11
Drugi dzisiaj. Wiem. Rozpieszczam was, ale to dlatego, że w niedzielę wyjeżdżam, więc rozdziały będą rzadziej, bo czy dam radę pisać przy małym stworku, nie mam pojęcia.
|•••••••••••••••••••••••••••••••••••••|
Od, niezbyt pamiętnego, wieczoru upłynął tydzień. Pełny, zatłoczony obowiązkami, pracą i ludźmi tydzień. Will był wykończony. Przez ten czas spał może trzydzieści pięć godzin łącznie, co nie zapowiadało się dobrze dla jego psychiki.
Sto sześćdziesiąt osiem godzin, podczas których Nico dostał dwie kolejne wiązanki, z doczepionym bukiecikiem dla niego. Znów niczego nie zauważył. Albo nie chciał zauważyć.
Na samą myśl o blondynie dostawał przyjemnych dreszczy i mrowienia w żołądku. Nie rozumiał, jak to się działo. Czemu to się działo. Kiedy tak się do siebie zbliżyli. Kiedy byli w stanie otwarcie przed sobą być. Tylko uczucia były elementem, który nigdy nie wkraczał w ich sferę rozmów i krótkich pogawędek.
Przez tydzień, podczas którego rozmawiali tylko kilka razy, podczas odpoczynku od zabiegania, Will dostał się na staż do jednego ze szpitali, jako młody pielęgniarz. Kilka dni uczył się, biegał wśród ludzi i obserwował, tęskniąc za chwilami beztroski, spędzonymi z Nico.
Gdy wyrwał się spod natłoku spraw, mógł spokojnie udać się do domu, gdzie wyciągnął telefon i wykręcił numer do przyjaciela.
Kilka sygnałów i przygryziona warga później, po drugiej stronie odezwał się głos, na dźwięk którego na twarz blondyna natychmiast wstąpił uśmiech. Uśmiech ulgi, ale i szczęścia.
– Hej, Nico. Masz czas dziś wieczorem? Chciałbym cię zabrać na kawę. Ostatnio nie mogliśmy w spokoju pogadać.
Di Angelo był lekko skołowany, ale zgodził się.
– Ale mam warunek. Będziemy u ciebie.
Na twarzy Willa nadal widniał uśmiech, który tym razem powiększył się. Jak mógłby się nie zgodzić? Miłości się nie odmawia.
Schował telefon do spodni, uprzednio żegnając się, z małym utęsknieniem, ukrytym w głosie i rozłączając się. Udał się do łazienki. Odkręcił zimny strumień wody i przemył zmęczoną twarz. Potrzebował odpoczynku, a odpocząć potrafił już tylko przy czarnowłosym.
Jego widok uspokajał go, jednocześnie napawając szczęściem i dumą, że może być prawie każdego dnia u jego boku.
Przetarł twarz ręcznikiem i sięgnął do rękawa, aby go opuścić, kiedy zobaczył białe ślady, na opalonej skórze. Posmutniał nagle, przypominając sobie swoje niedawne błędy. Nie żałował. To były jedynie ślady, które zawsze będą przypominać mu, jak beznadziejny jest, czy raczej był, ale walczył.
Opuścił rękaw i wyszedł z pomieszczenia, rzucając się z utęsknieniem na kanapę. Przeciągnął się, a kilka kręgów w jego kręgosłupie przeskoczyło, zwiastując jęk ulgi. Przymknął oczy dosłownie na chwilę. W końcu mógł odetchnąć.
|•••••••••••••••|
Dobra, jeszcze tu przemęczyliśmy się z idiotami, ale czas przystąpić do akcji.
Kiss, kiss, bang, bang.
To znaczy bez bang, bang, ale kiss najprawdpodobniej będzie.
Chyba, że będę miała zły humor.
See ya!💞
PS. Nie pytajcie o seks, bo się zdenerwuję i w ogóle o tym nie wspomnę. Nie zamierzałam od początku opisać ich stosunku i nie opiszę. Bo wiecie, nie każda para po wyznaniu sobie miłości od razu pędzi do łóżka i zaczynają się pieprzyć.
Dziękuję.
PSS jeśli ktoś lubi SnK, to zapraszam na konto MartynaKoada, gdzie wspólnie z wyżej wymienioną piszę EreJean. (Trzeba ją pogonić do roboty).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top