Rozdział VII

Przemyślenia

Kap... Kap... Kap...

Krople deszczu dudniły w szybę okna.

Leżałam nieruchomo na swoim łóżku, wpatrywałam się w sufit i wsłuchiwałam się w odgłos deszczu.

Dziś pada.

Tak, to nie jest normalne. W każdym razie, nie na obozie. Pan D. zezłościł się na herosów, którzy dorzucili mu mentosy do coli i postanowił się zemścić, zsyłając deszcz. Tak więc, wszyscy siedzą pozamykani w swoich domkach.

Jake siedzi z Nico w jedenastce, bo grają z resztą w karty. Jestem sama... Nie wiem, czy to dobrze... Czy to bezpiecznie... Coś się wydarzyło... Coś złego. Przez to coś, leżę tu samotnie, rozmyślając o rzeczach, o których normalna nastolatka nie myśli.

Właśnie teraz ktoś umarł na AIDS. I na raka. I w wypadku drogowym. Biedne dzieci z Afryki zmarły z głodu. Lub epidemii. Komuś w tej chwili przestaje bić serce...

Śmierć...

To najpewniejsza rzecz na świecie. Najbardziej niepewna jest godzina jej przyjścia.

Od śmierci Cassidy wciąż jestem smutna. Miewam nawet koszmary. Co noc od dnia jej pogrzebu. Śni mi się, że umieram... Słyszę jakieś głosy. Wołają mnie, ale ja już nie reaguję. W tym śnie jestem tylko obserwatorem. Widzę jak moje ciało krwawi. Organizm staje się słabszy. Ostatnie tchnienie i... umieram. Tak po prostu. Moja dusza opuszcza ciało i odchodzi... Ktoś krzyczy. Nawet kilka osób, ale ja już nie słyszę. Budzę się. Zawsze jest tak samo.

Oczywiście nikomu o tym nie mówię. Udaję, że wszystko jest w porządku. Chyba kiepsko mi to wychodzi. Od trzech dni nic nie zjadłam. Kompletnie nic. Nie chodzę też na treningi, ani na ćwiczenia z Mgłą. Danny się martwi. Próbowałam mu wmówić, że wszystko gra, ale chłopak nie odpuścił. Musiałam użyć na nim Mgły. Zadziałało. Źle się z tym czułam, ale nie miałam innego wyjścia.

Za to Cody... Prawie w ogóle się nie widujemy... Chyba on też się przejął. Wczoraj zapukał do drzwi, ale mu nie otworzyłam. Nie wiem dlaczego. To do mnie niepodobne.

Coraz częściej myślę o śmierci. Jest tyle możliwości... Tyle rzeczy może nas zabić. Woda, pożar, zaczadzenie, niefortunny skok na główkę, wypadek samochodowy, katastrofa lotnicza, rak, AIDS, głód, kataklizm, siła żywiołów, starość, wylew, zawał... I samobójstwo. Dla człowieka to takie proste. Żyletka, tabletki popite alkoholem, kawałek sznurka, strzał w głowę, nóż, skok z wieżowca...

Wystarczy rozglądnąć się wkoło, by ujrzeć śmierć.

Czasem tak sobie myślę, co by było gdybym zginęła. Tak nagle. Na oczach wszystkich. Jak by zareagowali.

Pamiętam wycieczkę klasową. To było dawno. Szliśmy po zatłoczonych i głośnych uliczkach San Francisco. Przechodziliśmy przez przejście. Cała grupa, łącznie z nauczycielem gnała gdzieś przed siebie. Wszyscy rozmawiali i śmiali się. Ja szłam ostatnia. Smutna i zamyślona. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Kompletnie nikt. Wtedy zobaczyłam tramwaj jadący w naszym kierunku. Oczywiście się zatrzymał. Ale wyobraziłam sobie, że tak naprawdę popsuły się hamulce, czy coś. Nieważne. Przechodnie panikują, ale jest już za późno. Wpadam prosto pod koła rozpędzonego tramwaju. Wszędzie jest szkarłatna krew. Ludzie krzyczą. A ja już nic nie czuję...

Często myślę co by było gdyby.... gdybym umarła... Gdybym na przykład... świadomie popełniła samobójstwo... Czy ktoś by się zmartwił? Czy ktoś by zauważył? Jak by zareagowali? Rodzice, rodzina pewnie by się załamali. To chyba oczywiste. Ale, czy tak zwani koledzy i koleżanki, znajomi ze szkoły i obozu by się przejęli? Czy chociaż połowa z nich poszłaby na mój pogrzeb? Czy by coś poczuli? Czy powiedzieliby coś miłego? Nie mam pewności.

Zastanawiam się, jak by zareagowali... Bardzo jestem ciekawa, jak zareagowałby Cody... Przejąłby się? Rozpaczałby? A może zdałby sobie sprawę, że mnie kochał? O, to bardzo dramatyczne. Uświadomił sobie swoje uczucia, ale niestety za późno, bo dopiero po mojej śmierci.

Samobójstwo... Wydaje się takie proste, ale trzeba postawić sobie jedno, bardzo ważne pytanie.

Czy dałabym radę..? Czy dałabym radę to zrobić..? Zabić się... Odebrać sobie życie... Odebrać najcenniejszy dla człowieka dar...

Tak, wiem. Jestem chora. Zachowuję się jak stereotypowe dziecko Hadesa albo emo po przejściach. Idę się zachlastać łyżką albo kremem do golenia. To taka wersja pro hard. Tylko dla prawdziwych hardcore'ów.

Ech... Muszę przestać. Odwala mi z braku cukru.

Lana, weź Ty się do cholery ogarnij!





W NASTĘPNYM ODCINKU!

- Kotek..."

- Jemu to powiedz."

- Odejdę."

- Gdzie Danny?"

- Przepraszam."

- Mamy wieści!"

Rozdział VIII:

„Zawsze będę Cię chronić..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top