12. Obgadane na miejscu
Styczeń dwu tysięczny dwudziesty pierwszy rok... Ponad dwa lata. I właśnie wyszłam na koreańską ulicę, której jeszcze nigdy nie widziałam. Omijając powinność pójścia na rehabilitację, omijając własną ojczyznę, postanowiłam postawić na pierwszym miejscu kogoś, kogo nawet nie wiem czy spotkam.
Chrisa... Christophera Banga.
- Halo? - odebrałam telefon, stojąc na ulicy, którą już zaczęły oświetlać latarnie uliczne i światła z witryn sklepowych.
- Halo? Olive? - oh, to Changbin. - Odczytałem wiadomość, powinna po ciebie czekać taksówka, która cię zawiezie na miejsce i tam się spotkamy bardziej dyskretnie, w porządku?
- J-jasne... - rozejrzałam się i zatrzymałam wzrok na charakterystycznym samochodzie. - Chyba nawet już go widzę.
- To dobrze. Pogadamy na miejscu, do zobaczenia.
- Hejka, see ya. - powiedziałam z wdzięcznym uśmiechem i usłyszałam sygnał, że rozmowa została zakończona.
Od razu podeszłam do taksówkarza z moją sporą walizką. Mężczyzna zresztą, gdy się upewnił, że ja to ja, pomógł mi z bagażem i wraz ze swoją podręczną torebką weszłam na tył samochodu i po chwili już pojechaliśmy.
~*~
- Widziałam przez oknoooo! - zawołała Elisa.
- Hm? - spytała dziewczyna zdezorientowana, zdejmując czapkę i podając młodszej. - Co widziałaś przez okno?
- To ten Chris, na pewno! Twój przyszły niedoszły!
Dziewczyna na to mocno się zarumieniła. Przez natłok emocji w tamtej chwili, zanim weszła do domu, nie pomyślała by nawet o takiej opcji w scenariuszu, żeby kuzynka jej przyjaciółki zobaczyła całą scenerię.
- N-nie wiem o co ci chodzi...
- Olive ma chłopaaakaaaa, ale nie oficjaaaalnieeee! - i powtarzając to w kółko, skakała po schodach domu.
Dziewczyna podjechała wózkiem głębiej, starając się tamtą uwagę ignorować. Wujek ją podprowadził, a ciocia od razu zaproponowała, żeby Elise, zamiast wariować z byle powodu, pomogła wybrać mi jakieś zastępcze ubrania w internecie, żeby miała w czym chodzić. Od razu też poproszono ją o telefon do jej lekarzy.
I wtedy pomyślała to samo, zanim chłopak przyjechał.
Że czuje się problemem...
~*~
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział kierowca, na szczęście po angielsku.
Zapewne Changbin o to zadbał.
- Och... Dziękuję bardzo. Ile płacę?
- Już jest opłacone, spokojnie.
- ... Och. - i wysiadł pierwszy z taksówki.
A, nie otworzył mi. Wysiadłam więc sama i szybko przejęłam z podziękowaniem walizkę.
Mimo maseczek widać śmiesznie, jak Azjaci się uśmiechają dzięki oczom...
Urocze dosyć.
Tylko nie wiem czy patrzę na oczy czy kreski.
On odjechał, a ja niemrawo rozejrzałam się wokoło. Stałam chyba przed jakimś hotelem, ale nie jestem pewna. Przy okazji jakaś babcia na mnie wpadła jakaś babcia.
Dobrze, że chociaż się umiem witać, żegnać, dziękować, przepraszać i pytać o drogę po koreańsku. Czemu ten język mi nigdy nie umiał wejść do głowy?!
Znów się rozejrzałam, aż w końcu zauważyłam pewną postać w czarnej bluzie z kapturem i maseczką, machającą w moją stronę. Nie pewnie odmachałam i krok po kroku podążałam do tej osoby.
- Spokojnie, to ja. - powiedział, gdy już byłam blisko niego. Odetchnęłam z ulgą. Okazało się, że to właśnie Changbin!
- Uff, już się przestraszyłam. Nie wiem czego się tu spodziewać, a to tylko ty. - powiedziałam, chowając ręce w kieszenie mojego granatowego płaszczyka.
- Wejdziemy tutaj i obgadamy cały przebieg, okej? - wskazał na wejście hotelu.
- Um... Dobrze. - i weszliśmy.
Nie wiedziałam kompletnie na początku czemu Changbin miałby spotykać się ze mną właśnie w hotelu, gdzie ktoś może go łatwo rozpoznać. Chcemy być dosyć dyskretni, a przy tak jasnych światłach i kremowych ścianach to nie będzie takie łatwe nie zwrócić na siebie uwagi. Gdyby chociaż był inaczej ubrany...
Czy cały ten zespół Stray Kifs ubiera się zawsze na czarno?
Changbin poszedł do recepcji i zaczął mówić do kobiety w średnim już wieku po koreańsku, więc skupiłam się na architekturze tegoż wnętrza. Nowocześnie, a zarazem, jak za czasów oświecenia. Bardzo mi się to spodobało, aż się zapatrzyłam na sufit.
- Olive? - chłopak mnie stuknął palcem w ramię. - Mam dla ciebie pokój, chodź. - i poszedł przodem, uprzednio, biorąc ode mnie walizkę.
Yyy... A, pokój. O, walizka. E, co?
Oczywiście poszłam za nim z lekkim truchtem na początku, żeby go dogonić. Moja orientacja w przestrzeni w ciągu tych wszystkich lat nadal się nie zmieniła. Nadal jest marna, jak życie według Pascala.
Pojechaliśmy windą. Dokładnie trzecie piętro.
- Jak tam podróż? - chłopak skorzystał z okazji i do mnie zagadał.
- Całkiem znośnie. - odparłam jedynie. Nie będę mu przecież mówiła o lekach czy innych szczegółach.
- Czyli dobrze się czujesz?
Westchnęłam cicho.
- Stoję na własnych nogach od niecałego roku, także cieszę się niezwykle, że jestem tutaj. No, stresik też jest nieco, ale ćwiczyłam na ten moment specjalnie oddychanie odpowiednie. - i zaśmialiśmy się cicho oboje.
- Ty to masz ciężkie życie... Podziwiam cię w sumie. - spojrzał na mnie i wtedy się otworzyły drzwi windy, a chłopak mnie przepuścił.
- Dziękuję i... Dziękuję. - przeszłam pierwsza na korytarz i zaczekałam na to, aż chłopak zacznie znowu mnie kierować w odpowiednim kierunku.
Stanęliśmy dopiero na końcu korytarza po skręceniu w prawo. Zresztą drzwi były także na prawo. I też oczywiście Changbin wpuścił mnie pierwszą.
- Nie dziękuj. - wyprzedził mnie, wchodząc za mną z moim największym bagażem.
Uśmiechnęłam się jedynie i zdjęłam w końcu maskę.
- Ulga... - odetchnęłam i z rękami, jak samolocik, "poleciałam„ do wnętrza pokoju hotelowego. - Ale tu łaaadnieee... - skomentowałam, od razu kierując się do okna.
O, ta ulica, którą jechałam z taksówkarzem. Zapamiętałam, yay!
- Dobra, pora obgadać szczegóły.
~*~
Czemu ja się zgodziłam na siedzenie w szafie Felixa, no błagam was...
Próbowałam jakoś wygodnie się ustawić, jednakże to było niemożliwe wręcz. Nie wiem czemu miałam być akurat w szafie, a nie na przykład w garderobie, gdzie by Chris nie zaglądał, ale cóż ja poradzę? Ufam Changbinowi i pozostałym, że to najlepsza kryjówka.
Hm, a gdyby tak... Neony w szafie?
Dobra, skup się na zadaniu!
Usłyszałam pukanie do szafy.
- Zero zero się zgłasza. - szepnęłam żartobliwie, wiedząc, że to na pewno nie Chris.
- Tu zero zero handsome - aha, zgaduję, że Jisung. - Za chwilę przyjdzie zero zero kiddo po ciebie.
- Okej. - odszepnęłam.
Teraz sobie przypominaj który miał kiddo, ale zapewne Felix tylko mógł to wymyślić. Jakby nie mógł zero zero piegi dać czy coś podobnego.
I pomyśleć, że zero zero sexyback to Hyunjin, a zero zero hauhau to Seungmin... Nie pomijając dziewięć dziewięć oink, a to Changbin. Jeongin za to dostał zero jeden po prostu, gdzie tu sprawiedliwość?
Ach, a Minho ma hell kitty. Nie, nie hello. Hell. Dzień dobry w świecie zagubionych dzieci.
Rozległo się kolejne pukanie. Przy okazji można było usłyszeć zgiełk zza drzwi. Czyżby nasz główny powód mojego przybycia właśnie dotarł z Changbinem do dormu? Zaraz się przekonamy.
- Tu zero zero kiddo - podskoczyłam na ten niski głos. Na żywo to zupełnie co innego, niż przez słuchawki. - Możesz wyjść.
Tak więc wyszłam ostrożnie z szafy chłopaka i po cichu zaczęłam za nim iść, wręcz na paluszkach, do kuchni.
Teraz będzie teatrzyk, oho. Bo nawet menedżer musiał być w to też zaangażowany, inaczej by była afera. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie już był Seungmin, maknae i Jisung. Wszystkie oczy skierowały się na mnie.
- Dobra, robimy mur! - zawołał Han. - Mur, chłopaki!
- Ukrywamy zbiega! - złapał się za głowę Jeongin, na co cicho się zaśmiałaś.
- Dobra, chodź. - Felix cię pociągnął za rękę i postawić cię za nimi.
Tak, oni są murem.
- A gdzie Hyunjin? - spytałam po paru sekundach. - I Minho?
- Minho za moment będzie, bo tułaczy menedżerowi co musi zrobić, a Hyunjin... Ej, właśnie. - Jisung spojrzał po reszcie.
- Może poprawia włosy? - spytał Jeongin. Zaśmiałam się cicho, bo uznałazm to za żart.
- To pewne niestety. - odpowiedział Seungmin.
... Ach, czyli to nie żart.
Nagle chłopak wpadł zdyszany.
- Jestem! Jestem! Już jestem sexy murem! - i stanął na swoim miejscu, czyli na środku, jako ten najwyższy.
- Murem to może jesteś, ale sexy? - znowu rzucił komentarz Minnie, na co wszyscy cicho się zaśmialiśmy.
Przez moment Hwang próbował zabić młodszego o parę miesięcy kolegę, ale zrezygnował, gdy usłyszeli krzyczącego menedżera. I wtedy wbiegł do kuchni Minho i Changbin.
- Jezus Maria, jesteśmy jacyś nienormalni! - szepnął dosyć donośnie Binnie i ustawił się tuż obok Hyunjina.
- Ja nic nie mówię, tylko was rzekomo wkopałem. - podniósł ręce do góry najstarszy w tym gronie, lewy kącik jego ust uniósł się i spojrzał w kierunku przejścia.
- Nie zgadzam się, żeby cokolwiek było kradzione zewsząd! Nie wolno, to niezgodne z prawem! - i w przejściu pojawił się menedżer, a za nim tuż Chris.
Widziałam przez szparę między ramieniem Hyunjina i Seungmina, ale teraz muszę być centralnie za najwyższym.
Ajjj, ekscytacja! Oddychaj, bo zdechniesz.
- To nie jest możliwe, żeby chłopaki cokolwiek ukradli, pewnie to jest jakiś żart, co... Co? - usłyszałam. Aż zatkałam nos, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Widzisz, Chan? Wszyscy to ukrywają! Odsunąć się!
Ale ten menedżer krzyczy...
- Nie ujdzie to wam na sucho, jeżeli każecie nam się odsunąć! - zawołał Changbin.
To wszystko brzmi, jak słaby teatrzyk...
Błagam, Minho, zrób zdjęcie Chrisowi, bardzo chcę to zobaczyć.
- Dobra, chłopaki, bo ta drama jest bez sensu - usłyszałam Chrisa. Wydaje się być powoli zirytowany. - O co chodzi w tym momencie?
- No o to, że coś ukradli!
- Na pewno nic nie ukradli!
- To niech sobie pójdą, wtedy uwierzę!
No i teraz dostałam sygnał. Felix także wszedł za "murek" i w tym momencie miałam mu wejść na barana, żebym była wyżej od Hyunjina.
- Zaraz stracę cierpliwość... - powiedział menedżer jeszcze raz.
I hop!
- Ta dam! - zawołał Felix.
- TA DAM! - i zawołałam ja, wraz z resztą zespołu i menedżerem.
Chris patrzył to na mężczyznę stojącego obok, to na Minho nagrywającego to wszystko, to na chłopaków, to na mnie. Nie ukrywał uśmiechu i szoku zarazem.
- A niech mnie... - złapał się za głowę.
Tak się śmialiśmy wszyscy, że chyba mogli nas słyszeć za ścianami tego dormu. Naprawdę. Byliśmy naprawdę głośno. A Chris stał, jak słup soli i mi się przyglądał z widocznym zbieraniem danych w głowie. Nie powiem, uroczy widok...
Ale mi też niekomfortowo.
- Dobra, zejdź ze mnie. - powiedział Felix i po dwóch sekundach stałam znów na własnych nogach na podłodze.
- Co ty tu... Jak w ogóle? - zaczął pytać z niedowierzaniem Chan.
- Znalezione, nie kradzione podobno, ale... - zaczął Changbin, a Chris sięgnął po najbliższą rzecz przy sobie (a był to nożyk do masła) i zaczął ganiać chłopaka po kuchni.
- Przyzwyczaisz się. - odparł Felix.
- Może... - zwątpienie mnie w tej kwestii za szybko nie odpuści.
- Olive, ratuj, ratuj! - zawołał Binnie, chowając się za mną.
Aż zrobiłam wielkie oczy, słysząc nawoływanie, czując Changbina za sobą i widząc centralnie przede mną Chrisa.
Przyglądał mi się moment nieokiełznanym wręcz spojrzeniem i nagle się uśmiechnął. Możemy podziwiać za aktorstwo. No i końcowi przytulił i mnie, i kolegę za mną.
- Tęęęskniłeeeeeem... - powiedział przeciągle Chris.
- Za mną mnie, więc mnie puść! - zawołał Changbin, ale zamiast tego, Chan wzmocnił uścisk.
Nie, nie przyzwyczaję się jednak w ogóle.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top