Co to jest?


Claudia pov.

Minęły dwa miesiące odkąd się obudziłam w szpitalu. Nie pamiętam dlaczego się tam znalazłam, jak się tam znalazłam ani kim jestem. Nie pamiętam niczego sprzed wypadku. Po dwóch tygodniach przebywania w szpitalu moi rodzice i brat, bo tylko ich pamiętam, wyjechali z mną z miasta i razem pojechaliśmy na wieś. Kiedy spytałam się gdzie jedziemy odpowiedzieli mi, że do dziadków. Nic wtedy nie odpowiedziałam, bo próbowałam ich sobie przypomnieć. Na daremno. Gdy dojechaliśmy do dziadków, a rodzice opowiedzieli im, że nic nie pamiętam od razu zaczęli mi pokazywać jakieś zdjęcia. Były na nich jakieś dzieci, a po którymś albumie dzieci zmieniły się w mojego brata i we mnie. W pierwszym odruchu wzięłam zdjęcie do ręki i podeszłam do lustra. Wtedy wyglądałam inaczej, bo miałam włosy do ramion, a teraz mam za łopatki. Ponoć to zdjęcie było zrobiona 2 lata temu, czyli jak miałam 14, a nie 16 lat. Przyglądając się temu zdjęciu poczułam się jakbym patrzyła na zupełnie obcą osobę. Niby wyglądałam tak samo, ale nie pamiętałam niczego z tamtego życia. wszytko mnie przerastało. Pytali mi się o ludzi, których nie pamiętałam, nie znałam. Po świętach, które też spędziliśmy u dziadków wróciliśmy do domu.



Obudziłam się przed 8:00. Dzisiaj po raz pierwszy miałam iść do szkoły. Strasznie się denerwowałam, bo miałam pewność, że spotkam ludzi, którzy byli moimi przyjaciółmi. Wzięłam swój nowy telefon, bo stary w czasie wypadku się zgubił i poszłam na dół do kuchni. Kilka razy pytałam rodziców co było przyczyną wypadku, ale kiedy tylko poruszałam ten temat oni mówili, że mam już o tym zapomnieć. Po zjedzeniu śniadania Kris zaproponował, że pójdzie ze mną wcześniej i pokaże mi co i jak. Podziękowałam mu i razem poszliśmy na autobus. Po 30 minutach byliśmy już pod szkołą. Pierwsi uczniowie zaczęli wchodzić do szkoły. Razem z bratem weszliśmy do budynku i poszliśmy w stronę szatni, bo musiałam odłożyć kurtkę.

Przeklęty zimny styczeń. 

Następnie udaliśmy się w stronę mojej klasy. Idąc korytarzem zobaczyłam, że uczniowie się na mnie patrzą. Poczułam się nieswojo, więc opuściłam głowę. 

- Pierwszy dzień zawsze jest trudny.- oznajmił Kris. Westchnęłam w odpowiedzi, ale szłam dalej. Doszliśmy do klasy, w której miałam mieć lekcję. Drzwi były zamknięte, a na ławkach przed salą nie było nikogo. Pomyślałam, że może weszli już do klasy, więc pożegnałam się z Krisem. On poszedł w swoją stronę, a ja stanęłam przed drzwiami i wciągnęłam głęboko powietrze. 

Kiedyś muszę to zrobić, prawda?

Chwyciłam klamkę i powoli weszłam do środka. Stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam jakiś ludzi zebranych w grupę trzymającą transparent, na którym było napisane:

Cieszymy się, że już jesteś z nami!

Rozejrzałam się po ludziach, którzy byli w moim wieku, ale znalazło się też kilka osób ze starszej klasy. Wszyscy patrzyli się na mnie z wyczekiwaniem. Stałam tak i nie za bardzo rozumiałam co się dzieje. Nagle z tłumu wyszła jakaś blondynka i ruszyła w moją stronę z szerokim uśmiechem. 

- Cieszę się, że już wróciłaś.- przytuliła mnie. Zmarszczyłam brwi.

- Przepraszam, że o to pytam, ale kim ty jesteś?- zapytałam, a ona odsunęłam się ode mnie. Była teraz jakaś smutna. 

- To ja. Alice.- zrobiła krótką pauzę. Myślała pewnie, że jej coś odpowiem, ale jeszcze raz zmierzyłam ją niepewnym spojrzeniem. Otworzyła szeroko oczy.- O mój Boże. Ty naprawdę niczego nie pamiętasz.- pokręciłam głową.- Mark, Theo.- odwróciła się do tyłu i zawołała jakiś chłopaków. Z grupki wyszli dwaj chłopacy. Jeden z nich był szatynem, a drugi miał czarne włosy. Zrozumiałam, że chcą do nas podejść, więc zrobiłam dwa kroki do tyłu. Mój oddech przyśpieszył.

- Spokojnie. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.- powiedział łagodnie szatyn. Poczułam, że to mnie zaczyna przerastać. Czułam się jak zwierze w klatce. 

- Dobra ludzie zajmijcie się sobą i najlepiej nie zadawajcie jej zbyt wielu pytań.- na czele grupy stanął jakiś brunet. Był chyba ze starszej klasy. Byłam mu wdzięczna za to co zrobił, bo kiedy ludzi się rozeszli poczułam się lepiej. Razem ze swoim kolegom blondynem ruszył w moją stronę.

- Jak się czujesz?- zadał mi pytanie blondyn. 

- Jak zwierze w klatce.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nagle dotarło do mnie, że oni mogą coś mi powiedzieć o wypadku. Bałam się jednak o to spytać.

- Jeśli chciałabyś się czegoś dowiedzieć, to znaczy gdybyś miała do nas jakieś pytania to śmiało możesz je zadać.- odezwał się brunet. Spojrzałam na niego. Nie wyglądał za dobrze. Miał cienie pod oczami i był trochę blady. Nagle przed moimi oczami pojawił się obraz jak ten sam chłopak stoi przy moim łóżku, kiedy się budzę. Poczułam, że nogi się pode mną uginają. Upadłabym, gdyby mnie brunet nie złapał.- Wszystko w porządku?- usłyszałam troskę w jego głosie. Pokiwałam sztywnie głową.

- Muszę usiąść.- poinformowałam go. Podszedł ze mną do najbliższej ławki i pomógł mi usiąść na krześle. Wszyscy się wokół mnie zebrali i patrzyli na mnie z troską i współczuciem.Blondynka podała mi butelkę wody. Przyjęłam ją z wdzięcznością i upiłam kilka łyków napoju. 

- Lepiej?- dziewczyna położyła mi rękę na ramieniu.

- Tak.- wymamrotałam.- Dzięki.- spojrzałam na nią, a ona się uśmiechnęła.

- Mam pomysł.- odezwał się czarnowłosy. Wszyscy się na niego spojrzeliśmy.- Chodźmy gdzieś wspólnie. Porozmawiamy i odpowiemy na wszystkie twoje pytania.

- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł.- mruknął brunet.

- A ja myślę, że to dobry pomysł. Co o tym myślisz Claudia?- spojrzał na mnie szatyn.

- Nie wiem. Może dzięki temu coś mi się przypomni.- wzruszyłam ramionami. 

- No to idziemy.- blondynka chwyciła mnie za rękę i wszyscy razem wyszliśmy z klasy. Uzgodnili, że pójdziemy do jakiejś kawiarni i tak właśnie zrobiliśmy. W kawiarni usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku, ale i tak musieliśmy przysunąć krzesła dla pozostałych. Brunet, blondyn i czarnowłosy poszli po coś do picia. Kiedy wrócili postawili przed nami ciepłe napoje. Spojrzałam na kubek.

- Czy to jest kawa?- zadałam pytanie. Czarnowłosy pokiwał głową.

- Ona nie lubi kawy.- wyrwało się brunetowi. 

- Naprawdę?- nie wierzyłam.

- Naprawdę.- pokiwał głową i wymienił nasze kubki. Ja dostałam jego, a on wziął mój.- Kakao.- powiadomił mnie.

- Dobra masz do nas jakieś pytania?- nie wytrzymała blondynka. 

- Tak. Moglibyście mi powiedzieć kto jak ma na imię?- poprosiłam.

- Oczywiście. Ja jestem Alice.- przedstawiła się, ale to już wiedziałam.- Czarnowłosy to mój chłopak Mark, szatyn to Theo, blondyn to Stefan, a brunet to twój...-  zacięła się.

- Mój?

- Jestem William.- chłopak sam się przedstawił. Pokiwałam głową. 

- Następne pytanie.- zagadnął Stefan, jeśli dobrze pamiętam.

- Moglibyście mi każdy z osobna powiedzieć mi jak się poznaliśmy?- może to mi coś przypomni.



Z Alice pierwszy raz spotkałam się w szkole w naszej klasie. Podeszłam do niej z pytaniem czy ze mną nie usiądzie. Zgodziła się.

Marka poznałam na lekcji wf, kiedy ćwiczyliśmy samoobronę.

Theo poznałam na ulicy, kiedy razem ze Stefanem jeździli po okolicy samochodem. Potem poszliśmy na pizzę.

Pierwszego dnia w szkole wpadłam na Stefana. Ponoć bardzo mi się spieszyło. 

- No to ze mną było mniej przyjemnie.- zaczął William.- Na rozpoczęciu roku szłaś sobie korytarzem, a ja stałem z kolegami. Kiedy koło nas przechodziłaś zacząłem gwizdać w twoją stronę. Nazwałaś mnie idiotą i po krótkiej rozmowie, poszłaś sobie. I to w sumie było nasze pierwsze spotkanie. - zakończył, a ja spojrzałam na swoje dłonie. Musiałam sobie wszystko poukładać w głowie. 

- Przypomniało ci się coś?- spojrzałam na Alice.

- Przepraszam, ale nic.- dziewczyna westchnęła. Przeczesałam ręką włosy. Wiem, że sama chciałam to wiedzieć, ale nagle wszystkiego było za dużo. Za dużo jak na jeden dzień. - Muszę już iść do domu.- wstałam.

- Dobrze się czujesz?- Stefan stanął obok mnie.

- Tak, tylko muszę odpocząć. Za dużo informacji jak na pierwszy dzień powrotu.- uśmiechnęłam się nerwowo. 

- Odprowadzimy cię.- zaproponował Theo. Pokręciłam głową.

- Poradzę sobie.- ruszyłam do drzwi, ale się zatrzymałam.- Dziękuję za wszystko.- i wyszłam. 


Nie wiem ile szłam do domu, ale kiedy do niego weszłam nikogo w nim nie było. Poszłam na górę do swojego pokoju. Postanowiłam zmienić bluzkę na taką z krótkim rękawem. Wyciągnęłam bluzkę z szafki i ściągnęłam bluzkę, którą miałam na sobie.  Mój wzrok spoczął na bliźnie, którą miałam na brzuchu. To jedyna pamiątka oprócz utraty pamięci jaką mam po wypadku. Blizna miała jakieś 6 może 7 centymetrów. Przejechałam po niej palcem.

- Co to jest?- usłyszałam głos i gwałtownie podniosłam głowę do góry. Przede mną stał William.

- Co ty tutaj robisz?- chwyciłam bluzkę i zakryłam się nią. Chłopak szybkim krokiem podszedł do mnie. 

- Co to jest?- powtórzył.

- Nic.- skłamałam. Wyciągnął w moją stronę dłoń, ale się cofnęłam.

- Co ty tutaj robisz?

- Zapomniałaś telefonu.- wyciągnął go w moją stronę. Jedną ręką trzymałam bluzkę, którą się zakrywałam, a drugą wzięłam od niego swoją własność. 

- Dziękuję.- podeszłam do biurka i odłożyłam telefon.- Mógłbyś się odwrócić, bo chciałabym się ubrać.- przerwałam krępującą ciszę.

- Widziałem...- zamilkł i się odwrócił. Szybko się ubrałam.

- Już.- poinformowałam go. Powoli odwrócił się w moją stronę.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top