2. Pech czy szczęście

- Och, obudziłaś się... - odezwał się chłopak będący nade mną po angielsku.

Niestety mój wzrok jeszcze nie wrócił do siebie, więc nie rozpoznałam, kto to. To znaczy... Miałam podejrzenia, ale nie przyjmowałam tego do świadomości. Zaczęłam za to słyszeć coraz większy hałas wokół mnie.

Zauważyłam, że ten sam chłopak, który przed chwilą do mnie mówił, odwrócił się w stronę innego chłopaka, mówiąc w niezrozumiałym dla mnie języku. Trochę przez to czułam się zdezorientowana i przestraszona, ponieważ kompletnie nic nie rozumiałam. Nie tylko chodzi o to, o czym rozmawiali. Nie byłam już na widowni. I nie było nigdzie Kasi!

Zaczęłam głęboko oddychać, przyglądając się chłopakom. Mój wzrok już doszedł raczej do siebie, jedynie mam zawroty głowy.

No nie...

To żart, naprawdę...

Uciekać czy uciekać?

To przecież Bang Chan!

Chłopak z Australii!

~*~

Koncert szedł nam super. Fanki prawie z każdej strony, uśmiechnięte od ucha do ucha. Czułem niezwykłe szczęście. Ci ludzie mają niezwykłą energię, jakbym był w bardzo bliskim mi kraju. Nie wiem, dlaczego. Pierwszy raz jestem w Polsce i myślałem, że będę tak się czuć jedynie, gdy będę wracać do kraju, gdzie się wychowałem, czyli w Australii.

Nagle, gdy kończyliśmy jeden z naszych utworów, zauważyłem coś nieprawdopodobnego. Pewną znajomą twarz, którą praktycznie widzę w telefonie od jakiegoś roku. Nie mogłem w to na początku uwierzyć, ponieważ było tam ciemno. Ale po dosłownie paru sekundach inny fakt przykuł moją uwagę.

Czemu ona się cofa?

Jakby była jakaś nieobecna...

Wtem dziewczyna zaczęła lecieć do tyłu, gdy tylko utwór się skończył. Zrobiło się tam zamieszanie.

Odruchowo zeskoczyłem ze sceny, przeskoczyłem barierki i pobiegłem do dziewczyny, biorąc ją na ręce. Nawet nie myślałem w tym momencie o moich psychofankach, które mogły w każdej chwili zrobić mi krzywdę albo zagrodzić mi drogę.

Spojrzałem w stronę sceny. WooJin też zeskoczył ze sceny i pokazał, żebym ją mu podał. Racja, razem z nią przez barierki nie przejdę, nawet jeżeli jest lekka.

Pobiegłem do niego i podałem mu nieprzytomną dziewczynę. Po tym wszedłem przez barierki i wziąłem ją znowu. Udało mi się z nią dostać na scenę.

Ruszyłem szybko w stronę ChangBina.

- Szepnij im, że zaraz wracamy. - szepnąłem mu cicho, zakrywając mój mikrofon przy mojej twarzy nie zahaczył tego, co mówię.

ChangBin kiwnął głową. Ja za to pokazałem ruchem głowy na Felixa, żeby poszedł za mną. On może mi z nią pomóc w razie czego, bo tylko my dwoje umiemy angielski, przez co się z nią jakąś dogadamy.

Weszliśmy na zaplecze i położyliśmy ją na jednej z sof. Teraz błogosławiłem za to ten mebel, że w ogóle powstał i tu jest, inaczej dziewczyna trafiła by na podłogę.

- Co robimy? - spytał mnie Felix.

Spojrzałem na niego. Przypatrywał mi się uważnie, czekając na moją odpowiedź.

- Nie wiem... Trzeba znaleźć kogoś, kto z nią był. Nie sądzę, aby była tu sama. Jeżeli ktoś taki się znajdzie, zaprowadź go tu.

- I jak z nią? - nagle za mną pojawił się Hyunjin.

- Potrzebny będziesz, bo trochę ogarniasz angielski. Felix, idź, ja tu zostanę z Hyunjinem.

Felix pobiegł pędem na scenę. Ja za to usiadłem obok dziewczyny, przyglądając się jej. Blada cera, tak samo usta. Oddech niejednomierny, jakby śniła o czymś strasznym. Czułem się z tym okropny. Moje wszystkie inne zmartwienia zniknęły, myślałem jedynie o niej.

O nieznajomej dziewczynie ze zdjęcia.

Nagle otworzyła powoli oczy, biorąc głęboki wdech.

- Och, obudziłaś się. - powiedziałem po angielsku.

- Skąd wiesz, że umie po angielsku - spytał mnie nagle HyunJin.

- Kiedyś z nią gadałem. - chłopak zmarszczył czoło, przez co cicho się zaśmiałem. - Rok temu w Australii się spotkaliśmy, w wakacje.

- Czyli znacie się? - spytał mnie ponownie.

Wyciągnąłem telefon i zanim postanowiłem mu coś pokazać, lekko się zacząłem wahać, jak na to zareaguje. Jednak odrzuciłem złe myśli gdzieś poza Arenę i pokazałem mu moją tapetę.

HyunJin wziął  mój telefon i przyjrzał się zdjęciu.

~*~

Przyglądałam się HyunJinowi, którego też bez problemu rozpoznałam. W końcu Kasia go uwielbia.

Chłopak patrzył to na mnie, to w telefon i coś niezrozumiałego powiedział do Chana. Pewnie po koreańsku. Chan za to się zaśmiał, pocierając dłonie, jakby czymś był zdenerwowany. Młodszy rapper oddał liderowi telefon i oboje na mnie popatrzyli. Uśmiechnęłam się nieśmiało i chciałam też normalnie usiąść, ale Chan od razu zainterweniował.

- Nie nie nie nie nie, czekaj. Wolniej, bo zakręci ci się w głowie. - powiedział, patrząc na moje poczynania.

Zmarszczyłam czoło, myśląc, że moje ruchy są w jakimś żółwim tempie, co okazało się nieprawdą.

- I tak mi się nadal kręci...

- No to leż. - powiedział stanowczo, a zarazem łagodnie. - Nikomu się nie śpieszy.

- Chan! - podbiegł do nas jeden z rapperów zespołu.

Czy to nie ta wiewiórka, co mi Kaśka opowiadała?

Zaczęli znowu rozmawiać po koreańsku. Jednak nagle usłyszałam kolejny krzyk...

- Oliwia, kretynko! - krzyknęła do mnie Kasia i nagle znalazłam się w jej ramionach. - Nie wiesz nawet, jak się przestraszyłam.

Nic nie odpowiedziałam, nie odwzajemniłam też uścisku. Byłam w zbytnim szoku.

- Gdzie masz leki? Przecież miałaś je w torebce! - była wyraźnie zdenerwowana.

- Kasia, uspokój się...

- Jestem spokojna! - zacisnęłam wargi, starając się nie zdenerwować. Tuż po ataku jest większe prawdopodobieństwo na kolejny. - Gdzie masz leki?

- Torebkę mi ukradli...

Moja przyjaciółka wyraźnie zbladła.

- N-nie masz jej...

Pokiwałam na to głową, że jej nie ma.

- Chłopaki. - zwróciła się do  zgromadzonych wokoło czterech chłopaków, ponieważ doszedł jeszcze jeden o rudych włosach. - Jest spory problem.

- Jaki? - spytał od razu Chan, wyraźnie zaniepokojony.

- Ona powinna wziąć leki, które miała w torebce. Jednak ktoś jej je zajebał.

- Ej... - zaczęłam, spoglądając na nią.

- Wybacz. - zrozumiała, o co mi chodzi. - Ukradł. To przez emocje.

- Jak wyglądała? - spytał od razu młody, rudy chłopak.

- Ja pójdę z tobą, spytamy ludzi i tak dalej. - powiedziała Kasia i gdy już wstała i miała iść, zwróciła się do lidera zespołu. - Nie może się stresować, nie może jej być zimno i nie może się przemęczać. - rzuciła szybko po angielsku, po czym pobiegła z chłopakiem znowu na scenę.

Czułam się teraz niezręcznie i się trochę zdenerwowałam. Oddychałam głęboko, aby uspokoić organizm. Patrzyłam w kierunku, gdzie zniknęła moja przyjaciółka. Przydałaby mi się teraz, ale nie po to, aby szukać mi torebki. Tylko żeby była obok...

Ponieważ już siedziałam, zbliżyłam kolana do klatki piersiowej i spojrzałam na Chana, ale szybko odwróciłam wzrok. Onieśmiela mnie to, że cały czas na mnie patrzy.

- Lepiej się czujesz? - spytał mnie. Nie spojrzałam na niego, cały czas patrzyłam w to samo miejsce.

Pokiwałam głową, że tak.

- Nie jest ci zimno?

- Troszkę... - odpowiedziałam po krótszej chwili.

- Zaczekaj momencik. - odpowiedział, wstał i poszedł gdzieś.

Zostałam sama z HyunJinem i panem wiewiórką. O czymś cicho rozmawiali.

- Umiesz mówić po koreańsku? - spytał mnie nagle po angielsku jeden z nich. Ten z jaśniejszymi włosami. Wiewiórka.

- Niestety nie...

- Ale dobrze mówisz po angielsku. - powiedział drugi.

- Tak.

Uśmiechnęliśmy się wszyscy do siebie, czując coraz większy chłód. Otarłam sobie ramiona. Jednak już po chwili pojawił się Chan z kocem. Założył mi go na plecy i okrył dokładnie. Uśmiechnął się do mnie ciepło i znowu usiadł obok mnie.

- Dziękuję. - wtuliłam się w koc, czując przyjemne ciepło.

HyunJin coś powiedział, na co Chan pokiwał głową i razem z drugim rapperem poszli w kierunku sceny.

- Poszli sprawdzić, co z tymi lekami i torebką. - wyjaśnił mi chłopak, jakby wiedział, jakie zadałam sobie pytanie w głowie.

Potem trwaliśmy w ciszy, nie wiedząc, jakich słów powinniśmy teraz użyć. Zresztą nie wierzyłam w to, co się aktualnie dzieje.

- Rok minął, prawda? - spytał, przerywając ciszę.

Opierał ręce o uda, mając złączone dłonie, patrząc gdzieś przed siebie. Mimowolnie się uśmiechnęłam na samo wspomnienie.

- Ponad rok. - powiedziałam cicho.

Chłopak cicho się zaśmiał, lekko unosząc kąciki swoich ust. Po chwili spojrzał na mnie. Badał wzrokiem moją osobę, przez co poczułam wypieki na twarzy.

- Nic się nie zmieniłaś. Jedynie włosy masz dłuższe. - stwierdził, uśmiechając się nadal do mnie.

Odwzajemniłam gest, siadając bliżej niego, przez co koc zsunął mi się z ramion i bardziej przypominał za duży szal.

- Ty też się za bardzo nie zmieniłeś, wiesz? Jedynie przefarbowałeś włosy. - zaśmialiśmy się cicho.

Przestałam jednak szybko się śmiać, ponieważ serce zaczynało mi kołotać. Oddech był dla mnie coraz trudniejszy.

Chłopak chyba to zauważył. Poprawił mi koc, aby bardziej mnie okrywał i położył mi ręce na ramionach.

- Wszystko w porządku? - spytał szybko, ale zanim odpowiedziałam, wpadła biegiem do nas Kasia z HyunJinem.

- Nigdzie tej torebki nie ma. Trzeba... - dziewczyna przerwała, gdy tylko mnie zobaczyła.

Nigdzie torebki nie ma...

Nie ma telefonu...

Nie mam leków...

Powoli przestawałam kontrolować mój oddech i czułam ból za mostkiem. Poczułam nagle, jak ktoś łapie moją twarz. To była Kasia.

- Spokojnie, oddychaj głęboko, pamiętaj... - powiedziała do mnie w naszym ojczystym języku, po czym zwróciła się do lidera. - Uspokajaj ją, ja zadzwonię po karetkę! - zawołała i odeszła parę kroków.

Boli...

Duszno...

Złapałam się za klatkę piersiową. Czułam na sobie spojrzenia chłopaków, co nie polepszało mojej sytuacji. Stresowało mnie to.

- Hej hej, nie odlatuj. - powiedział Chan i też złapał moją twarz w dłonie. - Oddychaj spokojnie. Nic się strasznego nie dzieje. Jestem tu, nie musisz się niczego bać.

Starałam się oddychać głęboko, ale nie mogłam przez ból. Okropny ból w klatce piersiowej. Coś, co prześladuje mnie od dawna, od urodzenia.

- Już jestem. - nagle pojawiła się obok mnie moja przyjaciółka.

Złapała mnie za dłonie, które miałam przy mostku.

- Oliwia, jaki etap? - spytała mnie spokojnie, ale wiedziałam, że jest zdenerwowana.

Jak zresztą wszyscy wokół.

- Cholernie boli... - Chan puścił moją twarz, a ja od razu się skuliłam. Kasia też zabrała ręce.

Duszno mi...

- Trzeba ją stąd zabrać. Zaraz będzie karetka. - usłyszałam Kasię, ale powoli dźwięk się rozmywał.

Jakbym wpadła do wody.

Duszno!

Cała mokra jestem!

Boli!

~Christopher's prov.~

- Jasne, weźmiemy ją... - spojrzałem na chorą dziewczynę obok mnie.

Ona strasznie cierpi...

Okropnie się na to patrzy...

Szybko wziąłem ją na ręce i zanim zacząłem iść w stronę wyjścia, spojrzałem na chłopaków.

- Powiedzcie, że zaraz wrócę. I niech się nie martwią. - powiedziałem pospiesznie i poszedłem razem z dziewczyną na rękach i jej przyjaciółką na dwór.

Sytuacja jest bardzo zła. Zdaje się, że dziewczyna się dusi i boli ją w okolicach serca. W dodatku...

Płacze...

Aż mi zachciało się płakać, gdy tylko zobaczyłem jej łzy na bladych policzkach.

Gdy udało nam się wyjść z budynku, akurat podjechała karetka. Dziewczyna zaczęła mnie w tamtym kierunku ciągnąć.

Chora na moich rękach trzymała się uporczywie mojej koszulki, coraz bardziej będąc napiętą i coraz płyciej oddychając.

Boże, jest źle... Bardzo źle!

Położyłem ją w karetce i wyszedłem z pojazdu. Strasznie mi było z myślą, że nie mogę jechać z nią i z jej przyjaciółką, aby kontrolować sytuację.

Dawno nie czułem się taki rozdarty. Chciałem pojechać z kobietą, w której zdjęcie potrafiłem wpatrywać się godzinami, ale nie mogłem zostawić zespołu samego na koncercie...

Karetka odjechała. Odprowadziłem ją wzrokiem do zakrętu, gdzie zniknęła...

Wytarłem łzę z policzka i skierowałem się znów na arenę.

Muszę ją znaleźć...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top