Wpis 3: I znowu się zaczyna... - Czyli wielki powrót z kolejnym rokiem!

  11 stycznia 2018 

Part III poprzednich wydarzeń nie ma, bo po pewnym czasie uleciał mój plan na ten wątek, więc przepraszam za to, ale myślę, że ten wyjaśni w sumie dlaczego nie ma kontynuacji. Mam taką nadzieje...   

- TobiMilobi

* * * * *

Wpis 3: I znowu się zaczyna... – Czyli wielki powrót z kolejnym rokiem!

Siedziałam przed laptopem, słuchając „Superhero Beat – Barbie in Super Princess Power", a w ustach chrupałam kolejne paluszki solone. Słuchawki na uszach idealne odcinały mnie od świata zewnętrznego i małego bydła, które spało lub też nie, w moim uroczym dworku. Co jakiś czas obracałam paluszkiem w ustach zanim go schrupałam, marudząc na nadmiar soli. Przerwa w tworzeniu scenariuszy fanfick'ów jednak dobrze mnie zrobiła, a jedno z kilku postanowień noworocznych, jakie zapisałam na tablicy to „Zacząć z większą werwą i pasją pisać rozdziały i publikować je" i postanowiłam się tego właśnie trzymać. Jak na razie szło dobrze, ale czas pewnie pokaże, co z tego wyjdzie...


- T.M.?


Ktoś bezczelnie wyjął mi słuchawkę z ucha i uniknął mojej ręki z kubkiem. Zerknęłam na samobójcę, którym okazał się Hao. Z westchnięciem wyłączyłam muzykę i spojrzałam na niego wyczekująco.


- Zrobić ci tej herbaty? - Zagadnął, zerkając na pusty kubek. - Widzę, że przeziębienie jeszcze daje o sobie znać...


- Nic nie mów, tylko idź mi po herbatę, bo umrę i będzie wam przykro. - Sięgnęłam po kolejnego paluszka.


- Tutaj nie da się umrzeć, inaczej już połowa ludzi byłaby martwa przez tego dupka Śmierć, którego wprowadziłaś jakiś czas temu. - Wziął kubek i podszedł do stolika z czajnikiem.


- Chyba coś chciałeś konkretnego, a nie marudzenie o dupku w czarnych gaciach. - Zerknęłam na niego znad laptopa. - Co jest?


- Ludzie dopytują, gdzie zniknęłaś, a co poniektórzy popadli w paranoję i zaczęli insynuować niestworzone historie. - Postawił herbatę obok mnie. - Planujesz coś większego?


Odchyliłam się na krześle z przenikliwym uśmiechem i upiłam kilka łyków gorącej herbaty. Fakt, nie pojawiłam się bardzo długo publicznie, o ile nie liczyć krótkich notek informacyjnych, ale to wszystko. Spojrzałam we własne odbicie w herbacie. Westchnęłam ciężko.


- Planujesz coś.


- Nic wielkiego. Tylko małe ogłoszenie i tyle, zobaczymy jak to się potoczy. - Odstawiłam kubek i spojrzałam na zapisaną treść w laptopie. - Nienawidzę pracować na laptopie... Chyba wolę stacjonarny komputer...


- Za niedługo będziesz mieć nowy, więc nie narzekaj. - Hao potarmosił moje włosy dłonią i wyszedł.


Mruknęłam niezadowolona, poprawiając grzywkę. Ostatnio znów zmieniłam fryzurę. Znowu myślę o nieistotnych faktach, zamiast pomyśleć nad scenariuszami dla ekipy.


Wdech, wydech...


Pierwszy stycznia roku 2018.


Pierwszy rozdział roku 2018.


Pierwszy znak życia w roku 2018.


I nadal nic...


- Czy ja się wypaliłam? - Mruknęłam do siebie z chwilą zadumy. - Nie, to nie to... O co chodzi? Czemu mam tę cholerną blokadę? –Zerknęłam na kubek obok mojej ręki. - Herbato przemów do mnie i powiedz, co źle robię i jak naprawić tą blokadę twórczą. - Uśmiechnęłam się półgębkiem i pokręciłam głową. - Nawet herbata nie chce pogadać ze mną. Nowy rok i nic ciekawego, ech...


- Zaczęłaś rozmawiać z napojami? To chyba się leczy. - Zaśmiał się ktoś nowy.


Spojrzałam w stronę drzwi wejściowych, ale nikogo nie zastałam. Obejrzałam się. Nikt. Zerknęłam w stronę szafy i uniosłam oczy ku sufitowi. Sakuja.


- Sakuja wyjdź z szafy i przestać wymyślać dziwne sposoby na przedostawanie się do mojego dworku. Istnieje coś takiego jak drzwi wejściowe, wiesz?


- Ale tak jest zabawniej! - Zaśmiała się Sakuja, wychodząc z szafy.


Sakuja była młodą dziewczyną o długich za ramiona brązowych włosach i ciekawskich jasnych oczach skrytych za niewielkimi okularami. Zazwyczaj jak odwiedzała mój dworek miała zawsze inny strój i tym razem miała na sobie białą koszulę, czarne spodnie i kamizelkę, z której wystawała pobrudzona farbą chusteczka. Czarny krawat z kilkoma dużymi szpilkami. Na głowie ciemny kapelusz z brokatem i papierowymi gwiazdkami, jako ozdoby. Zmarszczyłam brwi. A to ci coś nowego...


- I jak ci się podoba? - Obróciła się wokół własnej osi. - Nowy projekt na kapelusznika, twórcę kapeluszy! Wystąpię w nim na tegorocznym Pyrkonie.


- Lepiej wygląda na żywo niż na rysunkach projektowych. - Podparłam dłonią głowę. - Przyszłaś tylko po to?


- Pewnie, że nie! - Wsparła rękami biodra. - Ty wiesz, co dziś za dzień?


- Walentynki.


- Nie


- Święto pracy.


- Nie


- Światowy dzień czekolady.


- Ni... Czekaj, to jest taki dzień? - Tu się Sakuja zdziwiła, a ja zaśmiałam. - Nieważne. - Machnęła dłonią. - Nie! Dziś pierwszy stycznia nowego roku!


- Aaaa, o to chodzi... - Wzięłam do rąk plik kartek z rozpiskami. - I co?


- Jakie „I co"? Nie cieszysz się?


- Więcej roboty dla mnie, więc nie.


- No weź, Tobiaś... - Jęknęła rozwalając się na moim biurku. - A, gdzie świętowanie? Gdzie fajerwerki? Gdzie słodyczeaaaAAAA! - Sakuja spadła na podłogę, gdy wstałam gwałtownie i przeskoczyłam nad nią. - Ej, co jest?!


- ZOSTAWIŁAM TYCH DEBILI SAMYCH NA ŚWIĘTA I NOWY ROK!!! ZNOWU!!! - Wydarłam się, tarasując drzwi. Stanęłam oszołomiona. - Okaaayyyy... - Rozejrzałam się po względnie czystym salonie. Zajrzałam do kuchni i łazienek na parterze. Czysto. - Kto zajął się ogarnianiem syfu, bo nie wierzę, że niczego nie zrobili na tę małą przerwę beze mnie...


- T.M.?


Obejrzałam się i zaraz prawie nie pocałowałam podłogi, gdy rzucił się na mnie z płaczem Tamaki Suou. Trochę zaskoczona położyłam dłoń na jego głowie i rozejrzałam się dookoła. Połowa obecnych osób patrzyła na mnie jak na ducha. To jest dziwne...


- Ej, Tamaki złaź, bo zasmarkasz mi nowy sweter... - Zrzuciłam go z siebie ostatecznie.


Poprawiłam czarny sweter z napisem „Bad Santa" i czaszką pośrodku w czapce mikołaja, którą kupiłam kilka dni przed sylwestrem. Rozejrzałam się po zgromadzonych. Kilka osób w tym Akrylicon i Hao, było niewzruszona i wręcz znudzona zaistniałą sytuacją.


- Dobra, co wyście robili, gdy byłam na urlopie?! - Założyłam ręce przed sobą.


- Jak to na urlopie? - Harry Potter zrobił głupią minę.


- Mówiłam przecież kilku osobom, że wyjeżdżam na dłuższy urlop na zresetowanie się i wracam po nowym roku. - Uniosłam brew w górę.


Yoh, Harry, bliźniaki Hitachiin i Deidara zaczęli się powoli wycofywać w stronę drzwi. Uśmiechnęłam się i strzeliłam palcami, na co automatycznie się zatrzymali, mimo bycia prawie o krok od drzwi wyjściowych.


- A wasza piątka, dokąd się niby wybiera? - Spojrzałam na nich, na co natychmiast zbledli. - Czy możecie mi wyjaśnić, jakim cudem nikt z tutaj szanownych nie wiedział o moim urlopie?


- Eee, przysnąłem w połowie jak o tym mówiłaś... - Przyznał Yoh z niepewnym uśmieszkiem.


- Właśnie! Przysnął i nie słyszeliśmy! - Podtrzymał Harry, a reszta pokiwała głowami.


- Czy wy chcecie mnie zdenerwować? - Zapytałam na pozór spokojnie. - Wam też o tym mówiłam! - Tu spojrzałam na Hao i Akrylicon'a.


-Jestem zbyt leniwy na przekazywanie takich informacji. - Akrylicon wzruszył ramionami.


- A ja mam ich wszystkich w poważaniu. - Hao wbił dłonie w kieszenie. - Naprawdę spodziewałaś się, że którekolwiek z nas przekaże tej bandzie ograniczników pożarowych o czymś takim? - Uniósł brew w górę.


- Szczerze? Miałam pewne nadzieje... - Mruknęłam. - A wy! - Tu spojrzałam znów na wcześniejszą piątkę stojącą tuż obok drzwi. - Wyszorujecie wszystkie łazienki na błysk i kuchnie, a niech znajdę jakikolwiek odcisk palca czy czegoś innego, to dostaniecie po mordzie tak, że się obliżecie! Wynocha!


Czmychnęli. Odetchnęłam z wyraźną ulgą i wystawiłam dłoń. Alois Trancy od razu podał mi plik notatek z rozpiskami. Przejrzałam je pobieżnie i cmoknęłam krótko.


- To niech teraz mi ktoś powie, zanim zaszyję się w biurze, cokolwiek zrobiliście na te nieszczęsne walentynki, święta i sylwestra czy olaliście sprawę i panikowaliście rozważając, gdzie jestem? - Zerknęłam na nich znad pliku kartek.


- Właściwie to wszystko było urządzone, ale Cana i niejaka Shiro Nightmare dorwały się do ponczu i podrasowały go na tyle, że większość padła na miejscu. - Akrylicon ziewnął krótko. - Zardi utknął głową w kominku, próbując doszukiwać się Mikołaja, a Naruto i Sasuke zostali przyklejeni do siebie dłońmi za pomocą super glue, o co podejrzewam YamiBakurę.


- Po za tym Potter chciał pokazać mojemu bratu jak przechodzić przez peron 9 i ¾, więc wbiegł w ścianę i sam się znokautował. - Dodał Hao. - Kushina nie piła, ale za to zaczęła matkować Voldemort'owi, który był urżnięty w trzy dupy i rozpłakał się na amen, gdy go przytuliła. - Tu Voldi wydarł się z tłumu „Nie prawda!". - A Kanda zaczął zarywać do mopa, myśląc, że to Allen Walker, na co ten dal mu w pysk.


Palnęłam się otwartą dłonią w twarz, mamrocząc coś mało zrozumiałego dla reszty. Odetchnęłam głębiej i rozejrzałam się po zebranych, po czym zrobiłam w tył zwrot i wymaszerowałam do mojego biura.


- Nie wydarłaś się na nich i nie skarciłaś? - Sakuja pojawiła się tuż po mnie w pomieszczeniu. - Czemu?


- Nie mam siły się na nich wydzierać, zresztą sami się dobili w różny sposób, więc dla mnie to gancy gan. - Uśmiechnęłam się z politowaniem. - Zresztą, zabawniej jest patrzeć jak zaczynają panikować, że to cisza przed burzą i na pewno coś kombinuję za straszną karę dla nich, gdy naprawdę nie planuję niczego. - Wyszczerzyłam się.


- Proste psychologiczne zagranie, huh?


- Dokładnie. - Wytknęłam ją długopisem. - A teraz czas zabrać się za poprawienie scenariuszy i dokończenie kilku wątków historycznych, bo naprawdę mam mały bałagan...


- To ja znikam do siebie. -Sakuja otworzyła szafę. - Muszę poprawić jeszcze strój kapelusznika i u siebie pomęczyć trochę Loki'ego.


- Miłej zabawy. - Pomachałam jej, co odwzajemniła i zniknęła w szafie. - No dobrze, co my tu mamy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top