24 kwietnia

Czarne dziury zakrywają moje oczy i mimo silnych wiatrów, które wpuszczają do środka, nie chcę się ich pozbywać. Nie wiem czy to dlatego, że przypominają mi o nocach z Tobą, czy dlatego, że jestem masochistą.

Odkąd odszedłeś przestałem cokolwiek wiedzieć, żyję w niewiedzy, a książki nie dadzą mi odpowiedzi. Patrzę w niebo, oczekując oświecenia, choć nie do końca wiem, na czym ma ono polegać. Nie wiem też, czy pisanie tego wszystkiego ma sens, bo przecież Ty jesteś sensem, ale Ciebie ze mną nie ma.

Nie zasłaniam rolet w oknach już nigdy, pozwalam tym wszystkim światłom wkraść się do środka z nadzieją, że mnie wypalą, spalą, zniszczą. Księżyc chyba najbardziej mi pomaga w dotarciu do celu, oświetlając mi twarz, przez co nie mogę spać. Naprawdę jestem masochistą i wiem, że nienawidzisz u mnie tej cechy. Wiesz, że zawsze dążę do celu, powiedz mi tylko, do czego mam się posunąć, byś wykrzyczał mi, jak nieodpowiedzialny jestem. Ja tylko chcę, abyś choć na chwilę znów przy mnie był, bo uwierz, że wolę umrzeć niżeli żyć bez Ciebie.

Łzy moczą mi poduszkę, którą zawsze we mnie rzucałeś, gdy gadałem jakieś dziwne rzeczy na drugim końcu pokoju. Gdy się odwracam na plecy, by złapać oddech, księżyc chowa się za chmurami. Widzę między nami podobieństwa i współpracę - on płacze, gdy ja muszę się powstrzymać, ja płaczę, gdy on musi oświetlić ludziom świat w nocy. Tobie też go oświetla, ale mam nadzieję, że nie włóczysz się samemu po podejrzanych miejscach, w których byś tego potrzebował. Twój ból to nawet nie ostatnia rzecz, jakiej bym chciał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top