5. Robimy "wakacje"

Kiedyś...

Kiedyś byłam najcudowniejszą córeczką dumnych rodziców.

Cieszyli się, jak się uśmiechałam, a smucili, gdy zaczynałam płakać.

Trzymali mnie cały czas przy sobie, abym nie musiała się bać. Wtedy oni też by się bali o mnie.

W pewnym momencie jednak... Pękła pod nami ziemia...

I już byłam ich córką jedynie w dokumentach. Zastąpiły mnie dolary.

Okazało się, że jestem wadliwa.

Przestałam być najcudowniejszą córeczką.

~*~

- Oliwia, ja nie mogę! - usłyszałam z łazienki.

To brzmiało tak przerażająco, że aż wstałam z łóżka i skierowałam się do naszej łazienki. Prawie przy okazji dostałam drzwiami, bo Kaśka akurat stamtąd wyszła.

- Co się dzieje? - spytałam, marszcząc czoło.

- Załatwiłam nam wolontariat w Australii. - pisnęła podekscytowana, aż prawie zgubiła z głowy ręcznik.

- Wait... What? - odprowadziłam ją wzrokiem do pokoju, po czym podbiegłam za nią. - Żartujesz w tym momencie.

- Nie, a nawet samolot mamy jutro. Lecimy do mojej cioci do Australii, pomagać koalom!

- Jest pierwszy semestr niedługo...

- Ło jezu, Oliwia! Giną już biliardy, muszę tam pojechać! MUSIMY tam polecieć! - walnęłam głową o framugę. - Nie wiem co ty o tym myślisz, ale to mój drugi dom...

- Chris mnie zabije. - odparłam na to jedynie.

Ale co ja mam do gadania... Równo dwie doby później stałam razem z nią w samolocie i czekałyśmy, aby pójść tunelem dalej do budynku. Dla mnie to jakaś wielka pomyłka, żeby tuż przed egzaminami wyjeżdżać, ale po części rozumiem. Chce uratować kawałek świata, który jest w jej sercu. Gdy tylko wspominam o naszych wspólnych wakacjach, które spędzamy tam co roku od siedmiu lat, serce mi staje, gdy do tych obrazów dochodzi to ciemne niebo przepełnione dymem i umierające zwierzęta.

- Ja pierdole... - usłyszałam przed sobą Kasię.

Wyszłam za nią z budynku i skierowałam wzrok w górę, jak ona. Nawet nie wiecie, jakie wrażenie zrobiło na mnie sklepienie "niebieskie". Szarość. Naprawdę na niebie widniał dym.

Jak ktoś mi wspomni o smogu w Krakowie, opowiem mu o katastrofie w Australii.

Założyłyśmy maseczki z filtrami, które jakimś cudem wytrzasnęła moja przyjaciółka. Poraz kolejny pojawiają się w naszym domu rzeczy, o których istnieniu nie muszę nawet wiedzieć. Ale mniejsza. To igła w stogu siana w porównaniu do innych problemów.

Obiecałyśmy, że dojedziemy do domu samodzielnie, żeby domownicy mogli zostać w domu. Mieszkają w sumie na obrzeżach miasteczka przy Sydney, więc mogą widzieć nawet uciekające zwierzęta i po części przymusowo są włączeni w pomoc zwierzętom.

Gdy już byłyśmy w taksówce...

- Cholera. - szepnęłam, patrząc na Kaśkę.

- Co?

- To! - pokazałam jej ekran telefonu. - Leciałyśmy paręnaście godzin, więc dostał zawału pewnie!

- Odbierz po prostu. - odparła z niezrozumiałym dla mnie spokojem.

- I co ja mu powiem? - bez czekania na odpowiedź odebrałam rozmowę video. - Heja Chaaaan! - zmieniłam ton na ten uroczy.

- Hejoooo! - uśmiechnął się uroczo. - Co się dzieje, że moja panienka nie odbierała tak długo i nie odpisywała? Bałem sięęę... Mówiło, że jesteś poza zasięgiem, a nic mi nie mówiłaś ani Kaśka, żeby na przykład telefon się zepsuł czy coś...

- Chan, spoko...

- Ja jestem spokojny! - przerwał mi. - Ale następnym razem ostrzegaj, żebym nie dostawał jakiegoś zawału. Jesteś taka drobniutka i wpadająca w kłopoty...

On tak się zmartwił... A ja głupia nie dałam mu znać, że nie będzie mnie przez dłuższy czas, bo "na przykład telefon się zepsuł".

Jestem jednak beznadziejna...

- Ale obie żyjemy! - krzyknęła obok mnie Kaśka, wtukając się w moje ramię. - I wybacz, to moja wina. Rzeczywiście zepsuł się jej telefon, a byłyśmy w czasie imprezy i następnego dnia dopiero udało nam się wszystko ogarnąć!

- Czekaj... - zaczął Chan po dwusekundowym przyswajaniu jej słów. - Olive była na imprezie?

- Tak tak, ale to nie była jakaś pijalnia wódki czy coś, po prostu... - wymyśl coś tym razem z sensem, błagam! - Kolega zrzucił jej telefon z balkonu.

Nie nie nie nieeee!

- Jaki znowu kolega? - zmarszczył brwi, próbując udawać obojętnego.

- To jest... Znajomy znajomej koleżanki. - odparła z uśmiechem, a ja spojrzałam w okno taksówki, szukając punktu zaczepienia dla wzroku.

- I czemu jesteście w samochodzie? Jest u was... Piąta rano? Licząc, bo u mnie piętnasta.

O kurde... U nas jest piętnasta, zmiana godzin.

- Potem ci opowiemy, jak wrócimy do domu.

- Ech... Co ja z wami mam... Będę czekać, trzymajcie się.

- Papatkiii! - powiedziałyśmy, machając zamaszyście i szybko zakończyłam rozmowę video.

- Ja cię zabiję! - dałam jej łokciem w żebra, na co pisnęła. - Przecieź widziałaś, jak on to przeżył, a teraz opowiadasz mu o innym kolesiu z imprezy?!

- Już, spokojnie, nie możesz się denerwować. - powiedziała poważnie.

- Chris też nie powinien, a nagadałaś takich bzdurnych kłamstw, że nawet przedszkolak by coś lepszego opowiedział!

- Spójrz przez okno. - powiedziała jedynie, pokazując palcem na szybę okna od mojej strony.

Zrobiłam, co kazała i aż założyłam automatycznie maseczkę z filtrem z powrotem na twarz. Niebo było przysłonięte jeszcze ciemniejszą chmurą, jakby burzową. Ale wiadomo, że wcale tak nie jest.

~*~

Zostałyśmy bardzo ciepło przywitane, jak zresztą zwykle. Musiałyśmy szybko wejść, bo maszyny oczyszczające powietrze już chwilami nie wyrabiały. Generalnie ten dom zmienił się w ogród pod dachem. Stwierdzili, że zainwestują w rośliny i maszyny oczyszczające tlen z toksyn, żeby nie musieć otwierać okien. Przy obiedzie opowiedzieli nam wszyscy, jak sąsiedzi się wyprowadzali lub z nich ściągali. Dowiedzieliśmy się też, że mają zapas maseczek też i dla nas, więc nie mamy o co się martwić. Szczególnie ja, bo jak dostanę dużego ataku kaszlu to mnie zaczyna boleć w klatce piersiowej.

Rozmawialiśmy przy stole aż do wieczora, więc właściwie dopiero po kolacji rozeszliśmy się do pokoi. Pierwsze co to padłam na łóżko i wyciągnęłam telefon, który...

Też padł.

Chris zabije mnie, zanim ja to zrobię!

Szybko podeszłam do walizki i wyciągnęłam z niej ładowarkę. Pędem pobiegłam do kontaktu, aż się przewróciłam na panelach. I okazało się, że sprzęt chyba musiał rozładować się dawno temu, bo byłam zmuszona czekać parę minut, aż będzie łaskaw mnie posłuchać i się włączy.

- Tak! - krzyknęłam szeptem i od razu napisałam do Chrisa, gdy nastała taka okazja.

Nawet Han do mnie pisał czy żyję, bo Chris jest poddenerwowany... Nie zamierzam tego zwalać na Kaśkę. To naprawdę jest nasz drugi dom, co wakacje tu jeździmy. To ja źle to wszystko rozegrałam...

O! Odpowiedź!

Zaczęłam wszystko tłumaczyć Chrisowi. Nie mógł się jednak dowiedzieć, że teraz między naszymi strefami czasowymi nie ma różnicy ośmiu godzin, a dwie. U niego jest po osiemnastej, a u mnie nie ma poranka, a po dwudziestej.

Ta rozmowa szła dziwnie...

- "Kate ma na ciebie zły wpływ!" - aż przeczytałam na głos. - "Powinnaś odpoczywać"... "Nawet nie wiesz, jak się martwiłem"... "Obie nie odpowiadałyście"... Kurwa.

Zaczęłam pisać do niego wyjaśnienia, ale...

W ogóle nie chce mnie słuchać... A ja nie chcę rozmowy video, bo wszystko jest tu inne, niż w naszym mieszkanku. Szybko może się zorientować, że nie jestem u siebie w domu.

W końcu Chris przestał pisać. Jego argumentem była praca. Pierwszy raz coś takiego mi napisał. Byłam w szoku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top