7
– Huh? Czemu cmentarz? – zapytał zdziwiony blondyn.
– Bo tu się chowa zwłoki, ehehehe – zarechotał czarnowłosy, wyciągając zza siebie małą łopatkę do piaskownicy. – Giń! Giń! Giń! Giń! Giń! – skandował, dźgając wyższego narzędziem. – Teraz nikt nas nie rozdzieli – powiedział szyderczym głosem, zaciągając zwłoki w krzaki.
~~~~~ dobra, koniec śmieszkowania. ~~~~~~
PO PROSTU NIE UMIEM NAPISAĆ NIC LEPSZEGO PRZEPRASZAM JESTEM DO BANI
Chłopcy wysiedli z samochodu. Blondwłosy bez słowa ruszył za znajomym. Znał ten cmentarz. Mógł chodzić po nim z zamkniętymi oczami.
Weszli przez bramę. Will z przyzwyczajenia chciał skręcić od razu w prawo, ale Nico pociągnął go za koszulkę. Poprowadził go prosto, przy płocie skręcił w lewo i zatrzymał się przed czyimś grobem.
Uklęknął i pocałował ziemię, po czym usiadł na nogach.
Will przeczytał na tabliczce: "Bianca di Angelo zm. 15 maja 2008r.". Zmarszczył brwi.
Kilka dni po wypadku...
Spojrzał na Nico. Już wiedział, skąd go kojarzył. Był bratem dziewczyny, którą potrącił. Która była kolejną ofiarą jego głupiego wybryku.
A on nadal miał mu to za złe. Przez siedem lat. Siedem długich lat nadal czuł do niego urazę, może nawet nienawiść.
Uklęknął obok czarnowłosego i przytulił go, chowając twarz w jego szyi.
– Przepraszam...
Di Angelo nie odpowiedział. Przytulił go jedynie i poklepał po plecach. Will natychmiast się od niego oderwał i wstał. Złapał towarzysza za rękę i poprowadził w stronę, gdzie wcześniej miał zamiar pójść. Stanęli przed kolejnym grobem. Tym razem brunet przeczytał napis na tabliczce.
Dwie osoby. Adam i Eve Solace. Na twarzy blondyna wykwitł uśmiech. Wyjął dłonie z kieszeni i przeżegnał się.
– Dwunasty maja... Czy to...?
– Moje rodzeństwo – potaknął blondyn. – Ty i twoja siostra nie byliście jedynymi poszkodowanymi.
Nico odwrócił wzrok. Był pewny, że chłopakowi obok wypadek po tylu latach stał się obojętny. Przekonał się, że się mylił. Solace cierpiał podobnie jak on. Może nawet bardziej.
– Przychodzę tutaj prawie codziennie, kiedy tylko mam wolne. Przez cały czas myślałem o tym, co zrobiłem. Jak głupio się zachowałem. Nawet nie przestałem powielać tego schematu. Co roku robiłem ten sam błąd. Upijałem się i wsiadałem w samochód. Sam. Miałem nadzieję... – Wziął głęboki oddech i spojrzał w niebo. – Miałem nadzieję, że do nich dołączę.
Po monologu blondyna zapadła cisza, którą po kilku chwilach przerwał. – To co, odwieźć cię teraz?
– Chyba śnisz, Solass – warknął Nico i odwrócił się. – Chyba alkohol i dragi naprawdę wyżarły ci mózg – sarknął i pokazał kluczyki samochodu Willa, które cały czas miał przy sobie.
Wyższy pokręcił głową z uśmiechem. Może jednak nie będzie tak źle, jak myślał?
|•••••••••••••••••|
Coś(wszystko) nie poszło po mojej myśli, ale chyba(nie) może być.
NIe, nie może
Tak jak obiecałam, rozdział dzisiaj.(dwa miechy temu?????)
Jeśli twierdzicie, że to na górze to jakieś gówno...
To wam się nie dziwię.
wyPAliŁAm sIĘ
Swoją drogą... Zapraszam was na konto
Kawaii__Killer
Która wykonała rysunek do tego AU
Zazdro talentu, słonko *-*
See ya!
Tak, tak, tak...
Jebać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top