więc przyszedłem.
Lana patrzyła na niego z podziwem. Był naprawdę inny. Sam sposób w jaki mówił. Używał innych słów, niż normalne dzieci. I mógł robić rzeczy, których Lana nie mogła. Jej mama by nie pozwoliła iść samej do Central Parku. Musiała uciec, nie to, co Cody. Imponował jej tym.
- Chcesz iść ze mną? - spytał nagle
Oczy dziewczynki zabłysły.
- Tak! - krzyknęła, zeskakując z ławki
Dzieci razem udały się na festyn. Balony, wata cukrowa, karuzele, muzyka i budki z jedzeniem przykuwały ich uwagę. Świetnie się bawili. Lana ciągle się śmiała. Nagle znalazła ją jej mama. Była bardzo zdenerwowana i zmartwiona. Ręce tak się jej trzęsły, że nie mogła spokojnie prowadzić wózka, w którym spał młodszy braciszek Lany. Razem z nią przyszła szczupła, bardzo ładna kobieta o czarnych włosach. Była to mama Cody'ego. Okazało się, że od tej pory dzieci będą sąsiadami...
~*~
- Lana! Lana!
Lana westchnęła, odłożyła lalkę, którą do tej pory się bawiła i podeszła do uchylonego okna. Wychyliła się przez nie i pomachała czarnowłosemu chłopcu, który wołał ją z domu obok.
- Dostałem nowy samochodzik! Chodź na dół! - krzyknął z entuzjazmem
- Obiecałeś, że pobawimy się dziś w dom. - rzekła z wyrzutem Lana
Cody przewrócił oczami.
- Ale to resorak!
Lana zrobiła naburmuszoną minę. Uwielbiała bawić się w dom. Ona była żoną, a Cody mężem. Mieli też dziecko - lalkę niemowlaka Lany. Czasem w tej roli występował Jake - jej braciszek. Lana mogła się nim bawić, pod warunkiem, że będzie ostrożna. Według Lany, Jake nie sprawdzał się w roli lalki. Był brzydki i czerwony. Do tego ciągle się załatwiał. Na czas zabawy Lana udawała, że jest dziewczynką. Ubierała mu nawet różowe kapelusiki i buciki lalek, bo zawsze chciała mieć córeczkę.
Cody uważał, że ta zabawa jest nudna. Musiał robić tylko to, co kazała mu Lana. Dawała mu nawet kwestie. Mówiła, że teraz Cody ma udawać, że idzie do pracy, a ona udawała, że gotuje obiad. Traktowała to jako trening przed małżeństwem. Chciała się nauczyć jak być dobrą żoną i mamą, a chłopczykowi pokazać, jakim ma być mężem i tatą.
- Pobawimy się później!
- Ostatnio też tak mówiłeś!
- Wcale, bo nie!
- Wcale, bo tak! Nie kłam teraz, bo powiem mamie!
- Skarżypyta!
- Kłamczuch! Nie będziemy mieć razem dzieci!
- I dobrze! Wcale nie chcę! I nie zobaczysz mojego nowego samochodu!
- I tak go zepsujesz! I oddaj mój żeton z Pikachu! To koniec!
Lana pokazała chłopczykowi język i zatrzasnęła okno.
~*~
Para sześciolatków siedziała na kocu w ogrodzie i jadła lody. Dziewczynka ubrana była w białą spódniczkę i różową bluzkę ze swoją idolką - Aurorą ze „Śpiącej Królewny." Jedząc loda, ciągle musiała poprawiać włosy, które opadały jej na twarz. Siedzący obok chłopiec miał na sobie koszulkę z Supermanem i sprane jeansy. Wokół nich leżały porozrzucane zabawki. Lana z uwagą przyglądała się obrazkowi na koszulce Cody'ego. Według niej, jej przyjaciel był największym bohaterem. Zawsze jej pomagał i bronił, kiedy na placu zabaw dzieci były dla niej niemiłe. Był też odważy i mądry. W oczach Lany był lepszy niż każdy inny chłopiec.
- Mama mówiła, że niedługo pojedziemy. Boisz się? - spytał Cody
- Nie, bo będziesz tam ze mną. Jeśli ktoś będzie mi dokuczał, Ty mi pomożesz, prawda?
- Jesteś moją przyjaciółką.
Lana uśmiechnęła się. Nagle wpadła na śmieszny pomysł.
- Cody, masz coś na bluzce. - oznajmiła
Chłopiec spojrzał w dół. W tym momencie Lana umorusała mu lodem nos. Zaczęła się głośno śmiać, a brunet zrobił zdezorientowaną minę. Po chwili również się zaśmiał. Lana przysunęła się bliżej niego i wytarła mu twarz.
- Pewnego dnia się ze mną ożenisz. - rzekł poważnie Cody, a Lana ponownie wybuchła śmiechem - Z czego się śmiejesz? Mówię poważnie.
- Jestem dziewczynką! - krzyknęła
- I co z tego? - spytał skołowany
- Mama mówiła, że chłopiec się żeni, a dziewczynka wychodzi za mąż.
Cody zarumienił się zawstydzony.
- Dobrze, w takim razie, pewnego dnia zostaniesz moją żoną. - oświadczył pewnie
~*~
Powoli zapadał zmierzch. Przez Central Park niósł się głośny, przeraźliwy ryk. Dwie kobiety uciekały, prowadząc ze sobą małe dzieci.
- Connie! Szybciej! - wołała Alex
Czarnowłosa kobieta biegła na samym końcu. Była blada, słaba i zmęczona. Trzymała za rękę swojego jedynego synka. Cody bardzo martwił się o mamę. Ciągnął ją, żeby biegła szybciej. Nie rozumiał też, dlaczego mama, jako jedyna nie widziała potwora, przed którym uciekali.
- Przepraszam, chyba już nie daję rady... - wysapała Connie, zatrzymując się
- Już niedaleko. - Alex odwróciła się do przyjaciółki
Kobieta trzymała na rękach małe niemowlę. Obok niej stała przestraszona Lana.
- Dojdziemy do Empire State Building. Albo złapiemy taksówkę. Damy radę, tylko musimy uciekać.
- Mamo, proszę. Wytrzymaj. - zwrócił się Cody do Connie
Kobieta wzięła wdech i wszyscy ponownie zaczęli biec. Całą rodzinę paraliżował strach. Alex wiedziała, że goni ich Hydra. Była córką dwójki półbogów. Widziała przez Mgłę i posiadała też kilka innych zdolności. Miała przy sobie broń, ale wiedziała, że to za mało. Brakowało jej siły i czasu, by ochronić bliskich. Ale musiała to zrobić.
- Mamo! - krzyknął Cody
Alex odwróciła się gwałtownie i zobaczyła swoją przyjaciółkę, leżącą na ziemi.
- Connie!
Czarnowłosa powoli podparła się na łokciach.
- Nie dam rady... - wydusiła z siebie, a jej ciemne oczy zaszły mgłą
- Mamusiu, mamusiu, proszę! - krzyknął Cody, potrząsając kobietą za ramię
- Syneczku... - szepnęła - Uciekaj.
- Nie! Nie zostawię Cię!
W oczach chłopca pojawiły się łzy, zaś na ślicznej twarzy jego mamy, lekki uśmiech.
- Posłuchaj mnie choć raz, dobrze, skarbie?
Connie pogłaskała jedynaka po twarzy i zmierzwiła mu włosy. Chłopiec był jej oczkiem w głowie i największym na świecie szczęściem. Kochała go nad życie i zrobiłaby dla niego wszystko. Wychowała go sama, wkładając w to wiele wysiłku każdego dnia. I udało się jej. Była dumna z synka, który mimo młodego wieku często wykazywał się sprytem i rozwagą. Był naprawdę mądry, pomocny, wesoły, ciekawy świata, kontaktowy i pełny energii. Wszędzie go było pełno. Nikt nie znał go tak, jak jego mama, z którą zawsze mógł swobodnie porozmawiać. Byli ze sobą naprawdę zżyci.
- Nie macie czasu. Musicie uciekać. - zwróciła się Connie do blondynki
- Connie... - pisnęła Alex - Proszę, nie...
- Nic nie mów. Już za późno.
- Jesteś moją przyjaciółką! Nie zostawię Cię tu! Miałyśmy być razem do końca! Na zawsze! Co ja bez Ciebie zrobię?! - pytała, a po jej policzku zaczęły spływać łzy
- Przepraszam. Musisz uciekać. Musisz zająć się dziećmi. Cody Cię teraz potrzebuje.
Nagle rozległ się ryk. Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego dochodził.
- Kocham Cię, mamusiu. - wyznał Cody, łamiącym się głosem
- Ja też Cię kocham, skarbie. - powiedziała Connie, pocałowała synka w czoło i przytuliła do siebie - Bądź grzeczny, dużo jedz, wysypiaj się, uśmiechaj, ucz się, spełniaj marzenia, znajdź sobie najlepszych przyjaciół, którzy zawsze będą przy Tobie i bądź sobą. - dodała, głaszcząc czule synka
Cody szybko pokiwał główką.
- Alex, weź go. - rzekła Connie
Blondynka przytuliła się do przyjaciółki po raz ostatni. Wiedziała co to oznacza. Brunetka chciała poświęcić się dla nich. Zająć bestię, by dać im czas na ucieczkę. Była prawdziwą bohaterką. Alex spojrzała jej w oczy, złapała Cody'ego za rączkę i razem pobiegli przez zarośniętą część Central Parku. Chłopiec był przerażony i zdezorientowany. Przed oczami wciąż miał obraz ukochanej mamy. Nie mógł jej tak zostawić. Wyrwał się z uścisku Alex i zawrócił.
- Cody! - krzyknęła blondynka
- Cody! Wracaj! - pisnęła Lana
Obie zaczęły biec za chłopcem. Jake, którego Alex trzymała na rękach nie spał. Maluch był spokojny. W przeciwieństwie do Lany, był grzecznym dzieckiem, które lubiło dużo spać lub leżeć.
Alex wraz z dwójką swoich dzieci znalazła Cody'ego, kiedy ten stał nieruchomo i wpatrywał się w ogromną bestię, stojącą dosłownie pół mili dalej. Na twarzy chłopca malowało się przerażenie i szok. Jego oczy pełne były wielu emocji.
- Cody!
- Mama... - szepnął cicho sześciolatek
Lana z nadmiaru wydarzeń zaczęła płakać. Alex wpadła w panikę. Straciła przyjaciółkę, od teraz to od niej zależało życie trójki dzieci.
Złapała Cody'ego za rękę i ponownie puściła się biegiem. Drugą dłoń chłopca ściskała Lana. Przez zapłakane oczy mało widziała i często się potykała.
Alex wiedziała, że jest źle. Connie poświęciła się dla nich. Chciała dać im czas. Umożliwić im ucieczkę. Jednak to było za mało. Potwór ich doganiał. Hydra taranowała drzewa i podpalała niektóre z nich.
Śmiertelniczka wiedziała, że nie mają szans. Musiała podjąć bardzo trudną decyzję. I podjęła. Zatrzymała się nagle w miejscu.
- Lana, weź Jake'a! - zwróciła się do zapłakanej córki i podała jej malucha
- C-co c-chcesz zrobić? - wyjąkała sześciolatka
- Kochanie, muszę was zostawić. - oznajmiła Alex, kucając przed Laną
- Nie! Nie odchodź nigdzie! - krzyknęła Lana i jeszcze bardziej zaczęła płakać
- Skarbie, muszę to zrobić.
- Nie chcę!
Lana zaczęła się trząść.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby was uratować. Musicie uciekać dalej beze mnie. Dogonię was później. - powiedziała spokojnie blondynka
- Kłamiesz! Zawsze mi coś obiecujesz! - krzyknęła z wyrzutem Lana
Alex uśmiechnęła się słabo.
- Prawda. Nie jestem najlepsza w dotrzymywaniu obietnic. Ale bardzo Cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejsza. Nie pozwolę Cię skrzywdzić.
- Mamo...
- Opiekuj się teraz bratem, dobrze? Jest jeszcze mały, będzie Cię potrzebował. Bądź dobrą siostrą. Jesteś silną, mądrą i śliczną dziewczynką. Dasz sobie radę. Nigdy się nie poddawaj. Wierz w siebie i kieruj się sercem. Kocham Cię.
Alex pocałowała córkę w czoło, potem tak samo pożegnała się z synkiem. Przytuliła do siebie dzieci.
- Cody. - rzekła, kucając obok chłopca - Obiecałam Twojej mamie, że będę się Tobą opiekować. Znów zawaliłam. Ale ochronię was. Pomszczę Connie. Musicie udać się na obóz. Tam będziecie bezpieczni. Opiekuj się Laną, dobrze? Teraz ma tylko Ciebie. - oznajmiła blondynka
Cody pokiwał głową. Alex przytuliła go do siebie, po czym wstała, spojrzała na całą trójkę i pobiegła w stronę potwora.
Lana momentalnie wybuchła głośnym płaczem. Jake też się rozpłakał. Dziewczynce było bardzo niewygodnie go trzymać. Był cięższy nawet od tej chodzącej lalki.
Cody nie wiedział, co ma robić. Był teraz odpowiedzialny za Lanę. Musiał zapewnić jej bezpieczeństwo. To było najważniejsze. Złapał dziewczynkę za rękę i zaczął biec. Lana wciąż trzymała na rękach braciszka. Czuła, że tonie we łzach. Wiedziała, że mama nie wróci. Wiedziała to. Biegli długo, aż się zgubili. W pewnej chwili przestali słyszeć ryk bestii. Trzęsienie ziemi spowodowane jej biegiem też ustało. To był koniec. Dla tych dzieci, koniec wszystkiego.
Lana usiadła obok krzaczka i przytuliła do siebie Jake'a. Maluszek był głodny i wystraszony.
Cody też chciał płakać. Stracił mamę. Jedyną, tak bliską osobę. Zginęła na jego oczach. Widział wszystko dokładnie. Słyszał jej krzyk.
Chciał płakać, ale musiał ochronić Lanę. Ona nie była tak silna. Potrzebowała go. Teraz byli prawdziwą rodziną. Rodziną, za którą on, mały chłopiec, czuł się odpowiedzialny.
- Lana, schowaj się tu, a ja poszukam pomocy.
- Nie! Nie zostawiaj mnie! Nie chcę być sama! - płakała dziewczynka
- Nie będziesz. Masz Jake'a. On Cię potrzebuje. A ja pójdę i znajdę kogoś, kto nam pomoże. Zobacz, drzewa się palą. Na pewno zaraz będą tu strażacy. - rzekł spokojnie chłopiec
- Ale wrócisz?
- Wrócę. Przecież pewnego dnia zostaniesz moją żoną.
Lana jedną ręką otarła twarz z łez.
- Będę tu na Ciebie czekać. - oświadczyła zdecydowanie
Cody spojrzał na przyjaciółkę z uśmiechem, pomachał jej i zniknął za drzewami.
Lana zmęczona zamknęła oczy i mocniej przytuliła do siebie Jake'a, starając się go uspokoić. Była wyczerpana, głodna i przerażona. Nie wiedziała co zrobić.
Po pewnym czasie poczuła, że robi się jej słabo. W jednej chwili zaczęła zapominać o wszystkim, co wydarzyło się tego dnia. Położyła brata na ziemi. Nagle straciła przytomność...
W NASTĘPNYM ODCINKU!
„ - Zaczęłam machać."
„ - No więc..."
„ - Nie mam tyle czasu."
„- Nie chcę znów o tym rozmawiać."
„- Wyglądałeś jak debil."
Rozdział II:
„Powrót..."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top