Pamiętnik [epilog]

Przemierzałem samotnie korytarz, czując ogromną gulę w gardle. Tak cholernie się bałem, bo wiedziałem co mnie dziś tam czeka. Wiedziałem, że gdy tylko Dylan mnie zauważy, będzie po mnie. Pamiętam jeszcze te czasy, gdy to wszystko było znacznie prostsze. Chodziłem wtedy z jego bratem Chuckiem, ale i tak plątaliśmy się w trójkę. To zawsze my byliśmy tymi, co robili najlepsze akcje szkolne. Niestety zaczęło się pieprzyć w momencie, gdy Chuck zaczął chorować na depresję. Było to jakoś po śmierci matki. Widziałem jak powoli się zamyka na świat, wszystko robiło się obojętne w jego oczach. Przez to również my zaczęliśmy się kłócić. Nie mogłem wytrzymać tego, że nawet ja zacząłem być mu obojętny. Czułem ogromny ból, ale postanowiłem się z nim rozstać. Oczywiście i tak spędzałem czas z Dylanem. Właściwie, to nawet zacząłem czuć coś do niego. I właśnie to był również powód, dla którego rozstałem się z bratem Dylana. Niedługo później usłyszałem, że popełnił samobójstwo. Przepłakałem tak wiele nocy i chodziłem do psychologa, by się pozbyć tego uczucia że była to moja wina, ale wszystko po tamtym dniu się zmieniło. Właściwie to najbardziej zmienił się Dylan, który zaczął mnie nienawidzić. Obwiniał mnie za to co się stało. Wtedy zacząłem nienawidzić siebie jeszcze bardziej.

— O kogo tu moje oczy widzą? — dobiegł mnie głos Dylana, który pociągnął mnie za kaptur i zaprowadził do jednej z łazienek. Popchnął mnie na ścianę, przez co jęknąłem z bólu. Stoczyłem się po niej i upadłem na zimną podłogę. Moje oczy zaszkliły się jeszcze bardziej. Nie miał pojęcia jak bardzo mnie krzywdził tym swoim zachowaniem. Szczególnie, że pomimo wyrządzonej krzywdy, wybaczyłbym mu wszystko.

— Dylan, proszę Cię nie rób mi krzywdy.... — wyszeptałem cicho, omal nie krztusząc się własną śliną i łzami. Jego wzrok wskazywał na to, że mi nie odpuści, więc zacząłem jeszcze bardziej błagać. — Przecież byliśmy przyjaciółmi. Nie pamiętasz tego jak wiele razy Ci pomogłem? Jak byłem przy Tobie, gdy bałeś się burzy? Naprawdę to wszystko przekreślasz, tylko dlatego, że zerwałem z Chuckiem?

— Nie wymawiaj jego imienia, jasne?! — krzyknął, przez co po moim ciele przeszedł dreszcz. W głowie szukałem opcji jak uciec, zanim dostanę kolejny wpierdol, ale niestety nie było żadnych. Nie chciałem pokazywać przed nim mojej słabości, ale kompletnie nie umiałem walczyć, ani zatrzymać płynącej cieczy. Za bardzo się go bałem, choć do niedawna, nawet nie skrzywdziłby muchy, a co dopiero mnie. Czas jednak się zmienił. On się bardzo zmienił. Zaczął wyżywać się nie tylko na mnie, ale także na pierwszoklasistach, a tym bardziej na gejach.

Zamknąłem oczy, czując jak chłopak uderza mnie nogą. I to kilkukrotnie. Zwiłem się z bólu, by potem położyć się na ziemi. Co jakiś czas krzyczałem, ale w tej szkole, to mieli wyjebane na przemoc za przeproszeniem. Czułem cholerny ból. Bolało mnie całe moje ciało. Nie był to jednak ból tak silny jak ten, który odczuwałem w głowie. Cholerne dwa miesiące przeżywałem ten sam koszmar. Pamiętam, że z początku mnie znienawidził, a dopiero później zaczął się nade mną znęcać. Nie mówiłem nikomu, bo zacząłem wierzyć, że to wszystko jest moją winą. Gdybym się wtedy z Chuckiem nie rozstał, to nie miałbym tyle siniaków i zniszczonej psychiki przez bruneta.

— Dylan, proszę, zostaw mnie! — krzyczałem, chroniąc głowę przed nim. Zamknąłem oczy, bo nie chciałem widzieć go takiego. Nie chciałem widzieć nienawiści w oczach kogoś, kto był dla mnie wciąż naprawdę bliski.

„ — TO TWOJA WINA, THOMAS. TO TY GO ZABIŁEŚ!" — usłyszałem, co tylko mnie dobiło. Z każdym jego słowem i kolejnym dniem, wierzyłem, że właśnie taka jest prawda. To przecież po naszym rozstaniu, postanowił się zabić, a ja nie zrobiłem nic. — Powiedz, ze to Twoja wina! Powiedz, że to przez Ciebie mój brat nie żyje!

— To moja wina... — przyznałem smutno. Czułem jak moje serce się rozpadanna milion kawałków. — Przepraszam. Ja nie miałem pojęcia, że tak się stanie. Dobrze to wiesz, więc jak długo masz zamiar mnie torturować? Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zjebałem po całości. Kochałem go. Naprawdę to robiłem.

— Gdybyś go kochał, to byś go nie zostawił nigdy! — przerwał mi Dylan, kucając tuż obok mnie. Chwycił moją rękę i patrzył na nią przez dobrą chwilę. Dobrze, że nie zauważył tych licznych blizn po cięciach się, które miałem po całym ciele. A nie przecież widziałam ostatnio moje plecy, ale nawet to go nie ruszyło. — Myślisz, że lekarz się ucieszy, gdy znów Cię zobaczy? — I nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, poczułem jak chłopak przygniata butem moją rękę. Zawyłem z bólu i starałem się mu wyszarpać, ale nic to nie dało. Po chwili jednak brunet zostawił mnie w spokoju, wyjmując mi papierosa i odpalając go.

— Nie wybaczę Ci tego, Tommy.... — wyrzucił, biorąc bucha. — Zapamiętaj sobie, że mój brat nie żyje, tylko i wyłącznie przez Ciebie. A teraz wynocha sprzed moich oczu — dodał, a ja nieudolnie wstałem i wybiegłem z łazienki.

Wróciłem do domu cały poobijany. Mamy oczywiście nie było, bo jej prawie w ogóle nie ma. Tym bardziej mojego ojca, który zostawił mnie po siódmych urodzinach, więc znów byłem sam. W szkole Dylan zadbał o to bym nie miał z kim rozmawiać, a poza szkołą wiedział, że i tak nie mam nikogo. Najgorsze w tym wszystkim było to, że pomimo jakim potworem się stał, to wciąż go kochałem. I to, że pewnie drugi raz złamał mi rękę, też mu wybaczę. W emocjach pobiegłem do mojego pokoju i podszedłem do mojej szafki nocnej, z której wyjąłem  scyzoryk. Podciągnąłem rękawek i delikatnie przyłożyłem go do skóry. Zrobiłem parę kresek, z których ciekła krew. Szczypały, ale był to mały ból w porównaniu do tego, który przeżyłem w szkole. Patrzyłem na linie, próbując się uspokoić. Zazwyczaj się udawało, ale nie tym razem.

— To moja wina, moja wina, moja wina... — wykrzyczałem i w złości chwyciłem jakiś przedmiot i rzuciłem go o ścianę. Dopiero, gdy przedmiot posypał się na kawałki, to uświadomiłem sobie, co to było. Była to ramka ze zdjęciem, gdzie byłem ja i Dylan. Pękła tak moje serce. Nie miałem zamiaru tego sprzątać, zamiast tego wziąłem butelkę whisky i zacząłem ją popijać. Miałem w głowie tyle myśli, że musiałem je spisać, dlatego wyjąłem kartkę i zacząłem pisać. Kartka trochę zabarwiła się krwią, ale miałem w to wyjebane. Po parunastu minutach miałem już pierwszy tekst, właściwie list.

DYLAN

Patrzyłem w jego oczy, czując się martwy. Nie mogłem znieść bólu, który mu zadałem, a jednocześnie chciałem mu dać jeszcze więcej. Czułem, że to wszystko stało się przez niego. Może gdyby nie zostawił mojego brata, to wciąż on by tu był. Blondyn był przerażony, widząc jak podchodzę do niego. Widziałem jak się cofa, próbując się chronić, ale był zbyt pobity by to się mu to udało. Jego łzy sprawiły, że i ja chciałem być martwy. Uderzyłem go ostatni raz, omal nie puszczając swoich emocji, po czym kazałem mu spieprzać. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale zostawił plecak, który podniosłem. Coś kazało mi go sprawdzić, więc to zrobiłem. Znalazłem tam parę podręczników, jego portfel i coś na wzór starej książki, która mnie zaciekawiła. Wyjąłem ją i zacząłem czytać. Moje serce stanęło, gdy uświadomiłem sobie, że był to pamiętnik Thomasa.

„JEDNA KRESKA, BO TO MOJA WINA.

DRUGA, BO NIE UMIEM CIĘ NIENAWIDZIĆ, DYLAN."

Zacząłem czytać po kolei kolejne z linijek, przez co emocje przejęły nade mną kontrolę. Zacząłem płakać, czytając o tym jak blondyn cierpi i jak radzi sobie z bólem. Nie mogłem tego znieść, że to wszystko było moją winą. STAŁEM SIĘ POTWOREM, CHCĄC POZBYĆ SIĘ ŻALU z mojego serca. Usiadłem na ławce, by móc w spokoju czytać dalsze treści. Bolało mnie serce, gdy czułem jak bardzo go zawiodłem i jak bardzo wierzy, że to wszystko jest jego winą. Poruszyło mnie także jedno ze zdań, gdy mówił, że zaczął czuć coś do mnie, bo ze strony Chucka miał tylko chłód i obojętność. Oczywiście mogłem stwierdzić, że to kłamstwo, ale nie kłamałby w pamiętniku. Może mój brat już wcześniej planował się skrzywdzić?

„CZUJĘ, ŻE POWOLI NIE DAJĘ SOBIE RADY.

Jego ostatni wpis bardzo mnie zaniepokoił, dlatego schowałem jego pamiętnik do torby i szybko wskoczyłem do mojego auta. Prędko znalazłem się pod jego adresem. Wysiadłem z auta, by potem stanąć na werandzie jego domu. Nie trudziłem się z wejściem, bo drzwi były otwarte na oścież, dlatego łatwo znalazłem się w środku. Była kompletna cisza. I to za cicha, więc byłem pewien, że chłopak jest w środku. Zacząłem wchodzić po schodach, gdzie powoli zacząłem słychać płacz. To sprawiło, że przyśpieszyłem kroku, a po chwili nasłuchiwałem skąd dochodzi łkanie. Okazało się, że była to łazienka. Chciałem tam wejść, ale była zamknięta.

— Thomas? — zapytałem przez drzwi, przez co płakanie ustało.

— Po co tu przyszedłeś? Dać mi kolejny wpierdol, czy wmawiać mi, że to moja wina? — Jego głos drżał, mimo że próbował to jakkolwiek zniwelować.

W jednym momencie pożałowałem, że go skrzywdziłem. Właściwie to pożałowałem tego po przeczytaniu jego pamiętnika. Dopiero wtedy zrozumiałem jak wielkim stałem się potworem dla mojego przyjaciela.

— Chcę porozmawiać.

— Rozmawiać? — prychnął. — Dwie godziny temu mnie pobiłeś i ty do cholery przyszedłeś ze mną rozmawiać? Wyjdź stąd. Nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać. Nie po tym jak ponownie zadałeś mi ból. Wiem, że mnie nienawidzisz przez to co się stało Twojemu bratu, ale uwierz, że mi też go bardzo brakuję.

— Wiem. Przeczytałem Twój pamiętnik.

Serce mnie bolało, gdy w mojej głowie wciąż odtwarzały się te okropnie linijki.

— Jakim cudem? — zapytał, lecz po chwili chyba odkrył odpowiedź. – Kurwa, zostawiłem plecak w łazience. Szlak.

— Otwórz mi drzwi — zacząłem go błagać, ale moje prośby szły na marne. Blondyn nie chciał mnie wpuścić, a ja się bałem, że mógł sobie coś zrobić.

— Spieprzaj! Nie będziesz mi rozkazywał w moim domu.

— Jak sobie chcesz. — Wyrzuciłem, po czym wróciłem do samochodu, by wyjąć potrzebne klucze i śrubokręty, by otworzyć te drzwi, które nas dzieliły. Po chwili tam wróciłem i zacząłem rozkręcać zamek.

— Odbiło Ci?! — odezwał się chłopak, gdy słyszał moje próby pozbycia się przeszkody, która nas dzieliła. — Miałeś dać mi święty spokój...

— Nie — zaprzeczyłem szybko. Po chwili znów dobiegł mnie płacz. Nie mogłem go znieść, więc chciałem wejść do środka. Musiałem go przytulić i błagać o wybaczenie.

— Dylan, nie wchodź tu.

— Dlaczego?

— Bo wtedy znienawidzisz siebie, albo mnie jeszcze bardziej.. — I właśnie wtedy udało mi się rozkręcić tak zamek, że drzwi się osunęły i mogłem wejść do pomieszczenia. To co jednak wtedy tam dostrzegłem, sprawiło, że od razu kucnąłem obok blondyna. Miał bladą twarz, pełną siniaków zadanych zresztą przeze mnie. W rękach trzymał pudełko po tabletkach, więc szybko chwyciłem je i wyrzuciłem tak, że tabletki się rozsypały po podłodze.

— Boże, Tommy.... — Przytuliłem go do siebie. Chłopak z początku się szarpał, ale w końcu przestał i zaczął płakać. — Powiedz, że nie wziąłeś tych tabletek... — Spojrzałem na niego błagalnie, a w jego oczach dostrzegłem tak wiele bólu, że sam miałem ochotę się załatwić.

— Jestem zbyt wielkim tchórzem, by je wziąć — wyznał, co mnie ucieszyło. Był bezpieczny, więc nie musiałem załatwiać pogotowia, a tym bardziej witać go na jego pogrzebie. — Nie potrafiłem Ci tego zrobić. Nie potrafiłem się tak zabić jak Chuck. Wiesz co jest najgorsze, że pomimo jak bardzo mnie skrzywdziłeś, to wciąż czuję coś do Ciebie.

— Ja..

— Skoro czytałeś pamiętnik, to wiesz wszystko. Znasz powód, dla którego rozstaliśmy się z twoim bratem. I to, że zacząłem coś do Ciebie czuć i chciałem dla was obojgu jak najlepiej.

— Przepraszam Cię, Thomas — wyszeptałem, czując słony smak w moich ustach. — Tak bardzo przepraszam, że Cię skrzywdziłem. Byłem wściekły, że to właśnie po waszym rozstaniu, podjął taką decyzję. On nigdy ze mną nie rozmawiał na temat depresji, którą miał. Pamiętam, że pewnego wieczoru przyszedł pijany i wyznał mi, że się rozstaliście. Wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale ucieszyłem się wtedy. Bo nie tylko ty czułeś coś do mnie. Zawsze zazdrościłem mojemu bratu, że właśnie Ciebie ma. Raz się z nim pokłóciłem po tym jak źle Cię potraktował, to powiedział, że życzy nam szczęścia. Chyba za tą myśl, byłem zły na siebie. Dopóki nie przeczytałem tych listów, to nie mogłem uwierzyć, że mógłbyś być z kimś takim jak ja.

— Wiesz dlaczego Cię pokochałem? Bo dawałeś mi poczucie bezpieczeństwa i potrafiłeś zawsze przy mnie być. Chuck od kiedy zachorował przestał się ze mną widywać. Uwierz starałem się o niego walczyć, ale przestałem, gdy za każdym razem dostawałem chłód. Jemu było obojętne, czy będę go kochać, czy nie. I właśnie po jednej z kłótni, to ty mnie pocieszałeś, mówiąc, że to tylko chwilowy kryzys i że nie zostawiłby kogoś takiego jak mnie. Wtedy wiedziałem, że znów czuję się dla kogoś ważny. Potem podjąłem decyzję, że musimy się rozstać. Powiedziałem mu powód, a on się wściekł. Wtedy widziałem go ostatni raz...

— To nie twoja wina, ani moja, rozumiesz? — odparłem, chwytając go za dłoń. - Oboje się pogubiliśmy. Ja byłem wściekły, bo myślałem, że przez Ciebie się zabił. Obwiniałem Cię, a sam nie wiedziałem, że mój brat potrzebował pomocy. Zresztą na siebie też byłem wściekły, bo mógł pomyśleć, że będę starać się mu Ciebie odbić. Chyba poniekąd tak było. Chyba wolałem Ciebie znienawidzić niż przyznać się, że też coś do Ciebie czułem. Kiedy dowiedziałem się o jego śmierci, to byłem pewien, ze to twoja wina, bo przecież z jakiegoś powodu złamałeś mu serce. Ale on i tak by tak zrobił.

— On chciał umrzeć, Thomas. — powiedział, puszczając kolejną łzę. Oczywiście ja starłem. - Zanim się rozstaliśmy, bardzo często powtarzał, ze świat do niczego nie zmierza. On przestał widzieć sens we wszystkim i tylko cierpiał.

— Gdyby mi cokolwiek powiedział...

— Myślałem, że mówił Ci wszystko, dlatego nie poruszałem tego tematu z Tobą.

— Widocznie nie... — przyznałem. — Mogę zobaczyć Twoje ciało? — zapytałem po chwili, wpatrując się w jego tęczówki. Chłopak nie wytrzymał mojego spojrzenia i przeniósł je na swoje ręcę.

—To nie jest dobry pomysł, Dylan —  zaprzeczył. -  Nienawidzę mojego ciała.

— Pokaż mi je.

— Nie.

— Proszę. Chce zobaczyć jak wielu bólu Ci zadałem - wymówiłem, ale chłopak dalej kręcił głową. - Proszę, Tommy, Proszę.

Te słowa chyba przekonały Sangstera.
Thomas wstał i zdjął z siebie bluzę, pokazując nie tylko swoje ciało, ale i mnóstwo blizn i siniaków. Nie mogłem patrzeć na to, co zrobiłem mojemu Aniołkowi, więc zacząłem płakać. Sangster podszedł do mnie i mnie przytulił.

— Dylan, zacznijmy od początku... — zaproponował Thomas. — Nie cofniemy czasu, ale możemy być lepsi dla siebie. Nie chcę każdego dnia bać się, ze znów złamiesz mi rękę. Wolałbym znów czuć się bezpiecznie w twoich ramionach, co ty na to?

— Jesteś w stanie mi to wszystko wybaczyć?

— Potrzebuję czasu, ale wiem, że skoro tu przyszedłeś, to Ci na mnie zależy.

— Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś z mojej głupoty się zabił... — powiedziałem z żalem do samego siebie. Jak mogłem do cholery znęcać się nad kimś takim jak on? Przecież to było chore jak bardzo żal i zemsta mnie zaślepiły. Omal nie straciłem mojego szczęścia. — Już i tak mam za złe to jak z mojego powodu wygląda Twoje ciało. Musiało Cię to boleć, gdy sobie to robiłeś?

— Nie bolało tak bardzo jak nienawiść w Twoich oczach i to że nie chcesz mnie znać.

— Przepraszam, Tommy, przepraszam.

— Po prostu mnie przytul... — wyszeptał, więc od razu to zrobiłem. -  I bądź dla mnie domem. 

- Będę - odparłem, a potem złożyłem czuły pocałunek na jego ustach.

Koniec ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top