16

Roger nadal nie był przekonany do kwestii wciągnięcia dziewczyny w ich sprawy. Mimo wszystko spodobało mu się, że potrafiła poskromić emocje i przyznać się do błędu. Widząc jej negatywne nastawienie do nich, jako do łowców Zakonu, nie spodziewał się tego po niej.

Trzeba się w końcu zdecydować co dalej. Wil powinien być już jutro na chodzie. Całe szczęście, że nocny wędrowiec zdążył go odbić. Nie sądziłem, że zechciałby pomóc komukolwiek z nas, a już w szczególności Wilardowi – pomyślał, przyglądając się uważnie Nero.

Mężczyzna nie wyglądał za dobrze. Leżał na szezlongu z przymkniętymi powiekami. Skórę miał bladą i spoconą, oczy podkrążone, a na twarzy ślady rozmazanej krwi.

– Tesa, mogłabyś rzucić okiem na tę jego rękę? – poprosił Roger. – Jutro musi być sprawny.

– Gnojka chyba faktycznie nie można spuszczać z oka. Bez opieki dorosłych ciągle robi sobie krzywdę – zacmokał Wilard, kręcąc głową.

Nero otworzył oczy i spojrzał przeciągle na łowcę.

– Następnym razem jak ktoś cię dorwie, poczekam trochę dłużej. Co ja mówię, sam przyjdę popatrzeć. A może jeszcze się przyłączę...

– Postaram się nie dostarczyć ci więcej takiej rozrywki – obiecał Wilard.

Roger uśmiechnął się lekko. Chyba obajbędą niedługo na chodzie, skoro mają siły na gadanie głupot.

Tesseitha podeszła do nocnego wędrowca, kładąc mu dłoń na stłuczonym barku.

– Pozwolisz, że się tym zajmę? – zapytała.

Nero spojrzał na nią niepewnie, ale pokiwał głową i usiadł. Zaczął ostrożnie zdejmować koszulę zdrową ręką. Na twarz zerkającej w jego stronę Catriony wypłynął rumieniec.

One chyba jednak nie są spokrewnione – zaśmiał się w duchu Roger. – Ciekawe co musiałoby się wydarzyć, żeby Tesa tak się zaczerwieniła.

Zaraz jednak spoważniał, wracając myślami, do bieżących spraw.

– Filin zdał raport w twierdzy. Dostaliśmy zgodę na sprawdzenie folwarku – oznajmił.

Młody parsknął pod nosem.

– Stary mocno się wkurwił? – domyślił się Wilard.

– Omal się nie przekręcił ze złości. Poczerwieniał na gębie i pluł śliną. Zawsze jakoś źle przyjmuje, kiedy to ja składam raporty – wyjaśnił Filin, przyjmując tępy wyraz twarzy i rozkładając bezradnie ręce.

– Trzeba przyznać, że udawanie idioty wyjątkowo dobrze ci wychodzi – zaśmiał się rudy łowca.

– Uczyłem się od mistrza – odparł chłopak, patrząc wymownie na rozmówcę.

Roger zerknął na nich i powrócił do tematu:

– Zastanawiam się, jaki jest cel Sarezedasa. Z tego, co mówił Nero, zasłona się pruje. Pytanie tylko, czy mag chce temu zapobiec, czy wręcz przeciwnie.

– Obawiam się, że powinniśmy zakładać najgorsze – odezwała się Tesseitha, pomagając pacjentowi z koszulą. – Znając arogancję tych ludzi, będą eksperymentować dalej pewni, że panują nad sytuacją.

– Jeśli otworzy się przejście, nie będą w stanie go ustabilizować – wychrypiał Nero, krzywiąc się z bólu.

– W materiałach, które czytałam była mowa o wrotach. Może próbują zbudować coś podobnego? – wtrąciła się Catriona.

– Nie są w stanie tego zrobić – wyjaśnił nocny wędrowiec. – Bramy nie są jedynie otworem w zasłonie. Umożliwiają ukierunkowane przeniesienie przez Pustkowie grupy osób do kolejnych bram. Żeby zadziałały, trzeba umieć otworzyć przejście, a ich działanie jest stabilizowane przez runy.

– Och... – Catriona spojrzała na niego, otwierając szeroko oczy. – Skąd tyle wiesz na ten temat?

Nero rzucił zmieszane spojrzenie w stronę dowódcy.

Lepiej, żeby się już więcej nie odzywał – westchnął Roger.

Na szczęście nocny wędrowiec uwolnił się w końcu z koszuli i zmiana tematu przyszła naturalnie.

– Aleś się urządził, kurduplu – sapnął Wilard.

Bark faktycznie nie wyglądał najlepiej. Był spuchnięty, lekko zdeformowany i pokryty wielkim krwiakiem. Tesseitha, marszcząc brwi, zaczęła delikatnie badać palcami tkankę.

– Masz zwichnięty bark, strzaskaną łopatkę i pęknięte przynajmniej jedno żebro – westchnęła głośno. – Dobrze, że udało ci się tu dotrzeć.

Roger syknął.

– Będziesz umiała to naprawić? – zapytał.

– Tak. Tylko Wilard będzie musiał mi trochę pomóc – powiedziała, zwracając się do rudego łowcy. – Nastawisz zwichnięcie, a ja ustabilizuję resztę za pomocą magii.

– Się robi, psze pani. – Łowca podszedł energicznie z uśmiechem rzeźnika przyklejonym do twarzy.

Nero pobladł jeszcze bardziej i zapadł się w oparcie szezlongu.

– Ty na pewno wiesz co robić? – zapytał niepewnie.

– Kiedyś żem się przyglądał, jak sąsiad babie łapę nastawiał – odparł rudzielec z miną równie durnowatą, jak wcześniej Filin.

– Wilard jest najprawdziwszym medykiem. Nauki kiedyś pobierał i dyploma jakoweś nawet posiada – wyjaśnił Nêsper z dumą w głosie.

– A nie wygląda – jęknął nocny wędrowiec.

– Postaram się nie być delikatny – fuknął Wilard, udając dotkniętego.

Jedną ręką objął ramię, drugą zaparł się na żebrach rannego.

– Aż mnie boli, jak na to patrzę – wzdrygnął się Nêsper.

Roger dostrzegł rozszerzone oczy Nero i niepewność malującą się na jego twarzy. Musiał przyznać, że facjata Wilarda faktycznie nie wzbudzała zaufania, chociaż ten rzeczywiście wiedział, co robi.

Tesseitha skoncentrowała się chwilę, przywołując moc. Jej dłonie otoczyła delikatna, zielona poświata. Spojrzała na Wilarda i skinęła głową.

Łowca obrócił płynnym ruchem ramię nocnego wędrowca, uniósł je lekko w górę i mocno pociągnął. Roger skrzywił się, słysząc nieprzyjemny chrzęst nastawianego stawu. Dźwięk zlał się z jękiem Nero, który opadł bezwładnie na oparcie. Tesseitha pochylała się nad nim jeszcze ładną chwilę. Skupiona, przymknęła oczy i przygryzła dolną wargę.

Mamy szczęście, że nam pomaga – pomyślał Roger, śledząc wzrokiem rysy jej twarzy.

W końcu czarodziejka skończyła. Podniosła się i otarła kropelki potu z czoła. Spojrzała zadowolona na efekty pracy.

– Ciekawe – powiedziała, przyglądając się nieprzytomnemu mężczyźnie.

– Hm? – zdziwił się Roger.

Tesseitha pokręciła głową, zerkając ukradkiem w stronę Catriony.

– Myślałam o fizjologii. Nieważne.

Roger uniósł brew. Nie pytał więcej, choć męczyła go ciekawość. Nero, zwłaszcza po ukryciu pod iluzją jego dziwnych oczu, wyglądał jak zwyczajny człowiek. Dowódca zdążył już się jednak przekonać, że trochę się od nich różni.

– Proponuję, żeby dać mu pospać i przenieść się do jadalni. Za chwilę powinni podać obiad – odezwała się czarodziejka.

Roger uśmiechnął się szeroko. Kątem oka zauważył, że reszta też przyjęła propozycję z ukontentowaniem. Spojrzał jeszcze na śpiącego. Przypominał mu kota ze schowanymi pazurami. Gdyby nie widział tego na własne oczy, nigdy by nie uwierzył, że ten w pojedynkę stanowił tak duże zagrożenie dla jego oddziału.

Zupełnie jak Czarnoocy – pomyślał i wzdrygnął się na wspomnienie znienawidzonych zabójców z Istengardu.

Podniósł wzrok, napotykając spojrzenie Catriony. Dziewczyna sprawiała wrażenie zagubionej. Odwróciła głowę i ruszyła pospiesznie za pozostałymi.

Kiedy tylko usiedli do stołu, służący zaczęli wnosić parujące tace i półmiski. W jadalni roznosił się przyjemny zapach pieczeni, karmelizowanych warzyw i dobrego wina.

– Zaczynam rozumieć, dlaczego Roger chce zawsze rozmawiać przy jedzeniu. Wmuszając w siebie przypaloną owsiankę Zodana, jakoś nigdy nie miałem ochoty na gadanie – powiedział Wilard.

Roger, patrząc na żartującego przyjaciela, miał wrażenie, jakby nic się nie stało. Znał go jednak zbyt dobrze, żeby nie zauważyć mroku czającego się za jego pozornie wesołym spojrzeniem. Wil jak zwykle chował wszystko głęboko i przeżywał po swojemu. Bez pomocy nocnego wędrowca nie bylibyśmy w stanie odnaleźć go na czas. Tak niewiele brakowało, żeby zginął...

Roger chwycił kieliszek, uniósł go i skinął głową przyjacielowi. Wilard spojrzał na niego, a uśmiech zniknął z jego twarzy, pozostawiając na niej jedynie zmęczenie. Powtórzył gest i wypił zawartość jednym haustem.

Catriona, widząc to, prychnęła głośno. Dziewczyna znów siedziała sztywno i obrzucała karcącym wzrokiem napychających brzuchy łowców.

Będzie z nią wesoło – westchnął Roger.

Zerknął na swoich ludzi. Faktycznie można by pomyśleć, że głodowali od dawna. Kiedyś może zareagowałby na to podobnie jak ona, teraz miał to gdzieś. Zdziwił go za to podejrzanie cichy Filin. Chłopak jadł niewiele, puszczając ukradkowe spojrzenia w stronę Catriony.

No ładnie.

Właściwie nie powinien się dziwić, że dziewczyna wpadła Młodemu w oko. Była smukła, wysoka i całkiem ładna. Miała takie same, kasztanowe włosy jak Tesseitha i podobny kształt oczu, które były jednak zdecydowanie bardziej niebieskie.

Kiedy służący wyszli, czarodziejka zaczęła rozmowę:

– Obawiam się, że nie mamy innego wyjścia, niż udać się do folwarku i zbadać sytuację. Prawdopodobnie przebywa tam obecnie Sarezedas wraz ze swoimi współpracownikami. Na szczęście dostaliście rozkaz ponownego zbadania sprawy, co bardzo ułatwi sprawę. Dzięki temu rektor nie będzie mógł otwarcie wystąpić przeciwko wam, ale nie spodziewajcie się z jego strony współpracy.

Popatrzyła poważnie na uczennicę. Oczy dziewczyny płonęły z ekscytacji.

– Catriono, napiszę list z prośbą o udzielenie ci pomocy. Wyjaśnię, że jako wakacyjny fakultet zgłębiasz tematykę nocnych wędrowców. Uwiarygodni to twoją obecność i być może uśpi trochę podejrzliwość Sarezedasa. Pamiętajcie jednak, że to niebezpieczny i fanatyczny człowiek. Jeśli coś was zaniepokoi, wycofajcie się i nie próbujcie niczego nierozważnego. Zwłaszcza ciebie się to dotyczy, moja panno – zakończyła Tesseitha.

– Nie jestem pewien, czy powinniśmy zabierać ze sobą Nero – odezwał się Roger, krojąc kawałek mięsa.

Z przyjemnością operował srebrem stołowym, podczas gdy reszta jego towarzyszy wyglądała, jakby tylko marzyła o tym, żeby pochować sztućce po kieszeniach i zacząć jeść palcami.

– Wiem, że to duże ryzyko – przyznała czarodziejka – ale tylko on będzie w stanie ocenić stan zasłony.

Catriona spojrzała zdziwiona na ciotkę.

– W jaki sposób może tego dokonać ktoś, kto nie jest magiem? – spytała.

– Od dawna interesował się tym tematem i ma o nim dużo większe pojęcie niż ja. Wolałabym jednak, żeby ta informacja została między nami – wyjaśniła Tesseitha, patrząc na dziewczynę z powagą.

– Takie hobby bogatego paniczyka – powiedział Wilard i ponownie przyssał się do wina.

On to żłopie jak wodę. Cholera, jedna butelka kosztuje pewnie tyle, co mój tygodniowy żołd – pomyślał Roger, ale jakoś nie czuł specjalnych wyrzutów sumienia w stosunku do przyjaciółki.

– Widziałem twój trening na placu. Poszło ci naprawdę dobrze – zwrócił się za to do Catriony.

Wolał szybko zająć czymś jej myśli, zanim ta zacznie zauważać dziury w wyjaśnieniach swojej ciotki. Dziewczyna pokraśniała z dumy i spojrzała na niego dużo przychylniej.

– Jutro wyruszamy wspólnie na misję i musimy wiedzieć nawzajem, jakie są nasze możliwości. Proponuję wspólny sparing z członkami drużyny. Chciałbym się też dowiedzieć, jakie są twoje zdolności magiczne – dokończył Roger.

– Na to pytanie może ja odpowiem, jako jej nauczycielka – powiedziała Tesseitha. – Catriona całkiem nieźle radzi sobie z magią ofensywną. Jej głównym żywiołem jest ogień. Potrafi też przywołać wiatr, ale wymaga to od niej większego skupienia. W walce powinna sobie poradzić z kilkoma przeciwnikami niebędącymi magami. Wśród studentów jest jedną z lepszych, jednak w starciu z magami współpracującymi z Sarezedasem nie ma szans. Jeśli chodzi o defensywę, to stawianie barier indywidualnych wychodzi jej bardzo dobrze, jednak rozciągnięcie ich na drużynę wymaga od niej skupienia, na które może nie mieć szansy w trakcie walki. Jak też zauważyliście, całkiem nieźle radzi sobie z magią leczniczą. – Tesseitha spojrzała z dumą na wychowanicę, choć w jej oczach można było wyczytać też lęk o nią.

Catriona próbowała ukryć uśmiech, cisnący się na usta. Widać było, że opinia cioci dużo dla niej znaczy.

– Będziemy zaszczyceni, mogąc wyruszyć w twoim towarzystwie – odezwał się kurtuazyjnie Roger. – Proponuję chwilę odpoczynku po obiedzie, a za pół świecy spotykamy się na placu treningowym.

Wszyscy pokiwali głowami i skoncentrowali się na skończeniu posiłku.

***

Divor był zmęczony. Pomimo przepełniającej go ekscytacji spowodowanej eksplorowaniem nieznanych obszarów magii, był wykończony. Jego towarzysz wpadał do niego co noc i wspólnie kontynuowali badania. Przełom był coraz bliżej. Byle starczyło sił.

Staruszek spojrzał na swojego gościa. Po raz kolejny zastanawiał się, czy ten naprawdę jest człowiekiem. Młodszy mag nie jadł, nie pił nic poza kawą i nie spał, od wielu dni, ale trzymał się świetnie, czerpiąc ze swoich zasobów mocy. Zasobów, które zdawały się być niespożyte.

Zupełnie inaczej sprawa wyglądała w przypadku starego maga. Nigdy nie był potężnym czarodziejem. Szczerze mówiąc, nie był nawet przeciętnym. W dodatku wiek już dawno go dogonił. Co z tego, że próbował odsypiać w ciągu dnia. Powoli nie miał już na to sił. I nie mógł tego przerwać.

Był niezmiernie wdzięczny za pomoc. Wiedział, że jego towarzysz nie narzeka na brak zajęć i tylko miłość do magii i pasja, z jaką odkrywał jej możliwości, powodowała, że wciąż do niego przychodził. Niestety jego swoboda w każdej chwili mogła się skończyć.

Pies pójdzie tam, gdzie pan każe.

Stary mag nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego gość od dwudziestu lat wciąż słucha poleceń tego samego człowieka.

– Temat zasłony stał się ostatnio popularny – rzucił młodszy mag tonem niezobowiązującej pogawędki, nie podnosząc wzroku znad notatek.

Staruszek spiął się. Starał się nie okazywać po sobie emocji. Miał wrażenie, że mężczyzna w jakiś sposób zawsze zdaje sobie sprawę z jego uczuć i reakcji. Miał nawet pewną teorię na ten temat, ale nigdy nie udało mu się jej potwierdzić.

– Co masz na myśli? – zapytał, siląc się na spokój.

– Twój były uczeń, Sarezedas, poprosił mnie o radę.

– Zgodziłeś się?

– Posłałem go w cholerę. – Młodszy mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się niewinnie. – Wybacz, ale to kretyn.

– Nie ma czego wybaczać. Sam też nie mam o nim najlepszego mniemania. Zresztą od dawna nie jest już moim uczniem.

Gość bez słowa wrócił do pracy. Starzec patrzył na niego ukradkiem, zastanawiając się, co takiego jego znajomy chciał mu zasugerować, lub co próbował wybadać. Ile on tak naprawdę wiedział, na temat tego, co się działo?

Posiedzieli jeszcze jakiś czas, aż w końcu kryształ komunikacyjny w kieszeni młodszego mężczyzny zaczął wibrować.

– Pora na mnie – westchnął gość, przeciągając się z ziewnięciem. – Wzywają mnie.

– Dziękuję za tę noc – odezwał się staruszek.

Jego towarzysz uśmiechnął się tylko i zniknął.

W pomieszczeniu zrobiło się nagle dziwnie pusto. Samotnie. Czarodziej zapadł się głębiej w fotel i westchnął. Przymknął na chwilę oczy, nie mając sił przenieść się do łóżka. Po chwili jego głowa opadła w bok, a oddech się wyrównał.

Przeciągająca się cisza wywabiła szczura, który wychylił łebek ze szpary przy podłodze i poruszył nerwowo wąsikami. Zwierzątko zbierało się właśnie na odwagę, żeby wyjść z kryjówki, kiedy coś je zaniepokoiło.

Brzęczenie zbudziło w końcu maga, który z trudem otworzył sklejone powieki. Sięgnął po kryształ komunikacyjny i uśmiechnął się, widząc niebieskie, zimne jak lód oczy.

– Witaj mistrzu. Czyżbym cię zbudził? Wybacz mi – rozległ się głos.

– Och, nic nie szkodzi – odparł machinalnie starzec, pocierając pooraną zmarszczkami twarz.

– Muszę wiedzieć, jak idą badania. Poczyniłeś postępy od naszej ostatniej rozmowy?

Mag ożywił się i zerknął w stronę porozrzucanych na podłodze notatek.

– Tak, niedługo powinniśmy skończyć pierwszą fazę – odrzekł. Zmęczenie zdradziło to, o czym nie za chętnie chciał mówić.

– Powinniśmy? – Oczy w krysztale zwęziły się niebezpiecznie. – Więc jednak poprosiłeś go o pomoc?

Staruszek wypuścił głośno powietrze, uciekł wzrokiem w bok.

– Nie byłem w stanie... Nie potrafiłem sam tego opracować – przyznał.

– Igrasz z ogniem.

– Czy my przez cały czas tego nie robimy? Teraz przynajmniej mamy jakąś szansę na powodzenie.

– Wprowadziłeś do tej gry kolejną zmienną. Możemy nad tym wszystkim nie zapanować. – Przeszywające spojrzenie zimnych oczu skupiło się na twarzy starca.

Mag nie czuł jednak skruchy. Nigdy nie uznawał reguł. W żadnej z gier.

Głos z kryształu przerwał po chwili milczenie:

– Upiory przyciągnęły zbyt dużo uwagi. Ktoś o nie wypytywał. Niestety nie udało nam się go przesłuchać, zanim został odbity. Nasza baza w Vigo też została spalona. Brałem dotąd pod uwagę wywiad Azgarra oraz Gildię Magów. Teraz wychodzi na to, że powinienem się jeszcze martwić psami Hedriona.

Staruszek potarł kark, patrząc zafrasowanym wzrokiem w kryształ.

– Jestem pewien, że cokolwiek się nie wydarzy, będziesz umiał obrócić to na naszą korzyść – bąknął.

– Cieszy mnie twoja wiara w moje możliwości, ale proszę, nie zaskakuj mnie tak więcej – westchnął jego rozmówca, kończąc połączenie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top